„Ukochany myślał, że jestem z nim tylko dla jego wypchanego portfela. Sprawdzał nawet, czy nie mam długów”

rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Facet jest szalenie bogatym biznesmenem – wyjaśnił spokojnie. – Nie mam pojęcia, co panią z nim łączy, ale dostałem wyraźne polecenie, żeby wybadać, czy nie ma pani długów”.
/ 28.10.2023 12:30
rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Westend61

Od rozwodu nie miałam żadnego adoratora. A teraz nagle mam dwóch! Dawnego kolegę z podwórka i… tajemniczego nieznajomego.

Ciągle pojawiał się obok mnie

Kiedy znowu zobaczyłam tego mężczyznę, serce niemalże podeszło mi do gardła. To nie mógł być przypadek! Facet ewidentnie mnie śledził… Od samego początku kwietnia raz po raz pojawiał się gdzieś w pobliżu. Nie znałam go, tego byłam pewna. Ale przecież jeśli chodzi o psycholi, to wcale nie trzeba ich znać. To przecież oni sobie nagle wyobrażają – nie wiadomo dlaczego – że coś ich łączy z nową ofiarą…

Plotkarskie gazety pełne są opowieści gwiazd prześladowanych przez swoich fanów. O tym, co się im przytrafia, wie potem cały świat. A gdzie te rzesze zwykłych, anonimowych kobiet prześladowanych przez swoich „wielbicieli”? Nikt o nich nie mówi, a ja najwyraźniej właśnie dołączyłam do ich grona!

Pewnie już kiedyś natknęłam się na tego faceta… To mogło być wszędzie – na poczcie, w banku, na dworcu. Może wymieniliśmy jakąś banalną uwagę, a on potem stwierdził, że coś do mnie czuje. Na tę myśl przeszedł mnie dreszcz… Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co się dzieje w głowie takiego świra.

Gorączkowo zastanawiałam się, co mam robić, kiedy idąc do pracy, poczułam na sobie jego wzrok. Pójść na policję? I co im powiem? Że depcze mi ostatnio po piętach jakiś facet. Jak go opiszę? Młody, wysoki, szczupły, dość postawny… Nie znam jego nazwiska, nie wiem, kim jest. Wyśmieją mnie! Wyjdę na wariatkę, która ma omamy. Albo pomyślą, że to ja prześladuję jego i wymyślam dziwne historie.

Nie miałam się do kogo zwrócić po pomoc. Mieszkam sama, bo od lat jestem rozwiedziona. Mój jedyny syn studiuje w innym mieście i rzadko przyjeżdża nawet na weekendy. Zasłania się nauką. Nie mam o to pretensji. Jest młody i należy mu się odrobina wolności. Ma tam swoje studenckie sprawy, nowych przyjaciół, fajną dziewczynę. W sumie to jestem zadowolona, że potrafiliśmy odciąć tę niewidzialną pępowinę, która nas łączyła.

Tyle się przecież mówi o toksycznych samotnych matkach, traktujących dzieci, a szczególnie synów, jak swoją własność. W ich głowach dziecko nagle zajmuje miejsce życiowego partnera, nie pozwalają mu więc odejść z domu, spokojnie założyć rodziny i realizować swoich planów. Stają się okropnie zaborcze i histeryczneJa taka nigdy nie byłam, przynajmniej tak sądzę. Zawsze miałam własne zainteresowania i grono przyjaciółek. A teraz…

Chciałam, by się nam ułożyło

Teraz nawet miałam nadzieję na nową miłość. Nową, chociaż jakby się jej dobrze przyjrzeć, to w zasadzie starą, bo z Mirkiem znaliśmy się do lat, od małego. Mieszkaliśmy w tym samym bloku. Choć prawdę mówiąc, jako kilkuletnia dziewczynka kochałam się nie tyle w nim, co w jego o sześć lat starszym bracie, Marku.

Był dla mnie ideałem chłopaka i wydawał mi się taki dorosły! To, że nastolatek zwrócił uwagę na siedmiolatkę, było dla mnie powodem do dumy. Pamiętam, jak biegłam przez podwórko, kiedy tylko go zobaczyłam, a on brał mnie na barana. Byłam wtedy szczęśliwa jak nigdy!

A z Mirkiem zwyczajnie się przyjaźniłam. Trafiliśmy do tej samej klasy, więc często razem odrabialiśmy lekcje i w ogóle spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Sądziłam, że tak będzie wiecznie i traktowałam go trochę jak rodzonego brata. Tymczasem skomplikowane sprawy dorosłych
zaważyły na naszym dziecięcym życiu. Jego rodzice się rozwiedli, a mama postanowiła wyjechać z synami za granicę. Aż do Kanady, bo tam miała rodzinę, więc uznała, że w tym kraju łatwiej urządzi sobie nowe życie. A wszystko to stało się tak nagle, że nawet nie zdążyłam się porządnie pożegnać z moimi przyjaciółmi…

Rodzice Marka i Mirka byli bowiem dość skryci i nikomu nie opowiadali
o swoim życiu, nie zwierzali się z kłopotów i planów. Mama powiedziała mi po latach, że duże zaskoczenie w bloku sprawił nawet ich rozwód, bo nie wyglądało na to, że mają jakieś rodzinne kłopoty.

– Tam nie było żadnych awantur, a że chodzili wszędzie osobno? Ile jest takich związków, w których małżonkowie żyją zgodnie obok siebie – mówiła mama.

Chyba więc wszyscy troje: Marek, Mirek i ja nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że rozstajemy się być może na zawsze… Nie prowadziłam potem z Mirkiem żadnej korespondencji. Nie dlatego, że o nim nie myślałam i nie zastanawiałam się, co u niego, tylko jakoś tak wyszło. Miałam raptem kilka lat, gdy to się stało, i nie przyszło mi do głowy upomnieć się o jego adres. A dorosłym najwyraźniej nie zależało na tym, abyśmy do siebie pisali. Nasza znajomość została więc nagle przerwana. Minęły całe wieki, a ja nie myślałam o dawnych czasach. Aż do teraz…

To on mnie odnalazł

Słowo daję – nie wierzyłam własnym oczom, gdy zobaczyłam nazwisko Mirka pod e-mailem, który przyszedł do mnie do pracy. Najwyraźniej nie był pewien, czy ja to ja, bo najpierw o to taktownie zapytał. Niesamowite, że po tylu latach mnie odnalazł, i to przez przypadek! Nie jestem fanką portali społecznościowych, nie mam konta na żadnym z nich. Moje nazwisko i zdjęcia nie pojawiają się więc w sieci. Za to ostatnio firma, w której pracuję, dostała dotację z Unii, a ja byłam wymieniona jako koordynator projektu i znalazłam się na stronie internetowej.

Po rozwodzie wróciłam do panieńskiego nazwiska, bo nie mogłam znieść faktu, że noszę na sobie piętno mojego prześladowcy. Nie chciałam patrzeć na nazwisko byłego męża ani słuchać go dziesiątki razy dziennie. Za każdym razem czułam wtedy skurcz żołądka, przypominając sobie, jak znęcał się nade mną psychicznie, a czasem również fizycznie.

Dzięki temu Mirek mnie znalazł i do mnie napisał. Bardzo ucieszyła mnie ta niespodzianka, bo w zasadzie ciekawa byłam, co się z nim teraz dzieje, a także, co porabia w życiu jego brat. Sądziłam, że mój przyjaciel z dzieciństwa nadal jest w Kanadzie, lecz okazało się, że już od wielu lat mieszka w Polsce.
Tutaj się ożenił i jakiś czas temu rozwiódł. Ma dwoje dorastających dzieci.

Kiedy się wreszcie spotkaliśmy, nie mogłam powstrzymać okrzyku:

– Wyglądasz dokładnie jak twój ojciec!

– To dobrze, czy źle? – zapytał.

Dobrze, bo jego tatę zapamiętałam jako superprzystojnego mężczyznę. Mieszkał jeszcze kilka dobrych lat w tej samej klatce co ja, aż w końcu się powtórnie ożenił i wprowadził nie wiadomo dokąd. To zadziwiające, że podjęliśmy z Mirkiem naszą przyjaźń dokładnie w miejscu, w którym ją przerwaliśmy. Jakby te wszystkie lata w ogóle nie upłynęły. Oczywiście, mieliśmy sobie mnóstwo do powiedzenia, no i nasza rozmowa różniła się od rozmowy dzieciaków! Jednak choć nie widzieliśmy się szmat czasu, emocjonalnie nadal nadawaliśmy na tej samej fali.

Spotykaliśmy się już od dwóch miesięcy i czułam, że rodzi się między nami coś pięknego. Pamiętam, jak wiele lat temu, po rozwodzie, przysięgałam sobie, że już nigdy nie zawierzę żadnemu mężczyźnie. Ale Mirek to coś zupełnie innego. Nie mógł mi zrobić żadnego świństwa ani mnie zranić. Był przecież moim bliskim przyjacielem sprzed lat… „No proszę – pomyślałam z ironią tamtego kwietniowego dnia. – Tyle czasu nie miałam żadnego wielbiciela, a tutaj nagle pojawiło się aż dwóch, on i ten tajemniczy psychol”.

Nadal bałam się nieznajomego

Kiedy pomyślałam o tym facecie, znowu poczułam się nieswojo. Musiałam coś zrobić, komuś o nim powiedzieć! Może powinnam zwierzyć się właśnie Mirkowi? Zawahałam się. To był przecież dopiero początek naszej miłości, nie chciałam jej brukać takimi dziwnymi sprawami. Chyba po prostu wstydziłam się tego, że łazi za mną jakiś facet. Bo może go czymś sprowokowałam? Wiem, że to strasznie głupie, ale nie chciałam, aby Mirek pomyślał, że jestem tego rodzaju kobietą…

Postanowiłam jednak nie dać się zaszczuć. Nie po to przecież wywalczyłam sobie wolność i przez długie lata odbudowywałam poczucie własnej wartości utracone po rozwodzie, żeby teraz znowu się poddać męskiemu terrorowi. Niedoczekanie!

Stałam właśnie w kuchni ukryta za firanką i spoglądałam na parking pod domem. On tam był, czułam to, wiedziałam… Siedział ukryty w tym swoim cholernym samochodzie i czatował. „Już ja ci pokażę, draniu!” – pomyślałam wściekła i weszłam do pokoju syna. Mój Jacek od lat ma nietypowe hobby, którym zaraził go jeszcze ojciec, wojskowy. Mianowicie uprawia strzelanie i ma w domu kilka replik pistoletów. Między innymi taką niedużą, poręczną, udającą rewolwer. Plastikową zabawkę. I ona właśnie była mi teraz potrzebna!

Wzięłam, co należało, i wyszłam przed blok. Od razu rozpoznałam samochód śledzący mnie od jakiegoś czasu. Idąc w jego kierunku na miękkich nogach i sztucznie dziarskim krokiem, miałam nadzieję, że ten drań nie zablokował drzwi. Otworzyłam je jednym ruchem i w ręku trzymając zabawkę.

– Co tu robisz i czego ode mnie chcesz? – syknęłam, patrząc na niego wrogo.

Facet był tak zaskoczony, że w sekundę się spocił jak mysz. Przełknął ślinę.

– Pani zabierze to cholerstwo – wysapał przerażony.

Ani myślałam to zrobić, dopóki nie wyjaśni, czemu za mną łazi. Miałam go zamiar także wylegitymować i w razie czego zawiadomić policję, że mnie prześladuje. Jedynym argumentem działającym na moją korzyść był teraz ten niby-rewolwer. 

– Gadaj pan! – warknęłam wzburzona. – Zakochał się pan we mnie czy co?

– Nic z tych rzeczy! – zaprzeczył gwałtownie, ale mu nie uwierzyłam.

– Nie radzę kłamać – ostrzegłam go.

– Nie mam zamiaru… No dobrze, powiem prawdę – złamał się. – Jestem prywatnym detektywem i kilka tygodni temu dostałem zlecenie, żeby panią śledzić.

– Co pan opowiada?! – kompletnie mnie zatkało, bo to brzmiało naprawdę niedorzecznie. – Zlecenie? Niby od kogo?

Zupełnie nie tego się spodziewałam

Jedyną osobą zdolną do takich akcji, która przychodziła mi do głowy, był mój durny eksmąż. Tuż po rozwodzie zresztą prześladował mnie przez jakiś czas. Ale przecież nie miałam z nim kontaktu od lat! Byłam prawie pewna, że już dawno mnie sobie odpuścił i znalazł sobie inną ofiarę. Przynajmniej miałam taką nadzieję…

– Niech pan pokaże legitymację, licencję detektywa czy co tam pan ma – nakazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Dobrze – westchnął i sięgnął do kieszeni, po czym wyciągnął dokument.

– Adam L., usługi detektywistyczne – odczytałam. – Paskudna praca, co? Tak śledzić niewinne kobiety na zlecenie jakiegoś drania! To jak ten mój się nazywa? Gadaj mi pan zaraz, kto to jest!

– Pan Mirosław J. – wyznał, widocznie nie widząc innego wyjścia.

Zatkało mnie. Mirek?!

– Ale… Po co on miałby to robić? – spytałam zdumiona.

– Facet jest szalenie bogatym biznesmenem – wyjaśnił spokojnie. – Nie mam pojęcia, co panią z nim łączy, ale dostałem wyraźne polecenie, żeby sprawdzić pani zwyczaje. Wybadać, czy nie ma pani długów. Albo nałogów takich jak hazard i inne. Najwyraźniej pani znajomy nie chce nadepnąć na jakąś minę…

Nie wierzyłam własnym uszom. Miałam nadzieję odświeżyć znajomość z dzieciństwa i może faktycznie na coś więcej, ale do głowy by mi nie przyszło, że z tego powodu będę inwigilowana! Poczułam się tak, jakby mnie ktoś walnął obuchem w głowę. Jakim człowiekiem trzeba być, aby zlecić coś takiego detektywowi?!

– Zapobiegawczym – usłyszałam później od Mirka, któremu kazałam się wytłumaczyć. – Nawet nie wiesz, jak łatwo się naciąć na łowczynie majątków, kiedy ma się tak wysoką pozycję jak ja.

Szczerze? To, co powiedział, było upokarzające… Za kogo on mnie uważał? Niech sobie wsadzi tę swoją fortunę! Uznałam, że nie powinniśmy ciągnąć tej znajomości.

– Nie pasujemy do siebie. Ty wracaj do  swojego świata wielkiej finansjery, a ja zostanę w swoim – oznajmiłam mu.

Czułam się oszukana. Kiedy Mirek odezwał się do mnie po latach, nawet do głowy mi nie przyszło, aby sprawdzać, kim teraz jest i co robi. Cieszyłam się, że odzyskałam przyjaciela z dzieciństwa, i miałam nadzieję na miłe spędzanie czasu. Nie na tarzanie się w jego pieniądzach!

Uznałam, że trzeba być bardzo zepsutym człowiekiem, żeby zlecić śledzenie drugiej osoby. W dodatku dawnej przyjaciółki! Jeśli od tego zaczyna się intymniejszą znajomość, to co by było później? Wolałam o tym nawet nie myśleć. Choć czułam rozczarowanie, w gruncie rzeczy cieszyłam się, że w porę zerwałam znajomość z tym… uszkodzonym człowiekiem. Niech zostanie tam, gdzie dotąd był – wśród wspomnień.

Czytaj także:
„W życiowej kumulacji nieszczęść byłam złotą medalistką. W jednym momencie straciłam mamę, męża i pracę”
„Teściowa mnie prześladowała i nie dawała spokoju. Z buciorami właziła w moje życie, podobno po to, by mi pomóc”
„Miałam męża, ale równie bliski był mi mój były. Znajomi uważali, że to chory układ, bo pewnie we trójkę dzielimy łoże”

Redakcja poleca

REKLAMA