Drugie dziecko? W życiu! Miałam dużo ciekawsze plany na przyszłość niż powiększanie rodziny. A że tak mówi ciotka? Pomyliła się, i tyle! I tak się nie spełni.
Dla niego straciłam rozum
Jestem dziennikarką. W życiu wiodło mi się całkiem dobrze, a przynajmniej przez długi czas tak sądziłam. Wyszłam za mąż z miłości i byłam w tym małżeństwie szczęśliwa. Ale pewnego dnia wszystko to okazało się złudzeniem. Na horyzoncie pojawił się bowiem pewien mężczyzna, który mnie zafascynował. W efekcie mąż przemienił się w moich oczach w safandułę i pantoflarza, który po pracy biegnie do domu na ciepły obiadek, wdziewa na nogi bambosze, odrabia z córką lekcje i wierzy we wszystko, co ode mnie usłyszy.
Wahałam się, czy ulec urokowi mężczyzny, przy którym burzyła się moja krew, czy też pozostać wierną żoną, która cieszy się z drobiazgów i jest zadowolona, że los niezbyt mocno smaga jej kijem po plecach. Chodziłam z tym problemem przez wiele dni. Tłukłam się z myślami, raz odpowiadając sobie „tak”, by następnego dnia zmienić zdanie. Jednym słowem, byłam w kropce. Aż do tamtego spotkania z przyjaciółkami.
To były imieniny Wandy lub Urszuli, już nawet nie pamiętam. Spotykałyśmy się we trzy w swoim babskim gronie dość rzadko, ale regularnie, raz na parę miesięcy. Zaprzyjaźniłyśmy się jeszcze w piaskownicy i nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic.
Impreza, jak zwykle, składkowa. Tak się złożyło, że tym razem każda przyniosła ze sobą butelkę wina, chociaż wiedziałyśmy, że domowy barek Wandy był solidnie zaopatrzony. Zaczęłyśmy od obgadywania bliższych i dalszych, a gdy tematy się wyczerpały, zaczęłyśmy mówić o swoich problemach. Kiedy przyszła kolej na mnie, westchnęłam.
– Przyznam się wam, dziewczyny, że znalazłam się na rozdrożu. Chciałabym mieć ciastko i zjeść ciastko.
– Oczywiście mówisz o kochanku i mężu – domyśliła się Urszula.
– Ewentualnym kochanku – poprawiłam ją, czując, jak od alkoholu zgłoski rozjeżdżają mi się między zębami.
– Kochanek to kochanek – uśmiechnęła się przyjaciółka, sądząc po rozbieganym wzroku, też powoli wzbijająca się na drugą orbitę kosmiczną.
– Ewentualny! Proszę nie mylić tych dwóch systemów walorowych.
– To on jest bogaty? – nagle zaciekawiła się Wanda.
– Kto?
– Twój kochanek.
– Nie wiem, nie zaglądałam mu do portfela. Na pewno nie jest biedakiem. Samochód ma niezły…
– Wiecie co, tu by się przydały karty – zdecydowała Urszula.
– Już się robi – czknęła Wanda. – Dopóki widzę na oczy, mogę wróżyć.
Wiedziałam, że to tylko żarty
Sięgnęła pod stolik, skąd wyjęła talię kart, i machając nią, zawołała:
– Która pierwsza?
– Ja! – pisnęłam uradowana, że szykuje się dobra zabawa.
Przyjaciółki liczyły na to samo. Żadna z nas nie była wróżką, nie miała też aspiracji, żeby nią zostać. To miał być po prostu rozrywkowy element wieczoru. Wanda rozłożyła na stole karty w duży trójkąt. Potem pochyliła się nad nim, udając skupienie.
– Już wszystko wiem, kochaniutka – czknęła. – W Wigilię będziesz miała dziecko. Nowe – dodała.
– Zwariowałaś? – popukałam się w głowę. – Ledwo dajemy sobie radę z tym jednym. Drugiego bym nie zniosła! Chyba że z innym facetem – dodałam.
– Niestety, ze swoim ślubnym – orzekła przyjaciółka.– Chociaż nie, tak, zaraz. Jak powiedziałam, w Wigilię. Za rok.
– Uspokoiłaś mnie, kochanie. Teraz mam na głowie wydanie nowego dodatku do naszej gazety. Jak dobrze pójdzie, dostanę sporą wierszówkę. Wtedy…
– Wtedy sprowadzimy sobie nagich chłopaków – zdecydowała Ula.
– A ty co tak się gapisz na te karty? – trąciłam Wandę w ramię.
– Bo nie wierzę w to, co mówią – odparła. – Będziesz bardzo szczęśliwa, że znowu zostaniesz mamusią.
– Jasne! Karty do niej mówią!
Odeszłam od męża
Mijały dni, tygodnie, miesiące, miałam dużo pracy i jeszcze więcej kłopotów. Nasze trio spotkało się dokładnie rok później, na kilka dni przed Wigilią. Kiedy stanęłam w drzwiach, dziewczyny pisnęły uradowane.
– Przyszła do nas mamusia – Ula klasnęła w dłonie, widząc mój wielki brzuch.
Dziewczyny zaprowadziły mnie do pokoju i posadziły obok ubranej choinki, niczym wigilijny prezent.
– Rozumiem, że jesteś załamana – zasępiła się Wandzia.
– Dlaczego tak myślisz? – ciężko opadłam na kanapę, układając wielki ciążowy brzuch między udami.
– Wspominałaś o kochanku. Widzę, że związek został skonsumowany i nawet pozostała ci po nim pamiątka.
– To nie tak jak myślicie – sapnęłam.
– A co tu kombinować? – orzekła Ula. – Kiedy facet idzie do łóżka z kobietą, która jest w stanie rozrodczym, a on jeszcze nie skończył osiemdziesięciu lat, należy oczekiwać, że może być z tego kłopot, który będzie się tylko powiększał. Coś wiem na ten temat.
– Twój mąż jeszcze nie ma osiemdziesiątki, a ty jakoś się ostatnio nie rozmnażasz – rzuciłam złośliwie.
– Wystarczy mi moich trzech chłopaków. Niedługo przez nich osiwieję… Widzę, że i tobie przydałoby się małe farbowanie – odgryzła się.
– Nie kłócić się – parsknęła Wanda – bo poszczuję psem. Ja z Ulą siedzimy cicho, a ty, Aga, opowiadasz.
Odetchnęłam i zaczęłam relacjonować ostatni rok mojego życia.
– Kilka tygodni po naszym ostatnim spotkaniu odeszłam od Jarka. Myślałam, że będzie mi robił sceny zazdrości, że zacznie dzielić majątek, grozić, no wiecie, różnie mężczyźni się zachowują w takich sytuacjach.
– Jasne. Mógłby ci chociaż przyłożyć – Ula nie mogła się powstrzymać.
– Ale Jarek tego nie zrobił. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości. Jarek stwierdził, że przenosiny małej ze mną do nowego domu, gdzie będzie inny mężczyzna, nie mają sensu. „Niedługo Kasia będzie miała egzaminy do gimnazjum i ta sytuacja może wybić ją z rytmu” – stwierdził rozumnie. Umówiliśmy się, że co jakiś czas będę ją odwiedzać, a Jarek utka legendę, że przygotowując wydanie nowej gazety, będę częściej w pracy niż w domu.
– Zawsze ceniłam twojego chłopa – Wanda kiwnęła z uznaniem głową.
– No więc stało się: odeszłam od męża. Kiedy wychodziłam z ostatnią walizką, Jarek uśmiechnął się tak jakoś serdecznie i ciepło, i powiedział: „Drzwi tego mieszkania zawsze będą stały przed tobą otworem i kiedykolwiek byś nie wróciła, to zawsze będzie twoje miejsce”.
– Nieźle – Ula otarła łzę. – Pożegnaliśmy się jak przyjaciele i przeprowadziłam się…
– Do kochanka? – domyśliła się Wanda.
– Skąd! Wynajęłam kawalerkę. Chciałam być niezależna.
– Brawo! Zawsze byłaś najrozsądniejsza z nas trzech – orzekła Wanda, wstając z fotela.
Poszła do kuchni i przyniosła butelkę wina, dwa kieliszki i kubek z mlekiem czekoladowym. Dla mnie.
– Jak weszłam do tej swojej kawalerki, złożyłam na podłodze wszystkie bagaże i usiadłam na krześle, to nagle poczułam się strasznie samotna. Siedziałam tak, gapiłam się w ścianę i ocierałam rękawem łzy, które zaczęły mi płynąć po policzku. Jak długo tak siedziałam? Nie wiem. Z letargu, lub jak wolicie, z zamyślenia, wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
– Kochanek?
– Tak. Też przyjechał z walizką albo dwiema, cholera go wie.
– Nie otworzyłaś? – zawołały obie przyjaciółki.
– No właśnie. On pukał, mówił, że wie, że jestem w środku, gdyż widział palące się w oknach światło, a ja nie mogłam ruszyć dupy ze stołka.
Zorientowałam się, co jest dla mnie ważne
Zrozumiałam, że kocham tego swojego mądrego męża, i że wcale nie jest takim ciamajdą, za jakiego go uważałam. Po prostu on miał więcej czasu po pracy, więc zajął się domem. To był wyraz jego miłości do mnie, a nie tego, że jest pantoflarzem. To ja nie dorosłam do jego poziomu. Nie dostrzegłam poświęcenia, zajęta robieniem własnej kariery, zadowolona, że jakiś facet na mnie mruga, bo ma na mnie ochotę.
Jeszcze tego samego wieczora wróciłam do domu. Powiedziałam Jarkowi, jaka byłam głupia, no i… wylądowaliśmy w łóżku. Było tak cudnie, że zapomniałam, że tego dnia nie wzięłam pigułki. Monika przyszła na świat dokładnie, jak przewidziała Wanda, w Wigilię. Pokochałam ją równie mocno jak pierwszą córkę. Obie są moim szczęściem. Czasami tylko zastanawiam się, jak to możliwe, że Wanda tak dokładnie przepowiedziała przyszłość, chociaż o wróżeniu nie ma zielonego pojęcia. Przypadek?
Czytaj także:
„Rodzice zabronili mi związku z dzieciatym rozwodnikiem. Zrobiłam to, bo nie chciałam w domu awantur”
„Całe życie czekałam na tego jedynego i się nie doczekałam. Mój kwiatuszek przekwitł, a ja jestem 45-letnią dziewicą”
„Całe koło gospodyń wiejskich odwiedzało alkowę wójta. Gdy jedna zaszła w ciążę, gmina huczała od plotek”