„Dałem synowi dom i dochodowy biznes, a on to zaprzepaścił. Wciska mi tanie frazesy, że pieniądze szczęścia nie dają”

załamany ojciec fot. iStock, Antonio_Diaz
„Jak dla mnie syn marnotrawił czas, który mógłby wykorzystać na rozwój, na naukę czegoś, co przyda mu się w przyszłości, dzięki czemu za kilka lat wyprzedzi konkurentów. Irek był taki niedojrzały”.
/ 09.10.2023 07:15
załamany ojciec fot. iStock, Antonio_Diaz

Od wczesnego dzieciństwa podsuwałem Irkowi najlepsze szkoły, najlepszych trenerów, mentorów i możliwości. Chciał zapisać się na rysunek? Dbałem o to, żeby uczęszczał do najlepszej szkoły rysunku w mieście. Uczył go wykładowca z Akademii Sztuk Pięknych, oczami wyobraźni widziałem już, jak chodzę na jego wernisaże, jak zdobywa prestiżową artystyczną nagrodę… Niestety, syn zrezygnował po dwóch miesiącach.

Potem zainteresował się koszykówką. Wysłałem go na trening do faceta, który spędził kilka miesięcy jako szkoleniowiec w NBA w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście tym też Irek szybko się znudził.

– Tato, ja chciałem się tylko pobawić, a nie od razu zostawać sławnym koszykarzem… – jęczał mi po powrocie do domu.

– Ale synu, jak zaczniesz trenować teraz, za dziesięć lat masz już szansę być w lidze! Może nawet najlepszej na świecie. Wiesz, ile zarabia taki koszykarz? Jakie świetne ma życie? – motywowałem go.

– Ale ja tylko chciałem nauczyć się na tyle, żeby pograć z kolegami…

Frustrował mnie brak ambicji syna

– Nic z tego dzieciaka nie będzie – narzekałem wieczorami żonie.

– Za bardzo na niego naciskasz, Andrzej – odpowiadała mi.

– Niech sobie wybierze, co tylko chce, tylko niech cokolwiek! A on tak skacze z jednego kwiatka na kwiatek, nie może się zdecydować…

On ma trzynaście lat. Oczekujesz, że już teraz wybierze sobie ścieżkę kariery? To się zdarza u dzieci bardzo rzadko – przekonywała mnie.

– U mnie się zdarzyło. Od dawna wiedziałem, że chcę pracować w finansach. Od dziecka uczyłem się pilnie matematyki, interesowałem się biznesem, giełdami… I dlatego coś osiągnąłem!

– Oj daj spokój, Irek jest inny niż ty… Ma jeszcze czas.

Nie byłem tego taki pewien. Jak dla mnie syn marnotrawił czas, który mógłby wykorzystać na rozwój, na naukę czegoś, co przyda mu się w przyszłości, dzięki czemu za kilka lat wyprzedzi konkurentów. Irek był taki niedojrzały… Nadal skupiał się tylko na zabawie, grach komputerowych, jeżdżeniu na hulajnodze. Ja w jego wieku zakładałem już pierwszy biznes: myjnię samochodową dla sąsiadów. Za zarobione kilkadziesiąt złotych kupiłem sobie książkę o najbogatszych ludziach na świecie. Ich historie były takie inspirujące!

Marzyłem o tym, żeby być taki jak oni

Byłem ambitny, mimo że miałem o wiele mniejsze możliwości niż mój syn. Dlatego kompletnie nie rozumiałem, dlaczego nie chce korzystać z tego, co ofiarował mu los. Syn dorastał i nadal nie miał większych celów zawodowych czy ambicji. Nie najgorzej się uczył, ale do końca liceum nie wziął nawet udziału w żadnej olimpiadzie ani konkursie. Przykro to mówić o własnym dziecku, ale był... przeciętniakiem. Albo bardzo chciał nim być. Studia wybrał sobie też dziwne i jakieś takie nieprzyszłościowe... Chciał iść na filozofię, a potem uczyć w szkole. Nie mogłem na to pozwolić.

– Synu, Jezu, przecież ty z tego nie wyżyjesz! – próbowałem mu przemówić do rozumu.

– Wyżyję, spokojnie. Ja nie potrzebuję masy pieniędzy – argumentował.

– Tak ci się teraz wydaje, ale zmienisz zdanie, jak zaczniesz mieć dorosłe potrzeby, założysz rodzinę... Jak znajdziesz sobie żonę bez kasy?

– Tato, ty kompletnie nic nie rozumiesz... Przecież mam Aśkę, ona też nie jest materialistką. Wspiera mnie w moich planach.

– Andrzej, przestań go męczyć, o co ci chodzi? Chłopak dostał się na studia, ma fajną dziewczynę, wie, co chce robić. Jesteś z niego wiecznie niezadowolony! – denerwowała się żona.

– Bo ja nie chcę, żeby skończył jako przeciętniak! On jest stworzony do wielkich rzeczy! – odpowiadałem równie wzburzony.

– On... czy ty? To nie są przypadkiem wyłącznie twoje ambicje? Przecież on jest szczęśliwy.

– Ech... Jeszcze kiedyś przyznacie mi rację!

Ani żona, ani syn nie rozumieli moich intencji

A wspomniana Asia faktycznie wkrótce została moją synową. Lubiłem ją, nie powiem, ale liczyłem, że Irek trafi na kogoś, kto będzie go motywował, kto pokaże mu, że może sięgać gwiazd. Ona jednak wydawała się być zadowolona z tego, co ma i wcale nie chciała więcej.

Po ślubie postanowiłem złożyć Irkowi i Asi propozycję. Nie miałem innego dziedzica niż on, a moja firma rozwijała się w dynamicznym tempie. Bardzo chciałem, żeby syn dalej prowadził i rozwijał rodzinny biznes. „Przy dobrym kierownictwie za dwie dekady moja firma mogła być warta trzy razy tyle, ile teraz”, marzyłem. Myślałem, że może uda mi się przekonać Irka do zaangażowania się w biznes, jeśli zagwarantuję mu komfort i bezpieczeństwo jego rodziny.

– Irek, jesteś już dorosły, mam dla ciebie propozycję – zagaiłem syna któregoś razu.

– O co chodzi?

– Słuchaj, wspominaliście coś z Asią o wynajęciu kawalerki w mieście. Po co wydawać wielkie pieniądze na jakąś klitkę? Przecież ja wam kupię dom.

– Jest w tym jakieś „ale”, prawda? – węszył syn.

– Chłopie, nie ma co owijać w bawełnę, bystry chłopak z ciebie. Nie musisz latami się piąć po szczeblach kariery, żeby coś osiągnąć. Przyjdź do mnie do firmy, zostaniesz od razu dyrektorem regionalnym, wiem, że sobie poradzisz. Dostaniesz z miejsca dobrą posadę, dobrą pensję, komfort, a ja będę miał pewność, że firma będzie w dobrych rękach. Dom oferuję na ubicie targu – mrugnąłem do niego zadowolony ze swojej propozycji.

– Tato... Dziękuję, to bardzo hojne. Ale my z Asią tego nie chcemy i nie potrzebujemy. Ja naprawdę jestem szczęśliwy w tym momencie. Nie potrzebuję więcej. Jak kiedyś się trafi, to będzie, ale ja nie chcę spędzić życia, goniąc ciągle za wyższym stanowiskiem, wyższą pensją, droższym samochodem, większym domem...

Co on wygaduje za bzdury?

– To do czego ty będziesz dążył w tym życiu? – zapytałem poirytowany.

– Nie wiem, może do tego, żeby być dobrym mężem i ojcem? Może do tego, żeby pogoń za pieniądzem nie przysłoniła mi tego, co w życiu naprawdę ważne? – odpowiedział cicho.

– Czy ty mi coś sugerujesz?

– Ech, tato... Ty tego naprawdę nie widzisz? Całe moje dzieciństwo cię nie było, bo byłeś w pracy, a jak już wracałeś do domu to tylko po to, żeby opowiedzieć o swoich kolejnych sukcesach.

– Co ty wygadujesz?! Przecież woziłem cię na zajęcia dodatkowe, szukałem ci trenerów! – broniłem się.

Bezczelność Irka była dla mnie nie do pomyślenia. „Tyle mu ofiarowałem, a on mi wygarnia, że byłem złym ojcem? Skandal jakiś”, pomyślałem.

– Woziłeś mnie, szukałeś – przytaknął. – Bo moje potencjalne pasje były twoimi kolejnymi celami, projektami. Nie interesowało cię czy lubię coś robić, czy sprawia mi to przyjemność. Interesowało cię tylko czy robię postępy, czy będę następną gwiazdą dziedziny.

– Przecież to chyba normalne, że rodzice chcą, żeby ich dzieciom się powiodło!

– Ale co dla ciebie znaczy „powiodło”? Bo mamy chyba dwie zupełnie inne definicje. Przecież mnie się wiedzie. Próbuję ci to uzmysłowić już od dawna, ale nie przyjmujesz tego do wiadomości. Mam świetną żonę, skończyłem studia, które mnie interesowały, mam pracę, którą lubię.

– No tak, ale... – bąknąłem zbity z tropu.

– Ale co? Ale nie zarabiam kokosów, nie zdobywam nagród i nie można się mną pochwalić w gronie innych dyrektorów, prawda? – zapytał gorzko Irek.

Jak on może mi wyrzucać egoizm?

– Jesteś zwyczajnie niewdzięczny, wiesz? Ja musiałem bardzo ciężko pracować, żebyś ty miał takie możliwości! Chciałem ci otworzyć drzwi na świat, chciałem, żebyś mógł osiągać szczyty we wszystkim, w czym sobie tylko zamarzysz! – wyrzucałem mu.

– A pomyślałeś kiedyś o tym, że ja mogę nie chcieć osiągać szczytów? Że jest mi zupełnie dobrze na pagórkach?

Zamilkłem. Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Zwyczajnie nie rozumiałem logiki syna. Mierzyliśmy się wzrokiem jeszcze przez dłuższą chwilę, aż Irek w końcu głęboko westchnął i wyszedł. Niech sobie mieszkają w tej klicie za wielkie pieniądze, jeśli uważają, że tam będą tacy szczęśliwi.

Niech ledwo spinają budżet od pierwszego do pierwszego, jeśli tak właśnie chcą. Niech utkną w nędznej pracy bez przyszłości, jeśli takie są ich marzenia. Przynajmniej nikt mi nie zarzuci, że nie ofiarowałem synowi wszystkiego, co tylko miałem.

Czytaj także:
„Miała biznesplan, by wykorzystać swoje wdzięki. Jej ofiarą miał być żigolak, który z niejednego pieca chleb jadł”
„Jej ponętne biodra sprawiły, że nie nawiązałem kontaktu z rozumem. By nie stracić majątku, wpadłem w podejrzany układ”
„Obiecałam babci, że odzyskam jej dom. Nie sądziłam, że ta stara rudera pomoże mi napchać portfel forsą”

 

Redakcja poleca

REKLAMA