„Dałem babci kwiaty na Dzień Babci, bo chciałem się podlizać. Niedługo kopnie w kalendarz, a ja liczę na spadek”

babcia z kwiatami fot. iStock by Getty Images, Halfpoint Images
„– Michał? Aż nie wierzę! – rzuciła, otwierając szerzej. – Co cię tu sprowadza? Wymusiłem uśmiech i uniosłem bukiet róż. – No jak to co? Dzień Babci! – powiedziałem z entuzjazmem, który brzmiał tak sztucznie, że aż mnie samego zabolało”.
/ 21.01.2025 14:30
babcia z kwiatami fot. iStock by Getty Images, Halfpoint Images

Nie chciało mi się. Serio, kompletnie nie chciało mi się wsiadać do tego autobusu, jechać przez pół miasta i wchodzić do mieszkania babci. A jednak – siedziałem na siedzeniu, trzymając w ręku wiązankę róż. Jeszcze pachniały, ich zapach gryzł się z odorem starego diesla. Niby taki miły gest na Dzień Babci, ale ja to widziałem inaczej.

Babcia Anna... no cóż, zawsze była dziwną staruszką. Nie miała cukierków w kryształowej misce jak inne babcie, nie robiła pierogów i nie mówiła „weź się w końcu ożeń”. Była konkretna, czasem aż za bardzo. „Nie wierz nikomu na słowo” – to jej motto. To przez nią pewnie jestem taki nieufny. I dlatego zawsze kalkuluję, ile coś może mi się opłacić.

Babcia miała swoje lata

Nie widziałem jej od roku, choć mieszkała tak blisko. Zresztą, kto miałby czas na odwiedziny, kiedy życie wymaga, żeby wiecznie się za czymś goniło? Mama próbowała mnie namawiać: 

– Michał, jedź do babci, bo wiesz... może nie mieć już tyle czasu. 

Ale wiedziałem, o co jej chodziło. O ten dom. O pieniądze. Często wracała do tematu. "Zapisze go komuś obcemu albo na kościół, zobaczysz!" – mawiała. Trochę się śmiałem, ale w środku kłuło mnie to. Bo w końcu, kto miałby dostać ten dom, jeśli nie ja? Przecież zasługuję, prawda? 

Tym razem jednak postanowiłem coś zrobić. Wziąłem te cholerne kwiaty i pojechałem. Kto wie, może to dobry moment, by trochę pogadać. Przecież babcia miała jeszcze swoje lata świetności, coś tam może zmieni w testamencie. A jeśli nie, to przynajmniej upewnię się, że pamięta, kim jestem.

Była zaskoczona moją wizytą

Zapach starych mebli uderzył mnie w nozdrza, gdy tylko wszedłem do mieszkania. Babcia otworzyła drzwi w typowy dla siebie sposób – uchyliła je lekko, najpierw rzuciła okiem przez szczelinę, a potem zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. 

Michał? Aż nie wierzę! – rzuciła, otwierając szerzej. – Co cię tu sprowadza? 

Wymusiłem uśmiech i uniosłem bukiet róż. 

– No jak to co? Dzień Babci! – powiedziałem z entuzjazmem, który brzmiał tak sztucznie, że aż mnie samego zabolało. 

Babcia spojrzała na kwiaty, potem na mnie, a jej brwi uniosły się delikatnie. 

No proszę, tak się przypodobać starowince... Michał, ty coś chcesz – mruknęła, odwracając się na pięcie i idąc w stronę kuchni. 

– Babciu, no przestań – próbowałem się śmiać.

Zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem za nią. Jej kroki były powolne, ale wciąż zdecydowane. Na stole czekał kubek z niedopitą herbatą i otwarta gazeta. 

Usiadłem przy stole, a babcia zaczęła przekładać kwiaty do wazonu. Ręce jej drżały, ale robiła to precyzyjnie, jakby to była jakaś ceremonia. 

– Co tam u ciebie? – rzuciła, nawet na mnie nie patrząc. 

– A, wiesz... praca, dużo roboty... – zacząłem wymijać. 

Babcia odwróciła się z różyczką w dłoni, uniosła brew. 

Dziwne, że przy tej „robocie” znalazłeś czas dla mnie – powiedziała, siadając naprzeciwko. 

Czułem jej wzrok na sobie i nagle zdałem sobie sprawę, że siedzimy jak na przesłuchaniu.

– Babciu, serio... tęskniłem – spróbowałem jeszcze raz, ale jej oczy były jak dwa rentgeny. 

– Dobra, Michał – odparła z półuśmiechem. – Powiedz mi, co naprawdę cię tu sprowadza, zanim herbata zdąży wystygnąć. 

Nie wierzyła mi

Zamilkłem. Babcia spojrzała na mnie znad filiżanki i upiła łyk herbaty, czekając. Czułem się, jakbym stał przed tablicą w podstawówce, a nauczycielka patrzyła, czy odrobiłem zadanie. 

– No co? Chciałem cię odwiedzić, chyba to nic dziwnego, prawda? – burknąłem w końcu. 

Babcia odstawiła filiżankę z cichym stuknięciem. 

– Po roku milczenia? Ciekawe, Michał, bardzo ciekawe. Ale skoro tu jesteś, to opowiadaj, co u ciebie

Westchnąłem ciężko, przeczuwając, że łatwo nie będzie. 

– Praca... no wiesz, ciężko. Szef wymagający, ale jakoś idzie. A u ciebie? – rzuciłem na odczepnego. 

– Moje życie? Nudy. Herbata, książki, spacery, a na końcu pewnie grabarz – odpowiedziała sucho, przyglądając mi się z cieniem ironii. – A może w końcu przejdziesz do rzeczy? 

Czułem, że tracę pewność siebie

Babcia się nie zmieniała. Zawsze wyczuwała najmniejsze kłamstwo, a ja nie byłem w stanie jej oszukać. Czułem, że tracę grunt. 

– Babciu, naprawdę chciałem cię odwiedzić, przynieść kwiaty... Tylko jakoś tak mało czasu ostatnio miałem – rzuciłem desperacko, czując, jak moja argumentacja się rozpada. 

– Masz czas, na co chcesz – przerwała spokojnie, ale z mocą. – A te róże są piękne, choć to tylko kwiaty, prawda? Łatwo dać coś, co zwiędnie. Gorzej z tym, co trwa dłużej. – Poprawiła okulary i spojrzała na mnie badawczo. – To co, Michał? Czego chcesz ode mnie naprawdę? 

Przesłuchiwała mnie

Wzięła mnie znowu na celownik. To spojrzenie, którego nie sposób było zignorować. Czułem, jak palę się od środka. 

– Nie wiem, dlaczego mnie tak przesłuchujesz, babciu – zacząłem wymijać. – Po prostu chciałem spędzić trochę czasu z tobą. 

– Czas? – przerwała z cieniem uśmiechu. – Michał, ty zawsze wszystko masz skalkulowane. Spędzić z babcią, zapunktować u matki... Ach, ale coś mi mówi, że to nie tylko dlatego. 

– Babciu, daj spokój – westchnąłem, próbując ukryć zdenerwowanie. 

Zamiast odpowiedzieć, babcia sięgnęła do szafki i wyciągnęła małą metalową puszkę. Otworzyła ją z precyzją, jakby to był rytuał. W środku, obok kilku starych fotografii, był stos rachunków i listów. 

– Wiesz, co to jest? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy. 

– Nie wiem – odparłem sztywno. 

– To życie, Michał. Rachunki za dom, listy od banku, podatki. I ty myślisz, że to takie proste? Że ten dom, który widzisz w swoich kalkulacjach, sam się utrzymuje? 

Milczałem. Wiedziałem, że coś takiego padnie, ale nie miałem gotowej odpowiedzi. 

– Widzisz, Michał, ja nie jestem głupia. Dom to nie jest jakiś wielki skarb, to problem. – Jej ton złagodniał, ale w oczach wciąż była ostrość. – Masz coś, co chcesz powiedzieć, czy mam cię ciągnąć za język? 

– Nie o to chodzi, babciu – wymamrotałem. 

– Więc o co? 

Wzięła mnie na muszkę, a w powietrzu zawisło coś ciężkiego, jakby każde moje słowo mogło wybuchnąć.

Czułem, że ma do nas żal

Cisza w kuchni była jak napięta struna. Babcia czekała. Ja wbijałem wzrok w blat, próbując wymyślić, jak wybrnąć. 

– Babciu, naprawdę to nie jest tak, jak myślisz – zacząłem cicho, ale natychmiast mi przerwała. 

– A jak jest? No powiedz, Michał. Przyszedłeś, bo nagle zatęskniłeś za starą babą? Czy może... – zawahała się na moment – może już zaplanowałeś, jak to wszystko ma wyglądać, gdy mnie zabraknie? 

Te słowa zakuły mnie jak igły. Poczułem, jak mi się czoło poci. 

– Babciu, przestań. Wcale tak nie myślę. 

– To udowodnij – powiedziała spokojnie, ale nie było w tym ani odrobiny łagodności. – Powiedz, czego naprawdę ode mnie chcesz. 

Próbowałem zmienić temat. 

– A co u mamy? Dzwoniła ostatnio? – zapytałem, ale jej mina mówiła wszystko. Nie da się uciec. 

– U mamy dobrze – odparła sucho. – Dba o mnie bardziej niż ty. Tyle że ona też lubi ten dom. Wy wszyscy go lubicie, choć nikt go nie sprząta, nikt nie martwi się o dach

Zamilkła na chwilę, jakby czekała, aż sam coś powiem. 

– Babciu, może trochę się pogubiłem. Może powinienem częściej tu bywać – powiedziałem w końcu, czując, że przegrywam tę rozmowę. 

– Nie pogubiłeś się, Michał. Ty się zawsze dobrze orientujesz – mruknęła. – Ale wiesz co? Może to ja się trochę teraz pogubię.

Spojrzałem na nią zdziwiony. Jej oczy błysnęły, jakby coś właśnie sobie postanowiła. 

Nie dała się nabrać

Jej słowa zawisły w powietrzu, a ja czułem, że w tej rozmowie dzieje się coś, nad czym tracę kontrolę. 

– Co to znaczy, że „się pogubisz”? – zapytałem niepewnie. 

Babcia spojrzała na mnie z półuśmiechem. Tego wyrazu twarzy nie widziałem u niej nigdy wcześniej. Był w nim błysk zawadiackiej złośliwości. 

– A to, Michałku, że może jeszcze mam czas na to, żeby coś zmienić – zaczęła, przysuwając się bliżej. – Wiesz, tak myślę sobie, że skoro wszyscy tak bardzo się interesują tym domem, to może powinnam go sprzedać. Pieniądze rozdam, pójdę na wynajem i przynajmniej będę miała spokój. 

W głowie zaczęła mi się palić czerwona lampka.

– Babciu, to przecież twoje miejsce, twój dom. Po co go sprzedawać? – rzuciłem szybko. 

– O właśnie! Mój dom. To moje miejsce i to ja decyduję – odpowiedziała twardo, patrząc mi prosto w oczy. 

Czułem, że grunt osuwa mi się spod nóg. 

– Ale... przecież mógłbym ci pomóc, jeśli coś jest nie tak – zacząłem, próbując odzyskać kontrolę. 

Babcia sięgnęła po filiżankę i upiła łyk herbaty. 

– A ty wiesz, Michał, co to znaczy pomagać? To nie jest robić coś z kalkulacją, że się opłaci. Pomoc powinna być od serca. Ale ty chyba dawno już o tym zapomniałeś. 

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Patrzyła na mnie długo, a potem westchnęła. 

– Wiesz co, Michał? Może dam ci szansę to naprawić. Ale lepiej się postaraj. Na róże drugi raz się nie nabiorę

Mogę zapomnieć o spadku

Kiedy wychodziłem z mieszkania babci, jej słowa wciąż dźwięczały mi w uszach. „Na róże drugi raz się nie nabiorę.” To był cios, którego się nie spodziewałem. Uświadomiłem sobie, że cała ta moja kalkulacja, plan odwiedzin, wyrachowane gesty – wszystko to było niczym w zderzeniu z jej bystrością. 

Szurałem nogami po chodniku, próbując się uspokoić. Czułem gniew. Na babcię, że tak otwarcie mnie przejrzała. Na mamę, że mnie namówiła na tę wizytę. Ale najbardziej na siebie. 

Nigdy tak naprawdę nie odwiedziłem jej, bo chciałem. Każda moja wizyta była obliczona na to, że kiedyś dostanę ten dom. Kiedy babcia powiedziała o sprzedaży, pierwszy raz poczułem, że to może się naprawdę wydarzyć. Że mogę nie dostać nic. 

W końcu dotarło do mnie, że to nie tylko możliwe – to właściwie było już pewne. Babcia znała mnie na wylot i widziała, że nie chodziło mi o nią, tylko o to, co po niej zostanie. 

Zatrzymałem się przy kiosku, gdzie starsza pani kupowała gazetę. Wyglądała tak podobnie do babci. Może dlatego to mnie uderzyło. Nie chodziło o dom. Nigdy nie chodziło. To ja przez lata zrobiłem z tego spadku swój cel, a babcia widziała w tym wszystkim coś więcej. 

Wracając do domu, przestałem się łudzić. Nie dostanę spadku. A jeśli miałem jeszcze jakąkolwiek szansę naprawić to wszystko, to nie róże, a coś znacznie trudniejszego – szczerość i obecność – mogły mi w tym pomóc. Tylko pytanie, czy jeszcze tego chciałem. 

Michał, 27 lat

Czytaj także: „Cały dzień czekałam na wizytę wnuków, ale na próżno. Zapomnieli o Dniu Babci, więc odetnę ich od kasy”
„Chciałam dostać na Dzień Babci eleganckie perfumy. A moja skąpa wnuczka dała mi tanią podróbkę z dyskontu”
„W Dzień Dziadka synowa powiedziała mi o ciąży. Udawałem, że się cieszę, ale wiedziałem, że to niemożliwe”

 

Redakcja poleca

REKLAMA