„Tak bardzo potrzebowałam miłości i ciepła, że ślepo dawałam się wykorzystywać. Ukochany latami na mnie żerował”

Dawałam się wykorzystywać dla miłości fot. Adobe Stock, Serhii
„Jego niechęć do pomocy. To, że zawsze musi być, jak on chce. I to, że słuchał moich słów tylko wtedy, gdy miało mu to pomóc. Poza tym byłam głupia i nie znałam się na niczym. Nie pytajcie mnie, dlaczego wcześniej tego nie widziałam. Czy ślepa miłość to dobre wytłumaczenie?”.
/ 19.08.2022 18:30
Dawałam się wykorzystywać dla miłości fot. Adobe Stock, Serhii

Roman był moim pierwszym mężczyzną tak na poważnie. Wiem, że w ustach czterdziestoletniej kobiety to dziwne wyznanie, ale jakoś tak ten czas minął na nauce, opiece nad schorowanymi rodzicami, różnych wolontariatach. Nigdy się nie nudziłam i nigdy nie miałam czasu na pensjonarskie marzenia o romantycznej miłości. Czasami szłam na kolację czy do kina ze znajomym lub kandydatem na chłopaka podsuniętym przez rodzinę czy przyjaciół, ale szybko się to kończyło.

W końcu jednak nadszedł mój czas

Zakochałam się. Pracowaliśmy w jednym biurze w korporacji, ja już od kilku lat. Romana dopiero zatrudnili. No i szefowa powiedziała, żebym wprowadziła go w sprawy i zasady firmy. Dlaczego akurat ja? Bo zawsze spadały na mnie takie zadania – organizowanie mikołajek, zbiórki rzeczy dla biednych, użeranie się z leniwymi fachowcami od IT. Szefowa mówiła o mnie „niezastąpiona”, ja czułam się doceniona. A że przez dziesięć lat pracy nikt nie wspominał o awansie…

Cóż, wystarczały mi te niewielkie podwyżki co trzy lata i obowiązkowe premie. Moi rodzice i dwie przyjaciółki wspominali co prawda, że według nich w firmie mnie wykorzystują, a w ogóle to ja mam niskie mniemanie o sobie i jeszcze niższe wymagania wobec życia, ale ja się z tym nie zgadzałam.

– Przecież chodzi o to, by być w życiu zadowolonym, prawda? – tłumaczyłam. – Więc jestem zadowolona. A że cieszę się z małych rzeczy, czy to grzech?

I tym zamykałam im usta. Roman był młodszy ode mnie o trzy lata, ale to nie ma znaczenia, piszę o tym dla porządku. Przeprowadził się z innego miasta. Bardzo szybko między nami zaiskrzyło. Nie byłam jego pierwszą kobietą, ale on moją pierwszą miłością. Zawrócił mi w głowie. Nagle zrozumiałam, czym są miłość, bliskość, drugi człowiek, z którym stajemy się jednością. Patrząc wstecz, przyznaję, że ja, podśmiewająca się z uczuć pensjonarek, przy Romanie byłam najbardziej romantycznie zakochaną pensjonarką tysiąclecia.

3 lata żyłam otoczona mgłą miłości

Jak to powiedziała moja przyjaciółka – nawet moje różowe okulary zaszły mgłą. Ładne. Gorzej, że gdy je mi strącono, ujrzałam, że rzeczywistość ma twarz w ohydnych pryszczach. Przez te trzy lata Roman zaszedł dalej w firmie niż ja przez lat dziesięć. Z moją pomocą.

– Z twoją pomocą? Delikatnie powiedziane – stwierdziła Elka, rzeczona przyjaciółka. – Spójrz wreszcie realnie, gdyby nie ty, dawno wywaliliby go na zbity pysk. Kiedy przyszedł do firmy, nic nie umiał, zwykłego bilansu nie umiał zrobić!

– Nie przesadzaj…

– Tak? A kto zarywał noce, by robić za niego tabele? Nauczył się, to prawda, ale to ty kupiłaś mu czas. A kto podsuwał mu pomysły, by zainteresować szefów?

– Jemu zależało na awansie, mnie nie – odparłam. – Facet musi iść do przodu.

– A kobieta nie? No tak, nie taka jak ty, ok. Ale to nie znaczy, że powinnaś się dawać wykorzystywać. I to jest delikatne słowo na to, co w pracy z tobą robią.

Nie czuję się wykorzystywana.

Elka zmełła w ustach jakieś słowo, znając ją, bardzo brzydkie.

– Renia, czy wiesz, że szefowie w zarządzie chcieli cię awansować już pięć lat temu, ale Glizda stanęła okoniem? I nie mówiła im, że jesteś jej potrzebna, bo bez ciebie nie da sobie rady, tylko że się nie nadajesz na szefową projektu!

Glizda to było wstrętne przezwisko, jakie Elka nadała naszej szefowej. Nie rozumiałam dlaczego, dopóki Elka podczas tej rozmowy nie zarzuciła mnie faktami. Jeśli to wszystko była prawda, szefowa była glizdą najgorszego sortu.

To była rozmowa interwencyjna

– Ja wiem, że ty nie lubisz myśleć o ludziach źle – mówiła Elka – ale powinnaś włączyć instynkt samozachowawczy. Nie możesz wyjść za Romana, bo on cię zniszczy. Pewnego dnia przejrzysz na oczy, ale już będzie za późno.

Ta rozmowa była, jak Elka ją nazwała, rozmową interwencyjną. Godzinę wcześniej powiedziałam jej, że Roman wreszcie poprosił mnie o rękę, a ja oczywiście z radością się zgodziłam. No i Elka stwierdziła, że musi ze mną pogadać. Przyszła do mnie na kawę i zaczęła odkrywać przede mną Romana, jakiego ja nie znałam, nie widziałam.

– Wykorzystał cię, by dostać awans i przenieść się do innego działu, skąd może wspinać się dalej. Założę się, że także z twoją pomocą. I gdyby zachowywał się wobec ciebie lojalnie, z miłością, złego słowa na to bym nie powiedziała. Ludzie powinni sobie pomagać, a tobie wiem, że jest dobrze, jak jest. Ale pewnego dnia dostrzeżesz, że wyszłaś za padalca, który wykorzystuje twoją wiedzę i czas, a za plecami cię obgaduje. On nigdy nie ma dla ciebie czasu, nie pomaga ci w niczym i jeszcze traktuje jak nielubianego psa. Masz tylko dawać, a on nawet nie jest za to wdzięczny.

Mówiła, rzucała przykładami, a ja w pewnej chwili przestałam zaprzeczać, najpierw werbalnie, potem w myślach.

Coś się we mnie zepsuło

Coś pękło. Może to lustro, które odbijało wszystko to, czego nie chciałam widzieć. I przez pęknięcia zaczęła się przedostawać rzeczywistość. W ciągu kilku następnych tygodni zaczęłam zauważać dąsy Romana. Jego niechęć do pomocy. To, że zawsze musi być, jak on chce. I to, że słuchał moich słów tylko wtedy, gdy miało mu to pomóc. Poza tym byłam głupia i nie znałam się na niczym. Nie pytajcie mnie, dlaczego wcześniej tego nie widziałam. Czy ślepa miłość to dobre wytłumaczenie?

Może i nie, niestety, musi wystarczyć. Kiedy jednak wspomniane wcześniej różowe okulary spadły mi z nosa, nie mogłam zamknąć oczu. Więc zerwałam z Romanem, choć serce mnie bolało. Ela miała rację. Potem bym bardziej tego żałowała. Myślałam, że jeśli zrobię to kulturalnie, spokojnie, on zrozumie i pożegnamy się jak przyjaciele. Jednak nie znałam go tak dobrze, jak mi się wydawało. Poczuł się niesłusznie odrzucony. A może zawsze był mściwy? Co ja o nim wiedziałam? Niewiele.

W każdym razie już tydzień po rozstaniu doszły do mnie plotki, że mnie obmawia. Mówi, że jestem głupia i nic nie potrafię. Że trzymają mnie w dziale z litości, że nadaję się tylko do organizowania biurowych imienin i robienia prostych tabelek.

To były te przyjemniejsze plotki

Potem zaczął wchodzić na mojego Facebooka i wysyłać do wszystkich moich znajomych wiadomości o tym, jaka to jestem wredna i nieuczciwa, dwulicowa. Obgaduję ich za ich plecami (nigdy tego nie robiłam!). Co więcej, skopiował z moich prywatnych wiadomości to, jak żaliłam się przyjaciółce z dzieciństwa, która mieszkała w innym mieście, że mój facet nie okazał się rycerzem bez skazy. Fakt, opisałam jej jego nowo odkryte wady, a potem żaliłam się, jak wstrętnie mnie teraz traktuje, że jest kłamliwy i mściwy. Że przez niego zaczynam się czuć niewygodnie w pracy i nawet szefowa już się do mnie nie uśmiecha. Że zaczynam myśleć o zmianie firmy.

Ale przecież to była osoba, której on nie znał, pracująca jako nauczycielka w szkole na drugim końcu Polski! Więc dlaczego on uznał, że go szkaluję? Że rozsiewam wredne plotki na jego temat w mediach społecznościowych, co przyczyniło się do utraty jego reputacji i szans na grant? Kiedy dostałam wezwanie do sądu, nie mogłam w to uwierzyć. Sprawa karna! Jakim cudem? Przecież to było kilka wpisów do jednej kobiety, na forum prywatnym. Którego nikt inny przeczytać nie mógł.

Moim pierwszym błędem było, że kiedyś wpuściłam Romana na swojego Facebooka, dałam mu hasła (ufałam mu, był moją drugą połówką, o, ja biedna kretynka!), a drugim, że po rozstaniu – a nawet przed – nie pozmieniałam haseł dostępu. Kiedy to zrobiłam (Elka mi kazała po tym, jak nakrzyczała na mnie za to, że w ogóle te hasła mu dałam) – było już za późno.

Komornik wszedł już na moje konto

Musiałam wykosztować się na adwokata. Ten stwierdził na początku, że sprawa jest wygrana, bo coś takiego nie jest karalne i w ogóle sąd nie powinien dopuścić sprawy na wokandę. Niestety dopuścił – i to, co ciekawe, w miasteczku, skąd pochodzi Roman i wciąż jest tam zameldowany. Okazało się, że ponieważ problem dotyczy internetu, który jest ogólnoświatowy, sprawa może się toczyć gdziekolwiek. W miasteczku rodzina Romana jest znana i poważana, tak jak on sam. Mój adwokat nie był w stanie przebić się przez mur obronny, który wznieśli poplecznicy Romana.

Ale bez świadków w sprawie – kilku pracowników mojej firmy – nie udałoby mu się udowodnić, że naprawdę popsułam mu reputację. Jakoś ich przekabacił. Wypowiedzi były mętne, pytania sędziego tendencyjne, a mój adwokat tylko patrzył na mnie bezradnie. Zostałam uznana za winną szkalowań, które doprowadziły Romana do utraty korzyści majątkowych. Zasądzono pięćdziesiąt pięć tysięcy złotych zadośćuczynienia. Mój adwokat złożył apelację i wniosek o przeniesienie procesu do mojego miasta, gdzie oboje teraz mieszkamy, ale ja straciłam nadzieję.

Komornik już wszedł na moje konto. A ja przecież tylko chciałam kochać i ufać. To za dużo?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA