Ranek był dla mnie prawdziwą męczarnią. Nie miałam siły wstać z łóżka. „Kiedy to wstrętne choróbsko wreszcie się ode mnie odczepi?”, pomyślałam, z najwyższym trudem wygrzebując się z pościeli. Bo nagle poczułam głód. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz cokolwiek jadłam. W brzuchu mi zadudniło, jakby stado dzikich słoni przebiegło przez mój żołądek.
Od tygodnia mieszkałam w wynajętej kawalerce. Nikogo z sąsiadów jeszcze nie znałam. Rodzice pojechali do sanatorium, jedyny brat był w wojsku, a chłopaka przed dwoma miesiącami przegoniłam na cztery wiatry. No i zostałam, bidula, sama jak palec. Chciało mi się płakać i gdy otworzyłam lodówkę, po moich policzkach naprawdę popłynęły łzy. Jej zawartość stanowiły tylko dwa piwa i wysuszony na wiór plasterek żółtego sera. No tak, prosto od lekarza wróciłam do domu, a o zakupach nawet nie pomyślałam! Spałam chyba ze 24 godziny i nawet trzęsienie ziemi nie byłoby w stanie mnie obudzić i wyrwać z łóżka.
Zamiast chwilę pomyśleć i poprosić o pomoc choćby Jolę, moją koleżankę, zarzuciłam na grzbiet kurtkę i powlokłam się do pobliskiego marketu. Gdy tylko wyszłam z budynku, opuściły mnie resztki energii. Zatoczyłam się, jakbym była pijana, ale dzielnie ruszyłam w stronę sklepu.
Mokre chusteczki lądowały w kieszeni
W markecie powrzucałam do koszyka kilka niezbędnych produktów. Co chwila wycierałam nos, z którego kapało jak z sopla lodu w słoneczny dzień. Do jednej kieszeni sięgałam po chusteczki higieniczne, a te zużyte wkładałam do drugiej. Gdy zrobiłam to już któryś raz z rzędu, nagle jak spod ziemi wyrósł przede mną ochroniarz.
– Pani pozwoli ze mną na zaplecze – powiedział sucho.
– Ale po co? – spytałam kompletnie zaskoczona.
Nie odpowiedział, tylko rzucił mi groźne spojrzenie. Czułam się strasznie i ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, był konflikt z pracownikiem supermarketu. Podreptałam więc potulnie za ochroniarzem, co chwila pociągając nosem. Na zapleczu czekał kierownik. Jego mina nie wróżyła, niestety, nic dobrego.
– Proszę wyjąć z kieszeni towar, który pani ukradła, albo dzwonię po policję – odezwał się do mnie surowym tonem. – Kamera zarejestrowała, że wiele razy sięgała pani do kieszeni.
To dziwne, lecz nawet mnie to nie wkurzyło. Pewnie choroba przytłumiła mój temperament, bo pomyślałam tylko: „Ale heca, oni mnie mają za złodziejkę!”, po czym bez szemrania wyjęłam z obydwu kieszeni rzeczony „towar”, czyli kilkanaście zasmarkanych chusteczek higienicznych. Warto było zobaczyć ich miny. Były naprawdę przezabawne!
Ledwo powstrzymując się od śmiechu, powiedziałam:
– Może zechce je pan rozwinąć? Pewnie w środku są te ukradzione przeze mnie skarby.
Kierownik poczerwieniał jak burak, po czym zaczął bardzo gorąco mnie przepraszać za „zaistniałe nieporozumienie”. Klapnęłam na podsunięte mi krzesło i z zadowoleniem zażyczyłam sobie gorącej herbaty.
– Jak już pani wypije, Kuba odwiezie panią do domu – kierownik wskazał na ochroniarza.
Ucieszyłam się, że będę miała darmowy transport. Na dworze panował spory mróz. Nie miałam daleko, pragnęłam jednak jak najszybciej zjeść gorący posiłek i wrócić do łóżka.
Rosołek zdecydowanie zdziałał cuda
Kuba okazał się prawdziwym dżentelmenem. Nie tylko odstawił mnie do mieszkania, ale jeszcze przyrządził mi pyszny rosołek! Sam zaproponował, że to zrobi, nie musiałam o nic prosić. Wprawdzie zupka była z torebki i sama włożyłam ją do koszyka, jednak czy można więcej wymagać od mężczyzny? Fajnie, że się o mnie zatroszczył.
Rosołek miał chyba magiczną moc, bo już następnego dnia poczułam się o niebo lepiej. Wstałam z łóżka i zaczęłam krzątać się po domu, podśpiewując. Uczesałam się pięknie, umalowałam i włożyłam moją ulubioną niebieską sukienkę w kwiaty. Wtem ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania. Pomyślałam, że to pewnie Jolka i poszłam otworzyć. Jakie było moje zdumienie, gdy przed nosem najpierw ujrzałam bukiecik fiołków, a zaraz potem Kubę!
– O, przepraszam, chyba pomyliłem mieszkania – wyjąkał spłoszony. – Nie wie pani, gdzie mieszka Sandra?
– To ja, głuptasie! – zaśmiałam się. – Nie poznajesz mnie?
Kuba wybałuszył oczy, a potem ryknął śmiechem.
– Widzę, że mój rosołek zdziałał cuda! – zawołał. – Wypędził z ciebie całą chorobę! Wyglądasz dziś jak gwiazda filmowa!
To wszystko wydarzyło się 10 lat temu. Od dawna Kuba i ja jesteśmy małżeństwem, mamy dwoje dzieci. Kiedy ktoś nas pyta, w jaki sposób się poznaliśmy, ze śmiechem opowiadamy historię o rzekomej złodziejce i czujnym ochroniarzu.
Czytaj także:
„Właściciel sklepu oskarżył mnie o kradzież. Drań upokorzył mnie przy wszystkich klientach, mimo że nie miał dowodów”
„Właściciel sklepu oskarżył mnie o kradzież. Drań upokorzył mnie przy wszystkich klientach, mimo że nie miał dowodów”
„Nadęty bubek z sąsiedztwa oskarżył mnie o kradzież psa. Chciałam pogonić go widłami, ale zamiast tego... został na stałe”