Z Martyną biegałam po podwórku za dzieciaka i lepiłam ciastka z błota. Zawsze spędzałyśmy razem wakacje u naszej wspólnej babci, która mieszka na małej wsi pod Poznaniem. Miałyśmy wspaniały kontakt, rozumiałyśmy się jak nikt inny. Wszystko zmieniło się, kiedy skończyłyśmy szkołę.
Martyna poszła na studia ekonomiczne i szybko zaczęła piąć się po szczeblach kariery. Ja pod naciskiem rodziców, którzy nie są zbyt zamożni, poszłam do technikum, żeby szybko mieć zawód i móc swoimi zarobkami podreperować rodzinny budżet.
Z zazdrością patrzyłam, jak Martyna zrobiła licencjat, dostała kolejny awans w dużym przedsiębiorstwie i poznała bardzo przystojnego faceta. Kiedy ona żyła w luksusie, ja odkładałam każdy grosz, by wyciągnąć rodziców z długów i im pomóc. Sama nie miałam prawie nic. W końcu doszło do tego, na co czekała cała rodzina. Chłopak Martyny jej się oświadczył i zaczęło się planowanie wielkiego wesela.
Nie byłam jej nic winna
Od początku studiów nasz kontakt się rozluźnił, bo nie miałyśmy już o czym rozmawiać. Ona - wielka pani z miasta, eleganckie mieszkanie, wysoka pensja, nowy samochód. Ja - dalej na wsi, bez niczego swojego, samotna, bez studiów. Mimo to wiedziałam, że Martyna zaprosi mnie na swoje wesele. Chociażby dla konwenansów. Przyjęłam je, ale długo wahałam się czy iść. Wiedziałam, że impreza będzie „na bogato”, a ja tam będę pasować jak wół do karocy. W końcu mama i ciotki przekonały mnie, że nie wypada mi nie iść. Wpadłam jednak na pewien pomysł.
Uważam, że w mojej sytuacji nie miałam obowiązku dawać Martynie pieniędzy. Ona ma kasy jak lodu, jej mąż tak samo. Żyją jak królowie, a ja odkładam grosz do grosza. Uznałam, że dam im kopertę, do której dla niepoznaki włożyłam pocięte gazety. Nie podpisałam się, nie dołączyłam żadnej kartki, więc na pewno nie wiedzieli, że to ode mnie. Zadbałam też, żeby koperta była zwykła i biała i w niczym nie odróżniała się od innych. Na wypadek, gdyby kamerzysta nakręcił, jaką kopertę wrzucam do pudełka.
Wiem, że wszyscy uważają, że to wstyd dawać pustą kopertę, ale im się naprawdę świetnie powodzi. Mnie nie stać, żeby im zwrócić za talerzyk w modnej sali weselnej. Dlaczego Martynie ma się wszystko w życiu należeć, a ja mam być stratna? Nie zrobiłam nic złego. Rodzice nie wiedzą, że nie dałam kuzynce pieniędzy. To bardzo honorowi ludzie. Sami wysupłali ostatnie grosze i na karcie z życzeniami przeprosili, że tylko tyle, ale mają trudną sytuację. Ja się płaszczyła nie będę.
Martyna ma w życiu wszystko
Tylko dlatego, że mogła iść na studia. Ja nie miałam możliwości. Nigdy nie wyciągnęła do mnie pomocnej dłoni i nie próbowała mnie wyciągnąć ze wsi do wielkiego świata. Skoro tak, to ja nie będę jej dofinansowywać. Impreza była fajna, mogłam sobie zjeść luksusowy obiad, napić się drogiego wina i potańczyć. Chociaż tyle mi się należy za to, że mam gorsze życie.
Nie będę przepraszać nikogo za to, co zrobiłam. Nikt mi nic nie udowodni, a ja jestem przekonana, że zrobiłam słusznie. Niby mogłam nie dawać nic, zamiast dawać pustą kopertę, ale wiedziałam, że na filmie z wesela będzie widać, czy włożyłam coś do pudełka. Zrobiłam wszystko dla niepoznaki, żeby reszta rodziny na mnie nie wsiadła i nie zaczęła mnie obgadywać. W mojej opinii zrobiłam dobrze.
Czytaj także:
"Matka wykrzyczała mi, że zapłodnił ją gwałciciel nie tata. A ja cały czas przypominam jej o tym zdarzeniu"
"Ja haruję jak wół, żeby niczego jej nie zabrakło, a ona baluje, zamiast ugotować mi obiad..."
"Mąż szydził z mojej nadwagi i odstającego brzucha. Wszędzie masz tłuszcz i brzydzę się ciebie - często słyszałam"
"Zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż korzysta z życia, a ja nie mam, kiedy się w tyłek podrapać”