„Czułam się stara, gruba i nieatrakcyjna. Nawet przyjaciółka mnie upokarzała. Zabierała mi rozmiary S i podawała XL”

Po 50. czułam się nieatrakcyjna fot. Adobe Stock, missty
Może i nie mam już gładkiej twarzy, ani figury modelki, ale przecież żyję, pracuję i mam się świetnie. To jeszcze nie czas, by stawiać na mnie krzyżyk. Mąż przestał mnie zauważać, przyjaciółka mnie wyśmiewała, a urzędnicy traktowali jak staruszkę.
/ 12.03.2022 05:54
Po 50. czułam się nieatrakcyjna fot. Adobe Stock, missty

– Czy ma pani możliwość internetowej obsługi konta? – spytał młody urzędnik, pochylając się ku mnie z troską. – To znaczy robienia przelewów w komputerze? – uściślił.

Od niedawna znałam ten wyraz twarzy pojawiający się, gdy dużo młodsza osoba rozmawiała ze mną o takich niesłychanych nowinkach technicznych, jak komputer. Najwyraźniej zaczynałam należeć do grona starszych pań, które tradycyjnie nie tykają klawiatury, a wybieranie pieniędzy z bankomatu pozostawiają mężowi.

Zagotowało się we mnie

– Owszem, pod warunkiem, że akurat mam dobry dzień i pamiętam hasło – odparłam swobodnie.

Sarkazm i ironia. Oto, co mi pozostało.

– A, to przepraszam – zreflektował się młody człowiek.

Dotarłam do domu i stanęłam przed lustrem. Obejrzałam się od stóp do głów. Nie dostrzegłam zmian, które upoważniałyby młodsze pokolenie do traktowania mnie jak mamuta. Owszem, tu i ówdzie przybyło mi kilogramów, a tej zmarszczki koło ust, przysięgłabym, wczoraj jeszcze nie było. Ale czy posiadanie oszałamiającej figury i gładkiej cery jest warunkiem koniecznym do zrobienia prostego przelewu?

Dlaczego bagaż lat, który pozostawia zmiany w wyglądzie, uważany jest za synonim utraty szarych komórek? Skąd pozwolenie na protekcjonalne traktowanie pań, które przekroczyły pięćdziesiątkę? Założę się, że urzędnikowi nie przyszłoby do głowy odezwać się w podobny sposób do swojej szefowej, która zapewne jest niewiele młodsza ode mnie.

To nie jest kwestia dobrego wychowania, tylko wpojonych stereotypów, głębokiego przekonania, które nie ma nic wspólnego z faktami, ale jest nie do przewalczenia.

„Tak, czy siak dostałaś pierwszy sygnał” – pomyślałam, patrząc sobie głęboko w oczy. „Nie zaszkodziłoby wziąć się trochę za siebie”.

Łatwo powiedzieć

Teorię miałam wykutą na blachę – więcej ruchu, kilka niewielkich, dobrze skomponowanych posiłków dziennie, zero słodyczy. Powinnam zrzucić nadprogramowe kilogramy, utrata drugiego podbródka na pewno dobrze by mi zrobiła, i na wygląd, i na samopoczucie.

„Muszę w końcu przetestować ten nowy basen” – westchnęłam, czując wyrzuty sumienia.

Pamiętam, jak się ucieszyłam, kiedy na sąsiedniej ulicy ruszyła budowa kompleksu sportowego. Już widziałam, jak codziennie przed pracą przepływam solidny dystans, by odświeżona i pozytywnie naładowana zacząć zdrowo dzień. I co? Figa z makiem. Skończyło się na postanowieniach, a ja nigdy nie przekroczyłam progu budynku. Zajrzałam do szafy, żeby wyciągnąć kostium kąpielowy i to był błąd.

Kobieta, która trochę „wyrosła” ze swoich ciuchów, nigdy nie powinna mierzyć starych kostiumów. Szczególnie bikini.

Podłamałam się na chwilę.

„Ale moment, przecież mogę kupić przyzwoity, jednoczęściowy kostium w odpowiednim rozmiarze. W czymś takim na pewno nie będę przypominała baleronu, lecz dobrze zbudowaną kobietę, którą przecież jestem. Właściwie skrojony ciuszek wyeksponuje biust, ukryje brak talii i wysmukli nogi”.

Rzuciłam się do komputera. Nie zamierzałam kupować kostiumu przez internet, chciałam jedynie zorientować się, co oferują rozmaite firmy i dokąd najlepiej pójść, żeby przymierzyć ten wymarzony. Im dłużej klikałam, tym bardziej rzedła mi mina. Falbanki, dziwne dekolty, wielkie kwiaty umiejscowione akurat na brzuchu. Kurczę, czy to tak trudno wyprodukować klasyczny kostium pływacki? W końcu znalazłam to, czego szukałam na stronach sklepu sportowego.

Nie żaden szał, ale od biedy ujdzie. Do galerii handlowej wybrałam się razem z przyjaciółką, zawsze to raźniej w towarzystwie.

– Weź XL-kę – Julita wyjęła mi z ręki rozmiar M i próbowała odebrać L, ale nie pozwoliłam.

– Jeżeli nie zmieszczę się w L-kę, strzelę sobie w łeb – zapowiedziałam i zamknęłam się w przymierzalni.

Naciągnęłam na siebie oporny materiał i spojrzałam w lustro.

Przestraszyłam się

W domu też się czasem przeglądam i nie zauważyłam, żebym miała skórę w zielonkawym odcieniu. Przymierzalnię zalewało upiorne, jaskrawe światło bezlitośnie uwydatniające każdą nierówność skóry i sińce pod oczami. Wyjrzałam przez szparę w drzwiach.

– Julita, spójrz na mnie – poprosiłam przyjaciółkę. – Czy ja wyglądam tak, jak myślę?

– Weź tę XL-kę, do cholery – odpowiedziała pozornie bez związku Julita, pchając mi w ręce wieszak ze strojem w większym rozmiarze.

Stuliłam uszy. Było mi bardzo przykro. Poczułam się upokorzona. Trudno, wezmę ten wielki kostium, ale tylko po to, żeby za miesiąc schować go na dno szafy i kupić mniejszy.

„Tak właśnie będzie” – postanowiłam.

Po zakupach poszłyśmy z Julitą na kawę. 

– Nie rób takiej skwaszonej miny – poradziła mi przyjaciółka.

– Nie krytykuj mnie – z miejsca zalała mnie krew.

Ostatnio łatwo traciłam panowanie nad sobą. Julita pokiwała głową.

– Przecież widzę, co się z tobą dzieje. Zapomniałaś o sobie, a teraz zbierasz żniwo zaniedbań. Dobrze, że się ocknęłaś, jeszcze możesz wszystko nadrobić.

– Co nadrobić? – spytałam zgryźliwie. – Stoczę bitwę z nadwagą, zacznę chodzić na basen, ale czy to coś zmieni? Ostatnio zauważyłam, że awansowałam do grona starszych pań bez wieku. Rozumiesz, wszystko jedno czy masz lat 55 czy 65, jesteś staruszką i już.

– Głupstwa pleciesz – Julita prezentowała niczym niezmąconą pogodę ducha, której zawsze jej zazdrościłam. – Spójrz na siebie obiektywnie. Jesteś w idealnym wieku, żeby zająć się tym, co lubisz. Masz doświadczenie, wiesz już, czego chcesz, a czego nie. Okres wahań, rozterek i poszukiwań jest za tobą. Inaczej widzisz świat i ludzi. Łatwiej ci zrozumieć drugiego człowieka. A w domu – luz, jakiego dawno nie było. Dzieci wyfrunęły, nie trzeba na okrągło gotować obiadów. Możesz chodzić na basen, stać na głowie, śpiewać w chórze. Nikomu nic do tego. 

– Chcesz powiedzieć, że tracąc młodość, zyskałam wolność?

– Tak do końca to nie – roześmiała się Julita. – Za dobrze by było. Ale przyznasz, że wiek dojrzały ma jednak kilka plusów? O ile oczywiście nie będziesz upierać się przy pozostaniu dzierlatką.

Wracając do domu, zrobiłam zakupy i wtaszczyłam wypchane torby na trzecie piętro, czując dumę, że stać mnie na taki wyczyn. Mąż wyszedł mi na spotkanie do przedpokoju i ciekawie zajrzał do siatek. Pewnie był głodny.

– Mam zostać wegetarianinem? – spytał, unosząc brwi.

– Mięsny jest na rogu, możesz kupić, co zechcesz – odparłam i upchnęłam warzywa w lodówce.

– Jeżeli nie odpowiada ci zdrowa dieta, gotuj sam. Od dziś jestem na warzywnym detoksie.

W życiu nie byłam tak zdeterminowana. Marek zrozumiał, że to nie przelewki i bez słowa zniknął w pokoju. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że jeszcze zdążę na basen. 

„Trzeba iść za ciosem” – pomyślałam i sięgnęłam po kostium i czepek.

Tak naprawdę bałam się, że się rozmyślę. Ileż to lat nie pływałam? Kiedyś lubiłam wodę, potrafiłam przepłynąć każdy dystans i to całkiem niezłym stylem, a teraz czułam się jak uczniak przed sprawdzianem. W damskiej przebieralni było prawie pusto. Ukryłam się za wąskimi drzwiczkami szafki, żeby uchronić swoją godność przed ciekawskimi spojrzeniami smukłych, odzianych w głęboko wycięte szmatki dziewcząt, które zapewne tłumnie tu bywały.

Zakradłam się na basen i byłabym schowała figurę w wodzie, ale pojawił się pewien problem. Nie znosiłam szoku termicznego, musiałam powoli oswajać ciało z temperaturą zbiornika. Usiadłam przy drabince i spuściłam nogi do wody. Nie było tak źle, zauważyłam, że nie ja jedna prezentowałam dojrzałe piękno i jakoś nie wzbudziłam czyjegokolwiek zainteresowania.

– Przepraszam, chciałbym wejść – za mną stał zażywny jegomość z pokaźnym brzuszkiem.

Odsunęłam się od drabinki. 

– Proszę się nie bać, z tej strony jest płytko – zachęcił mnie, źle odczytując moje wahanie.

Poszłam za jego przykładem. Skrzywiłam się, kiedy objęła mnie chłodna woda.

– Brawo! – ucieszył się mężczyzna.

Podał mi plastikową deskę dla początkujących i, ku mojej uldze, odpłynął, nie upierając się przy bliższych kontaktach. Poszłam jego śladem, wybrałam najmniej uczęszczany tor. Ruszyłam do przodu kraulem, czując radość z każdego ruchu ramion. Zdążyłam pomyśleć, że niepotrzebnie tak długo zwlekałam z tym basenem, kiedy przez chlupot wody wpadł mi w ucho znajomy dźwięk. Na torze obok ktoś strasznie sapał.

Zerknęłam szybko i zobaczyłam, że poznany przy schodkach jegomość uniósł się ambicją i próbuje nawiązać ze mną walkę na dystansie 50 metrów.

„Znowu to samo” – pomyślałam z politowaniem. „Kobieta, która naprawdę potrafi pływać, stanowi wyzwanie”.

Nieraz mnie to spotykało

Poczekałam na „rywala”  przy przeciwnym brzegu, obrzuciłam go zniesmaczonym spojrzeniem i zanurkowałam, żeby zmienić tor.

– A motylkiem pani umie? – nie wytrzymał jegomość, rzucając się do demonstracji.

Z basenu wyszłam lekka i rozluźniona. Prawie czułam, jak chudnę, ale niezależnie od wszystkiego, musiałam przyznać, że pływanie dobrze mi zrobiło. Byłam spokojniejsza i lepiej nastawiona do życia. dobry nastrój zachowałam aż do następnego dnia. Dopiero wizyta w urzędzie miejskim wytrąciła mnie z równowagi. Kolejki nie było, ale i tak musiałam czekać.

Urzędnik długo klikał myszą, uważnie obserwując ekran, w końcu przeprosił i poszedł konferować z dziewczyną siedzącą obok. Po chwili oboje gdzieś zniknęli, następnie wrócili i stanęli nad drukarką z zaaferowanymi minami.

– Coś nie działa? – spytałam, spojrzwszy na zegarek.

Musiałam wracać do pracy, nie mogłam spędzić tu całego poranka. Dodatkowo poczułam, że ogarnia mnie zdradliwa fala gorąca i pełznie powoli ku twarzy. Zaczęłam się wachlować znalezionym folderem.

– Prosimy o chwilę cierpliwości – powiedział urzędnik. – Dobrze się pani czuje?

– Nie wydrukowało się – doniosła koleżanka, która nadal stała nad drukarką. 

Zainteresowałam się, problem był mi boleśnie znajomy. 

– Nie wymienili wam czasem drukarek? – spytałam, starając się dyskretnie otrzeć chusteczką wilgotną od potu twarz. – Jeżeli macie wgrane złe sterowniki, to nic z tego nie będzie. Trzeba przełączyć się na stary sprzęt, o ile jakiś jeszcze został.

– W korytarzu stoi czarno-biały Ricoh – ożywił się urzędnik.

Moje chwilowe dolegliwości przestały go interesować. Sprawnie poklikał myszką i został nagrodzony szumem obudzonego do życia urządzenia.

– Działa! – ucieszył się. – Jednak stary sprzęt jest niezawodny.

– Nie tylko sprzęt – uśmiechnęłam się, wachlując zarumienioną twarz.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA