„Daria po porodzie wyglądała jak gwiazda, a ja jak kocmołuch. Co było nie tak? Prawda wyszła na jaw”

Zadbana młoda mama fot. Adobe Stock, merla
Kilka dni później zapukałam do jej drzwi i przeżyłam szok od samego progu. Na żywo wyglądało to jeszcze bardziej niesamowicie. Daria przyjęła mnie w schludnej sukience, z idealną fryzurą, uśmiechem na ustach i Marysią na ręku.
/ 20.05.2021 09:04
Zadbana młoda mama fot. Adobe Stock, merla

Zanim odwiedziłam Darię, wydawało mi się, że jestem beznadziejną matką. Teraz wiem, że to z Darią jest coś nie tak…

- Hej, Zosia, a może byśmy się w końcu spotkały? – zasugerowała Daria w czasie rozmowy telefonicznej. – Dziewczynki by się poznały.

– Tak, jasne – odparłam automatycznie, bez zastanowienia, bo moja Pola właśnie się obudziła; z krzykiem, oczywiście, no bo niby czemu z uśmiechem na ustach. – Cokolwiek zechcesz, ale teraz muszę lecieć. Mój terrorysta się obudził. Pa!

Pobiegłam do łóżeczka sprawdzić, czy Pola się drze, bo jest głodna, czy po prostu marudzi, jak to ona. A jednak jedzenie! Pola żądała go teraz-zaraz-natychmiast, uświadamiając mi to coraz donośniejszym wrzaskiem. Szybko zmieniłam jej pieluchę, po czym usiadłam na kanapie, uniosłam koszulkę i otworzyłam bar mleczny.

Dzidzia momentalnie zassała pierś, a ja mogłam wziąć głębszy wdech. Przez kilka minut trochę spokoju… Zaczęłam myśleć o Darii. Znałyśmy się z podstawówki, potem rozjechałyśmy się w różne strony Polski, by kilka lat temu osiąść w nieodległych miejscowościach. Fakt, że los rzucił nas tak blisko siebie, uczciłyśmy spotkaniem. Nie weszło nam to jednak w nawyk. Potem już tylko rozmawiałyśmy przez telefon i wymieniałyśmy wiadomości na Messengerze.

Traf chciał, że niemal w tym samym czasie zaszłyśmy w ciążę. Ja urodziłam Polę w październiku, trzy tygodnie później przyszła na świat Marysia, córka Darii. Po narodzinach dzieci nie było już mowy o spotkaniach. Obie zatraciłyśmy się w macierzyństwie. Z ciekawością obserwowałam perypetie Darii i Marysi na Instagramie. I z zazdrością.

Ja ledwo żyłam, a raczej żyłam w ciągłym napięciu, bo Pola wiecznie czegoś chciała. Nie mogłam od niej odejść nawet na pięć minut, bo zanosiła się płaczem. Piłam zimną białą kawę, śniadanie jadłam, jedną ręką wpychając kanapkę do ust, drugą bujając Polę w wózku. Kiedy zasypiała, wpadałam w amok.

Mogła w każdej chwili się obudzić, a tu trzeba było podłogę umyć, pranie rozwiesić, obiad ugotować, ubranka wyprasować. A może poczytam książkę? Może dzisiaj choć jeden rozdział uda mi się połknąć?

Chociaż ze cztery strony…

Marzenie ściętej głowy! Ledwie kończyłam rozwieszać pranie, Pola już kwękała, domagając się uwagi. Albo płakała, a ja nie wiedziałam dlaczego. Co jeszcze mogłam zrobić, by zaspokoić jej potrzeby? No co? Muszę się przekonać, jak ona to robi. Czaruje? Chodziłam zaniedbana. Bo niby kiedy miałam umyć włosy, nie mówiąc o nałożeniu makijażu, skoro mój skarb nie pozwalał mi nawet w spokoju skorzystać z toalety? Czułam, że wręcz oddycham na pół gwizdka.

Wiecznie zabiegana, próbująca sprostać żądaniom małego człowieka, własne potrzeby odkładając na dalszą, bliżej nieokreśloną przyszłość. I co, miałabym się wyszykować, wsadzić Polę do fotelika i jechać do Darii na ploteczki? Niby jak? Kiedy? Tymczasem to, co Daria pokazywała na Instagramie, wyglądało dla mnie jak życie na innej planecie albo macierzyństwo z reklamy. Jak ona to robiła?

Choć Marysia miała zaledwie kilka miesięcy, Daria na każdym zdjęciu prezentowała fryzurę prosto od fryzjera, makijaż rodem od wizażystki, paznokcie świeżo od kosmetyczki. Z Marysią ubraną jak dziecko księcia Williama pogrążone były – obie śliczne i uśmiechnięte – w odprężającej zabawie. Cholera… Sądząc po przykładzie Darii, można by odnieść wrażenie, że macierzyństwo to spacer przez łąkę w piękny dzień, nie za gorący, nie za wietrzny, nie deszczowy, nie chłodny, po prostu piękny jak marzenie.

Tymczasem moje przypominało bieg po rozżarzonych węglach. Miałam stale podkrążone oczy, a moim ulubionym ciuchem był wygodny dres w burym kolorze, na którym nie widać plam. Daria popisywała się swoją cudną cerą – nomen omen jak u niemowlaka – i zawsze ubrana była w jakąś awangardową sukienkę. Kiedy ona zdążała ją kupić, wyprasować, włożyć w ogóle, bez strachu, że zaraz zostanie czymś upaćkana? Sklonowała się? Jakim cudem znajdowała czas na ugotowanie dwudaniowego obiadu i pokazanie go na zdjęciach?

Jak jej się udawało nie objąć kadrem brudnych pieluch, stosu prania i rzuconej na krzesło kurtki, której zapomniało się odwiesić? Pola ssała pierś, a w mojej głowie kiełkowała myśl, żeby jednak pojechać do Darii w odwiedziny. Choćby tylko po to, by przekonać się, czy to ona jest cudotwórczynią, czy to ja jestem tak nieogarnięta. Kiedy mężuś wrócił z pracy, podzieliłam się z nim tym pomysłem.

– Pewnie, jedź. Coś wymyślimy. Sam jestem ciekaw, jak ona sobie tak doskonale radzi. Bo moim zdaniem albo jest cyborgiem, albo kosmitką.

– Pojadę, może się czegoś nauczę – mruknęłam i spojrzałam na niego błagalnie. – Bo teraz musisz się zająć małą, żebym mogła wziąć prysznic.

– Leć. Najwyżej dam jej moją płaską pierś – zażartował dzielnie.

Poszłam. Zdążyłam wrócić, nim Pola dobrała się do sutka tatusia. Uradziliśmy, że umówię się z Darią w jej domu, żeby własnymi niedowierzającymi oczami przyjrzeć się jej życiu. Mąż obiecał mnie nawet odwieźć, a potem odebrać. Musieliśmy się przygotować na każde zachowanie Poli, co wymagało iście wojskowej strategii, porównywalnej z lądowaniem w Normandii.

Kiedy już wszystko zaplanowaliśmy, zadzwoniłam do Darii, a ta z ochotą przystała na moją propozycję. Kilka dni później zapukałam do jej drzwi i przeżyłam szok od samego progu. Na żywo wyglądało to jeszcze bardziej niesamowicie. Daria przyjęła mnie w schludnej sukience, z idealną fryzurą, uśmiechem na ustach i Marysią na ręku. Mała była ubrana w piękne, czyste ciuszki, jakby obie z mamą po spotkaniu wybierały się na sesję zdjęciową.

Obciągnęłam bluzę i wzięłam Polę na ręce. Kolejne zaskoczenie: do Darii podbiegły dwa psy. A podłoga lśniła. Gdy dotarłyśmy do salonu, wyszła nam naprzeciw starsza kobieta.

– Pani Alino, zajmie się pani Marysią, gdy będę oprowadzać Zosię…? – raczej zaordynowała, niż spytała Daria.

– Oczywiście. Kobieta wzięła Marysię, ale nie została w salonie, tylko zabrała dziewczynkę do innego pokoju.

– To niania Marysi – wyjaśniła Daria. – Poszły do bawialni. Może chciałabyś oddać jej też Polę?

– Nie trzeba – odparłam, skrępowana i propozycją, i sytuacją.

Z ulgą wróciłam do swojego nieidealnego życia

Na szczęście Pola zachowywała się spokojnie, zainteresowana nowościami wokół. Weszłyśmy do kuchni, gdzie inna kobieta przekładała właśnie ciasto na paterę.

– Dzień dobry – powiedziałam.

– To moja mama – wyjaśniła Daria. – Jest niezastąpiona! Dzięki niej nie muszę zaglądać do kuchni.

– Aha – bąknęłam. Chyba już wiedziałam, skąd się biorą te instagramowe cuda macierzyństwa. Pani Alina zajmuje się Marysią, matka Darii gotuje. Co w takim razie robi moja koleżanka? Pozuje do zdjęć?

– Usiądźcie, dziewczyny, w saloniku. Ludmiła już poszła, ale ja potem wszystko pozmywam – powiedziała mama Darii, układając na tacy ciasto, talerzyki i herbatę. Zrobiłyśmy, jak kazała. Usiadłam w fotelu. Nie wiedząc, co zrobić z Polą, wyjęłam z torby kilka zabawek i położyłam małą na dywanie.

– Nie! – zawołała matka Darii. – Tutaj chodzą psy! Wprawdzie Ludmiła odkurzała, ale Fifi wytaplała się w błocie. Nie chcemy, żeby malutka ubrudziła sobie ubranko. Znowu wzięłam Polę na ręce, choć dywan wyglądał jak nowy, w przeciwieństwie do śpioszków Poli, które ucierpiały w zetknięciu ze śliną, jej własną. Przy okazji domyśliłam się, że Ludmiła musi być sprzątaczką.

– Jak ci się podoba? Hybryda! – Daria podsunęła mi pod nos idealnie wypielęgnowane dłonie z paznokciami pomalowanymi w różne odcienie niebieskiego. Hybryda? Kiedy ja ostatnio miałam coś takiego na paznokciach? Nie pamiętam.

– Fantastycznie, kochana – powiedziałam z ukłuciem zawiści. Dalszy ciąg naszej rozmowy przebiegał według powyższego schematu. Daria chwaliła się różnymi zabiegami upiększającymi, którym już się poddała lub które miała w planach, a ja podziwiałam i mruczałam zazdrośnie. Osobiście mogłam o takich ekscesach co najwyżej pomarzyć, bo niby kiedy miałabym się wyrwać z domu na kilka godzin – potrzebnych do zrobienia pasemek, paznokci czy masażu twarzy – kiedy Pola wymagała obsługi na okrągło?

Co do Marysi, w ciągu trwania mojej wizyty ani razu już jej nie zobaczyłam. Pani Alina się nią zajmowała z dala od nas. Daria nie okazywała zainteresowania córką, praktycznie o niej nie wspominała, jakby dziecko w jej życiu nie istniało. W końcu Pola zrobiła się marudna i musiałam ją nakarmić.

– A ty nie karmisz? – spytałam Darię, przystawiając Polę do piersi.

– Zwariowałaś? – oburzyła się szczerze. – Żeby mi cycki obwisły?! To nie było miłe, ale przemilczałam uwagę Darii, podobnie jak inne tego typu komentarze tudzież mądrości, i jakoś przetrwałam do końca wizyty. Ale kiedy dzieliłam się z mężem wrażeniami ze spotkania, już nie darowałam sobie złośliwości.

Daria mogła bez problemu wyglądać na zdjęciach jak księżniczka, bo miała cały sztab ludzi do pomocy. Ja nie miałam nikogo poza wracającym z pracy mężem. Wolałam jednak być zmęczona i brzydka, za to nawiązać głęboką więź z dzieckiem, niż po latach żałować, że moja własna córka za swoją matkę uważa babcię albo, co gorsza, nianię.

Czytaj także:
„Teściowa myślała, że już zawsze będę zbolałą wdową. Gdy związałam się z nowym partnerem, chciała odebrać mi syna”
„Wiem, że wiele matek nie lubi dziewczyn swoich synów, ale ona jest okropna. To przez nią mój syn został aresztowany!”
„Miałem dobrą pracę, piękną żonę i dziecko w drodze. Straciłem wszystko, gdy oskarżono mnie o molestowanie”

Redakcja poleca

REKLAMA