„Nie miałam kochanków, bo chciałam faceta z wyższych sfer. Gdy okazało się, że pociągam jedynie portiera, załamałam się”

zakochana kobieta fot. iStock, Biserka Stojanovic
„Któregoś dnia poszłam wprost do portierni, żeby w paru zwięzłych słowach dać do zrozumienia mojemu adoratorowi, co myślę o jego – pożal się, Boże – amorach”.
/ 13.07.2023 22:00
zakochana kobieta fot. iStock, Biserka Stojanovic

Po kilku latach emeryckiej nudy, dostałam zastępstwo w biurze. Ależ to mi dobrze zrobiło! Znowu poczułam się kimś ważnym… Dodatkowe pieniądze zawsze się przydają, tym bardziej gdy tak jak ja ma się niezbyt wysoką emeryturę. Kiedy więc moja sąsiadka powiedziała, że do biura, w którym pracuje, potrzebny jest na kilkutygodniowe zastępstwo ktoś, kto zna się na księgowości, nie zastanawiałam się ani chwili. Przecież przez wiele lat byłam księgową na kopalni.

Przyszło mi pracować w bardzo sympatycznym towarzystwie kilku kobiet, w dodatku sporo ode mnie młodszych, co – nie powiem – działało na mnie bardzo mobilizująco. Znowu chciało mi się czesać, malować, zastanawiać nad tym, co włożę.

Znowu chciało mi się żyć!

– Ta praca świetnie ci robi – chwaliła córka, która już parę razy na głos martwiła się, że odkąd przeszłam na emeryturę, stałam się jakaś bezbarwna i bez energii.

Narzekała, że całe dnie spędzam przed telewizorem, albo siedzę w kuchni i gapiąc się w okno, zachowuję się tak, jakbym tam wypatrywała swojego ratunku.

– Dlaczego nie pójdziesz do fryzjera, kosmetyczki, czemu nie kupisz sobie nowego ciucha? – dopytywała Maja.

Nic nie odpowiadałam. Jakoś niezręcznie było mi przyznać, że ledwo mi starcza na rachunki. Poza tym, kiedy całe dnie spędza się w domu, człowiekowi zwyczajnie nie chce się dbać o siebie. Wystarczy mu do szczęścia wygodny dres i krem nawilżający na twarzy. Teraz wszystko się zmieniło, czułam, że wracam do żywych, że znowu – mimo 63 lat na karku – chcę być aktywna.

– Miałam trudny okres, ale nie martw się, córuś, drugi raz na pewno się tak nie zapuszczę – uspokajałam Majkę.

Zapowiedziałam jej też, że kiedy skończy się to zastępstwo w biurze, postaram się znaleźć sobie jakieś zajęcie.

– Bezczynność nie jest dla mnie – powiedziałam z przekonaniem.

Nowa praca miała wiele uroków. Dzięki niej poznałam dużo nowych ludzi, nie tylko dziewczyny z mojego działu, ale także osoby pracujące w innych firmach tego ogromnego biurowca…

– Muszę pani powiedzieć, że ten nowy portier dopytuje się o panią – powiedziała pewnego dnia z tajemniczym uśmiechem moja szefowa.

Odwzajemniłam uśmiech, ale nie ucieszyło mnie to, co usłyszałam. Myślałam co prawda nieraz o tym, że może mogłabym jeszcze ułożyć sobie życie, kogoś poznać albo nawet z nim zamieszkać, ale zawsze w takich planach widziałam kogoś podobnego do mnie – wykształconego mężczyznę, który po latach pracy na stanowisku odpoczywa teraz na zasłużonej emeryturze. Tymczasem dopytywał się o mnie zwyczajny portier!

Przyznaję, ostatnio znowu poczułam się „kimś”, ta praca mnie dowartościowała i ani przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym się umówić z człowiekiem, który zawodowo nie ma większych aspiracji od pilnowania biurowca. Jednak już następnego dnia, kiedy wyszłam z pracy, zauważyłam na masce swojej wiekowej fiesty piękną różę, a po paru następnych – kolejną. W ciągu niespełna miesiąca uzbierałam kilkanaście różnego koloru kwiatów.

Nie miałam wątpliwości, kto w taki nietypowy sposób stara się zwrócić moją uwagę. Tajemnicą poliszynela było, że na stare lata wpadłam w oko naszemu wąsatemu portierowi. Zamiast cieszyć, taka atencja strasznie mnie peszyła. Uważałam, że oto za sprawą zupełnie obcego mężczyzny stałam się pośmiewiskiem całego biura! Poza tym nie życzyłam sobie znajomości z kimś „z nizin społecznych” (dziś mi wstyd, ale wtedy właśnie tak o nim myślałam).

Jednak oceniłam go zbyt pochopnie

Któregoś dnia poszłam wprost do portierni, żeby w paru zwięzłych słowach dać do zrozumienia mojemu adoratorowi, co myślę o jego – pożal się, Boże – amorach.

– Pan wybaczy, ale nie życzę sobie takich gestów – zakończyłam swoją przemowę. – To zakrawa na molestowanie!

Mężczyzna zachował spokój. Jak mówi mój wnuk – wszystkie zarzuty „przyjął na klatę”. Zaimponował mi tym.

– Przepraszam, naprawdę nie miałem złych zamiarów. I nie chciałem zrobić pani przykrości – powiedział. – Obiecuję, że więcej to się nie powtórzy.

Dotarło do mnie, że jednak się zagalopowałam. W nerwach powiedziałam stanowczo za dużo gorzkich słów. Ten miły człowiek na pewno na nie nie zasłużył. Następnego dnia, żeby choć trochę zatrzeć fatalne wrażenie, zaniosłam mu kawałek własnoręcznie upieczonego sernika.

– Dawno nie jadłem czegoś równie dobrego – pochwalił, kiedy późnym popołudniem wychodziłam z pracy.

Zatrzymałam się kurtuazyjnie, żeby zamienić z nim parę słów, i odtąd coraz częściej ze sobą rozmawialiśmy. Z czasem na coraz bardziej osobiste tematy… Któregoś dnia Staszek wyznał, że od śmierci żony mieszka sam, stracił zainteresowanie tym, co dzieje się wokół.

– Trochę w tych czterech ścianach zdziczałem. Odzwyczaiłem się po prostu od towarzystwa innych ludzi i myślałem, że wszystko co dobre, jest już za mną.

Doskonale go rozumiałam, bo przecież i ja niedawno miałam pełno czarnych myśli.

– Na szczęście mój syn zachęcił mnie do wertowania gazet i szukania ogłoszeń o pracy. Szczerze mówiąc, zbyt wiele propozycji to dla mnie nie było – uśmiechnął się Staszek. – W końcu, chociaż jestem inżynierem, zdecydowałem się na pracę portiera. W moim wieku nie ma co wydziwiać. A tu mam to, co lubię najbardziej: kontakt z ludźmi – wyjaśnił.

Wtedy zrozumiałam, że ten człowiek to nie jakiś tam zwyczajny portier – jak szybko i krzywdząco go sklasyfikowałam – tylko emerytowany inżynier.

Dzisiaj jesteśmy więcej niż przyjaciółmi

W pierwszej chwili odetchnęłam z ulgą: „Inżynier! Super!”. A już w następnej zrobiło mi się potwornie głupio. „Irka, ależ z ciebie snobka! – wyrzucałam sobie w myślach. – Przecież ten facet spodobał ci się już wcześniej, zanim jeszcze przyznał, że ma wyższe wykształcenie. Czy to naprawdę ma aż takie znaczenie?”. 

Dziś nie zaprzątam sobie głowy tym, czy i jakie studia skończył Staszek. Spotykamy się od dobrych kilku miesięcy, a ja po prostu świetnie się czuję w jego towarzystwie. Nadajemy na tych samych falach, mamy podobne zainteresowania i poczucie humoru. Czy trzeba czegoś więcej?

Czytaj także:
„Przystojny elektryk kompletnie zawrócił mi w głowie. Jak mogłam się tak ośmieszyć? Facet miał żonę i dzieci”
„Kochanka z młodości zawróciła mi w głowie. Nieważne, że w domu czekała żona, straciłem dla niej głowę”
„Podstarzały amant całkowicie zawrócił mi w głowie. Do tego stopnia, że oddałam mu prawie wszystkie swoje oszczędności”

Redakcja poleca

REKLAMA