„Dałam siostrze palec, a ona wyrwała mi całą rękę. Żeruje na moim dobrym sercu, traktuje jak sponsorkę i służącą”

Kobieta, która wykorzystuje rodzina fot. Adobe Stock, nenetus
„Kupuję kolejne pigwówki. I wino dla siebie, bo tego na trzeźwo wytrzymać się nie da. Wieczorem zmywam. Piorę. W międzyczasie słucham monologu o kolanie, biodrze, szyi, przewodzie pokarmowym. I o tym, że moja biedna siostra już prawdopodobnie nigdy nie będzie uprawiać żadnego sportu”.
/ 18.09.2022 14:30
Kobieta, która wykorzystuje rodzina fot. Adobe Stock, nenetus

Moja starsza siostra jest pielęgniarką. I mistrzynią diagnozowania u siebie coraz to nowych chorób. Dwa miesiące temu mój wiekowy już pies mocno podupadł na zdrowiu. Bałam się zostawiać go samego w domu, bo czasem się przewraca i nie może wstać o własnych siłach. Akurat w tym samym czasie Marta miała zaplanowaną artroskopię kolana. Chodziło o korektę łękotki.

Choć miałam podobny zabieg trzy lata temu i tłumaczyłam jej, że to nic takiego i dwa dni później poszłam do pracy, Marta wiedziała lepiej. Zawczasu wypytała lekarza, czy dostanie zwolnienie. Obiecał trzy tygodnie (po nich Marta wyprosiła dwa kolejne).

– I na pewno po zabiegu nie będę mogła chodzić. Zamieszkam więc z tobą. Przy okazji pomogę ci przy Kundlu, nie będzie musiał zostawać sam – zaproponowała Marta.

W sumie brzmiało to sensownie

Ja zrobię jej zakupy, ona zaopiekuje się psem. Znam dobrze moją siostrę, więc nie wiem, dlaczego straciłam czujność i zgodziłam się na ten plan. Cyrk zaczął się zaraz po powrocie Marty z zabiegu. Choć lekarz wyraźnie powiedział jej, że ma normalnie chodzić, zażądała kul. Oczywiście nowych, ze sklepu. Obdzwoniłam znajomych i udało mi się ją zadowolić pożyczonymi. I dobrze, bo użyła ich chyba ze dwa razy. Od tej pory leżą w kącie.

Pierwszy weekend przebiegał raczej spokojnie. Marta wprawdzie dyrygowała mną z kanapy w salonie, na której urządziła swój sztab dowodzenia, ale zaczęła też czytać książkę, więc były momenty, w których nic ode mnie nie chciała. Z tym czytaniem to dlatego taki wyczyn, bo od jakiegoś czasu słyszałam, że Marta to też by chętnie poczytała „gdyby nie te oczy”. (tak naprawdę używa okularów plus 1, jak prawie każdy w jej wieku). Więc skoro nagle zabrała się do serii kryminałów, ja dla własnego świętego spokoju przynosiłam jej kolejne tomy.

Układ był taki, że Marta w ciągu dnia rezyduje na kanapie, a na noc przenosi się do mojej sypialni. Na proszkach nasennych, z zatyczkami w uszach spała jak dziecko. A ja całe noce czuwałam. Bo Kundel już nie zawsze wytrzymuje bez spaceru osiem godzin. Spacerek o trzeciej rano, spacerek o szóstej.

Potem jeszcze drzemka do dziewiątej, spacer, śniadanie dla psa, potem śniadanie do łóżka dla Marty („a ten chlebek to może być trochę grubiej posmarowany miodem? To jeszcze jedną kawusię mi zrób przed wyjściem”). Do pracy biegłam głodna, bo czasu nie miałam, żeby cokolwiek przekąsić.

Zrobiła ze mnie służącą i sponsorkę

W pierwszym tygodniu pomoc Marty przy Kundlu ograniczyła się do bycia z nim w ciągu dnia. W poniedziałek musiałam iść na duże zakupy, bo moja siostra odżywia się zupełnie inaczej niż ja. W pracy codziennie odbierałam po kilka telefonów od niej. Przekazywała mi wytyczne, co mam jej przynieść na obiad i co po drodze kupić. Lista był długa… Połowa z tych rzeczy dalej stoi u mnie w szafkach i zalega w zamrażalniku. Bo Marta lubi mieć duży wybór i spory zapas.

Około środy zaczęła snuć opowieść, że lekarz chyba coś spaprał, bo kolano ją boli. Tłumaczyłam, że to normalne, musi trochę boleć, co zresztą nic nie oznacza. W czwartek Marta zaczęła do tego lekarza wydzwaniać. Dla świętego spokoju kazał jej przyjechać w piątek. Wpadł na pomysł, że pomoże jej oklejenie tejpami. Marta miała przynieść je na tę wizytę.

– Wie pani, najlepiej żeby nie były chińskie – zasugerował.

No więc dostałam zlecenie: kupić tejpy. W drodze do pracy udało mi się cudem znaleźć miejsce do parkowania w pobliżu sklepu rehabilitacyjnego. Tejpy były, ale chińskie. Za 35 zł. Wiedziałam, że nie zdołam iść już do innego sklepu, więc je kupiłam. Marta, jak łatwo zgadnąć, nie była zadowolona. Zadzwonił do naszej osiemdziesięcioletniej mamy i posłała ją do innego sklepu. Tam się udało – były tejpy japońskie. Po 30 zł. Mama zgodnie z wytycznymi dostarczyła dwie rolki (na zapas) do domu.

W piątek lekarz okleił Marcie kolano. Przez chwilę była zadowolona. Leżała na kanapie, podziwiając swoją nogę. W następny weekend zaczęła powoli chodzić po mieszkaniu. Raz dała nawet jeść psu. Gdy wieczorem otworzyłam wino, usłyszałam:

– Też bym się napiła, gdybym miała zdrową wątrobę.

Pół godziny po tej deklaracji zażądała połowy kieliszka. Potem drugiej. Następnego dnia rano w naszym życiu pojawiła się kolejna zmiana. Gdy ledwie widząc na oczy z niewyspania, sączyłam kawę przy kuchennym stole, nagle do kuchni przykuśtykała Marta.

– No to przez to kolano rozwaliłam sobie biodro. Na pewno czeka mnie operacja – takim tekstem zostałam przywitana. Ani dzień dobry, ani jak się czuję ja lub Kundel.

Dyskusja nie miała sensu

Od tamtej pory mantrę: kolano, biodro, szyja, plecy (w dowolnej kolejności) słyszę ciągle. Są też zaniki mięśniowe, chory przewód pokarmowy (mimo to siostra potrafi zjeść pół szarlotki na śniadanie) i depresja. Któregoś dnia przyniosłam do domu rzodkiewki. Popatrzyła smutno.

– Też bym zjadła, ale te moje zęby…

Miała 16 lat, jak złamała sobie szóstkę i ma na niej koronę. I o to ta cała afera?! Jakież było moje zdziwienie, gdy dwa dni później wróciłam do domu i okazało się, że z lodówki zniknęły dwa pętka bardzo suchej kiełbasy. Kupiłam je dla siebie, bo przecież Marta nie ma zębów.

– A jakoś sobie poradziłam, wiesz, gryzłam drugą stroną – wyjaśniła.

– I nie zostawiłaś mi ani kawałka?

– No przecież zaraz pójdziesz na zakupy, to sobie kupisz. Bo wiesz, chciałabym, żebyś kupiła mi ciasto na śniadanie, jakieś parówki, a i pigwówkę…

Takiej kiełbasy nie ma w sklepach koło nas, kupiłam ją w delikatesach w mieście. Zaraz, zaraz.. pigwówka? Zajrzałam do szafki. Z butelki pigwówki, którą czasem popijam sobie po kieliszeczku, została resztka na dnie…

– Marta, a co z twoją wątrobą?

– Wiesz, ja sobie rozcieńczam, piję tylko dla smaku.

Znowu machnęłam ręką. Z wodą czy nie – Marta wypiła w jeden dzień prawie całą butelkę. Od tamtej pory kupuję nową butelkę co dwa dni. Z trudem się powstrzymuję, żeby nie wrzasnąć, że skoro już Martę utrzymuję, płacę za jej jedzenie, to do alkoholu mogłaby się dołożyć.

Gdzieś w połowie drugiego tygodnia naszego wspólnego mieszkania Marcie znudziło się czytanie. Co oznacza, że jej rozrywką jest znowu ciągłe gadanie o jej chorobach i nieszczęściach. Nie mogę poczytać, nic pooglądać bo Marta ciągle mówi. Czasem zakładam na uszy słuchawki… Zazwyczaj nawet tego nie zauważa, bo nie lubi dialogów. Woli monolog.

Boję się, że zostanę siostrobójczynią

Kilkanaście dni temu lekarz kategorycznie nakazał Marcie normalnie chodzić. Zdarzyło się jej więc wyjść parę razy z Kundlem na spacer. Nie będę już cytować, czego wysłuchuję po każdym takim wyczynie.

Dwa dni temu Kundel miał ciężką noc. Wychodziłam z nim trzy razy, kręcił się, pił wodę… Gdy znowu obudził mnie o siódmej rano, myślałam, że z niewyspania zacznę wymiotować. Nagle usłyszałam, że otwierają się drzwi od sypialni. Marta wstała do łazienki. Kundel podreptał w jej stronę.

„Jezu, jak dobrze” – pomyślałam i zamknęłam oczy. Po chwili jednak zamiast odgłosu otwierania drzwi wejściowych usłyszałam trzask zamykania drzwi od sypialni. Wstałam. Kundel z głupią miną stał na korytarzu. Nie było wyjścia. Wstałam i poszliśmy. Po powrocie z pracy nie wytrzymałam.

– Wiesz, mogłaś z nim wyjść o tej 7 rano, skoro nie spałaś. Ja byłam padnięta. Tego ci nie zapomnę…

Widać była pewna, że spałam i nie zauważyłam jej uniku. Ale z nią jest tak, że nawet jak się na nią nawrzeszczy, to i tak nic nie da. Bo ona zawsze się przyzna do winy i z miejsca wymyśli jakąś idiotyczną wymówkę.

– No wiesz, trochę zgłupiałam, nie wiedziałam co robić, myślałam, że Kundel się jeszcze położy. Gdybyś nie wstała, to zaraz bym z nim wyszła…

Machnęłam na to ręką. Teraz już tylko z utęsknieniem, jak wybawienia, czekam dnia, w którym Marta będzie mogła wrócić do pracy. Codziennie rano wściekam się, gdy w puszcze z kawą nie znajduję łyżeczki (bo Marta zawsze ją wyjmuje i za nic nie mogę się doprosić, żeby tego nie robiła). Potem szukam szczotki do włosów, bo siostra z niewiadomych przyczyn kładzie ją gdzie popadnie, ostatnio na pralce.

Byłam na skraju wytrzymałości

Domykam zamrażalnik, bo siostrze nigdy się to nie udaje (jej zdaniem jest popsuty i nie rozumie, dlaczego zwlekam z naprawą albo z kupieniem nowego). Potem przynoszę z pracy obiad. Idę na zakupy. Kupuję kolejne pigwówki. I wino dla siebie, bo tego na trzeźwo wytrzymać się nie da. Wieczorem zmywam. Piorę. W międzyczasie słucham monologu o kolanie, biodrze, szyi, przewodzie pokarmowym. I o tym, że moja biedna siostra już prawdopodobnie nigdy nie będzie uprawiać żadnego sportu, że będzie szczęśliwa, jak w ogóle będzie jej dane normalnie chodzić. To wszystko są jej własne diagnozy.

W ciągu dnia Kundel i tak przeważnie siedzi sam, bo Marta chodzi na rehabilitację. A okazuje się, że w tak trudnym przypadku, jakim ona oczywiście jest, nawet dwie godziny rehabilitacji to za mało. A że Marta nic nie robi na pół gwizdka – przynajmniej w sferze deklaracji – w moim domu pojawiły się dwie piłki do ćwiczeń (duża i mała), profesjonalna mata (zwykła karimata nie wystarczy), przeróżne taśmy i ciężarki.

Tak, tak, kupiłam je ja. Przecież nie będę siostrze na zdrowie żałować. Zalegają na podłodze w salonie, bo siostra jest zbyt zmęczona rehabilitacją, żeby dodatkowo ćwiczyć samodzielnie.
Marta jutro idzie do lekarza. Modlę się, żeby nie dał się nabrać na jej utyskiwania i kazał jej wrócić do pracy. Jeżeli tak się nie stanie, obawiam się, że mogę zostać siostrobójczynią.

Czytaj także:
„Zakochałam się w facecie spokrewnionym z zabójcą synowej. Nie jest niczemu winien, ale moja rodzina nas wyklęła”
„Wakacyjny flirt zamienił się w obsesję. Nie byłem w stanie kochać żony, bo ciągle myślałem o dziewczynie z wakacji”
„Matka urządza mi pielgrzymki i lamentuje, że mam przyjąć oświadczyny. Chcę księcia z bajki, a nie ślubu z rozsądku”

Redakcja poleca

REKLAMA