Chyba każdy kojarzy obrazek przedstawiający Anioła Stróża przeprowadzającego parę dzieci nad przepaścią. Dziewczynka i chłopczyk idą po dziurawej kładce, w dole kłębi się wezbrana rzeka, ale maluchom nic nie grozi, bo obok nich jest skrzydlaty opiekun i czuwa, aby były bezpieczne.
W ilu domach ten obrazek wisiał nad łóżeczkiem niemowlaka, a potem „rósł” razem z nim? U mnie też tak było. Dopiero kiedy stałam się bardzo dojrzała, stary obrazek, czule owinięty bibułą, poszedł odpoczywać do szuflady. Miałam nadzieję, że kiedyś się przyda.
Jestem przyszywaną ciotką dla syna mojej najlepszej przyjaciółki. Ona już odeszła, ale moje kontakty z Bartkiem trwają nadal, bo ja nie mam własnych dzieci i może dlatego wszystko, co Bartka dotyczy, bardzo mnie obchodzi. Wprawdzie odkąd się ożenił, nasze kontakty mocno się rozluźniły, bo nie chciałam się młodym narzucać, a poza tym – ta jego Karolina chyba nie bardzo mnie polubiła… Tak mi się wydawało.
Z wielką radością przyjęłam wiadomość o tym, że urodzi im się dziecko i że będzie to dziewczynka, która ma dostać imię po babci, czyli Maria. Długo się zastanawiałam, co ofiarować malutkiej na pierwszy prezent, i doszłam do wniosku, że najlepszy będzie mój wiekowy, ale nadal piękny Anioł Stróż. Wypolerowałam szkło, odnowiłam rzeźbioną ramkę i z radością poszłam na pierwszą wizytę do malutkiej Marysi. Byłam pewna, że jej rodzice się ucieszą z mojego podarunku.
Jakże się myliłam!
– Co ja mam z tym zrobić? – zapytała niechętnie Karolina. – Jestem niewierząca, a poza tym postanowiliśmy naszą córkę wychowywać po laicku. Przepraszam, pani Tereso, ale nie chcę pani oszukiwać – zwróciła się do mnie.
Bartek zauważył, że zrobiło mi się strasznie przykro, i próbował załagodzić sytuację.
– No ale obrazek jest naprawdę piękny i można go traktować nie jako przejaw kultu, tylko jak ładny przedmiot. Dlatego dziękujemy. Będzie u nas wisiał.
Przez chwilę miałam zamiar zabrać z powrotem mojego Anioła Stróża, ale byłam tak oszołomiona i zdruzgotana, że zabrakło mi na to siły i odwagi. Do dzisiaj żałuję.
Zaprosili mnie na drugie urodziny Marysi. Chcieli się pewnie również pochwalić nowym mieszkaniem, więc poszłam z radością. Dziecko było prześliczne, mieszkanie eleganckie, oni zadowoleni i pewni siebie, bo naprawdę wszystko się im udawało tak, jak chcieli. Mieli uroczą córkę, nowoczesne meble, kafelki, tapety, narzuty i sprzęt, pewnie najlepszy na rynku.
Tylko mojego obrazka tam nie było. Rozglądałam się uważnie, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Za to nad łóżeczkiem Marysi wisiała wielka fotografia puchatego kotka z olbrzymimi oczami. Śliczna, nie powiem. Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam, gdzie jest mój prezent.
– Jeśli nie jest potrzebny, to ja go chętnie zabiorę – zaproponowałam. – To moja pamiątka z dzieciństwa, będę zadowolona, jeśli do mnie wróci, skoro wam się nie przydaje. I nie mam żalu ani pretensji, wszystko rozumiem, ale… No, wolałabym żeby obrazek był u mnie. Mogę go wziąć?
Bartek się dziwnie zakręcił, coś zaczął dukać, machać rękami, więc od razu sobie przypomniałam, że tak samo się zachowywał, kiedy chciał coś ukryć przed swoją matką. Wtedy ona mówiła: „Nie kombinuj. Przecież i tak nie umiesz kłamać”.
Powiedziałam to samo:
– Mów prawdę, tak będzie najlepiej.
Więc powiedział, że obrazek gdzieś im się zapodział podczas przeprowadzki. Karolina spakowała rozmaite graty (tak powiedział: „graty”) do jednego pudła i wśród nich najprawdopodobniej był mój Anioł.
– I co? – zapytałam. – Jest na śmietniku?
– Bardzo mi przykro, ale to nie jest wykluczone – usłyszałam. – Nic na to nie poradzę, Karola nie chciała słyszeć o tym, żeby go gdzieś powiesić, chociaż mnie się wydawał całkiem, całkiem… Nawet ramki nie zostawiła i teraz tego żałuje, bo u jej znajomych widzieliśmy identyczną i oni twierdzili, że to cenna rzecz i można by za nią, choćby na Allegro, dostać trochę grosza. No ale niestety, przepadło.
Nie wierzyłam własnym uszom
Chciało mi się płakać. Nie dlatego, że straciłam swego Anioła Stróża, ale dlatego, że żaden inny nie pilnuje Bartka, który włazi coraz głębiej tam, skąd mu będzie trudno wyleźć.
Postanowiłam się za nim wstawić u wszystkich Aniołów Stróżów świata. Przecież nieobce im kłopoty z podopiecznymi. Nich rzucą Bartkowi linę ratunkową i wyprowadzą na bezpieczny ląd. No co, w końcu taką mają robotę!
Czytaj także:
„Gdy usłyszałem, że mam 1% szans na zostanie ojcem, załamałem się. Żadna kobieta nie chciałaby mieć takiego męża”
„Po wakacyjnym romansie pozostał mi niesmak i niechciana ciąża. Załamałam się. Mam większe ambicje niż pieluchy”
„Nie miałam kochanków, bo chciałam faceta z wyższych sfer. Gdy okazało się, że pociągam jedynie portiera, załamałam się”