Kiedy poznałem Sonię, miałem dwadzieścia pięć lat, a ona trzydzieści pięć. W ogóle nie zauważyłem, że dzieli nas dziesięć lat. To był festiwal muzyczny, bawiłem się z kumplami i… nagle zobaczyłem najpiękniejszą kobietę świata!
Miała długie, kasztanowe włosy, egzotycznie śniadą skórę, śliczną buzię, wielkie oczy i pełne usta. Podszedłem i bez słowa porwałem ją do tańca. Zareagowała radosnym śmiechem. Przetańczyliśmy razem pół nocy, a potem rozmawialiśmy. Sonia była delikatna, zarazem bezpośrednia i pełna życia.
Chciałem być blisko niej
Odważyłem się i dałem jej buziaka. W odpowiedzi zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła namiętnie całować. Niemal nie przerywając, zaciągnęła mnie do swojego namiotu, gdzie nastąpił ciąg dalszy… Nazajutrz wymieniliśmy się numerami telefonów. Ponieważ żyliśmy w innych miastach, byliśmy w związku na odległość. Sonia zapewniała, że jej to odpowiada.
– Kocham cię, Bartosz, ale lubię niezależność – powtarzała.
Za to ja bardzo za nią tęskniłem. Zaczynało mi jej brakować dosłownie w chwili, kiedy wsiadała do pociągu. Zacząłem więc szukać pracy w jej mieście, żebyśmy mogli być naprawdę razem. Kiedy mi się udało, natychmiast zadzwoniłem do Soni.
– To cudownie, cieszę się. Będziemy mieć bliżej do siebie. Gdzie dokładnie zamieszkasz? Masz już coś? – zapytała.
– Liczyłem na to, że zamieszkamy razem – wyznałem lekko zmieszany.
W słuchawce zapadła cisza.
– Przepraszam, ale ja tak nie chcę – usłyszałem po chwili. – Potrzebuję własnej przestrzeni, takiej tylko dla mnie.
Zrobiło mi się strasznie przykro, i dziwnie wstyd, jakbym chciał ją wykorzystać czy coś. Więc szybko zapewniłem, że rozumiem i nie ma problemu. Widać Sonia potrzebowała więcej czasu, by oswoić się z nową formą naszej relacji.
Tak czy siak, zamieszkałem zaledwie trzy przecznice od jej bloku, co jednak wcale nie pomogło mi się do niej zbliżyć. Wręcz przeciwnie. Wcześniej, kiedy przyjeżdżałem do Soni albo ona do mnie, spędzaliśmy wspólnie całe dwa-trzy dni. Spaliśmy razem, gotowaliśmy i zmywaliśmy wspólnie, byliśmy ze sobą bez przerwy. A gdy dzielił nas tylko żabi skok, ona się odsuwała i separowała. Owszem, spotykała się ze mną, szliśmy do łóżka, by po fakcie wystawić mnie za drzwi albo wrócić do siebie.
Coś przede mną ukrywa. Może ma innego faceta?
– Sama lepiej się wysypiam – mówiła. – No i lubię się budzić we własnym domu.
Kilka razy próbowałem się do niej wprosić na noc, jednak nigdy mi na to nie pozwoliła. Broniła swojej samotności i prywatnej przestrzeni jak lwica. Podejrzewałem, że coś przede mną ukrywa. Może ma innego faceta?
Śledziłem ją przez kilka tygodni, czego się wstydzę, tym bardziej że niczego nie odkryłem. Najwyraźniej lubiła być sama. Nie mogłem tego zrozumieć. Wydawało się, że czuje do mnie coś więcej, ale… Przecież gdyby mnie naprawdę kochała, to chciałaby spędzać ze mną każdą chwilę. A ona mi się wymykała. Więc ją goniłem, im bardziej mi uciekała, tym bardziej chciałem ją złapać.
Najpierw myślałem, że skłonię ją do większego zaangażowania, jeśli mocniej się postaram. Sonia była piękna, inteligentna, zabawna, zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Może dawałem jej za mało? Zacząłem więc organizować kolacje przy świecach, robić niespodzianki, obsypywać ją komplementami. Chciałem, żeby poczuła się jak królowa…
Nie doceniła moich starań, ani trochę.
– Daj sobie spokój z tym romantyzmem.
– Ale kobiety lubią…
– Ja nie lubię – ucięła. – Wszystko, czego chcę, to spędzać z tobą miło czas. Niczego więcej mi nie potrzeba.
Okej, była inna niż wszystkie, no i żyła dłużej niż ja, ale mimo to trudno mi było pojąć, że aż tak różni się od większości znanych mi dziewczyn. I nagle mnie olśniło. Jest coś, na czym kobietom zależy dużo bardziej niż na kwiatach i podarunkach, zwłaszcza gdy osiągną pewien wiek. Tym czymś są zaręczyny i ślub jak z bajki. Powinienem na to wpaść wcześniej. Sonia czeka na prawdziwy dowód mojego uczucia!
Przygotowałem oświadczyny bardzo starannie
Zaprosiłem ją na weekend do Paryża, bo kiedyś zwierzyła mi się, że nigdy tam nie była, a bardzo by chciała. Spędziliśmy cudowny dzień na zwiedzaniu i jedzeniu pyszności. Drugiego dnia weszliśmy na Wieżę Eiffla i na szczycie uklęknąłem, wyjąłem z kieszeni pierścionek i zapytałem:
– Soniu, zostaniesz moją żoną?
Nic nie odpowiedziała, tylko się rozpłakała. Sądziłem, że to łzy wzruszenia.
– Wstań – poprosiła ze smutkiem, a do mnie dotarło, że nie usłyszę od niej wymarzonego „tak”.
Przez całą drogę do hotelu milczeliśmy. Przy kolacji Sonia ledwo skubnęła jedzenie. Nie mogłem już dłużej wytrzymać panującej między nami ponurej ciszy.
– Nie kochasz mnie? Chcesz zerwać? Masz kogoś innego? Już jesteś mężatką? – musiałem wiedzieć, na czym stoję.
Sonia najpierw zagryzła wargi, potem głęboko westchnęła. Wziąłem ją za rękę.
– Bądź ze mną szczera. Kocham cię, chcę być z tobą, zniosę najgorszą prawdę.
Wtedy się odblokowała, a ja pożałowałem swojej wyrywności.
– Wybieram młodszych chłopaków, bo nie myślą o ślubie, tylko o dobrej zabawie. Dotąd się nie zawiodłam. Ale ty… ty chcesz się żenić, pewnie zaraz będziesz chciał mieć dzieci, a to nie dla mnie! Ja do życia potrzebuję wolności, potrzebuję jej jak powietrza!
– Ale przecież ślub nie musi oznaczać końca wolności. Będziemy razem podróżować, będziemy robić, co tylko zechcemy – próbowałem ją przekonać.
– Nadal nie rozumiesz. Ja nie chcę żadnego „my”. Ani małżeństwa, ani wspólnego mieszkania, ani dzieci. Nigdy.
Nie przytuliłem jej, nie pocieszyłem…
– To czego ty chcesz?
– Żeby było tak, jak do tej pory.
– Ale ja chcę czegoś więcej, chcę prawdziwej miłości, a nie przyjaźni z bonusem.
– Więc odejdź – powiedziała przez łzy. – Jeżeli dla ciebie to, co nas łączy, nie jest prawdziwe, to szukaj gdzie indziej… Choć dla mnie to coś więcej, dużo więcej…
Zawahałem się. Miałem ochotę wszystko cofnąć i powiedzieć, że zgadzam się na jej warunki, na jej wersję naszego uczucia. Jednak coś mnie powstrzymało: może duma, a może nadzieja, że Sonia ustąpi. Nie zrobiła tego. Widziałem, jak odwrócona do mnie plecami, stara się stłumić płacz.
Rozstaliśmy się. Przez długi czas łudziłem się, że Sonia zmieni zdanie. Dopiero po upływie roku zrozumiałem, że to nie nastąpi, i muszę ułożyć sobie życie bez niej. Spotykałem różne dziewczyny, próbowałem się zaangażować, ale w żadnej nie potrafiłem się zakochać. Były ładne, miłe, dowcipne, jednak ja nie czułem przy nich tego, co czułem przy Soni. Ona mnie uskrzydlała. Dla niej chciałem zmieniać siebie i świat na lepsze, ona była moją muzą.
Kolejne dziewczyny tylko wypełniały pustkę po niej. W końcu zmęczyłem się poszukiwaniem kobiety, która dorówna miłości mojego życia, i ustatkowałem się u boku Agnieszki, ślicznej pani stomatolog. Wzięliśmy ślub. Moja żona to inteligentna i bardzo atrakcyjna kobieta, niejeden facet byłby na moim miejscu wniebowzięty. Ja jednak miałem coraz głębsze poczucie winy, bo czułem się jak oszust.
Po dwóch latach małżeństwa Aga zakochała się w koledze z kliniki i poprosiła o rozwód. Ulżyło mi. Dość oszukiwania jej i siebie. Rozwiedliśmy się bez orzekania o winie i każde poszło swoją drogą. Znów byłem wolny i odpowiadało mi to. Już nie chciałem się z nikim wiązać, szukać zastępstwa dla czegoś, czego zastąpić się nie da.
Podróbka nigdy nie będzie oryginałem
Pewnego dnia, idąc do pracy, zobaczyłem na ulicy Sonię. Prawie wcale się nie zmieniła. Nie zauważyła mnie, więc ją zawołałem. Odwróciła się i… rozpromieniła na mój widok. Każde z nas się spieszyło, więc tylko wymieniliśmy się numerami telefonów.
Zadzwoniłem do niej jeszcze tego samego dnia i umówiliśmy się na wieczór. Obawiałem się, że kogoś ma, a zgodziła się ze mną spotkać z grzeczności albo z sentymentu. Ale nie, była sama tak jak ja. I tak jak ja przez te wszystkie lata tęskniła. To było niesamowite, jakby ktoś cofnął czas i jakbyśmy znowu spotkali się po raz pierwszy. Spędziliśmy razem noc i każde z nas wiedziało, że na tym się nie skończy…
Dostałem od losu drugą szansę i nie zmarnuję jej. Nie zamierzam tak jak kiedyś wywierać na Soni presji, żądać od niej więcej, niż może mi dać. Ja także z wiekiem nauczyłem się cenić wolność, a ona chyba odkryła, że niezależność jest przereklamowana. Więc teraz idealnie do siebie pasujemy.
Czytaj także:
„Gdy wyjechałem, żona szybko znudziła się tęsknotą. Chciałem ją przyłapać z kochankiem, więc wróciłem do domu z zaskoczenia”
„Wujek w obleśny sposób komentował wdzięki mojej 18-letniej córki. Drań proponował jej randki i jeszcze gorsze rzeczy”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”