„Mąż zdradzał mnie z wieloma kobietami. Jedna z jego kochanic powiedziała mi, że ten łajdak i tak kochał tylko mnie"

Rozpaczająca kobieta fot. Adobe Stock, Racle Fotodesign
„ – Żadna z nas nie mogła z panią konkurować. Opowiadał o pani godzinami. To pani była całym jego życiem. My stanowiłyśmy tylko dodatek. Wykrzywiłam pogardliwie usta. Tego było już za wiele. Jak do tego doszło? Dawaliśmy sobie za dużo swobody?"
/ 06.07.2021 13:45
Rozpaczająca kobieta fot. Adobe Stock, Racle Fotodesign

Dawaliśmy sobie z Mateuszem dużo swobody. Nigdy nie kontrolowałam, gdzie i z kim wyjeżdża, a robił to często. Aż tak bardzo mu ufałam? A może po prostu podświadomie czułam, że on robi coś, o czym ja nie chcę wiedzieć…? Co da mój gniew?

Nie pogodziłam się z jego odejściem, ale oswoiłam pustkę, która po nim została

Byłam kochana przez niezwykłego człowieka, którego odebrała mi podstępna choroba. Zniknął z mojego życia w przeciągu jednej nocy. Nie cierpiał długo. Wieczorem narzekał na dziwny ból głowy. Wziął przed przed snem paracetamol, a nazajutrz nie wstał z łóżka. Wyglądał, jakby nadal spał; leżał obok mnie, wtulony w poduszkę. Kiedy jednak dotknęłam jego dłoni, była zimna.

Pamiętam, jak w pokoju rozbrzmiał dźwięk komórki, a on się nie poruszył. Zawsze się zrywał jak oparzony, bo nie znosił tego irytującego buczenia. Wtedy zrozumiałam, że jest już daleko i nigdy więcej nie usłyszę, jak przeklina znienawidzone poniedziałki. Nie pogodziłam się z jego odejściem, ale oswoiłam pustkę, która po nim została.

Przez pół roku wszystkie jego rzeczy leżały tam, gdzie je zostawił. Nie dotykałam ich, nie przestawiałam, nie chowałam. Patrzyłam, jak pokrywa je kurz. Musiały się przecież oswoić z faktem, że są już niepotrzebne. Planowałam zamknąć je w pudle, które zaniosę do piwnicy.

Obiecałam sobie, że zrobię to przed dniem zmarłych. Mateusz nie lubił bałaganu. Na pewno patrzył na mnie teraz z góry i kręcił niezadowolony głową. Usiadłam przy jego biurku i przeciągnęłam dłonią po gładkim blacie. Mój mąż spędzał przy nim wiele czasu; był bardzo zdolnym fotografikiem.

Chomikował niemal wszystko i byłam ciekawa, co takiego znajdę…

Uruchomiłam komputer – na pulpicie pojawiła się moja uśmiechnięta twarz. Mateusz zrobił to zdjęcie w dniu, kiedy mi się oświadczył. W życiu się tak nie zmęczyłam, jak podczas tej zwariowanej wycieczki w góry. Kazał mi przejść kilkanaście kilometrów, zanim zobaczyłam pierścionek. Później oboje żartowaliśmy, że to był test sprawnościowy przed kolejnymi wyjazdami, które uwielbiał organizować. Podczas tych wypraw nie miał dla mnie litości.

Kolejne wspomnienie. Mateusz stoi odwrócony do mnie plecami. Przed nim wznoszą się Włoskie Alpy. Wygląda tak, jakby nic nie było w stanie go zatrzymać, jakby te góry zostały stworzone wyłącznie po to, aby mógł je zdobyć. Kto by pomyślał, że taki silny, odważny mężczyzna, z pozoru okaz zdrowia, umrze pięć lat później z powodu tętniaka mózgu. Odetchnęłam głośno, próbując powstrzymać płacz.

W komputerze Mateusza było pełno skarbów. Setki zdjęć wykonanych podczas profesjonalnych sesji, a także zwyczajne selfie, rejestrujące ulotne chwile szczęścia. Chomikował niemal wszystko i byłam ciekawa, co takiego znajdę… nigdy wcześniej nie przeglądałam zawartości jego komputera. Dawaliśmy sobie dużo swobody. Poza tym miałam własną pracę i swoje sprawy.

Pokazywał mi to, co uznawał za interesujące, albo to, co miało zostać opublikowane. Sama nie szperałam w jego rzeczach. Zresztą fotografie najlepiej prezentują się na papierze. W naszym domu każda ściana była obwieszona pracami Mateusza. Długo się zastanawiałam, co zrobić z tymi zdjęciami. To były także moje wspomnienia, ale teraz, kiedy na nie patrzyłam, wzbudzały jedynie ból. Przemykałam przez własne mieszkanie ze zwieszoną głową, nie patrząc na otaczającą mnie przestrzeń.

Czekało mnie jeszcze wiele pracy, ale czułam, że dam radę, uporządkuję to wszystko. Będę stawiać małe kroki, posuwać się powoli do przodu, aż w końcu odnajdę się w świecie bez Mateusza.

Serce podeszło mi do gardła

Na uporządkowanym pulpicie znajdowało się kilka folderów z projektami, których mój utalentowany mąż nigdy nie skończył. Przejrzałam je z ciekawości. Jeden z nich wydał mi się dziwny. Zawierał kolejny folder, w którym umieszczono kolejny. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż wreszcie, gdy niemal zrezygnowałam, dotarłam do końca, którym okazał się plik o nazwie „Ona”. Serce podeszło mi do gardła. Ta nazwa, mimo swej enigmatyczności, była zatrważająco wymowna.

Otworzyłam folder, w którym mieściły się dziesiątki fotografii kobiety, która nie była mną. Miała długie blond włosy, duże zielone oczy i mocny makijaż. Zupełnie jak nie ja. Wszystkie zdjęcia zostały zrobione z bliskiego planu. Na niektórych się śmiała, na innych była zamyślona, a na kilku nawet zła. Widziałam też miniatury aktów, ale nie miałam odwagi ich otworzyć.

Z każdego ujęcia wyzierały tęsknota i uwielbienie mojego męża do tej pięknej blondynki. Patrzyłam na jej gładką twarz, a później na swoje odbicie w zawieszonym obok lustrze. No tak… Nic specjalnego. Przeciętna przeciętność. Smutne spojrzenie, pierwsze zmarszczki i spierzchnięte usta. „Znudziłeś się swoją zwyczajną żoną i musiałeś znaleźć sobie kogoś piękniejszego?” – zwróciłam się do męża w myślach.

Nigdy nie podejrzewałam Mateusza o zdradę. Pamiętałam te wieczory, kiedy szeptał mi do ucha, że jest szczęśliwy. „Dlaczego kłamał? Dlaczego mnie zawiódł? Jak mogłam przeoczyć coś tak istotnego? Co było prawdą, a co kłamstwem w naszym małżeństwie?”. Chciałam się rozzłościć, ale nie potrafiłam. Wiedziałam przecież, że teraz ta złość nie zrobi na nim żadnego wrażenia. Oszuści i zdrajcy boją się zdemaskowania. Mateusz już niczego nie musiał się bać, zwłaszcza swojej nudnej, nieatrakcyjnej żony.

 Mam odmawiać modlitwę za duszę ukochanego męża, który mnie okłamywał i wcale nie kochał?

Podeszłam do jednego z naszych wspólnych zdjęć. Patrzyłam na jego uśmiech, zastanawiając się, dlaczego mnie tak skrzywdził. Czy ktoś z rodziny znał prawdę? Tego się obawiałam najbardziej. Chwyciłam telefon komórkowy i wybrałam numer teściowej.

– Cześć, Małgosiu – przywitała się.

– Wiem, że miałam się odezwać wcześniej, ale jakoś nie dałam rady. Przyjedziemy po ciebie jutro rano i wszyscy razem wybierzemy się na cmentarz. Co ty na to? Zamówiłam piękną wiązankę…

– Mateusz miał kogoś na boku – powiedziałam spokojnie.

– Słucham cię, kochanie? – zapytała jak zwykle, gdy była zakłopotana.

– Znalazłam zdjęcia obcej kobiety w jego komputerze. Jestem pewna, że mieli romans.

– Ależ Małgosiu, to na pewno była modelka. Mateusz nigdy by nie…

– A jednak! – przerwałam jej. – Dzwonię, żeby zapytać, czy o tym wiedziałaś.

– Ależ kochanie! To po prostu niemożliwe! O niczym nie wiedziałam, bo nie było o czym wiedzieć! – Jutro chyba nie pójdę na cmentarz. Muszę się nad wszystkim zastanowić…

– Przecież to pierwsze święto zmarłych po jego śmierci, kochanie! Uważam, że jesteś zła na los, na świat, nawet na niego, że umarł, nie potrafisz się pogodzić z jego odejściem i dlatego…

– Nie o to chodzi. Nie chcę udawać, że wszystko było okej, skoro już wiem, że nie było. Mam odmawiać modlitwę za duszę ukochanego męża, który mnie okłamywał i wcale nie kochał? Chyba nie umiem. Miałam irracjonalnie opanowany głos. Cała sytuacja wydawała mi się kompletnie nieprawdopodobna i może dlatego nie czułam niczego oprócz zdziwienia.

– Zastanów się jeszcze… – poprosiła mnie teściowa. Pożegnałam się z nią i wróciłam do komputera Mateusza. Otworzyłam zdjęcie blondynki i zaczęłam się wpatrywać w jej ładną twarz. „Jak długo się znali? Z całą pewnością musiała dużo o mnie wiedzieć. Ciekawe, jak często Mateusz się na mnie skarżył?”. Poczułam się dziwnie, uświadomiwszy sobie, że obca kobieta wie więcej na temat moich wad, niż być może ja sama.

Myślałam o tym, jak po raz pierwszy wyznał mi miłość

Spędziłam przed komputerem resztę dnia, studiując z uwagą niemal każdą jej fotografię. Zdałam sobie sprawę, że często razem wyjeżdżali. Mateusz dużo podróżował, ponieważ otrzymywał zlecenia z całej Europy. Odwiedził dzięki temu wiele wspaniałych miejsc. Nie zabierał mnie na te wyjazdy, bo przecież miałam własną pracę i swoje obowiązki. Nigdy mi tego nawet nie zaproponował. Teraz już wiedziałam dlaczego.

Mimo tego porannego odkrycia nadal nie czułam niczego oprócz zdumienia. Leżąc wieczorem w łóżku, myślałam o tym, jak po raz pierwszy wyznał mi miłość. Szukałam w tych wspomnieniach oznak fałszu i wyrachowania, ale nic takiego nie znalazłam. Nazajutrz postanowiłam jednak pójść na cmentarz. Sama.

Jeżeli teściowa podzieliła się moim odkryciem z resztą rodziny, zacznie się przekonywanie, że przesadzam, że ten cały romans Mateusza to jakaś moja nadinterpretacja wynikająca z nadwrażliwości młodej wdowy. Nie miałam na to ochoty. Wiedziałam swoje. Mateusz był inny, niż wszyscy sądzili. Podeszłam to usłanego wieńcami grobu i spojrzałam na czarno-białe zdjęcie. Zastanawiałam się, czy żałował tego, co robił, czy raczej przed każdym spotkaniem z kochanką uśmiechał się zadowolony.

– Dzień dobry… Spłoszona, odwróciłam się szybko. Znajomo wyglądająca blondynka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Nie zna mnie pani, ale…

– Znam – ucięłam. Spuściła głowę. Nawet na mnie zrobiła wrażenie, a co dopiero na Mateuszu. Doskonale go znałam i wiedziałam, co mu się podoba, co uznaje za piękne. Ona była idealna. Nieco wyniosła, dumna, o posągowej urodzie królowej lodu.

– Znalazłam pani zdjęcia w jego komputerze – wyjaśniłam. Wciąż się wahałam, czy w ogóle chcę z nią rozmawiać. Co było silniejsze? Wstyd czy chęć poznania prawdy?

– Nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Myślałam, że mnie porzucił – wyznała drżącym głosem. Jej zielone oczy wypełniły się łzami.

– Próbowałam się z nim skontaktować przez dwa tygodnie. Nie mieliśmy żadnych wspólnych znajomych. O tym, że zmarł, dowiedziałam się dopiero po miesiącu, od dziewczyny, która kilka razy z nim współpracowała.

– Przykro mi – powiedziałam. Sama nie wiem, czemu jej współczułam. Przecież na to nie zasługiwała. To ja byłam żoną, a ona tą trzecią. obserwowałam ją na tle rozświetlonego zniczami cmentarza. Próbowała zapanować nad swoją rozpaczą.

– Jak długo to trwało? – zapytałam. Nie odpowiedziała od razu.

– Aż tak długo? – nie mogłam uwierzyć.

– Byliśmy ze sobą, jeszcze przed waszym ślubem…

Wypuściłam z dłoni małą wiązankę chryzantem, którą kupiłam przed wejściem na cmentarz.

– Słucham?

– Nasz romans trwał osiem lat. Świat zawirował mi przed oczami. „Czym w takim razie było moje życie, moja miłość? Kompletnym oszustwem?”.

– Nie wierzę… – potrząsnęłam głową.

– Kiedy panią poznał, mieliśmy akurat przerwę. Chciałam, żeby pani wiedziała, że on panią bardzo kochał…

– Chyba pani żartuje! – krzyknęłam, czując, jak rumieniec wstydu oblewa moją niedoskonałą twarz. Desperacko chciałam ukryć przed tą kobietą swoje zmieszanie, ale zdradzało mnie własne ciało.

– Mateusz miał wiele sekretów. Również przede mną, ale wiem, że kochał nas wszystkie, na swój sposób.

– Nas… wszystkie? – zacisnęłam pięści z całych sił. Piękna blondynka spojrzała na pochmurne niebo. Próbowała w łagodny sposób przedstawić okrutną prawdę. Jej włosy miały barwę słomy, a skóra kojarzyła się z alabastrem. Boże, jak mógł związać się ze mną, skoro tak bardzo odbiegałam od stojącego przede mną ideału?

– Nie byłam jedyna – wyznała.

– Było was więcej? – Tak.

– Jak dużo?

– Nie mam pojęcia – wzruszyła ramionami.

– Mateusz kochał kobiety najbardziej pod słońcem, ale szybko się nudził.

– Nie… – wykrztusiłam. Kobieta posłała mi smutne spojrzenie.

– To, że były inne, nie oznacza, że on pani nie kochał. To z panią się związał! Żadna z nas nie mogła z panią konkurować. Opowiadał o pani godzinami. To pani była całym jego życiem. My stanowiłyśmy tylko dodatek. Wykrzywiłam pogardliwie usta. Tego było już za wiele.

– Niech mnie pani nie próbuje pocieszać w ten sposób. Nie potrzebuję litości! Blondynka schyliła się i podniosła rzucone na ziemię kwiaty. Przez chwilę patrzyła na wiązankę, potem powoli, niemal z nabożną czcią, ułożyła ją na grobie Mateusza. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskni za moim mężem. Moim mężem!

– Miłość bywa skomplikowana… – szepnęła.

– Tak tłumaczą się tylko ci, którzy nie potrafią w niej wytrwać – odparłam i ruszyłam w drogę powrotną. Nie zatrzymywała mnie. Idąc w stronę parkingu, próbowałam rozbudzić w sobie gniew. W myślach obrzuciłam Mateusza stekiem wyzwisk, ale to nic nie dało. Nadal czułam głównie zdziwienie oraz… zaskakującą ulgę. „Może w głębi duszy podejrzewałam go o to wszystko? Może dopiero teraz dotarło do mnie, że pozwalałam mu robić to, czego pragnął najbardziej? Nie zadawałam zbędnych pytań, nie grzebałam w jego rzeczach.

Nie martwiłam się, gdy znikał na wiele dni i nocy. Przecież zawsze wracał. Może podświadomie wiedziałam, jaka jest prawda, i godziłam się na nią? Może dopiero dzisiaj odkryłam, czym była dla mnie miłość? Akceptacją ukochanej osoby. Ile jeszcze rzeczy nie wiedziałam na swój temat? Co powinnam zrobić, żeby je odkryć?

Czytaj także:
„Nie o każdą miłość warto walczyć... Ten związek mnie niszczył, ale nie potrafiłem odejść”
„Ożeniłem się z rozsądku, a raczej... z wyrachowania. Nie kochałem Marysi. Lubiłem i szanowałem, ale o miłości nie było mowy”
„Z obcymi różnie może się ułożyć, ale rodzina to jest rodzina. Na krewnych zawsze można liczyć. Jaka ja byłam głupia...”

Redakcja poleca

REKLAMA