„Czwartą żonę poznałem na ślubie córki. Broniłem się przed tym uczuciem, ale nie chcę być sam na starość”

dojrzały mężczyzna fot. Adobe Stock, pololia
„Powiedziałem sobie, że nie mogę związać się z tak młodą kobietą. No, bo kto to widział? I co w ogóle pomyślałaby Dorota? Im bardziej jednak przekonywałem się, że to niedorzeczne, tym bardziej moje serce się buntowało”.
/ 27.01.2024 13:15
dojrzały mężczyzna fot. Adobe Stock, pololia

Po raz pierwszy ożeniłem się zdecydowanie za szybko. Miałem raptem 20 lat, gdy stanąłem przed ołtarzem. Ona miała na imię Olga i… sama nie wiedziała, czego chce. Ja zresztą też.

To było za szybko

Oboje byliśmy jeszcze na studiach, a nasze wspólne doświadczenia opierały się na drinkach w przyjemnej, klubowej atmosferze. Czasem tylko wyskoczyliśmy do kina czy na jakiś spontaniczny spacer. No, ale to nie było to, co przy prawdziwej miłości. Tak się sobą tylko zauroczyliśmy i myśleliśmy, że wiążemy się na całe życie.

O idiotyczności tego pomysłu przekonałem się dość boleśnie dwa lata później, bo Olga zdradziła mnie z najlepszym przyjacielem. To z nim czuła tę wyjątkową wieź, która nas nigdy nie połączyła. A przyjaciel – zdrajca, jak go wtedy nazywałem, przepraszał i nękany wyrzutami sumienia, tłumaczył mi, że zwyczajnie się zakochał. Że są z Olgą jak dwie połówki jabłka.

W tamtej chwili, gdy przeżywałem rozprawę rozwodową, nie chciałem go znać. Trzy lata później, gdy powoli ochłonąłem i zacząłem ponownie interesować się dziewczynami, uznałem, że tak naprawdę nie był niczemu winny. A jego związek z Olgą przetrwał, więc i z nią się też pogodziłem. Lepiej było żyć w przyjaźni, skoro i tak do siebie nie pasowaliśmy.

Asia była miłością mojego życia

W sumie cztery lata po rozwodzie coś zaskoczyło i w moim życiu pojawiła się Asia. Długo chodziliśmy na randki, spacerowaliśmy po parku, jeździliśmy w różne miejsca, zanim odważyłem się jej oświadczyć. Mimo że już w pierwszej chwili, kiedy ją ujrzałem, wiedziałem doskonale, że to właśnie to. Bałem się sparzyć. Może to był błąd – trudno powiedzieć, ale Asia w każdym razie nie narzekała. I chętnie została moją żoną.

Wspólne mieszkanie bardzo nam służyło. W przeciwieństwie do tego, jak czułem się w poprzednim małżeństwie, w tym rozkwitałem. Nasze uczucia nie słabły wraz z upływem miesięcy i chętnie spędzaliśmy ze sobą cały wolny czas. Znajomi nie potrafili tego zrozumieć.

– Ja to jestem czasem tak zmęczona swoim mężem, że muszę trochę od niego odpocząć – śmiała się jedna z koleżanek Asi. – Jak wy ze sobą wytrzymujecie, jeśli spędzacie razem każdą wolną chwilę?

– Widzisz. – Moja piękna żona odezwała się wtedy, uśmiechając się tajemniczo. – To się nazywa prawdziwa miłość.

Nigdy z tym nie dyskutowałem, bo właściwie uważałem tak samo. I niezmiernie się ucieszyłem, gdy w półtora roku po ślubie Asia obwieściła mi, że jest w ciąży. Mieliśmy mieć dziecko.

Zyskałem córkę, ale straciłem ukochaną

Ciąża przebiegała prawidłowo, jednak Asię bezustannie dręczyło złe przeczucie. Cały czas mówiła mi, że coś jest nie tak. Zrobiła nawet szereg dodatkowych badań, które niczego nie wykazały, a to wcale jej nie uspokoiło. Jej zdenerwowanie udzielało się też mi, ale uwierzyłem zapewnieniom swojego ojca, który twierdził, że baby zawsze trochę panikują, zwłaszcza jak to ich pierwsza ciąża.

Nie wiem, skąd wzięło się to dziwaczne przeczucie, ale niestety okazało się prorocze. Asia, moja ukochana żona, zmarła przy porodzie. Dziecku nic nie było, ale na tym świecie zostaliśmy sami – ja i Dorotka.

Z Klarą byliśmy przyjaciółmi

Przez pierwsze osiem lat skupiłem się na wychowywaniu Dorotki. Z początku bardzo pomagali mi rodzice, mogłem też liczyć na przyjaciół. Choć trudno mi się było pozbierać po nagłym odejściu Asi, całą swoją miłość do niej przelałem na córeczkę.

Dopiero gdy chodziła do drugiej klasy podstawówki, poznałem Klarę. To była nowa sąsiadka jednego z moich znajomych, na którą wpadłem podczas spotkania z przyjaciółmi. Nie planowałem wtedy żadnych związków. Wszystko to wyszło bardzo spontanicznie.

Właściwie to przez pięć kolejnych lat spotykaliśmy się jako przyjaciele. Z czasem staliśmy się sobie bardzo bliscy, a w końcu postanowiliśmy razem zamieszkać i sfinalizować swój związek. Wtedy robiliśmy to dla dobra Dorotki, ale z czasem bardzo się do siebie przywiązaliśmy. To fakt – to nie było równie piękne uczucie jak to, które połączyło niegdyś mnie i jej matkę. Mimo to, bardzo dobrze nam się ze sobą mieszkało i czułem się naprawdę szczęśliwy.

Bez niej czułem się taki samotny

Kiedy Dorota poszła na studia, Klara niespodziewanie zachorowała. Ona miała wtedy zaledwie 49 lat, więc nie spodziewałem się, że wszystko pójdzie tak źle. A tymczasem zdiagnozowano u niej nowotwór. Oczywiście starałem się być dobrej myśli i podtrzymywać Klarę na duchu, ale mimo naszej rozpaczliwej walki, moja trzecia żona zmarła po kolejnych sześciu miesiącach.

To był ogromny cios zarówno dla mnie, jak dla Doroty, która kochała Klarę jak matkę, której nigdy nie miała okazji poznać. Tyle tylko, że ona miała znajomych, cały ten świat młodych, a ja zostałem całkiem sam w pustym mieszkaniu. Dawni przyjaciele gdzieś się przeprowadzili, a ja ich wcześniej nie szukałem, skupiony na rodzinie. Została mi tylko matka, bo ojciec również odszedł trzy lata wcześniej. Mimo to, zupełnie nie potrafiłem sobie poradzić w nowej sytuacji.

Wyobrażałem sobie, że ciąży nade mną jakaś klątwa. Że nie mogę być szczęśliwy z żadną kobietą, bo wszystkie po kolei mnie opuszczały – często nawet nie ze swojej woli. Bałem się, że dożyję późnej starości jako zgorzkniały wdowiec. Bez przyjaciół. Bez ukochanej kobiety u boku. I choć Dorota próbowała mnie pocieszać, niewiele to zmieniało.

Zwróciła moją uwagę

Nie naciskałem na Dorotę w kwestii jej życia uczuciowego. Może też dlatego pierwszy raz usłyszałem o jej planach ślubnych, gdy miała dwadzieścia sześć lat. Miała wyjść za miłego, dobrze sytuowanego chłopaka, Tadeusza. Poznałem go i pochwaliłem wybór mojej córki, bo rzeczywiście wydawali się do siebie pasować.

– Jak ja i twoja mama – powiedziałem jej nawet. – Czuję, że tak świetnie się z Tadkiem uzupełniacie.

Choć cieszyłem się ze ślubu córki, samo wesele i cała ta zabawa nie bardzo mi się uśmiechały. Kiedy jednak zaszyłem się w kącie, próbując nie zwracać na siebie uwagi, zobaczyłem Magdę.

Piękna kobieta. Elokwentna, wesoła i pełna życia. Tyle tylko, że 19 lat młodsza ode mnie. Jedna z przyjaciółek mojej córki. Czy to, że wcześniej jej nie widziałem, miało jakieś znaczenie? Czy to, że moja żona zmarła, dawało mi prawo myśleć o niej jak o kandydatce na kolejną? To byłoby już moje czwarte wesele. A byłem coraz starszy. I nie chciałem zostać sam.

Dużo rozmawialiśmy ze sobą podczas tego wesela. Ona… ona właściwie nie traktowała mnie jak ojca swojej przyjaciółki. Przy niej czułem się przynajmniej o dziesięć lat starszy. Wyraźnie zresztą ze mną flirtowała. I nie powiem, żeby mi się to nie podobało.

Wciąż o niej myślałem

Powiedziałem sobie, że nie mogę związać się z tak młodą kobietą. No, bo kto to widział? I co w ogóle pomyślałaby Dorota? Im bardziej jednak przekonywałem się, że to niedorzeczne, tym bardziej moje serce się buntowało.

Bo o Magdzie zwyczajnie nie mogłem przestać myśleć. Pamiętałem jej śmiech, ten rodzaj radości, który wywoływał we mnie jej widok. Zresztą, nie mogłem już dłużej znieść samotnego życia. A ona mogła być przy mnie do końca. Zresztą, skoro była tyle młodsza, szansa na to, że umrze przede mną, drastycznie malała.

Nie wiedziałem, czy przemawia przeze mnie egoizm, desperacja czy prawdziwa miłość, jednak z każdym kolejnym dniem powoli przekonywałem się do tego, by umówić się z Magdą chociaż na kawę.

Odważyłem się! Nawiązałem kontakt z Magdą i postanowiliśmy dać sobie szansę. Żadne z nas tego zresztą nie żałuje. No, może tylko Dorota trochę się z początku buntowała, ale i tak przyjęła to dużo lepiej, niż przypuszczałem. Powiedziała mi, że każdy ma prawo do szczęścia.

Dziś Magda jest moją żoną. Mówi, że świetnie jej ze mną, a ja… ja chyba przeżywam drugą młodość. Nie przejmuję się już tym, co powiedzą inni. Liczy się przecież nasze szczęście.

Czytaj także: „Czekałam na dziecko jak na zbawienie, a teraz czuję się nieszczęśliwa. Nie chcę już być matką, to nie dla mnie”
„Mąż porównywał mnie do swoich kochanek i gonił do sprzątania. Zemściłam się i wskoczyłam sąsiadowi do łóżka”
„Ja byłam sprzątaczką, a mój brat wielkim panem z kasą. Los się odmienił, gdy odkryłam jego przekręt”

Redakcja poleca

REKLAMA