„Czuję, że moim powołaniem jest bycie żoną i matką. Koleżanki śmieją się, że dla męża będę tylko służącą i pomywaczką”

Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Andrii Iemelyanenko
„Mówią, że jestem leniwa, bo nie chcę iść na studia i będę żebrać u męża o każdy grosz. Głupie nie rozumieją pojęcia prawdziwej miłości. Maciek to dobry chłopak i na pewno będzie szanował moją pracę w domu na rzecz rodziny”.
/ 01.03.2024 22:00
Smutna młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Andrii Iemelyanenko

– Już nie mogę się doczekać studiów! Nocne życie, imprezy, niezależność. W końcu – zachwycała się moja koleżanka Aśka.

– Ech, ja tak samo! Ileż można się męczyć pod jednym dachem z rodzicami? To dlatego wybrałam studia w Krakowie – odparła Ula. – A Ty, Janka, zmieniłaś w końcu zdanie?

– Ależ skąd – zaśmiałam się.

Dziewczyny spojrzały tylko na siebie znacząco.

Koleżanki nie rozumiały moich priorytetów

Już dawno powiedziałam im, że nie zamierzam iść na studia. To dziwne, że nawet rodzice lepiej przyjęli tę wiadomość niż moje koleżanki.

– Ale Janka, co ty będziesz robiła bez studiów? – dziwiły się.

– To po prostu nie jest droga dla mnie. Chcę młodo wyjść za mąż, urodzić dzieci, poświęcić się całkowicie życiu rodzinnemu – wyliczałam.

Aśka i Ula patrzyły na mnie jak na kosmitkę.

– Dzieci? Ślub? Teraz? Dziewczyno, masz dziewiętnaście lat! Zaszalej trochę, zasmakuj życia – pukała się w głowę Aśka.

– Dokładnie. Jak możesz w tym wieku podjąć tak ważną decyzję? A co, jak ci się zmieni?

– Ale ja zawsze o tym marzyłam. Zawsze chciałam być przede wszystkim żoną i mamą, nigdy nie zależało mi na robieniu wielkiej kariery – tłumaczyłam cierpliwie, ale do dziewczyn nic nie trafiało.

Po prostu nie umiały sobie wyobrazić tego, że w dzisiejszych czasach jakaś kobieta może jeszcze dobrowolnie chcieć pełnić tradycyjne role. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę ze wszystkich możliwych minusów takiego życia, ale przecież żadna droga nie jest idealna. W głębi duszy wiedziałam, że najwięcej mam światu do zaoferowania jako dobra matka, partnerka i gospodyni. Co w tym złego, jeśli właśnie tego pragnę?

Z Maćkiem byliśmy parą od gimnazjum

Dotychczas życie układało się po mojej myśli. W Maćku zakochałam się już w gimnazjum i szybko okazało się, że moje uczucie jest odwzajemnione. Pod koniec klasy maturalnej obchodziliśmy czwartą rocznicę związku. To więc oczywiste, że dalszą przyszłość planowałam właśnie z Maćkiem.

– O nic się nie martw. Ciężko będzie tylko podczas studiów, a zaraz po nich mam zagwarantowaną pracę w firmie wujka. Zadbam i o ciebie i nasze dzieci – zapewniał mnie.

Właściwie tylko rodzina Maćka wspierała naszą decyzję o szybkim ślubie i powiększaniu rodziny. Moi rodzice, owszem, zaakceptowali moje postanowienie, ale wydaje mi się, że gdzieś w głębi duszy nadal mieli nadzieję, że zmienię zdanie.

– Córcia, zrobisz, jak będziesz chciała, ale... proszę cię, przemyśl to dobrze. Mówimy o bardzo ważnych decyzjach, których nie da się cofnąć – ostrzegała mnie mama.

– Mamo, to jest moje powołanie. Kocham Maćka, chcę mu tworzyć ciepły, pachnący ciastem dom, chcę wychowywać jego dzieci... Ja naprawdę nie jestem taka głupia i naiwna, jak wszystkim się wydaje! Dlaczego nikt nie ufa, że potrafię podjąć tę decyzję świadomie? – denerwowałam się.

– Już dobrze, dobrze... Ufam ci. Ja po prostu nie chcę, żebyś cierpiała albo żałowała... – westchnęła matka.

Gdy ogłosiliśmy z Maćkiem swoje zaręczyny, rodzice odpuścili. Przestali rzucać mi rady, sugestie, przestali moralizować. Chyba wiedzieli, że klamka już zapadła. Niestety, ze strony przyjaciółek wyczuwałam coraz większy brak zrozumienia, a wręcz drwinę.

Bolało mnie ich zachowanie

Dotychczas miałam Ulę i Aśkę za swoje najlepsze przyjaciółki, powierniczki, najwspanialsze towarzyszki. Byłyśmy nierozłączne od szkoły podstawowej, razem przeżywałyśmy wszelkie zawody, pierwsze miłości, frustracje, ale i radości, głupawki, pierwsze dorosłe imprezy, egzaminy... Nic dziwnego, że ich opinia i akceptacja były dla mnie ważne. W końcu należały do najbliższych mi osób na całym świecie.

– Dlaczego nie potraficie mnie zrozumieć? – denerwowałam się. – Czy ja oceniam wasze wybory? Czy wyśmiewam wasze marzenia?

– Janka, nie, ale... Po prostu nie po to nasze babki walczyły o prawa wyborcze, o możliwość pracy, studiowania, żeby teraz kolejne pokolenia kobiet gniły przy garach i w pieluchach – odparła zarozumiale Ula.

– Ale czy to znaczy, że od razu każda kobieta jest zmuszona do wyboru takiej drogi życiowej? To, co to za wolność? Naprawdę nie każda dziewczyna marzy o studiach i karierze! – argumentowałam coraz bardziej nerwowo.

– Ale jak można o tym nie marzyć? Nie chciałabyś wiedzieć więcej? Rozwijać się? Mieć własnych pieniędzy? Jak zamierzać żyć wiecznie na łasce męża?

– Na łasce? – oburzyłam się. – Czy wy w ogóle wiecie, czym jest prawdziwa miłość, małżeństwo, poczucie obowiązku za drugą osobę?

– Nie i chyba nie chcemy wiedzieć, jeśli ma to oznaczać, że będziemy musiały się prosić o każdą stówę na zakupy, kosmetyczkę czy nową sukienkę – odpowiedziała z dezaprobatą Aśka.

– Ech, jesteście beznadziejne. Nie ma co z wami dalej gadać! – wściekłam się, wstałam od kawiarnianego stolika i wyszłam.

Przez całą drogę do domu ciekły mi po twarzy łzy wściekłości.

Tylko Maciek mnie rozumiał

Gdy wróciłam do domu, natychmiast zadzwoniłam do narzeczonego.

– Nie mogę ich znieść, zrobiły się okropne! – krzyknęłam do słuchawki.

– Kochanie, spokojnie, po kolei – próbował mnie uspokoić.

– Aśka i Ulka... One są dla mnie straszne. Traktują mnie jak jakąś naiwną idiotkę, jak jakąś prostaczkę rodem ze średniowiecza! – żaliłam się, łykając łzy.

– Janka, one na pewno chcą dla ciebie dobrze, serio... Po prostu ciężko im to zrozumieć, bo twoje wartości bardzo się różnią od tych, które one wyznają. Ale w końcu im przejdzie – Maciek starał się uspokoić moją złość, ale bezskutecznie.

– Nie słyszałeś, co one wygadywały! Normalnie zarzucały mi, że cofam cały feminizm o sto lat! A czy nie o to w nim chodzi, żeby kobiety miały wolny wybór i mogły same decydować o tym, jakie życie chcą wieść?

– Oczywiście, że tak i zobaczysz, one jeszcze to zrozumieją... Przecież znacie się od tylu lat, one cię kochają, Jancia – pocieszał mnie Maciek. - Masz pełne prawo się na nie obrazić, ale nie skreślaj ich.

No i jak tu można było nie kochać tego mojego Maćka? Był nad wyraz dojrzały, odkąd tylko go poznałam. Zawsze był moim głosem rozsądku, moją opoką. Wiedział, jak mnie uspokoić, wiedział, jak pocieszyć. Ufałam mu bezgranicznie. Naprawdę miałam wielkie szczęście, że na niego trafiłam.

Zdaję sobie sprawę z tego, że mało dziewczyn w moim wieku spotyka taki fart na tak wczesnym etapie życia. Może dlatego dziewczyny nie potrafiły tego zrozumieć? Może same muszą trafić na odpowiedniego mężczyznę, żeby zrozumieć, że ten jedyny nie będzie żadną „dziką kartą”, tylko kimś, komu nie zawahają się oddać wszystkiego, co mają?

Przygotowania do ślubu trwały

Przez następne kilka dni żadna z nas nie wykonała żadnego ruchu. Ani dziewczyny nie odzywały się do mnie, ani ja do nich. Czas jednak płynął nieubłaganie, a data naszego skromnego ślubu i wesela nieuchronnie się zbliżała. Dotychczas byłam pewna, że to Ula i Asia będą moimi druhnami, ale teraz niczego już nie wiedziałam. Czy powinnam poprosić kogoś innego o świadkowanie? Co robić?

Brak przyjaciółek mocno na mnie wpływał, zwłaszcza w tak ważnym okresie mojego życia. „Powinny tu być, powinnyśmy to wszystko przeżywać razem, powinnyśmy razem wybierać kwiatki, fryzury i buty... Jak mogły mnie zostawić w takim momencie?”, myślałam z goryczą.

– Pewnie na znak protestu w ogóle nie przyjdą – warczałam do Maćka przepełniona złością.

– Mówiłem ci, nie skreślaj ich – uspokajał mnie do znudzenia narzeczony.

I... miał rację. Następnego dnia, gdy byłam sama w domu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, bez sprawdzania przez wizjer, a tam w moim progu stały Ula i Asia.

– Co wy tu robicie? – zapytałam, nieco bardziej napastliwym tonem niż planowałam.

– Janka, my... Chciałyśmy cię przeprosić. Naprawdę rozumiemy, że to jest twoja decyzja. I jeśli uważasz, że to właśnie da ci szczęście, to masz nasze absolutne wsparcie – wydukała nieśmiało Ula.

– Będziemy ci towarzyszyć na tym etapie życia. Chcemy być z tobą, gdy będziesz przysięgać Maćkowi wierność i miłość, chcemy trzymać cię za rękę w dniu twojego ślubu... Oczywiście, jeśli nadal jesteśmy zaproszone – mruknęła wstydliwie Asia.

– Zaproszone? Zwariowałyście? – zapytałam, a ich twarze szybko wykrzywił grymas smutku i zawodu. – Przecież to oczywiste, że moje druhny muszą tam być! – wykrzyknęłam i rzuciłam im się na szyję.

I znowu czułam, że w moim życiu wszystko układa się tak, jak powinno. 

Czytaj także:
„Moja teściowa zatruwa mi życie. Szpieguje mnie i we wszystko wściubia nos, by dowieść, że mam romans z kolegą”
„Mój brat to leń i pasożyt. Okradł naszą chorą matkę, tylko po to, żeby zaimponować jakiejś nowopoznanej panience”
„Prawie wysłaliśmy pacjenta na tamten świat. Tylko cud zatrzymał go przy życiu, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć”

Redakcja poleca

REKLAMA