„Mój mąż to chłopczyk zagubiony w ciele mężczyzny. Zrozumiałam, że mam dwa wyjścia: odejść, albo znosić to do końca życia”

Kobieta, którą męczy mąż fot. Adobe Stock, Monkey Business
„Zaczęłam rozumieć, że mój mąż to wspaniały… nie, nie mężczyzna, ale mały, nieodpowiedzialny chłopiec. Jeśli z nim zostanę, całe życie będę musiała się nim opiekować, wiele rzeczy za niego załatwić i każdą sprawę na nim wymuszać. Ale chyba nie potrafiłabym bez niego żyć”.
/ 21.04.2022 05:11
Kobieta, którą męczy mąż fot. Adobe Stock, Monkey Business

Moi rodzice i obydwie siostry twierdzą, że Roman jest po prostu próżniakiem, zwykłym leniem, któremu nic się nie chce. Ale ja tak nie uważam. Roman przecież pracuje, a poza tym wszystko potrafi zrobić w domu, we wszystkim mi pomaga.

Umie ugotować obiad i po tym obiedzie posprzątać. Odrabia lekcje z córkami, zabiera je na spacery, do zoo, a nawet na wycieczki rowerowe. Nie jest więc tak, że nic mu się nie chce. Dopiero, kiedy przyjdzie do załatwiania jakichś spraw urzędowych, poza domem, kiedy trzeba wykazać się inicjatywą, pojawia się problem. Roman tego nie potrafi.

– Ty sobie z tym lepiej poradzisz – stwierdza i uznaje, że sprawa załatwiona.

Nawet na wywiadówki do córek nie chce chodzić. Długo się wymigiwał, szukając różnych, czasem zwyczajnie, moim zdaniem, głupich i naiwnych wymówek, aż w końcu powiedział wprost:

– Kasia, zrozum, ja się wśród tych wszystkich bab nie potrafię odnaleźć. Proszę cię, chodź do tej szkoły sama. Lepiej się z nauczycielami dogadasz niż ja.

– Ale przecież ojcowie też bywają na wywiadówkach – zaprotestowałam.

– Sporadycznie. Zawsze mam wrażenie, że wokół mnie są same kobiety.

Nic już nie powiedziałam, bo wiedziałam, że to wcale nie jest kwestia kobiet. Mój mąż po prostu wolał się nie wychylać. Może by go, nie daj Boże, wybrali do trójki klasowej. To dopiero byłby problem.

Kiedy zdecydowałam, że musimy zmienić mieszkanie, bo jest nam już zdecydowanie za ciasno, to nie dość, że musiałam podjąć taką decyzję, ale na dodatek wszystko załatwiałam sama. Tymczasem Roman zachowywał się tak, jakbym robiła to wbrew niemu i jemu na złość.

Wiele lat mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkanku przerobionym z kawalerki mojej babci. Kiedy dziewczyny podrosły, a Wituś, nasz najmłodszy synek, zaczął chodzić, zrobiło się bardzo ciasno.

– Roman, musimy wreszcie coś z tym zrobić – powtarzałam mężowi, ale on jakby wcale mnie nie słyszał.

Zaczęłam więc sama rozglądać się za większym mieszkaniem. Najlepiej byłoby się zamienić – planowałam – i najwyżej trochę dopłacić. Wzięłabym pożyczkę w pracy, oprócz tego mieliśmy niewielkie oszczędności, jakoś dalibyśmy radę. Najgorzej czułam się jednak z tym, że jak zwykle zostałam ze wszystkim sama.

– Wiesz co, Kaśka, przez tyle lat powinnaś się już przyzwyczaić – stwierdziła moja siostra, gdy się jej żaliłam.

Miała rację, ale zamiast podnieść mnie na duchu, jeszcze mi dokładała.

Córki bardziej mi pomogły niż on

W końcu po wielu miesiącach poszukiwań znalazłam mieszkanie na zamianę. Co prawda na drugim końcu miasta, musiałabym więc dziewczynom zmienić szkołę, a Witusiowi przedszkole, ale co to za problem?

Samo mieszkanie było bardzo atrakcyjne. Duże, jasne i przestronne, tyle tylko, że do remontu i w kamienicy. Ale to też był plus, bo nie musielibyśmy wiele dopłacić. Remont robiłoby się powoli. Roman wiele wiele prac potrafił sam wykonać.

– Czy ty zwariowałaś, kobieto?! – mój mąż zamiast się ucieszyć, był oburzony. – Chcesz nam wywracać całe życie?

– Co niby wywracam? – zdziwiłam się. – Przecież nie każę ci się wynosić w Bieszczady, tylko parę ulic dalej.

– W Bieszczady to wcale nie byłoby tak źle – mruknął pod nosem Roman, a potem nagle się rozgadał: – Wszystko będziemy musieli zmienić. Dzieciaki mają tu szkołę, przedszkole, przyjaciół…

– Nie przesadzaj – usiłowałam mu przerwać. – Zmienimy im szkołę, żeby nie musiały daleko jeździć.

– No właśnie o tym mówię. Kto to widział, żeby w trakcie roku zmieniać dzieciom szkołę? Ja pracy nie zmienię, będę więc musiał tłuc się przez całe miasto. Poza tym tu już znamy sąsiadów. Przychodnię mamy pod nosem i pocztę, i…

Słuchałam go uważnie, ale nie mogłam zrozumieć, o co właściwie chodzi.

– Romek! – przerwałam mu w końcu.– Nawet nie widziałeś tego mieszkania, a już wszystko krytykujesz. Pojedziemy jutro, obejrzysz, zobaczysz, spodoba ci się.

– Ale ja wcale nie krytykuję mieszkania, ja po prostu nie chcę się wyprowadzać stąd. Mnie jest tutaj dobrze.

– Zachowujesz się jak dziecko – podsumowałam, a w duchu pomyślałam, że właściwie jeszcze gorzej niż dziecko.

Mój mąż chyba po prostu bał się przeprowadzki, bał się zmiany. Ale przecież to miała być zmiana na lepsze. Właściwie cała przeprowadzka, pakowanie, sprzątanie i nowego, i starego mieszkania spoczęło na moich barkach.

Jak zwykle zresztą – powinnam była powiedzieć. Roman się normalnie obraził. Oświadczył, że ponieważ nie biorę pod uwagę jego sprzeciwu, muszę sobie sama poradzić.

– Poza tym – dodał – mam w tym czasie bardzo dużo pracy. Sama rozumiesz, że nie mogę nawalić z powodu takiej głupoty.

Całymi dniami siedział więc w pracy, a ja z córkami zajmowałam się „głupotą”, czyli pakowałam rzeczy i sprzątałam mieszkanie. Trochę pomogła mi siostra, ale cóż, ona też miała swoje obowiązki. 

– Wiesz co, Kaśka, ja bym mężowi tak nie pozwoliła się traktować. Co ty jakimś popychadłem jesteś, czy co?

Małgosi łatwo było mówić, jej mąż był zupełnie inny. A ja co niby miałam zrobić? Jak miałam Romana zmusić, żeby tu był i mi pomagał w tym, czego nie chce?

Mam tylko dwie możliwości

Po przeprowadzce mąż długo okazywał swoje niezadowolenie z nowego lokum.

– Tato, zobacz jaki mamy śliczny pokój – cieszyły się córki, a ten tylko się krzywił.

Kiedy prosiły, żeby pojechał z nimi na zakupy po drobiazgi do pokoju, twierdził, że lepiej będzie, jak pojadą z mamą. Wszystkie urzędowe sprawy musiałam załatwić sama, nie pomógł mi w niczym.
Po długim czasie przyznał w końcu:

– Chyba miałaś rację z tą przeprowadzką.

– Więc dlaczego tak się buntowałeś? – spytałam. – Zostawiłeś wszystko na mojej głowie? To było nie w porządku.

– Wiem, przepraszam, ale ja nie lubię zmian. Przywykłem do tamtego miejsca.

Zaczęłam rozumieć, że mój mąż to wspaniały… nie, nie mężczyzna, ale chłopiec. Jeśli z nim zostanę, całe życie będę musiała się nim opiekować, wiele rzeczy za niego załatwić i każdą sprawę na nim wymuszać.

Nigdy jednak, nawet przez chwilę, nie pomyślałam, że mogłabym od niego odejść. Był częścią mnie, ojcem moich dzieci. Chyba nie potrafiłabym bez niego żyć.

Na wakacje do Grecji o mało nie pojechałam z dziećmi sama, chociaż wszystko było już załatwione. Oczywiście to wszystko załatwiłam ja, Roman nie dość, że nie wykazał odrobiny inicjatywy, to jeszcze był niezadowolony z pomysłu.

– Też wymyśliłaś! Pojechalibyśmy jak zwykle na Mazury i byłyby super wakacje.

– A nie przyszło ci do głowy, że te twoje super wakacje już nam się znudziły? Co rok to samo! – usiłowałam mu uświadomić, że najwyższa pora coś zmienić.

– Niby co chcesz zmieniać? Przecież tam jest cudnie. I wszystkie miejsca już znamy.

– O tym właśnie mówię. Dzieci chciałyby zobaczyć coś innego. Ja zresztą też.

Byłam wściekła, że muszę się z mężem wykłócać, żeby łaskawie pozwolił się zabrać na zorganizowane i zapłacone przez mnie wakacje. Drugiego takiego faceta chyba nie ma na świecie!

– Ty chyba powinnaś się z nim rozwieść, Kaśka – moja siostra jak zwykle nie omieszkała wtrącić swoje trzy grosze.

Może i powinnam, ale nie chciałam

Ja po prostu kochałam Romana i chyba już przywykłam do jego specyficznych zachowań, do jego dziwactw i umysłowego lenistwa – jak to nazywa Gośka. Oczywiście jakoś namówiłam go do wyjazdu. Pojechaliśmy i wspaniale wypoczęliśmy. Dzieciaki były zachwycone.

Po powrocie usłyszałam:

– Miałaś rację, Kasiu. Bardzo się cieszę, że pojechaliśmy do tej Grecji.

Czasami łudzę się, że mój mąż nabierze jeszcze trochę wigoru i ochoty do bardziej aktywnego życia. Ale te nadzieje szybko pryskają. Kiedy widzę, że każdą sprawę do załatwienia przerzuca na mnie, uświadamiam sobie, że to nigdy nie nastąpi.

Roman po prostu taki jest i już się nie zmieni. Ale ja go kocham właśnie takiego. I nawet kiedy się kłócimy, najczęściej o jakiś mój nowy pomysł, o którym Roman nie chce słyszeć, też go kocham.

Ostatnio jest to zakup ziemi za miastem. Mamy trochę oszczędności, moglibyśmy je zainwestować w działkę budowlaną. Może kiedyś postawilibyśmy na niej dom, w którym zamieszkalibyśmy na emeryturze?

Roman na razie jest przeciwny, ale na pewno go przekonam. Muszę się spieszyć, żeby zdążyć, zanim ktoś kupi upatrzoną przeze mnie działkę.

Czytaj także:
„Trwałam przy mężu tyranie ze względu na córkę. Katował mnie, później przepraszał, a we mnie ciągle tliła się nadzieja”
„Szwagrowie liczyli, że w spadku dostanie im się biżuteria teściowej. Cóż, będą się musieli obejść smakiem, krwiopijcy”
„Odeszłam od narzeczonego miesiąc przed ślubem, bo okazało się, że miał kochankę. Była nią moja siostra”

Redakcja poleca

REKLAMA