„Dałam bratu dach nad głową, a on zrobił z niego przybytek rozkoszy. Na moją kanapę sprowadzał panie do towarzystwa”

wściekła siostra fot. iStock, Wavebreakmedia
„Rodzice spełniali każdą jego zachciankę, tolerowali psoty, a później regularne wybryki i zawsze zobowiązywali nas, dziewczęta, do opieki i przejmowania odpowiedzialności za młodszego braciszka”.
/ 21.10.2023 10:30
wściekła siostra fot. iStock, Wavebreakmedia

O tym, że nasi rodzice marzyli o synu, wiedziałam, od kiedy nauczyłam się mówić. Ja byłam ich trzecią córką i znajomi często pytali półżartem, czy będą się starali dalej. Na początku nie rozumiałam, o co niby mieli się starać, ale kiedy mama po raz czwarty zaszła w ciążę, a wszyscy życzyli tacie, żeby „tym razem wreszcie się udało”, siostry wytłumaczyły mi, że cała nasza rodzina czeka na braciszka.

Braciszek jednak nie urodził się jeszcze tym razem – wtedy na świat przyszła Luiza. Beniamin pojawił się w naszej rodzinie dopiero, kiedy miałam osiem lat. Nigdy nie widziałam, żeby tata był taki szczęśliwy.

Z czterema starszymi siostrami i rodzicami po czterdziestce, którzy czekali na niego przez kilkanaście lat, Benio nie mógł wyrosnąć na nikogo innego niż tylko na… no właśnie, beniaminka, czyli słodkiego ulubieńca całej rodziny, maskotkę kobiet i dumę ojca. Rodzice spełniali każdą jego zachciankę, tolerowali psoty, a później regularne wybryki i zawsze zobowiązywali nas, dziewczęta, do opieki i przejmowania odpowiedzialności za młodszego braciszka.

– Pamiętajcie, wszystkie cztery musicie się nim opiekować – szeptała gorączkowo mama, kiedy choroba powaliła ją z nóg i unieruchomiła w szpitalnym łóżku. – Obiecaj mi, Kasiu! Obiecaj, że ty, Ela, Maja i Luiza zajmiecie się Beniusiem!

Oczywiście jej to obiecałam

Wiem, że taką samą obietnicę musiała złożyć każda z moich sióstr. Nie dyskutuje się z umierającą matką. Tylko że Beniamin miał wtedy dwadzieścia trzy lata. Mama spoczęła w rodzinnym grobowcu obok naszego zmarłego kilka lat wcześniej taty i obok dziadków.

– Mieszkanie jest zadłużone w spółdzielni, musimy je spłacić – oznajmiła Ela już po pogrzebie. – Proponuję podzielić się równo kosztami.

Równo oznaczało jednak nie na pięć, a na cztery. Bo przecież Benio jeszcze studiował, a my wszystkie pracowałyśmy. Co z tego, że Luiza była w ciąży, Ela miała trójkę dzieci, jej mąż właśnie stracił posadę, a Maja usiłowała wziąć kredyt hipoteczny? O sobie nie wspominam, bo akurat byłam w najlepszej sytuacji: oboje z mężem mieliśmy pracę, mogliśmy spłacić część długu za mieszkanie po mamie, zwłaszcza że potem miało zostać sprzedane, a pieniądze podzielone równo między nas wszystkich.

– Jeśli zrobimy generalny remont, to sprzedamy je z większym zyskiem – zasugerowała Luiza i wszystkie zgodziłyśmy się, że trzeba zainwestować w lokal.

Oczywiście koszty nadal dzieliłyśmy na cztery, chociaż było oczywiste, że po sprzedaży nasz brat dostanie jedną piątą pieniędzy.

– Trochę to dziwne, nie sądzisz? – mojemu mężowi niezbyt podobała się ta sytuacja. – Benek jest dorosły i jeśli chce dostać spadek, nie inwestując w remont, powinien dostać część pomniejszoną o to, co wy w to mieszkanie wkładacie. Tak byłoby moim zdaniem sprawiedliwie.

– Wiktor, daj spokój… – prosiłam, bo wiedziałam, że ta dyskusja nie ma najmniejszego sensu.

Nie było szans, żebyśmy z siostrami ustaliły podział majątku inny niż na pięć części. Każda przez całe życie miała wkładane do głowy, że Beniem należy się zajmować, opiekować i o niego troszczyć. Przysięgłyśmy to mamie leżącej na łożu śmierci. To, co proponował Wiktor, wywołałoby u nas okropne poczucie winy.

Każda z nas ruszyła więc oszczędności albo wzięła kredyt, mieszkanie spłaciłyśmy i odnowiłyśmy, a potem sprzedałyśmy. Wraz z Wiktorem dostaliśmy dwadzieścia procent zysku.

– No, w sumie to nie jest tak źle – podsumował mój mąż. – Spłaciliśmy pożyczkę i mamy teraz trochę oszczędności. To co? Jedziemy na Karaiby?

Oczywiście z tymi Karaibami żartował, ale postanowiliśmy zafundować sobie dwutygodniowy urlop w Hiszpanii. Podzieliłam się tymi planami z rodzeństwem i dosłownie tydzień później zadzwonił Beniamin.

– Siostra, a mógłbym pomieszkać u ciebie, jak was nie będzie? – zapytał bez specjalnych wstępów. – Bo wiesz, pod koniec czerwca kończy mi się akademik i zanim coś znajdę, muszę się gdzieś zaczepić na parę dni. Będę grzeczny, obiecuję.

– Jasne – zgodziłam się od razu.

Benio wprowadził się na tydzień przed naszym wyjazdem. Przywiózł swój komputer, gitarę elektryczną, jakieś elektroniczne gadżety i mnóstwo ciuchów, wśród których przeważały markowe koszulki, modnie poszarpane spodnie i sportowe buty po kilkaset złotych para. Kiedy mój mąż zobaczył tę garderobę starannie porozkładaną w szafie, nie mógł się powstrzymać od komentarza, że już wiadomo, na co jego szwagier wydał swoją część spadku.

– Nie ma gdzie mieszkać, ale musi mieć nowy model najdroższego smartfona na rynku i ciuchy z górnej półki – mruknął do mnie w sypialni. – Twój brat wie, co dobre.

Przewróciłam oczami, co miałam zrobić?

Kazać Benkowi sprzedać telefon i drogie buty, żeby miał na wynajem kawalerki? Uznałam, że skoro skończył studia na politechnice, to na pewno niedługo znajdzie dobrą pracę i będzie miał pieniądze na czynsz. Z Hiszpanii zadzwoniłam do Benka może ze trzy razy. Za każdym pytałam, czy w domu wszystko w porządku i delikatnie zahaczałam o temat poszukiwań kawalerki.

– Kurczę, nie sądziłem, że to są aż takie koszty – wyznał w końcu Benio. – Miesięczny czynsz za wynajem to więcej niż rata kredytu hipotecznego! Przecież to bez sensu! Po co płacić komuś, skoro można spłacać swoje?

Była w tym pewna logika, więc kiedy brat zapytał, czy po naszym powrocie z wakacji będzie mógł jeszcze trochę u nas pomieszkać, bo zamierza kupić mieszkanie na kredyt, uznałam to za przejaw rozsądku. Akurat wtedy spotkałam się z Mają i powiedziałam jej o pomyśle naszego brata. Popatrzyła na mnie zdumiona.

– Ale jak on chce wziąć kredyt, jak nawet nie umowy o pracę? Przecież musi mieć etat i to od przynajmniej pół roku, najlepiej umowę na czas nieokreślony. No i to musiałaby być naprawdę dobra praca, żeby miał jakąkolwiek zdolność kredytową. Czy on w ogóle ma pojęcie, jak trudno jest dzisiaj dostać kredyt?

Nie kłóciłam się z nią, bo przecież dopiero co sama przerabiała ten temat. Kredyt, owszem, dostała, ale po ośmiu miesiącach ganiania po bankach, donoszenia zaświadczeń o zarobkach, z ZUS-u, Krajowego Rejestru Długów i tysiąca innych instytucji. Musiała też wykazać, że ma dwadzieścia procent wkładu własnego i żadnych innych zobowiązań.

Bank zmusił ją nawet do rezygnacji z kablówki i karnetu na siłownię, bo urzędnikowi nie podobało się, że generują comiesięczne opłaty.

Po co mu umowa? Teraz więcej zarabia

Zasugerowałam więc bratu, żeby pogadał z Mają o tym, jakie warunki trzeba spełnić, żeby wziąć kredyt.

– Ma wszystko obcykane – dodałam. – Może coś ci podpowie. Ale i tak najważniejsza rzecz to umowa o pracę. Jak ci idzie szukanie czegoś na stałe? Znalazłeś coś ciekawego?

– Na razie mam tyle zleceń, że szkoda z tego rezygnować – mruknął znad telefonu. – W firmie zarobię połowę z tego, co mam teraz jako freelancer. To bez sensu. Muszą być jakieś kredyty dla ludzi, którzy robią na swoim.

– Ty nie robisz na swoim, tylko na czarno – odezwał się znad kuchennego blatu mój mąż. – Faktury wystawiasz klientom przez firmę kumpla, więc dla banku to tak, jakbyś nic nie zarabiał. Mówiłem ci, że powinieneś założyć działalność gospodarczą, jeśli chcesz poważnie myśleć o życiu.

– Jasne i oddawać haracz ZUS-owi – prychnął Benek. – Słuchajcie, nie martwcie się tym tak. Coś wykombinuję z tym kredytem. Spoko, ludzie! Wiktor, wkroisz do sałatki te paluszki krabowe, co kupiłem?

Widziałam, że dłoń mojego męża drgnęła przy krojeniu pomidora. Fakt, Benek często robił zakupy i kupował nawet luksusowe produkty: małże, surimi, jakieś egzotyczne owoce i steki wołowe. Co jakiś czas zostawiał też na blacie kilka banknotów stuzłotowych.

„No wiesz, dokładam się wam do czynszu” – oznajmił już na początku i wszyscy uważaliśmy, że to w porządku. Nie mieszkał więc u nas za darmo i nas nie objadał, ale nie w tym był główny problem. Wiedziałam dobrze, co o tym myśli Wiktor.

– Słuchaj, ja się ożeniłem z tobą, a nie z twoim bratem – burknął raz. – I chcę mieszkać tylko z tobą, a za jakiś czas z naszym dzieckiem. Nie bawi mnie, że w pokoju, w którym ma zamieszkać dziecko, siedzi zadowolony z siebie dwudziestopięciolatek słuchający jakiejś kretyńskiej muzyki.

– On wstawia tę muzykę na strony internetowe – podjęłam słabą próbę obrony brata. – Pracuje…

– A nie mógłby pracować gdzie indziej? – zirytował się Wiktor. – Rozumiem, że nie ma gdzie mieszkać, ale on tu spędza całe dnie i noce! Przecież my nie mamy nawet chwili prywatności! Wkurza mnie to!

Chętnie poznalibyśmy tę dziewczynę

Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, o co mu chodzi. Mnie też brakowało swobody, tęskniłam za chwilami intymności z mężem. Tyle że ja byłam do Benka przyzwyczajona od kiedy się urodził, a Wiktor zaczynał mieć dosyć intruza na swoim terytorium.

Obiecałam, że poważnie porozmawiam z bratem, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Gdy próbowałam wyciągnąć od niego, na jakim etapie jest pozyskiwanie kredytu, słyszałam przeciągłe „siostraaaaa” i niemal widziałam karcące spojrzenie naszej mamy w jego niebieskich oczach. Wiedziałam, że Benio zadomowił się u nas na dobre, i zupełnie nie miałam pomysłu, jak wytłumaczyć mu, że nie może z nami mieszkać w nieskończoność.

– Dobra, siostra, nie denerwuj się tak – powiedział mi pewnego dnia. – Poznałem dziewczynę, jest świetna! Jak coś z tego wyjdzie, to myślimy, żeby razem zamieszkać. Wiesz, wynajem we dwoje ma więcej sensu.

Kiedy Wiktor usłyszał o tej dziewczynie, omal nie odtańczył dziękczynnego pląsu. Od tego momentu usilnie zachwalał szwagrowi uroki życia w stałym związku i mieszkania z ukochaną kobietą. Dowiedzieliśmy się, że wybranka Benia ma na imię Ola i skończyła prawo. Wiktor oczywiście wyskoczył z pytaniem, czy pracuje na etacie, ale ja skarciłam
go wzrokiem.

– Poznacie ją, to sobie o tym pogadacie – odpowiedział wymijająco Benio. – Mogę ją tutaj przyprowadzić, no nie?

Odpowiedzieliśmy, że jasne, jak najbardziej. Naprawdę chcieliśmy poznać dziewczynę, która wyciągając Beniamina wieczorami z domu, darowała nam kilkanaście godzin swobody tygodniowo. Naiwnie myśleliśmy, że uzgodni z nami jakiś termin, ja zrobię kolację albo podwieczorek.

On jednak nie miał tego w planach

Któregoś wieczoru mój braciszek wyszedł, a my oddaliśmy się z Wiktorem entuzjastycznym igraszkom na kanapie. Potem przenieśliśmy się do sypialni, ponownie zebrało nam się na figle i zasnęliśmy wyczerpani, nie trudząc się sprzątaniem porozrzucanych po dużym pokoju ubrań. W środku nocy usłyszeliśmy chrobot klucza w zamku, a po chwili chichoty w przedpokoju. O posadzkę zastukały obcasy, potem w kuchni zapaliło się światło i usłyszeliśmy głos mojego brata: „czerwone czy białe?”.

– Co jest grane? – szepnął do mnie małżonek. – Przyprowadził do domu dziewczynę? Czy on oszalał?!

Zupełnie nie wiedzieliśmy, co robić. Po naszej kuchni, łazience i salonie chodziła jakaś nieznajoma kobieta, a my nie wiedzieliśmy, czy mamy udawać, że śpimy, czy wyjść i się przywitać…

– Tam są moje majtki i stanik! – syknęłam w pewnym momencie. – A oni siedzą na kanapie, słyszysz? To jakieś chore!

– Dobra, dosyć tego. Wychodzimy! – podjął decyzję Wiktor, naciągając na siebie koszulkę i spodnie od dresu.

Włożyłam szlafrok i też wyszłam z sypialni, podążając za odgłosami śmiechu w salonie. Czułam się idiotycznie, jakbym wchodziła nieproszona na cudze przyjęcie.

– Cześć! – rzucił, otwierając gwałtownie drzwi mój mąż. – Jestem Wiktor, to moja żona, Kasia, a ty pewnie jesteś Ola. Benek, możemy pomówić w kuchni? – syknął do mojego brata.

Benek błyskawicznie zerwał się z kanapy z dziwną miną. Ola zrobiła jeszcze dziwniejszą i otworzyła usta, jakby chciała o coś zapytać, a ja oddaliłam się w stronę łazienki. Chwilę później wydarzyła się katastrofa…

Nigdy nie widziałam go tak wkurzonego

Wiktor to spokojny facet, ale nie należy nadużywać jego cierpliwości. A niestety mój beztroski braciszek zużył już lwią jej część.

– Macie pięć minut na wyjście z domu! – usłyszałam podniesiony głos mojego męża i czym prędzej pobiegłam do kuchni. – Idź ją odwieź do domu, wróć do klubu, śpij u kolegi, cokolwiek! Ale tutaj nie chcę cię widzieć! Przegiąłeś, stary! A rano masz zabrać swoje rzeczy i się wyprowadzić! Zrozumiałeś?!

Weszłam w samą porę, żeby Benio zdołał zrobić te swoje słodkie oczy i spojrzeć na mnie wzrokiem zranionego jelonka. Świetnie znałam ten wzrok. Przez dwadzieścia pięć lat załatwiał mojemu ukochanemu bratu wszystko, o co poprosił. Ale tym razem spojrzałam też w oczy drugiemu mężczyźnie, którego kochałam. I zobaczyłam w nich gniew i oburzenie.

– Wiesz, co? – wycelował we mnie palec. – Ta dziewczyna to nawet nie jest Ola! Benek poznał ją dzisiaj w klubie i sprowadził sobie na noc! Rozumiesz? Zrobił sobie z naszego domu jakiś burdel!

Spojrzałam na brata i jego mina powiedziała mi wszystko. Tak, był winny, ale bynajmniej nie skruszony. Patrzył na mnie zbuntowanym wzrokiem, a potem stwierdził, że jego życie uczuciowe to nie nasza sprawa.

– Myślicie, że jak sobie kupiliście chałupę na kredyt, to macie prawo mówić innym, z kim się mają spotykać?! – zapytał, po czym walnął z grubej rury: – Waszym zdaniem nie mam prawa do szczęścia? Nie zarabiam tyle co wy, więc nie mogę nawet spędzić trochę czasu z dziewczyną, tak?

Poczułam dobrze znane uczucie skołowania, a przed oczami stanęły mi sceny z dzieciństwa. Benek, który domalował markerem wąsy ukochanej lalce Luizy i mama tłumacząca jej, że musi wybaczyć braciszkowi, bo jest najmłodszy z nas. Maja płacząca nad rozbitą paletą cieni do oczu, którą Benek zrzucił z jej toaletki, bo machał plastikowym mieczem w pokoju starszych sióstr i tata mówiący, że „to tylko głupie cienie, że Benek nie chciał, a teraz przez siostrę jest smutny”.

Ja wstydząca się w pizzerii, do której poszłam z koleżankami, bo nie miałam czym zapłacić. I rodzice tłumaczący, że nic wielkiego się nie stało, że dziesięcioletni wtedy Benio pożyczył bez pytania pieniądze z mojego portfela. Przecież by oddał, a ja robię problem z niczego i bratu jest przykro.

– Nie odwracaj kota ogonem! – zawołałam zdenerwowana. – Przegiąłeś, Benek. Coś ty sobie myślał?!

Doskonale wiedziałam, co myślał. Że mu się upiecze, jak zawsze. Że może robić, co chce, bo starsza siostra zawsze da mu taryfę ulgową. Zaczął coś jeszcze mówić o tym, że przecież nic złego nie zrobił, kiedy wywód przerwała dziewczyna z dużego pokoju, wchodząc do kuchni.

– Co ty tu tyle robisz i kto to, do cholery, jest Ola?! – ryknęła.

Tamtej nocy mieliśmy cały dom dla siebie. Nie miałam pojęcia, gdzie nocował Benek. Aż do rana, kiedy zadzwoniła Ela. Bez wstępów zapytała, co ja sobie wyobrażam, jak mogłam wykopać młodszego brata z domu w środku nocy, że tak się nie robi!
Domyśliłam się więc, że przyszedł do niej i wcisnął jej łzawą historyjkę o złej siostrze, szwagrze potworze i biednym niebieskookim chłopczyku błąkającym się w ciemnościach po mieście. Samotnym, zmarzniętym, opuszczonym przez wszystkich…

Ela była najstarsza z nas i zawsze opiekowała się nami wszystkimi, ale szczególnie Beniem. Urodził się, kiedy miała siedemnaście lat, więc czasem na spacerach ludzie brali go za jej synka. I chyba trochę tak go traktowała. Jak małego dzieciaczka.

– Naprawdę, Kaśka, to się w głowie nie mieści! – ciągnęła swoją reprymendę, ale ja właściwie już nie słuchałam. – Wiesz, że on nie miał kompletnie dokąd pójść? Zadzwonił do mnie z dworca! Chciał spać na ławce, ale zaczepiali go jacyś żule, chcieli go pobić! Przez kilka godzin chował się w dworcowej toalecie! Jak mogłaś mu zrobić coś takiego!

– Tak? Serio? – ożywiłam się nagle. – A o której godzinie do ciebie zadzwonił?

– Koło trzeciej, ale co to ma do rzeczy? – warknęła.

Roześmiałam się gorzko. Benio i jego obrażona znajoma wyszli od nas za piętnaście trzecia. Nie było żadnych żuli, ławki i kilku godzin w toalecie. Benio jak zawsze brał starszą siostrę na litość i manipulował nią tak, żeby wyjść na biednego i potrzebującego opieki.

– Wiesz co? – nie chciało mi się tłumaczyć sprawy z ramami czasowymi nocnych poczynań Benka. – On mieszkał u mnie przez ostatnie cztery miesiące. Może teraz, dla odmiany, pomieszka u ciebie? Mogę ci nawet podrzucić jego rzeczy samochodem. To na pewno potrwa tyko chwilę, bo Benio zaraz dostanie kredyt na mieszkanie i pójdzie na swoje. Więc?

Co zrobi, jak mu się „skończą“ siostry?

Żal mi było Eli, ale miałam też do niej pretensje, że obsztorcowała mnie, nawet nie pytając, jak było naprawdę. Jak my wszystkie, przywykła do bezwarunkowego chronienia braciszka, a przecież była także moją starszą siostrą. Mogła chociaż zapytać, dlaczego, a nie od razu obwiniać mnie o wszystko, co najgorsze.

Tego samego dnia Wiktor zapakował markowe ciuchy i gadżety Benka do samochodu i zawiózł je do domu Eli. Podobno Kacper, jej mąż, spojrzał na niego spode łba i zapytał, o co tutaj chodzi, ale Wiktor nie wdawał się w tłumaczenia. Za bardzo spieszył się do mnie, żeby uczcić świeżo odzyskaną wolność we własnym domu.

Najnowsze wieści są takie, że po kilku miesiącach Kacper kazał Benkowi się wyprowadzić. Teraz braciszek pomieszkuje u Luizy. Naprawdę jestem ciekawa, jak długo to jeszcze potrwa, i co Benek zrobi, kiedy „skończą mu się” siostry. Ale to już nie mój problem. On jest dorosły!

Czytaj także:
„Miałem zepsuty hamulec moralny, ale dostałem szansę od losu. Nie myli się tylko ten, który nic nie robi”
„Ennio wiedział, że to z jego powodu żona zniknęła bez śladu. Ukrywał sekret, by zachować resztki godności”
„Mąż ze mną prowadził firmę, a z pracownicą realizował fantazje w łóżku. Czułam do niego obrzydzenie”

Redakcja poleca

REKLAMA