„Wakacyjny flirt zamienił się w obsesję. Nie byłem w stanie kochać żony, bo ciągle myślałem o dziewczynie z wakacji”

szczęśliwa para fot. AdobeStock
„Pisaliśmy do siebie mnóstwo listów, czasem nawet dzwoniliśmy. Ale prawda jest taka, że dzieliło nas dobrych kilkadziesiąt kilometrów, nie mieliśmy jak się spotkać. Efekt był taki, że wszystko umarło śmiercią naturalną. Ja skończyłem studia, ożeniłem się, rozwiodłem. Wiedziałem, że ona również się z kimś związała, ale chyba też się rozstali”.
/ 16.09.2022 07:15
szczęśliwa para fot. AdobeStock

Na głowę spadło mi kolejne pudełko z pawlacza. A spadło, bo próbowałem tam znaleźć walizkę z wiosennymi ciuchami. Fakt – dawno tam nie zaglądałem, a zamiast zebrać się w sobie i zrobić porządek, wpychałem wszystkie graty jak leci. No ale ponieważ miałem jechać na majówkę do rodziców i wiedziałem, że po siedzeniu w domu na tyłku przez ostatni rok będę potrzebował ciuchów w większym rozmiarze, nie było wyjścia – trzeba było kopać. Efekt był taki, że pudełko walnęło o ziemię i się rozpadło, a ja niechętnie zszedłem z drabiny, żeby to pobojowisko posprzątać.

Zerknąłem na to, co wypadło i… oniemiałem

To były zdjęcia, listy, pocztówki z tamtych lat, kiedy… No właśnie. Usiadłem na podłodze, wziąłem do ręki pierwszą fotografię i w tej chwili czas się jakby zatrzymał. Był początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy razem z rodzicami pojechałem do małej miejscowości pod Suwałkami. Mama pracowała jako nauczycielka i dostawała wtedy tak zwane wczasy pod gruszą, czyli jakieś dofinansowanie do wyjazdów. W ten właśnie sposób trafiliśmy do tego ośrodka.

Małe, drewniane domki, w których były dwa mikroskopijne pokoiki i coś, co miało przypominać kuchnię. Łazienka była w dużym budynku kawałek dalej. Gdybym teraz miał w takich warunkach przetrwać dwa tygodnie, chyba bym zwariował, ale wtedy nam to nie przeszkadzało. Okolica jednak była przepiękna. Nieprzebrane lasy wokół, a tuż obok jedno z najpiękniejszych jezior w Polsce. Gdy tylko je zobaczyłem, poczułem, że warto było tarabanić się przez pięć godzin w podrygującym na każdym wertepie fiaciku. Przez pierwszy dzień się urządzaliśmy. Rozpakowywanie, układanie, rekonesans. Zaczęli zjeżdżać się inni turyści. Drugiego dnia wyrwałem się nad jezioro, żeby poleżeć na pomoście i pogapić na kaczki. Byłem tak objedzony, że na chwilę przysnąłem. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że ścieżką schodzi… No właśnie.

Jak to określić? Anioł?

Tak właśnie poczułem. Dziewczyna była przepiękna. Miała może szesnaście lat, czyli rok czy dwa mniej ode mnie, długie, jasne włosy, szczupłe nogi, skórę delikatnie muśniętą słońcem. Objawienie. I to właśnie objawienie, nie bacząc na nic, zdjęło sukienkę i w kostiumie w różyczki wskoczyło do wody, ochlapując mnie od stóp do głów, po czym wynurzyło się obok pomostu.

O rany, przepraszam, nie chciałam – powiedziała, parskając i odgarniając z twarzy włosy.

Ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Spojrzałem jej w oczy i poczułem, jakby ziemia się pode mną osunęła. Były tak błękitne jak niebo i tak błyszczące jak słońce nad nami.

– Nie no… Ja… Ten… W porządku… – plątałem się jak głupi.

– Weź mój ręcznik, jest tam, na brzegu – pokazała.

– Nie trzeba, mam tutaj swój – podniosłem się. – A tobie nie zimno? – zapytałem.

– Szczerze mówiąc, to strasznie zimno, myślałam, że woda jest cieplejsza – zaśmiała się. – Wychodzę, nie ma mowy.

Wspięła się na pomost, otuliła ręcznikiem i wróciła do mnie.

– Jeszcze raz cię przepraszam. Jakoś tak się zamyśliłam, że cię nie zauważyłam.

– No dzięki – zaśmiałem się.

Ale teraz już cię widzę – rozpromieniła się. – Jestem Aniela, przyjechałam z rodzicami na wakacje. Ty pewnie też?

– Też. Karol – podałem jej rękę i poczułem, jakby przeszedł przeze mnie prąd.

„Aniela. Jak anioł” – pomyślałem. Ona tymczasem trajkotała jak najęta.

– To co, skoro już się poznaliśmy, to może jutro, jak będzie cieplej, spróbujemy razem popływać? Tam kawałek dalej jest taka fajna plaża. Wiem, bo byłam tu już w zeszłym roku. Co o tym myślisz?

– No, chętnie, tyle że ja nie pływam… – zaczerwieniłem się jak uczniak.

– O rany, naprawdę? Dlaczego?

– Bo jak byłem mały, wpadłem do wody i prawie się utopiłem. I teraz się boję. Wolę posiedzieć na brzegu – wyznałem.

– Och, to przykre, ale myślę, że da się coś z tym zrobić. Spróbuję cię pouczyć, chcesz?

Szczerze mówiąc, dla widoku jej oczu byłbym skłonny uczyć się nawet wspinaczki wysokogórskiej, więc zgodziłem się bez wahania.

Wyruszyliśmy następnego dnia

Plaża, czy jak to zwał, była skryta wśród drzew, więc nie musiałem się obawiać, że ktoś zobaczy moje żenujące próby utrzymania się na wodzie. Aniela okazała się zaś doskonałym instruktorem i dzięki jej staraniom udało mi się przebrnąć chyba całe dwa metry. Poczułem się dumny jak paw. A kiedy na pożegnanie cmoknęła mnie w policzek, kompletnie zwariowałem ze szczęścia. I tak oto staliśmy się niemal nierozłączni. Chodziliśmy razem do lasu, wylegiwaliśmy się na pomoście, taplaliśmy w wodzie. Co ciekawe, zaprzyjaźnili się także nasi rodzice. Te dwa tygodnie zleciały jak z bicza strzelił. Ostatniego wieczoru postanowiliśmy z Anielą zrobić sobie ognisko. Wzięliśmy koce, jedzenie. Ogień płonął, gwiazdy świeciły, a ja patrzyłem tylko na nią. W pewnej chwili pod wpływem jakiegoś impulsu po prostu ją przytuliłem i pocałowałem.

Trochę wstyd się przyznać, a może nie, ale dla mnie, wtedy siedemnastolatka, był to pierwszy pocałunek w życiu, dla niej chyba też.

– Wiesz… – szepnąłem.

Wiem. Będę tęsknić. I pisać. Obiecaj, że ty też.

– Będę – przysiągłem.

Poranek, kiedy się żegnaliśmy, był jednym z najgorszych w moim życiu. Udawałem przed rodzicami, że wszystko jest OK, ale siedząc na tylnym siedzeniu samochodu, prawie płakałem.

Dotrzymaliśmy z Anielą danej sobie obietnicy

Pisaliśmy do siebie mnóstwo listów, wysyłaliśmy sobie pocztówki, czasem nawet dzwoniliśmy. Ale prawda jest taka, że dzieliło nas dobrych kilkadziesiąt kilometrów, nie mieliśmy jak się spotkać. Efekt był taki, że wszystko umarło śmiercią naturalną. Ja skończyłem studia, ożeniłem się, rozwiodłem, po czym zamieszkałem w małej kawalerce w centrum miasta. Rodziców, którzy przeprowadzili się pod miasto, odwiedzałem raczej rzadko. Od nich – bo jak się okazało, wciąż mieli kontakt z rodzicami Anieli – wiedziałem, że ona również się z kimś związała, ale chyba też się rozstali. Cóż, taka kolej rzeczy.

Tylko teraz te wspomnienia, zdjęcia, pocztówki, listy. Pozbierałem to wszystko i włożyłem do nowego pudła. No cóż – pomyślałem. To był piękny czas i najpiękniejsze oczy na świecie, ale widocznie tak miało być. Następnego dnia spakowałem się i pojechałem pod miasto, do domku rodziców. Przywitali mnie z radością, usadzili przy stole na tarasie.

Nie uwierzysz, Karol, kto się tutaj wprowadził obok nas – zaczęła mama, podając mi lemoniadę. – Pamiętasz tych, którzy byli razem z nami wtedy w wakacje na Suwalszczyźnie?

– No… – niemal się zakrztusiłem.

– No więc wiesz, że mamy z nimi kontakt cały czas, chociaż minęło tyle lat. Namawialiśmy ich i w końcu się zdecydowali tu zamieszkać. Tu jest cisza, spokój, inaczej niż w mieście. I wyobraź sobie, że ta ich córka też przyjechała i…

Wtedy przestałem słuchać. Bo nagle, tuż za bramą, zobaczyłem dziewczynę. Nie, nieprawda, kobietę. Jasne włosy, sukienka. Nie miałem wątpliwości, kim jest. Zerwałem się z krzesła i podszedłem do bramy. A potem spojrzałem w jej oczy – tak błękitne jak tamto niebo i jezioro.

– Jesteś – szepnęła.

– Jestem.

– Nareszcie.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA