Gdy wyszłam za Maćka, ucieszyłam się, że przeprowadzimy się na wieś do jego rodziców. Przez całe życie żyłam w mieście i miałam już tego dosyć. Nie lubiłam tego hałasu, tempa, zblazowanych, rozpuszczonych ludzi i wyimaginowanych problemów.
Przyciągało mnie proste życie
Maciek był udziałowcem w dużej firmie swojego ojca, która zajmowała się sprzedażą owoców z własnych sadów. Dobrze zarabiali, żyło nam się wszystkim bardzo wygodnie. Mogłam więc zupełnie dobrowolnie poświęcić się zajmowaniu się domem, mężem i planowaniu rodziny. Gdy po raz pierwszy powiedziałam o tym swoim rodzicom, byli przerażeni.
– Dziecino, to my ci za studia płaciliśmy, do dobrych szkół cię posyłaliśmy, żebyś teraz siedziała na jakiejś farmie i cały dzień w garze mieszała?
– Ale ja tego chcę! Dziękuję za całą edukację, za wychowanie, ale wielkomiejskie życie karierowiczki to nie dla mnie. Chcę żyć powoli, szczęśliwie. Możemy sobie na to pozwolić, więc czemu nie? Czy w posiadaniu pieniędzy najlepsze nie jest to, że można sobie wybrać, jak chciałoby się żyć?
Mama i tata ciężko westchnęli, ale w końcu odpuścili. Przeprowadzka do wsi męża przebiegła nam sprawnie. Teściowie znaleźli nam po znajomości działkę, na której szybko udało nam się zbudować własny dom.
Już nie mogłam się doczekać, aż rozpocznę zupełnie nowy rozdział swojego życia. Postanowiłam, że będę aktywnie angażować się w życie wsi. Chciałam poznać ludzi, poznać ich charaktery, obyczaje, może znaleźć jakichś przyjaciół i życzliwych sąsiadów, którzy służyliby radą czy pomocą w razie potrzeby.
Teściowa poinformowała mnie o kole gospodyń wiejskich.
– Może tam się przejdź, Kasiu? To w większości młodsze dziewczyny, w twoim wieku. Małe dzieci mają i muszą czasem wyjść z domu i zająć się czymś innym niż pieluchy. Dobre babeczki, znajdziecie pewnie jakieś wspólne tematy – namawiała mnie.
Brzmiało to całkiem zachęcająco. Postanowiłam, że podejmę próbę i wybiorę się na pierwsze spotkanie. Dowiedziałam się, że na najbliższym „posiedzeniu” miałyśmy robić na drutach ozdoby świąteczne na sprzedaż charytatywną. Ucieszyłam się, bo lubiłam takie zajęcia i właśnie tak wyobrażałam sobie spokojne, sielankowe życie na wsi.
– Dzień dobry, nazywam się Kasia… – przedstawiłam się nieśmiało na pierwszym spotkaniu.
– Aaa, pani od Maćka, z sadowników! Słyszałam o pani, dzień dobry! Witamy w naszej wsi. Jak się tu pani mieszka? – zagaiła mnie uprzejmie jedna ze starszych pań w kole.
– Dobrze, dziękuję. Cieszę się, że mogę panie poznać – uśmiechnęłam się, jednak zauważyłam, że zgromadzone w salce kobiety szybko przeniosły wzrok ze mnie na coś, co znajdowało się za mną.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– Dzień dobry, drogie panie! – przywitał nas radośnie.
– Dzień dobry, panie wójcie – odpowiedziały melodyjnie chórem wszystkie zgromadzone kobiety.
– Cóż tu dzisiaj będą robić moje piękności? Naprawdę, gdybym tylko mógł, to bym panie wszystkie zabrał do domu! – zaśmiał się rubasznie wójt.
Wójt był gwiazdorem wsi
Byłam nieco zdziwiona. W mieście takie odzywki nigdy by nie przeszły, ale tutaj… „No cóż, to pewnie element tego lokalnego kolorytu”, pomyślałam. Zauważyłam, że „komplement” wójta spowodował u wielu pań wykwitający na policzkach rumieniec.
– Pani Paulinko, pani to dziś szczególnie piękna. Jakaś nowa suknia chyba! – zwrócił uwagę na dość młodą kobietę siedzącą nieopodal mnie.
Paulina spuściła skromnie wzrok i zachichotała kokieteryjnie. Po chwili wójt wyszedł, a gospodynie rzuciły się na Paulinę jak gdaczące kury.
– O szczęściara! Usłyszeć takie słowa z ust pana Janusza to zaszczyt – wzdychała jedna z kobiet.
„Serio?”, myślałam z powątpiewaniem. „Taki z niego niby kąsek? Jak dla mnie to stary, rozochocony dziad bez kultury, ale okej”. Dla kobiet zgromadzonych na spotkaniu, wójt Janusz był ewidentnie jakimś grupowym obiektem westchnień. Nie wiedziałam, czy działały na nie te nędzne komplementy, których może (nawet w takiej kiepskiej formie) nie dostawały w domach. Czy może władza i pozycja?
Po pierwszym spotkaniu koła gospodyń miałam już tę przewagę, że znałam sporo kobiet we wsi. Spotykałyśmy się regularnie na ryneczku w sąsiednim miasteczku, gdzie wymieniałyśmy grzeczności i drobne ploteczki przy straganach z jajami i rękodziełem.
– Bardzo miły ten wasz wójt – wtrąciłam raz niewinnie w trakcie rozmowy z Teresą i Klaudią.
Teresa miała jakieś trzydzieści lat, a Klaudia około dwudziestu trzech. Obydwie miały mężów i po jednym dziecku. Całkiem dobrze się dogadywałyśmy, miałyśmy podobne podejście do wielu spraw. Wzmianka o wójcie natychmiast zmieniła jednak ich zachowanie. Z całkiem poważnych matek i pań domu zamieniły się nagle w rozchichotane nastolatki.
– Oj, Kasiu, do Januszka to jest kolejka… Z niego to podobno taki jurny chłop, że każda chciałaby przeżyć swoją kolej.
– Co wy mówicie? Naprawdę? – udałam zainteresowanie, chociaż w środku skręcałam się z zażenowania.
– To taka nasza kobieca tajemnica – zaśmiała się Teresa. – Mężowie nic nie wiedzą, bo przecież większość z nich robi jakieś interesy z wójtem albo ma od niego uzależnione swoje gospodarstwa. Wójt jest bardzo dyskretny.
– Co jakiś czas wybiera sobie jakąś nową kandydatkę na romansik… Wiesz, on nie ma żony, samotny jest.
„Ale wy chyba macie mężów”, cisnęło mi się na usta, ale postanowiłam się powstrzymać przed tym komentarzem. Przecież chciałam sobie wyrobić dobre, życzliwe znajomości.
– I co, i długo trwają te relacje?
– A to różnie bywa. Miło, jak trwają długo, bo Janusz biedny nie jest. A to na fajną kolację do miasta zabierze, a to jakieś nowe ubranie kupi, a to perfumy… Prawdziwy dżentelmen.
„No, śmiem wątpić”, skomentowałam znowu zjadliwie w myślach.
– A wy… No… Też byście chciały? – zapytałam nieśmiało koleżanek.
– A kto by nie chciał, kochana! Tutaj całymi dniami siedzi się w domu, można z nudów umrzeć. Mężowie już od lat są nami znudzeni, zajmujemy sobie jakoś czas kołem gospodyń, jakimiś robótkami w ogrodzie, ale czasem brakuje nam wrażeń.
Banda zazdrosnych bab
To tak właśnie wygląda to sielankowe życie na wsi? Sodoma i Gomora z nudów? Jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Na następne spotkanie koła gospodyń miejskich, półtora miesiąca później, przyszłam już nieco lepiej poinformowana o zwyczajach w naszej wsi. Tym razem jednak zauważyłam, że atmosfera jest o wiele bardziej nerwowa niż zwykle. Panie szeptały między sobą, warczały pod nosem i spoglądały chłodno na jedną z dziewczyn. Jej akurat jeszcze nie miałam okazji poznać.
– Tereska, co się dzieje? – zapytałam koleżankę, gdy zajęłam już miejsce wokół stołu.
– Oj, kochana, skandal! – odpowiedziała mi poruszona. – Mariolka jest w ciąży z wójtem!
– O kurczę! Ale chyba o tyle dobrze, że nie ma męża, nie? To i skandal mniejszy… – próbowałam jakoś ugasić pożar.
– Aj, moja droga, zupełnie nie w tym rzecz! Po prostu wszystkie baby są teraz zazdrosne i jej nie cierpią. Wiesz, skoro męża nie ma, w ciążę zaszła to znaczy, że go zaraz usidli i jeszcze, nie daj Boże, za niego wyjdzie! Okienko się zamknie… – westchnęła z żalem Teresa.
Rozejrzałam się po sali. Pomimo wielu wrogich spojrzeń, Mariola nie wyglądała na zawstydzoną czy przytłoczoną. Faktycznie, gdyby tak się jej przyjrzeć, wyglądała nawet na... zadzierającą nosa. Czy naprawdę wydawało jej się, że złapała Boga za nogi, bo ustrzeliła rubasznego wójta na dziecko? Z dumą i pewnością siebie wyciągnęła robótkę na drutach z torebki. Położyła ją przed sobą na stole, zatrzymując dłoń w jednym miejscu. Nie dało się nie zauważyć wielkiego pierścionka połyskującego na jej palcu.
„O kurczę… To teraz dopiero będzie”, pomyślałam. Na sali usłyszałam świst wciąganego nerwowo powietrza przez wszystkie kobiety zgromadzone przy stole. Były wyraźnie oburzone, co zauważyłam z niejakim rozbawieniem.
Takie to właśnie uroki życia na wsi! Miało być spokojnie, a tu skandal za skandalem. Dobrze, że przynajmniej ja w nim nie uczestniczę. Na szczęście pozostałam zupełnie obojętna na „wdzięki” pana wójta. I całe szczęście.
Czytaj także:
„Hajs się musi zgadzać, więc wyprzedawałem rodzinne zbiory. Nie wszyscy muszą być mózgowcami po studiach”
„Teść romansował z moją siostrą, a ja przyłapałam ich w piernatach. Mam go w garści i ciągnę od niego pieniądze”
„Podsłuchałam męża i uznałam, że ma kochankę. Wyczyściłam konto, wylałam na niego wiadro pomyj. Ale to ja go zdradziłam”