„Dałam się omamić umięśnionemu i ociekającemu testosteronem łajdakowi. Ukradł mi wszystko i pozbawił godności”

smutna oszukana kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou
„Przemknął przez siłownię jak jakiś antyczny heros. Od biegających, podnoszących i rozciągających pań powiał szkwał niekontrolowanych westchnień. Michał przystanął przy wyjściu i jakby od niechcenia pociągnął po nas uważnym spojrzeniem”.
/ 13.09.2023 07:30
smutna oszukana kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou

Zostałam bez pieniędzy, bez samochodu i bez mieszkania… Jak mogłam być tak naiwna! Wydawało mi się, że tkwię w dobrym związku, może nie idealnym, ale po prostu dobrym. Więcej w nim było z prawdziwej przyjaźni niż z telenowelowych wybuchów nieokiełznanych emocji.

Tolerowałam go takim, jaki był

Benek miał swoje pasje i swoją wizję świata, ale nie próbował mi niczego narzucić, ja pielęgnowałam swoje przyjaźnie, przyzwyczajenia i tryb życia. Z pozycji poukładanej, zorganizowanej i odpowiedzialnej pracoholiczki patrzyłam na jego rozmemłanie i bałaganiarstwo z uśmiechem i czułością. To był przecież mój rozmemłany Benek, właściciel bujnej wyobraźni i najpiękniejszych oczu na świecie.

– Co jest Benedykcie? Za kwadrans dziewiąta! Do roboty, leniu! Wstawaj!

– Praca… praca… po co jest praca? Wszystko, co ważne ma się w głowiepotargał dłonią włosy – ja sobie jeszcze trochę poleżę, Aniczku. Taki dziś wyczuwam nastrój, leniwy jak strumyk sunący pomiędzy pagórkami… jak…

– Benek, kurczę, wywalą cię, jak tak będziesz robił.

– Łatwo przyszło, łatwo pójdzie. Gnaj do roboty, bo jeszcze ty się spóźnisz, a tego ani ty sama, ani twoja firma zapewne by nie zniosła – przewrócił się na drugi bok i przykrył głowę kołdrą.

Nie wiem, jak to robił, ale w pracy znosili jego kaprysy i godzili się na jego nieobecności albo połowiczne obecności. Do czasu. Rok temu zmienił się szef i po kilku benkowych próbach wynegocjowania nienormowanego czasu pracy, stracił cierpliwość i wywalił go na zbity pysk.

– Będzie dobrze, Aniczku, nie martw się. Dał nam Bóg rozrywki, to i da na rozrywki… albo jakoś tak. Poradzimy sobie. Poza tym uważam, że zarabiamy, sumarycznie, stanowczo za dużo. Zajrzyj do śmieci i policz, ile kosztuje to wszystko, co wyrzucamy.

– Nie pieprz, Benedykcie. Wiesz, jaki mam charakter, więc zamierzasz uwiesić się na mnie i wieść żywot pasożyta. Taki masz chytry plan, prawda?

– Nieeee… Ja akurat uważam, że ty pracujesz stanowczo za dużo. Gdzie tu sens, gdzie logika? Jesteś w błędnym kole, musisz dobrze wyglądać, więc biegasz do kosmetyczki, wizażystki, do spa, na siłownię i sklepów z bardzo drogimi ciuchami. Nie masz czasu na gotowanie, więc wywalasz ciężką kasę w najlepszych restauracjach. No i buty, czy możesz mi wytłumaczyć, po co komu tyle par butów…

– Tylko bardzo cię proszę, od butów wara!

– A to wszystko po to – ciągnął spokojnie – żebyś mogła zarabiać tyle kasy, ile zarabiasz. Ale co ty z niej masz? Nowe buty, nowe ciuszki, nowe kosmetyki i nowe absolutnie rewelacyjne zestawy ćwiczeń dla pragnących zachować wieczną młodość. Otóż Aniczku, uwierz staremu lisowi, nie ma wiecznej młodości. Ktoś was boleśnie oszukał.

– Głupi jesteś jak but! Nie zamierzam się poddać, a przynajmniej nie bez walki. Nie chcę mieć zwiotczałych mięśni, zmarszczek, siwych włosów i nie chcę wyglądać jak jakaś…

– Jakaś kto?

– No jakaś! Czego tu nie rozumiesz?

– Aniczku, a wiesz może, kiedy lubię cię najbardziej? Jak wyłazisz spod prysznica, bez tego makijażu, fryzury i tych ohydnych garsonek. Takiego ubogiego w dodatki Aniczka sauté lubię najbardziej…

– Bo erotoman głupi jesteś.

– To fakt – zmrużył te swoje szelmowskie oczy i już wiedziałam, że dalsze namawianie go na natychmiastowe szukanie pracy nie ma sensu.

– To co będzie dalej?

– To, co zawsze. Dobrze będzie. Może nawet kiedyś zrozumiesz, że bieganie po lesie jest znacznie zdrowsze niż na tym taśmociągu w siłowni. I dużo tańsze.

Zauroczył mnie swoją osobą

Cały Benek. Wieczny chłopiec, niedojrzały, głupio uśmiechnięty, przekonany, że „wszystko będzie dobrze”. Szkoda tylko, że za moje pieniądze! Nie, to nie był powód, dla którego go opuściłam. A w każdym razie nie najważniejszy. Najważniejszy był Michał. Przemknął przez siłownię jak jakiś antyczny heros. Od biegających, podnoszących i rozciągających pań powiał szkwał niekontrolowanych westchnień. Michał przystanął przy wyjściu i jakby od niechcenia pociągnął po nas uważnym spojrzeniem. Zwolniłam tempo przesuwu taśmy, bo nogi zaczęły mi się plątać.

– Widziałaś? – wyszeptała dramatycznie moja przyjaciółka Paulina, osoba, która wie wszystko o wszystkich – zdejmij to ze mnie, bo jakoś gwałtownie osłabłam – wskazała brodą na sztangę gniotącą jej piersi.

– Kto to?

– Jutro będę wiedziała. Znasz mnie.

Nie musiałam czekać do jutra. Bóstwo czekało na mnie pod siłownią.

– O jesteś. Czekałem właśnie na ciebie. Na imię mam Michał, dasz się porwać?

– Jeśli porwać, to z przyjemnością – usłyszałam samą siebie i aż poczerwieniałam z zawstydzenia. Nie sądziłam, że jestem taka łatwa.

– To proszę – otworzył mi drzwi wypasionego potwora i zawiózł do swojej pracowni.

– To twoje? Jesteś malarzem? Genialne te obrazy. Nie znam się zbytnio na malarstwie, ale te są genialne a najbardziej ten!?

– Podoba ci się? Jest twój. Możesz go zabrać po dwudziestym września, bo wcześniej muszę go wystawić w Nowym Jorku. Tego się nie da już odkręcić.

– Jesteś bardzo znany? Jak się nazywasz?

Sztukę uprawiam pod pseudonimem, to bardzo ułatwia życie.

– Dlaczego? Nie lubisz być sławny?

– Sławy, moja droga, nie da się zjeść. Jestem wystarczająco bogaty, żeby nie musieć szukać taniej popularności.

Byłam jego. Tu i teraz. Chciał mnie, wybrał sobie. To taki przypadek, raz na milion.

Zostawiłam lenia na kanapie

– Wyprowadzam się Benku.

– Co ty wygadujesz, Aniczku?!

Mam dość twojej abnegacji, twojego nieliczenia się ze mną i ze współczesnym światem. I tak długo to znosiłam. Mieszkanie jest po twoim dziadku, więc nie mam żadnych pretensji, ale zabieram samochód, swoje rzeczy i pieniądze. To chyba sprawiedliwy podział?

– Aniczku, sprawiedliwy. Jesteś pewna?

– Jak niczego dotąd.

Wyprowadziłam się do wielkiej pracowni w modnym lofcie. Do człowieka, przy którym nareszcie będę mogła się rozwinąć.

– Jak to wyprowadziłaś się od Benka? – Paulina była zaskoczona – Do tego ptysia? Do tej eklerki? W takim tempie?

To się nazywa miłość – odpowiedziałam.

Zaczęłam się zastanawiać kilka tygodni później.

– Lecę do Nowego Jorku, wiesz, ta wystawa. Wrócę za tydzień. Z twoim obrazem oczywiście. Mieszkaj tu sobie. A, daj mi jeszcze kluczyki i kartę wozu, pojadę twoim na lotnisko. Ty korzystaj z czerwonego potwora! Koleżanki nie będą mogły spać z zazdrości.

Wieczorem usłyszałam dźwięk otwieranych zamków.

– Michał? Nie wyleciałeś?

– Jaki Michał? Co pani tu robi?

– Mieszkam. To pracownia Michała. Co pan tu robi i skąd ma pan klucze?

– Proszę pani, to jest moja pracownia, to są moje obrazy, nie znam żadnego Michała. Nie znam też pani i niestety, muszę zadzwonić po policję…

Zadzwonił i zaczął nerwowo przeszukiwać nasze szafy i szuflady.

Dałam się oszukać jak małolata

Policja nie miała żadnych wątpliwości. Facet był znanym (podobno) malarzem i pracownia była jego własnością.

– To kim jest Michał? – zapytałam rozpaczliwie.

– Najprawdopodobniej naciągaczem…

– I włamywaczem.

Spisali wszystko i poszli. Wtedy przyszedł sąsiad.

– Jesteś, Tadeuszu. Czekałem na twój przyjazd, bo mnie ten twój kuzyn mocno zaniepokoił, ale widzę, że wszystko w porządku.

Nic nie jest w porządku. Nie mam żadnego kuzyna, a już na pewno nie takiego, któremu dałbym klucze!

– Chcesz powiedzieć, że ktoś…

– Tak. Włamał się, ukradł trochę pieniędzy i parę rzeczy, jeszcze nie sprawdziłem wszystkiego i, najprawdopodobniej, oszukał tę panią… Znalazła coś pani w internecie?

– Tak. Moje konto… jest wyzerowane... – zaniosłam się płaczem. – Jestem bez pieniędzy, bez mieszkania i bez samochodu…

– Za to ze wspomnieniami – zaśmiał się złośliwie malarz.

Zamieszkałam czasowo u Pauliny. Policja poszukuje Michała, który, jak stwierdzili, nałogowo okrada naiwne kobietki i najprawdopodobniej nawiał do Hiszpanii.

– Nie uwierzysz – powiedziała wczoraj Paulina – Malwa powiedziała, że twój Benek trafił jakieś wielkie pieniądze w tego euro totka. Ja tam myślę, że raczej dostał spadek z Ameryki. Nie wiesz, czy miał tam jakąś rodzinę? W każdym razie kupił sobie posiadłość pod miastem. Taki to ma szczęście.

– Benek i kasa? Nie uwierzę.

– Przecież ci mówię. Na bank. Krzysiek mu pomaga przewozić rzeczy. Coś mi się wydaje, że z tym rozwodem to się trochę pośpieszyłaś. Chociaż trudno ci się dziwić. Było ciacho. Jak dla mnie – malaga.

– Tak, a została zgaga…

Czytaj także:
„Kobieta z czatu zawróciła mi w głowie. Dla niej zostawiłem żonę i dzieci. Nigdy nie żałowałem swojej decyzji”
„Zostawiłam narzeczonego, gdy najbardziej mnie potrzebował. Jednak karma wróciła - on znalazł miłość, a ja wciąż jestem sama”
„Mój kochanek przez 5 lat nie chciał zostawić żony. Ją zdradzał, a mnie wcale nie kochał. Zranił nas obie i zmarł”

Redakcja poleca

REKLAMA