„Dawny przyjaciel z zawiści prawie zniszczył mi rodzinę. Oczerniał mnie w oczach syna, a żonie wmówił, że ją zdradzam”

Mężczyzna, który pokłócił się z kolegą fot. Adobe Stock, Novak
„W duchu aż jęknąłem! Czy ten człowiek się na mnie uwziął? Co zmiana tematu, to nowa kłopotliwa rewelacja z przeszłości. Co go napadło? Miałem Leszka za dobrego kupla. Ale osoba, która nas odwiedziła, nie zachowywała się jak przyjaciel”.
/ 29.09.2022 07:15
Mężczyzna, który pokłócił się z kolegą fot. Adobe Stock, Novak

Spotkałem niedawno na mieście Leszka, mojego kolegę ze szkoły średniej. Byliśmy kiedyś w zażyłych stosunkach, jednak on wyjechał do pracy za granicę i wrócił dopiero trzy lata temu. Nie wiedziałem o tym do chwili spotkania. Z większością szkolnych towarzyszy straciłem kontakt, natomiast nadspodziewanie często natykałem się na tych, o których niekoniecznie miałem dobre zdanie.

Z Leszkiem korespondowałem przez pierwszych kilka lat jego emigracji, jednak z czasem coraz rzadziej wymienialiśmy się listami i mailami, aż w końcu zamilkliśmy na dobre. Dlatego ucieszyłem się na jego widok.

– Cześć, stary, jak się masz? – zakrzyknąłem radośnie.

Leszek przez dłuższą chwilę gapił się na mnie, jakby nie wiedział, z kim ma do czynienia, ale w końcu jego twarz rozciągnęła się w uśmiechu.

– Jakoś się kręci – odparł.

– Kopę lat, Lechu! Opowiadaj, co cię tu przywiało – zachęciłem go, i po chwili utonęliśmy w przyjacielskiej pogawędce o naszych dokonaniach i losach wspólnych znajomych.

Okazało się, że Leszek, mimo swojej długiej nieobecności w kraju, był bardziej niż ja zorientowany w małżeństwach, rozwodach oraz liczbie potomstwa naszych kumpli z klasy.

– Wróciłem do Polski jakiś czas temu, ale do miasta sprowadziłem się dopiero co. Może spotkalibyśmy się z rodzinami? – zaproponował. – Małżonki by się poznały, nasi synowie może by się zaprzyjaźnili. Co ty na to?

Temat zakończył się zaproszeniem z mojej strony. „Wpadnij z rodzinką w weekend” – zaproponowałem. Miała być piękna pogoda, idealna na grilla oraz na pogawędkę o dawnych, dobrych czasach.

Przecież każdy się starzeje, nie tylko ja

Kilka dni później, w sobotę po południu, zabrzęczał dzwonek przy furtce. Za nią stał uśmiechnięty Leszek. Wbrew wcześniejszym ustaleniom zjawił się zupełnie sam.

– Moi przepraszają, ale wypadła im niespodziewanie wizyta w szpitalu u ciężko chorej ciotki. Ciocia jeszcze trzy dni temu miała się całkiem dobrze, a tu nagle… Bardzo mi przykro, że nasze rodziny się dziś nie poznają, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Przynajmniej spokojnie pogadamy – zakończył Leszek, po czym wręczył mi butelkę koniaku, a mojej żonie kwiaty.

Historia o ciotce wyglądała na naprędce zmyśloną bajeczkę, jednak nie wypadało się dopytywać. Może naprawdę nie mogli, może nie chcieli. Grunt, że Leszek przyszedł. Rozglądał się po moim domu i ogrodzie z nieukrywanym zaciekawieniem.

– Całkiem ładnie mieszkasz. Tylko te tuje schną… – musnął wzrokiem rząd drzewek przy ogrodzeniu.

Do niedawna były moją dumą, a obecnie zmartwieniem. Piękne, strzeliste, zielone tuje po kilku latach nagle zaczęły żółknąć i obumierać. Jeżeli chciał mnie zdenerwować, to swoją niewczesną uwagą trafił w dziesiątkę. Nieco mnie zirytował. Moim zdaniem nie powinien być aż tak szczery już „na dzień dobry”.

– Cóż, przyroda ma swoje prawa. Widać nie jestem urodzonym ogrodnikiem – mruknąłem.

Leszek bez słowa skinął głową na znak, że również tak sądzi. Zasiedliśmy na tarasie. Mój syn, Michał, choć był nieco zawiedziony nieobecnością zapowiedzianego rówieśnika, postanowił dotrzymać towarzystwa starszym.

– O, twój chłopak to już prawie dorosły facet. Tak, tak, latka lecą, nie cofniesz czasu, choćbyś pękł. I rzadkie włosy, i duży brzuch, wszystko ci mówi, że młodość nie wróci…

Dzieląc się tymi odkrywczymi uwagami, poklepał mnie po brzuchu i poczochrał po głowie. Skrzywiłem się, bo odniosłem wrażenie, że nie mówi tego tak ogólnie, o całym naszym pokoleniu, tylko konkretnie o mnie, o moim osobistym brzuchu i łysinie.

– No wiesz, to dotyczy nas wszystkich – przypomniałem mu, patrząc znacząco na jego zakola.

– A jasne, jasne! Tyle że ty byłeś zawsze ten najbardziej dojrzały z całej klasy – odparł Leszek.

Postanowiłem porzucić temat starzenia się i tego, kto wygląda na swoje lata. Napiliśmy się przyniesionego koniaku. Tymczasem kiełbaski, ryby i kurczak skwierczały na grillu.

– Jak tam w szkole, Michał? – Leszek nieoczekiwanie zwrócił się do mojego syna. – Pewnie was męczą, co? Jesteś lepszy od ojca w matematyce? – zapytał ze śmiechem.

Mówił tak, jak on zapamiętał

– Podobno nie. Tata mówi, że zawsze miał same piątki, bo nie było wtedy szóstek – odparł Michał.

– A tak, tak. Jasne, był nie do zdarcia! – Leszek ponownie się zaśmiał, tym razem tak gromko, jakby ktoś opowiedział świetny dowcip.

Można powiedzieć, że dostał napadu śmiechu. Po policzkach popłynęły mu łzy, nie mógł się opanować. Co się uspokoił, to wybuchał nową salwą wesołości. To było naprawdę irytujące. Wreszcie wydusił:

– Twój staruszek był słynnym w szkole matematykiem. Niektórzy twierdzili nawet, że tworzy nową matematykę… – i znów ryknął śmiechem.

Michał odpuścił sobie wypytywanie o szczegóły, ale po jego minie widać było, że chętnie poznałby niecenzurowane wspomnienia na mój temat.

– A z innych przedmiotów jak sobie radziliście? – zagaił, zerkając na mnie i sprawdzając moją reakcję.

Wyczuł, że nasz gość nie zamierza się bawić w dyplomatyczno-wychowawcze gierki wybielające obraz naszej młodości.

– O, mieliśmy z niejednym nauczycielem kłopoty. A pamiętasz – zwrócił się do mnie, – jak groziła ci dwója z rosyjskiego? Musiałeś pod oknem pokoju nauczycielskiego recytować cały wiersz Puszkina, żeby baba ci odpuściła. I kwiaty jej dałeś. Rusycystka to niezła kosa była, zdałeś tylko dzięki tej akcji – Leszek beztrosko przytaczał dalsze kompromitujące fakty.

– To nie byłem ja – zaprzeczyłem, coraz bardziej zdenerwowany przesadną otwartością mojego kolegi. – Coś ci się chyba pomyliło…

– Ależ ty! Nie ma mowy o pomyłce! – Leszek poklepał mnie po ramieniu. – No, no, nie ma się czego wstydzić. Przecież to świadczy tylko o twojej przedsiębiorczości i inteligencji. Wykuć na blachę każdy głupi umie, ale ratować tyłek nowatorskimi metodami, to już nie każdy potrafi.

– Tata zawsze twierdził, że był wzorowym uczniem – mruknął Michał.

– Hej, zobaczcie, grill już gotowy! Wszyscy sobie nakładajcie. Komu, komu, bo idę do domu! – starałem się odwrócić uwagę syna od tego, co wygadywał mój dawny kolega.

Nie czekając na odzew, wziąłem się za nakładanie jedzenia, które mogłoby się jeszcze trochę popiec, jednak była to najwyższa pora na przerwę w spektaklu: „Cała prawda o ojcu”.

Być może przyszedł leczyć kompleksy…

– Jak zwykle dusza towarzystwa – skomentował Leszek. – A dziewczyn ile się w nim kochało!

– Naprawdę? – zainteresowała się tym razem moja żona, Alina.

W duchu aż jęknąłem! Czy ten człowiek się na mnie uwziął? Co zmiana tematu, to nowa kłopotliwa rewelacja z przeszłości. Co go napadło?

Pewnie niejedna do dziś po nim płacze. Do matury ostro się zajmował Kaśką. Potem się pokłócili na amen. Ech, ale te pierwsze miłości zostają w głowie na zawsze… w sumie pewnie teraz też nie próżnuje, ty się moja droga lepiej bacznie rozglądaj, kto wie co ten ancymon ma za uszami, haha...

– Rybkę czy karkówkę, kochanie? A może kiełbaskę? Pyszna, palce lizać! – usiłowałem skierować ich uwagę na inne tory. – A co sądzisz, Leszku, o naszym obecnym rządzie? Ja jestem trochę za, a trochę przeciw.

Nasz gość dał się sprowokować. Nigdy nie sądziłem, że kłótnię ze znajomym na tematy polityczne przyjmę z ulgą. Spór był gorący, ale tematy, w porównaniu z poprzednimi, bezpieczne. Wieczorem pożegnaliśmy Leszka, a ja po jego wyjściu opadłem na fotel z westchnieniem ulgi.

– Interesujący ten twój kolega. Dużo się można od niego dowiedzieć – skomentował przyjęcie Michał. – Przyjdzie jeszcze do nas kiedyś?

– Nie sądzę – odparłem krótko.

Syn uśmiechnął się domyślnie.

– Spoko, tato. Gdyby mój niby dobry kumpel gadał o mnie takie rzeczy, też bym go nie chciał więcej oglądać.

Fakt, miałem Leszka za dobrego kupla. Ale osoba, która nas odwiedziła, nie zachowywała się jak przyjaciel. Wyglądało to tak, jakby chciał się ze mną spotkać tylko po to, żeby leczyć moim kosztem jakieś swoje kompleksy i niepowodzenia. Dlatego nie przyprowadził rodziny. Żebym nie mógł się zrewanżować. A może w ogóle nie miał rodziny… Co się z nim porobiło? Aż tak go życie zmieniło? A kiedyś go lubiłem…

Wieczorem już w sypialni przytuliłem się do żony.

Może to jedynie mistrz nietaktu

– Dobranoc, Alinko – chciałem ją pocałować, ale się odsunęła.

– Kaśkę też tak całowałeś? – spytała naburmuszona.

– Skarbie, proszę cię, jeśli pokłócimy się z powodu zamierzchłych rewelacji tego palanta, to osiągnie swój cel.

– Niby jaki? – burknęła.

– Nie wiem. Może to jedynie mistrz nietaktu. Naprawdę wolałbym, żeby okazał się idiotą. Ale czy ktoś głupi, ale wciąż mi życzliwy zachowywałby się tak jak Leszek? W moim własnym domu, przed moją żoną i synem?

Alina jest inteligentną kobietą, nie musiała się długo zastanawiać.

– Masz rację. Przepraszam. Następnym razem bądź ostrożniejszy. Jakiś test lojalności zrób czy coś.

– Postaram się. Zanim wpuszczę kolejnego starego kumpla za próg, upiję go i wybadam, co naprawdę o mnie myśli – pokiwałem głową.

Czytaj także:
„Nie byłam gotowa na poświęcenia dla męża. To facet powinien się płaszczyć! Gdyby mnie kochał, zrobiłby dla mnie wszystko”
„Za dnia prowadziłem firmę ochroniarską, a nocą… włamywałem się do swoich klientów. Każdy orze jak może”
„Szczenięce zabawy skończyły się płaczem i traumą. Naraziliśmy życie, żeby popisywać się odwagą przed kumplami”

Redakcja poleca

REKLAMA