Nie jestem kawoszem, ale praca to co innego. Od trzynastu lat jeżdżę zawodowo ciężarówkami po całej Europie i tylko ten rodzaj napoju ratuje mnie przed snem za kierownicą, a żaden nie może równać się z kawą mojej Danusi. Nie wiem, jak robi to moja żona, ale jej napary mają idealny smak i konsystencję. Nie są za słabe ani zbyt intensywne, mleka i cukru jest w nich dokładnie tyle, ile trzeba, żeby nie podrażnić mojego wrażliwego żołądka. I nic tak nie poprawia mi humoru w trasie jak ten napitek.
Nic nie może równać się z tym uczuciem błogości, gdy za oknami kabiny wieje i leje, a ja delektuję się parującą kawą. W takich chwilach robi mi się ciepło na sercu, bo oczyma wyobraźni widzę pełne miłości spojrzenie Danusi, jej uśmiech i smak przygotowanych przez nią potraw. Ech moja żona! Siedemnaście lat temu straciłem dla niej głowę i nic się nie zmieniło od tamtej pory.
Przyzwyczaiłem się już, że koledzy kierowcy często żartują z naszego uczucia, i puszczam ich gadanie mimo uszu, bo wiem, że niejeden oddałaby wszystko za takie uczucie. Jak choćby nasz Przemek, który nie ma szczęścia do kobiet.
– Jurek, jesteś? – uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jego głos o 5 rano w CB-radiu. On też wyruszył już w trasę, ale w przeciwieństwie do mnie zamiast do Kolonii został skierowany do Szczecina. Był straszną gadułą, więc stale wisiał na linii relacjonując chłopkom każdy odcinek drogi i swoje perypetie sercowe.
– Pijesz już ten swój cud-miód? – spytał.
– A co? Masz ochotę? – zaśmiałem się.
Od dwóch godzin byłem w drodze i od jakiegoś czasu zerkałem niecierpliwie na termos, więc uznałem, że wreszcie nadarzyła się do tego okazja. Nalałem sobie parującego napoju do kubka, wziąłem łyk i… prawie oplułem deskę rozdzielczą.
– Co do cholery! – wyrwało mi się, bo nigdy nie piłem czegoś tak ohydnego!
„Danuśka wlała tam wybielacz czy co? Czemu to takie gorzkie?” – ze wszystkich sił starałem się przełknąć dziwny roztwór, powstrzymując się od wymiotów. Chwilę trwało, nim byłem w stanie odezwać się do coraz bardziej zaniepokojonego Przemka.
– Coś leżało na szosie, ale już to ominąłem – uspokoiłem go, po czym szybko się rozłączyłem.
Było za wcześnie na telefon do żony. Nie chciałem zrywać jej z łóżka na godzinę przed pobudką. Włączyłem radio, ale i tak nie mogłem przestać myśleć o zawartości termosu. W ciągu całego naszego małżeństwa żona tylko raz zepsuła kawę, zbytnio ją przesładzając, i to tuż po tym, jak dowiedziała się, że jest w ciąży. „Ale teraz? I ten smak? Chyba nikt nie umarł?”.
Zachowywała się jak zwykle
– Wszystko w porządku, kochanie? – z trudem przybrałem zwyczajny ton, gdy zadzwoniłem do niej później.
– Jasne! Zaraz obudzę dzieciaki i biegnę do pracy, a u ciebie? Jak droga? Sprawdziły się prognozy o intensywnych opadach? – zaszczebiotała Danusia.
W przeciwieństwie do mnie żona była rannym ptaszkiem. Wyskakiwała z łóżka po pierwszym dźwięku budzika, gotowa witać dzień. Nic nie było w stanie popsuć jej humoru, nawet pogoda, niskie ciśnienie czy rodzinne problemy. Zawsze widziała jasną stronę sytuacji, więc jej radosny głos w ogóle mnie nie zdziwił. Już miałem ochotę zapytać ją o kawę, ale zajęła się budzeniem dzieci i się rozłączyła.
W ciągu kolejnych trzech dni podróży do Kolonii i z powrotem do domu ani razu nie rozmawialiśmy o jej wpadce. Danusia nie pytała o moje wrażenia smakowe, ja starałem się skupić na innych sprawach, ale wspomnienie ohydy wciąż nie dawało mi spokoju. Po powrocie uważnie przyjrzałem się żonie. Jak zwykle robiła na mnie oszałamiające wrażenie i jak zwykle zaserwowała mi moje ulubione prażonki z porządnie schłodzonym piwem, a potem starym zwyczajem pościeliła łóżko, żebym porządnie wypoczął. Nic w jej zachowaniu nie wskazywało na to, że sprawa z kawą ma jakieś drugie dno.
Następnego ranka przygotowała dla mnie i dzieciaków równie pyszne śniadanie, a tuż po nim zaproponowała, że odwiezie je do szkoły. Z reguły to mnie po powrocie przypadała rola rodzinnego szofera, ale czasami żona wyręczała mnie w tym obowiązku, więc jej propozycja też mnie nie zdziwiła.
Normalnie nie zaskoczyłaby mnie nawet informacja o jej piątkowym urlopie w pracy i wyjeździe z koleżankami do Katowic na duże zakupy połączone z wizytą w kawiarni, które urządzały sobie od lat trzy razy do roku. U nas niewiele można było dostać w przystępnych cenach, a zakupy przez internet to nie to samo.
Zdziwiłem się dopiero, gdy w połowie dnia postanowiłem pojechać do najbardziej eleganckiej w naszym miasteczku kwiaciarni, gdzie wpadłem na Irenkę.
– Nie pojechałaś do Katowic? – zdziwiłem się.
– Jurek! – krzyknęła nie mniej zaskoczona. – Nie, źle się czułam rano. Wiesz, takie kobiece przypadłości… Czasami tak miewam, szkoda tylko, że akurat dzisiaj.
– Ale już wszystko dobrze? – spytałem. Nie jestem zbyt lotny w kobiecych tematach, ale Irenka wyglądała tak kwitnąco, że nigdy nie domyśliłbym się, że jeszcze kilka godzin temu cierpiała.
– Jak zwykle jesteś dżentelmenem – zarumieniła się, kiedy jej to powiedziałem, i zaczęła się rozpływać nad moją romantyczną duszą, widząc, że zamierzam kupić Danusi kwiaty.
To z kim ona tam pojechała?!
W zachowaniu żony po powrocie też nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Wróciła z nowymi ciuszkami dla całej naszej rodzinki i tyle rozprawiała na temat wizyty w Katowicach, że zacząłem jej nawet zazdrościć wyjazdu, bo ja byłem w stanie namówić kumpli jedynie na piwo w pubie.
I pewnie dalej żyłbym w nieświadomości, gdyby w sobotę nasza mistrzyni domowej kuchni nie przesoliła zupy, a w niedzielę nie wpadłbym na Adama, który szczerze się zdziwił, że jego Bernadetka była w piątek w Katowicach.
– Ale kiedy? Jak zdążyła wrócić przed siedemnastą? Cholera! Przecież mówiłem jej, że musimy oszczędzać! Chyba muszę poważnie porozmawiać z moją żoną! – zdenerwował się.
„To z kim, u diabła, Danusia była na zakupach, skoro żadna z jej przyjaciółek nie wybrała się do Katowic?” – teraz i ja czułem, że tracę panowanie nad sobą. „Co ona ukrywa? Ma kogoś i dlatego tak dziwnie się zachowuje?”.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy wpadłem do domu. Byłem wściekły, a jednocześnie nie wiedziałem, co robić. Urządzić Danusi awanturę i dowiedzieć się o kochanku? Wtedy musiałbym podjąć jakąś nieprzyjemną decyzję albo, co gorsza, usłyszałbym, że żona chce rozwodu, a żadnej z tych sytuacji nie przeżyłbym. Mogłem jeszcze udawać, że nic się nie stało, albo dać sobie wmówić cokolwiek. Cóż… Ostatecznie stchórzyłem i wybrałem to drugie rozwiązanie.
Najwyraźniej zdążyłem jednak wrócić do domu, zanim Adam zrobił awanturę swojej Bernadetce, bo Danusia wciąż zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Ja też udawałem Greka. Żona straciła rezon dopiero godzinę później, gdy odebrała wiadomość od przyjaciółki.
– Nie chcesz wiedzieć, co się stało? – zapytała Danusia poważnym tonem.
– Pojechałaś sama na zakupy i dobrze się bawiłaś – wbiłem wzrok w talerz.
Bałem się, że gdy tylko na nią spojrzę, pęknę i zacznę ją błagać, żeby mnie nie zostawiała, obiecam wszystko, byle tylko nie niszczyła naszej rodziny.
– Jurek? – usłyszałem jej pełen ciepła głos i poczułem, jak miękną mi nogi.
– Co, kochanie? – wyszeptałem.
– Chcesz znać prawdę?
– Nie! – krzyknąłem, nim zdążyła dokończyć pytanie. – Nawet jeśli się zakochałaś, jeśli on jest lepszy ode mnie i kocha cię bardziej, błagam, nie mów mi tego! Błagam, Danusiu, nie chcę cię stracić, jesteś całym moim życiem!
– O czym ty mówisz? – z trudem docierały do mnie słowa żony. – Myślisz, że mam kochanka?
– Tak – powiedziałem drżącym głosem.
Chwilę trwało, nim uspokoiłem się na tyle, żeby zrozumieć, że żona zanosi się głośnym śmiechem, i dostrzec łzy w jej oczach. Znowu byłem w kropce, nie mogłem pojąć, co się dzieje.
– Żeby to był tylko kochanek – spojrzała na mnie z czułością. – Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale się bałam… Zresztą teraz też się boję. Jestem chora, Jureczku – wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu, więc nie od razu pojąłem, w czym rzecz.
Gdy już zrozumiałem grozę sytuacji, zacząłem wypytywać Danusię o szczegóły. Chciałem wiedzieć wszystko i w głębi duszy złościłem się, że przez prawie dwa miesiące moja ukochana żyła w niepewności, robiąc przede mną dobrą minę do złej gry. Wolałem sobie nie wyobrażać, co czuła. Patrzyłem osłupiały, jak Danusia idzie po swoją torebkę i wyjmuje z niej wynik.
– Ale co? Nic z tego nie rozumiem – zszokowany nie byłem w stanie zapanować nad drżeniem rąk i skupić się na medycznym słownictwie.
Chciałem choć przez chwilę zapomnieć o tym, co właśnie usłyszałem, więc zacząłem besztać żonę za te tajemnice.
Nieraz płakałem w samotności
Potem jednak musiałem zmierzyć się z jej chorobą, a nie było to łatwe. Życie całej naszej rodziny wywróciło się do góry nogami. Danusia poszła na zwolnienie, ja zmniejszyłem liczbę wyjazdów do niezbędnego minimum, żeby uniknąć zwolnienia, i wspólnie z dziećmi, pod nadzorem żony, nauczyłem się prowadzić dom.
Bywało różnie, nieraz traciłem cierpliwość albo chowałem się w łazience, żeby wypłakać się pod prysznicem. Niejednokrotnie też prowadziłem z dziećmi trudne rozmowy, bo trwające prawie rok leczenie wszystkich nas zmęczyło, ale przetrwaliśmy.
Dzisiaj nie tylko cieszę się wspaniałą żoną i rodziną, ale i spędzanym z nimi czasem, bo gdzieś w połowie leczenia Danusi rzuciłem wyjazdy w dalekie trasy. Przyjąłem mniej opłacalną posadę, żeby być na co dzień z najbliższymi mi osobami. Nie żałuję, bo wiele się nauczyłem. Podobno nawet moje prażonki i schabowe mogą już równać się z żoninymi. Tylko wciąż nie potrafię przygotować tak pysznej kawy.
Czytaj także:
„Mąż tak bardzo szukał mojej atencji, że zdradził mnie z moją przyjaciółką. Nakryłam go z kochanką na gorącym uczynku”
„Kochałem Agę jak nigdy nikogo, a ona zdradziła mnie z jakimś gachem. Nie miałem wyjścia, musiałem wymierzyć jej karę…”
„Mąż zdradził mnie z moją siostrą. Na odchodne zwyzywał mnie i powiedział, że to ja wepchnęłam ją w jego ramiona”