„Czy uratowałam przyjaciółkę przed chorobą? Chcę tak myśleć, czuję się wtedy, jak bohaterka, mimo że ona mówi, że to bzdury”

Matka kochała moje rodzeństwo, mnie nie umiała fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„Byłam przy niej cały czas i bezsilnie patrzyłam na jej cierpienie. W jej obecności starałam się uśmiechać, aby dodawać jej otuchy, jednak gdy wracałam do domu, w czterech ścianach wyłam z rozpaczy. Wtedy rozum i serce zaczęły mi zgodnie szeptać, żeby jednak udać się na wyprawę”.
/ 25.11.2022 18:30
Matka kochała moje rodzeństwo, mnie nie umiała fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

Serce i rozum są jak niesforne rodzeństwo. U niektórych osób kłócą się zawzięcie. W moim wypadku na szczęście zgodnie współpracują, tworząc zgrany duet. Podzieliły się rolami. Serce wskazuje kierunek, natomiast rozum zajmuje się dopracowywaniem szczegółów. Czasem się sprzeczają, jednak nie są to poważne kłótnie, raczej przekomarzanki. Są parą przyjaciół i tego nic nie zmieni.

Realizują wspólne cele

Tak było także przed rokiem, podczas mojej wyprawy w Karkonosze. Miałam wtedy marzenie, żeby zobaczyć Piechowice. To miejsce urodzenia mojego serdecznego przyjaciela, który zmarł przedwcześnie w 2009 roku, ale wcześniej wywarł ogromny wpływ na moje życie (i nadal go wywiera, tyle że z Nieba). Pragnęłam tego z całego serca, choć odkładałam to marzenie na bliżej nieokreśloną przyszłość. Do spełnienia go popchnęły mnie ciężkie przeżycia. Moja najlepsza przyjaciółka, Mariola, zachorowała na nowotwór. Przeszła operację i inne zabiegi. Byłam przy niej cały czas i bezsilnie patrzyłam na jej cierpienie. W jej obecności starałam się uśmiechać, aby dodawać jej otuchy, jednak gdy wracałam do domu, w czterech ścianach wyłam z rozpaczy. Wtedy rozum i serce zaczęły mi zgodnie szeptać, żeby jednak udać się na wyprawę. Mówiły: „Nie warto odkładać marzeń na później, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Są przecież zdarzenia losowe, które mogą uniemożliwić ich spełnienie, na przykład ciężka choroba, jak u Marioli”. I dalej: „Dzięki spełnieniu pragnień zyskam siłę potrzebną do tego, żeby skutecznie wspierać ją w trudnych chwilach”.

Mogę zdobyć szczyt w Karkonoszach właśnie w intencji wyzdrowienia Marioli. Takie moje targowanie się z Bogiem: ja przezwyciężę swoje słabości w drodze pod górę, żeby jej dodać siły w walce z chorobą. Zapadła decyzja – jadę. Podjęło ją przede wszystkim serce, po czym oddało dowodzenie rozumowi. Rozum sprawdził, gdzie można się zatrzymać na nocleg.

Wybrał odpowiednią ofertę

Pomógł mi dokonać rezerwacji oraz spakować plecak na podróż. W ten sposób znalazłam się w Karkonoszach. Bazę noclegową miałam w Jeleniej Górze – stamtąd jest blisko do Piechowic. Drugiego dnia rano wsiadłam w autobus i po półgodzinie znalazłam się w wymarzonym miejscu. Był piękny, choć nieco chłodny sierpniowy dzień. Świeciło słońce, jakby nawet pogoda sprzyjała moim planom. Przez jakiś czas po prostu błądziłam bez celu po miasteczku, chłonąc widoki (a Marek pewnie uśmiechał się z Nieba, poznając miejsca, po których wędrował jako chłopczyk). Potem zobaczyłam przed sobą szczyt. Zaczęłam się powoli wspinać. Serce pchało mnie niestrudzenie do przodu. Rozum podpowiadał zasady bezpieczeństwa na szlaku. Ciało po pewnym czasie było oczywiście nieco zmęczone, jednak świadomość, w jakim celu idę, pomagała mi pokonać ból mięśni i stawów. W końcu dotarłam na miejsce. Przede mną rozpościerał się wspaniały widok.

Z góry wszystko wyglądało jak maleńkie figurki do gry, takie jak te, którymi wraz Markiem bawiliśmy się w dzieciństwie. Czułam się niczym władczyni wszechświata. Moje serce śpiewało z radości. To ono przede wszystkim miało głos. Zadzwoniłam od razu do Marioli, którą oczywiście wtajemniczyłam w moje plany. Na szczęście telefon miał zasięg, co w górach nie jest takie oczywiste jak na nizinach.

Przez chwilę stałam, ciesząc się widokiem i słońcem oraz zwycięstwem nad sobą samą. Niezapomniany moment. Zrobiłam wszystko, co do mnie należało. Dotrzymałam swojej części układu z Bogiem. Oczywiście nie miałam pewności, czy On zamierza dotrzymać swojej części i uzdrowić Mariolę. Jego plany wobec ludzi bywają przecież bardzo różne. Mógł równie dobrze uznać, że moja przyjaciółka jest bardziej potrzebna w Niebie niż na Ziemi, i zabrać ją do siebie.

W takich sytuacjach modlitwy na nic się nie zdają

Po pewnym czasie rozum odzyskał głos i sprowadził mnie bezpiecznie na dół. Jeszcze kilka godzin pochodziłam po Piechowicach, potem wróciłam do Jeleniej Góry, a stamtąd po kilku dniach do domu. Co było potem? Ciąg dalszy tej historii na razie jest optymistyczny.

Mariola, przynajmniej w tej chwili, pokonała chorobę. Wycofała się tyłem po cichu i już nie wróciła. Kolejne badania potwierdzają, że wszystko jest w porządku. Włosy jej dawno odrosły, więc okres bolesnej chemii staje się powoli mglistym wspomnieniem. Serce podpowiada mi, że zdobycie szczytu w Karkonoszach pomogło w tej walce. Rozum – że prawdopodobnie wygrałaby także bez tego. A ja słucham ich przekomarzania i tylko się uśmiecham. Jakie to ma znaczenie, które z nich ma rację? Mariola mówi, że opowiadam bzdury. Zawsze była racjonalistką. Ale ja tam wiem swoje... Może nie powinnam, ale czuję się jak prawdziwa bohaterka.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA