Internet – piękna sprawa. Można pogadać, flirtować, umawiać się i porzucać bez żadnych konsekwencji. Tak właśnie robiłam, aż spotkałam kogoś, kto nie dał się spławić. Co więcej, sprawił, że znowu miałam nadzieję na bliskość. Tyle że to nie było takie proste.
Nie chciałam zakochać się w Janku
Po zdradach męża, morzu wylanych łez i burzliwym rozwodzie nie miałam zamiaru wiązać się już z żadnym mężczyzną. Uważałam, że każdy z nich to drań, dla którego szkoda czasu i miejsca w moim sercu. Zajęłam się więc pracą i wychowywaniem dziesięcioletniej córki – Patrycji. Nocami wchodziłam jednak czasem na portale randkowe.
Oczywiście nie po to, by znaleźć miłość, ale by zaspokoić swoją rządzę zemsty na męskim rodzie. Rozmawiałam sobie z panami, podpuszczałam, dawałam nadzieję. A gdy nabierali apetytu, myśleli, że już są w ogródku, przystępowałam do ataku. Wyśmiewałam ich, poniżałam i wysyłałam do wszystkich diabłów. Wiem, że to było głupie i dziecinne, ale nie mogłam się powstrzymać…
Uważałam, że należy się im nauczka. Janek był pierwszym, który wytrzymał te ataki.
„Wiem, że ta złość to tylko pozory, że tak naprawdę jesteś zupełnie inna. Czuła, opiekuńcza i dobra. Tylko musisz sobie o tym przypomnieć. Pomogę ci w tym, jeśli oczywiście się na to zgodzisz” – napisał na portalu w odpowiedzi na moje ostre słowa.
Nie rozumiałam, co się dzieje. Inni mężczyźni od razu wpadali w szał. Wyzywali mnie, obrażali, obrzucali wyzwiskami. Jeden nawet groził, że mnie odnajdzie i wdepcze w ziemię jak robaka. A Janek był miły i prawił mi komplementy. To było bardzo dziwne i zaskakujące.
Nie zaufałam mu od razu
Wręcz przeciwnie, wzmogłam czujność. Byłam pewna, że jest po prostu cwańszy od innych i zamierza pokonać mnie moją własną bronią. Najpierw czułe słówka, a potem bach, cios między oczy. Ale nie… Gdy wchodziłam na portal, w prywatnej skrzynce zawsze były tylko miłe wiadomości. Życzenia dobrego dnia, spokojnej nocy, pytania, co mi się fajnego przytrafiło.
W pewnym momencie złapałam się na tym, że czekam na to z niecierpliwością. Na początku odpowiadałam na nie półsłówkami, potem coraz śmielej i szerzej. Doszło do tego że gadaliśmy przez internet nawet przez pół nocy, zwierzaliśmy się sobie ze swoich problemów. Dowiedziałam się, że Janek, podobnie jak ja, ma za sobą nieudane małżeństwo i wychowuje samotnie jedenastoletniego syna Karola. Jego była już żona spakowała walizki i uciekła za granicę z trenerem od fitnessu.
Gdy mi o tym powiedział, to aż oczy ze zdumienia otworzyłam. Zawsze myślałam, że tylko mężczyźni są zdolni do takich świństw. A tu okazało się, że niektóre kobiety wcale im w tym nie ustępują. Po pół roku rozmowy przez internet przestały nam wystarczać. Postanowiliśmy się spotkać. Niby nic trudnego. Wystarczy wyznaczyć miejsce i godzinę. Sęk w tym, że Janek mieszkał we Wrocławiu, a ja w Gdańsku.
– Dla chcącego nie ma nic trudnego. W najbliższą sobotę odstawiam Karola do babci, wsiadam w pociąg i melduję się na wybrzeżu – oświadczył.
Aż podskoczyłam z radości
W dniu jego przyjazdu zawiozłam Patrycję też do babci i pełna nadziei czekałam na peronie. Spędziliśmy cudowny weekend. Trochę się bałam, że w czasie pierwszego spotkania będziemy skrępowani. Bo co innego rozmawiać przez internet, a co innego w realu. Niepotrzebnie! Spojrzeliśmy na siebie i od razu zaiskrzyło. Gdy nadszedł czas rozstania, miałam ochotę się rozpłakać. Janek też miał niewesołą minę.
– Przyjedziesz do mnie w sobotę? – zapytał.
– Przyjadę, oczywiście. Inaczej umrę z tęsknoty – przytuliłam się do niego.
– Ja już umieram – krzyknął, wskakując do wagonu.
Gdy pociąg odjechał, żałowałam, że sobota jest za sześć dni… Tak jak obiecałam, pojechałam do Janka. I w tamtą sobotę, i w kolejne. Przez następne pół roku odwiedzaliśmy się prawie co tydzień. Raz on przyjeżdżał do mnie, drugi raz ja do niego. Najpierw sami, potem z naszymi pociechami.
Dzieciaki szybko znalazły wspólny język. A my? Im dłużej się się znaliśmy, tym coraz mocniej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że chcemy być razem każdego dnia. Zastanawialiśmy się tylko, co powiedzą dzieci. Zamierzaliśmy nawet o tym z nimi porozmawiać, ale same podjęły temat.
– Kiedy się wreszcie pobierzecie? To kursowanie robi się już męczące – wypaliła któregoś dnia Patrycja.
– A skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że myślimy o ślubie? – wykrztusiłam.
– O rany, przecież nie jestem ślepa. Widzę, że się kochacie. I nie mam nic przeciwko temu. Karol zresztą też nie. Uważa, że jesteś bardzo w porządku – uśmiechnęła się.
Potem okazało się, że Karol przeprowadził z ojcem podobną rozmowę…
Janek poprosił mnie o rękę miesiąc później
Czułam, że coś się święci, bo gdy stanął w progu, był czerwony jak burak i miał zakłopotaną minę. Od razu po wejściu do mieszkania uklęknął i założył mi pierścionek na palec. Dzieci zaczęły bić brawo. Byłam taka szczęśliwa. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu byłam przekonana, że resztę życia spędzę sama. A teraz powiedziałam „tak” najwspanialszemu mężczyźnie pod słońcem. W tamtej chwili do głowy mi nawet nie przyszło, że coś może stanąć na drodze naszej miłości. A jednak…
Do pierwszego spięcia doszło jeszcze tego samego dnia. Patrycja i Karol poszli grać na komputerze, a my zasiedliśmy w salonie. Otworzyliśmy butelkę wina i oglądaliśmy film.
– Ile czasu potrzebujesz, żeby pozamykać wszystkie sprawy w Gdańsku? Chciałbym, żebyście jak najszybciej przeprowadziły się z Patrycją do mnie Wrocławia. No, chyba że wolisz poczekać z przeprowadzką do ślubu – odezwał się w pewnym momencie Janek.
Spojrzałam na niego zdumiona.
– Słucham? O czym ty mówisz? Nie, nie chcę czekać aż do ślubu. Ale byłam pewna, że to wy przeniesiecie się do Gdańska – wykrztusiłam.
– Mowy nie ma. We Wrocławiu mam firmę, ugruntowana pozycję na rynku, wiernych klientów. Nie mogę tego wszystkiego spakować do walizek i przewieźć na Wybrzeże – burknął.
– A to niby dlaczego? Jak ci się powiodło we Wrocławiu, to uda ci się i w Gdańsku. Własny biznes można prowadzić wszędzie. A o dobrą pracę na etacie jest bardzo trudno. Tu jestem już kimś, zarabiam, jestem niezależna. I nie zamierzam z tego zrezygnować. Poza tym kocham to miasto i nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej – krzyknęłam.
– A ja nie zamierzam budować pozycji firmy od zera. Za stary na to jestem! Poza tym ja ze swoich dochodów jestem w stanie utrzymać nas wszystkich. A twoja wystarczy tylko na opłaty – odkrzyknął.
I pewnie doszłoby między nami do awantury, gdyby nie dzieci. Słysząc nasze podniesione głosy, przyszły do salonu.
– O matko, jeszcze nie wzięliście ślubu, a już się kłócicie? To, co będzie potem? Kolejne awantury? – jęknął Karol.
Zrobiło mi się bardzo głupio.
– Nie, nie kłócimy się. Po prostu próbujemy ustalić, gdzie wspólnie zamieszkamy – wyjaśniłam zmieszana.
– No właśnie. I nie za dobrze nam to idzie. A wy co o tym myślicie? – dodał równie zmieszany Janek.
Patrycja i Karol spojrzeli na siebie
– Mnie jest właściwie wszystko jedno. Kocham Gdańsk, ale Wrocław też jest OK – odezwała się moja córka.
– A ja kocham Wrocław, ale w Gdańsku też mi się podoba – uśmiechnął się Karol.
– Naprawdę? I nie żal wam będzie rozstania z przyjaciółmi? Pożegnania z ulubionymi miejscami? – dopytywałam się.
– Trochę żal. Ale szkoły i przyjaciele są przecież wszędzie. Podobnie jak fajne miejsca. Prawda? – córka uśmiechnęła się do Karola.
– No pewnie. Dlatego pogodzimy się z każdą waszą decyzją. Tylko ją w końcu podejmijcie, bo już dosyć, błagam! – złożył ręce w błagalnym geście.
Spojrzałam na Janka
Był równie zaskoczony, co ja. I chyba tak jak ja zazdrościł naszym dzieciom, że dla nich to wszystko jest takie proste. Tamtego wieczoru nie rozmawialiśmy już więcej o przeprowadzce. Ustaliliśmy z Jankiem, że wrócimy do tematu, gdy sobie wszystko na spokojnie przemyślimy. Ale mijały kolejne dni i końca sporu nie było widać.
Miałam nadzieję, że Janek, jak przystało na dżentelmena, w końcu ustąpi, ale on uparcie trwał przy swoim. Przedstawiał mi tylko coraz to nowe argumenty. Niektóre, trzeba przyznać, były nawet rozsądne, ale i tak czułam się zawiedziona. Nie rozumiałam, dlaczego jest taki uparty, dlaczego nie chce się poświęcić. Czyżbym znowu trafiła kulą w płot? Tak mnie to bolało, że aż pojechałam się wypłakać do przyjaciółki Beaty.
– Gdyby mnie naprawdę kochał, to zrobiłby dla mnie wszystko – wychlipałam.
– I vice versa – odparowała.
– Że co? – spojrzałam na nią zdumiona.
– Gdybyś go naprawdę kochała, to…
– Znam znaczenie tego zwrotu, nie musisz tłumaczyć.
– Na pewno? W takim razie nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie pakujesz walizek i nie wyprowadzasz się do Wrocławia.
– A dlaczego ja, a nie on?
– Bo z tego, co od ciebie usłyszałam, tak jest lepiej i rozsądniej. Jankowi naprawdę będzie trudniej zaczynać od początku. We Wrocławiu jego firma jest znana i poważana. Dzięki temu zarabia. A w Gdańsku będzie jak dziecko we mgle. Może się nawet w ogóle nie przebić ze swoim biznesem.
– A co z moją pracą? Już się nie liczy?
– Liczy się, liczy, ale myślę, że we Wrocławiu też nie brakuje dobrych ofert dla specjalistów. Zaczepisz się bez problemu.
– A jak nie zaczepię? Nie chcę być na jego utrzymaniu!
– A dlaczego masz być? Rozglądałaś się na tamtejszym rynku pracy? Przejrzałaś oferty w internecie?
– No nie…
– To może łaskawie to zrobisz? Choćby z ciekawości? No, chyba że upierasz się przy swoim, bo chcesz po prostu postawić na swoim dla zasady – uśmiechnęła się.
– No wiesz, nie spodziewałam się tego po tobie. Myślałam, że będziesz po mojej stronie. A ty bronisz Janka… – zrobiłam obrażoną minę.
Beata milczała przez dłuższą chwilę
– Wiesz co? Skoro tak uważasz, to skończmy tę dyskusję. Mieszkaj w Gdańsku i snuj marzenia o życiu u boku ukochanego. Bo pewnie tylko to ci zostanie, jeśli nadal będziesz taka uparta. Związki na odległość nie są zwykle zbyt trwałe. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale…
– No pięknie, nie dość, że nie trzymasz mojej strony, to jeszcze mi źle życzysz.
– Wiesz, co, słuchać cię już nie mogę. Dlatego powiem już tylko jedno: chcesz być szczęśliwa, to pakuj siebie i Patrycję, i jedź do Wrocławia. Nie chcesz, zostań.
Wyszłam od Beaty zła jak osa. Kiedy jednak złość mi przeszła, usiadłam i zastanowiłam się raz jeszcze, czego chcę. No i wyszło mi, że chcę być z Jankiem. Wszystko jedno gdzie. Zatęskniłam za nim tak bardzo, że aż mi łzy po policzkach popłynęły. Nie chciałam być jednak na jego garnuszku, więc szybciutko przejrzałam oferty pracy we Wrocławiu. I ze zdumieniem, ale i ulgą, odkryłam, że przyjaciółka miała rację – propozycji nie brakowało.
A gdy wysłałam CV do jednej z firm, natychmiast zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Od razu zadzwoniłam do Janka o opowiedziałam o wszystkim.
– Czyli co, zdecydowałaś się na przeprowadzkę? – w jego głosie była radość.
– Jeszcze nie do końca. Ale poważnie to rozważam. Bardzo poważnie – odparłam.
– Kochanie, proszę… Jeśli tylko do mnie przyjedziesz, będę cię na rękach nosił. Przysięgam – obiecał.
I wydaje mi się, że był szczery. Jutro więc zacznę się powoli pakować. Wrocław to piękne miasto. A do Gdańska zawsze mogę przyjechać. W odwiedziny do mojej mamy albo tak po prostu.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”