Wiesz, jesteś mi bratem, którego nigdy nie miałem!
– Ty mi też!
– Co ty gadasz? Przecież ty już masz brata…
– Ale ciebie lubię bardziej!
Takie wyznania składaliśmy sobie ze szwagrem niemal na każdej imprezie. Ale lubiłem go też na trzeźwo. Sympatia między nami narodziła się bardzo szybko, bo już podczas pierwszego spotkania. Jeszcze wtedy, gdy siostra zaczynała z nim chodzić.
Łączyło nas wiele – podobne poczucie humoru i zainteresowania. Obaj lubiliśmy sport, zwłaszcza boks i żużel. Obaj też ekscytowaliśmy się motoryzacją, o której mogliśmy rozmawiać godzinami.
Miałem pewność, że jeśli on zostanie moim szwagrem, wspólne odwiedziny będą przyjemnością, a nie męczącą koniecznością podtrzymywania kontaktów.
No i tak się stało. Chodziliśmy z Mareczkiem na żużel i giełdę samochodową, zabieraliśmy rodziny na wycieczki, spędzaliśmy wspólnie święta, spotykaliśmy na niedzielnych obiadach – od pięciu lat bawiliśmy się razem na sylwestra.
Marek był mi naprawdę jak brat
Przez ten czas wszystko układało się znakomicie w naszych rodzinach. Byliśmy zdrowi, szczęśliwi i radośni. Ich małżeństwo podobne było do naszego – zgodne, po prostu udane.
Po dwóch latach urodziło im się dziecko i kupili sobie mieszkanie na kredyt. Zawodowo też im się wszystko układało. Żyli na podobnym do nas poziomie. Pewnie dlatego tak się zdziwiliśmy, gdy Marek nagle popadł depresję.
Od wielu tygodni wydawał mi się dziwny, ale nie byłem pewny, więc nie chciałem zaczynać niezręcznej rozmowy. Któregoś dnia, gdy w jego kuchni szykowaliśmy kolację dla naszych rodzin, zobaczyłem na półce w szafce tabletki z melisą i zestaw witamin z dodatkiem żeń-szenia.
– A czyje to piguły? Iwony czy twoje? – zapytałem bez ogródek, bo nigdy nie mieliśmy ze sobą tajemnic.
– Które? – popatrzył w moją stronę.
– A te! To moje…
– Twoje? Ja myślałem, że ty takich rzeczy nie używasz.
– No tak… – zaśmiał się wymuszenie. – Ale coś mnie ostatnio jakieś gorsze humory dopadły. Lekarka zapisała. Mówi, że trzeba mi witamin i trochę spokoju.
– Gorsze humory? Mareczku, co z tobą?
– Aaa, sam nie wiem. Chyba za dużo pracy. Wiesz, cisną mnie z terminami. Do tego auto nawaliło ostatnio. No i ten kredyt na mieszkanie... To wszystko mnie przytłoczyło.
– Chłopie, nie martw się takimi pierdołami! Ważne, że rodzinę masz zdrową i szczęśliwą. Tylko to się liczy, reszta jest do ogarnięcia – powiedziałem, a on uśmiechnął się smutno i wrócił do krojenia cebuli.
W domu podzieliłem się tą wiadomością z żoną, a ona ku mojemu zaskoczeniu przyznała, że wie o nastrojach Marka. Siostra jej się skarżyła, że coraz trudniej się z nim dogadać. Że często jest zamyślony, rozdrażniony. Że mniej bawi się z dzieckiem i sprawia wrażenie nieobecnego. Zdziwiłem się, bo to zawsze był radosny człowiek. Wesoły, chętny do zabawy, zadowolony z życia.
Następnego dnia zadzwoniłem do siostry, żeby pogadać o Marku. No i usłyszałem to samo. Iwona poprosiła mnie, żebym spróbował jakoś szwagra rozruszać, pogadać z nim. Zabrać go gdzieś, żeby się zabawił, oderwał myśli od codziennych problemów. Obiecałem jej, że się tym zajmę.
Kilka razy wziąłem go na siłownię, poszliśmy na mecz żużlowy, jak dawniej, a nawet do kina na jakiś głupi film sensacyjny. I choć Marek dość chętnie korzystał z moich zaproszeń, widziałem, że nie bawi się tak dobrze, jak kiedyś.
Miejsca, w które go zabierałem, nie sprzyjały rozmowom, dlatego pewnego dnia postanowiłem, że zaproszę go do siebie na męską rozmowę przy alkoholu. Żona zabrała dzieci do siostry, a my mieliśmy zostać sami na wieczór.
Siedzieliśmy jak zwykle w fotelach przy stoliku kawowym zastawionym zakąskami. Butelka wódki powoli traciła swoją zawartość, a rozmowa z minuty na minutę robiła się swobodniejsza. I choć Marek mówił coraz więcej i chętniej, dalej tkwił w swoim nowym nastroju.
W końcu nie wytrzymałem...
– Marek, co jest z tobą ostatnio?! No weź mi, chłopie, w końcu powiedz, bo aż się serce kraje, gdy na ciebie popatrzeć…
– No mówiłem ci, że w pracy…
– Tak, wiem, pieniądze, robota, samochód... Ale bez przesady, ileż można się zamartwiać? Może zmień firmę, jak ta ci nie pasuje. A kasę mogę ci pożyczyć. Mam odłożone. Mogę ci nawet dać, jak potrzebujesz! Przecież wiesz, że jesteś mi jak brat! – klepnąłem go w ramię, a on zrobił minę, jakby go ten gest przyjaźni zabolał.
– Daj spokój. Dam sobie radę...
– Ja wiem, że dasz! Tylko ty sprawiasz wrażenie, jakbyś w siebie nie wierzył. Szwagier, przecież ty jesteś pistolet! Wszystko ci się uda, zaraz wyjdziesz na prostą! No co jest, brachu?! – uśmiechnąłem się, a on popatrzył wtedy na mnie ze smutkiem. Z głębokim żalem, ze szczerą rozpaczą. Patrzył i milczał, jakby się zastanawiał. Aż w końcu otworzył usta i powiedział coś, czego nigdy nie spodziewałem się usłyszeć:
– Jacek, ja nie zasłużyłem, żeby być twoim bratem. Ja jestem ostatnia świnia…
– Marek, co ty..?
– Zdradziłem Iwonę…, rozumiesz!?
Powiedział to i spuścił wzrok. Oparł czoło na dłoni. A ja na początku nie zrozumiałem. Dopytywałem go, czy mówi poważnie, czy nie żartuje. Opowiedział mi wtedy, że zrobił to na wyjeździe służbowym z koleżanką, która mu się nawet nie podoba.
Zaczął się tłumaczyć, że nic do niej nie czuje, że to był przypadek, że kwestia alkoholu. Popłakał się, wyznając, że od tego czasu nie może się pozbierać.
– Zżerają mnie straszne wyrzuty sumienia! Nie mogę spać, rozmawiać, cieszyć się. Nie mogę normalnie żyć.
Miałem ochotę wstać i dać mu w pysk
Wtedy do mnie dotarło, że to nie jest ponury żart i wpadłem we wściekłość. Chciałem wyciągnąć go z tego fotela i lać po durnej gębie. Dać nauczkę, skręcić kark – zabić. Za to, że zepsuł wszystko, co się między nami tak pięknie układało. Że odebrał nam szczęście. Bo byłem pewny, że ten koszmar nie pozostanie bez wpływu także na moją rodzinę. Więzy między nami były bardzo silne.
– Jacek, gdyby dało się cofnąć czas… Oddałbym wszystko, żeby naprawić ten błąd. Nigdy nie zrobiłem nic tak głupiego. Nigdy! – płakał rzewnymi łzami. – Nie wiem, jak mogłem... Czuję obrzydzenie do siebie! A przecież jeszcze muszę powiedzieć Iwonie… Bo nie powiedziałem… Ale muszę, bo ta tajemnica zupełnie mnie rozwala. Pewnie dlatego powiedziałem tobie. Żeby na chwilę poczuć ulgę… Odetchnąć. Bo mam wrażenie, że od tego czasu nie oddychałem… Boże, jak ja ją kocham…. Jak ona ode mnie odejdzie, to ja sobie coś zrobię… Przecież wiesz – spojrzał na mnie. – Przecież mnie znasz! Przecież wiesz, że mówię prawdę. Wiesz, ile ona dla mnie znaczy… Chryste Panie!
Rozkleił się zupełnie, a ja siedziałem i patrzyłem na niego. Wtedy zdałem sobie sprawę, że impreza służbowa, o której mówił, była trzy miesiące temu. Tak długo gniótł to w sobie. Tyle czasu oszukiwał moją siostrę.
– Gdybyś tak cierpiał, tobyś już jej powiedział! Ale ty kryjesz własną dupę i oszukujesz biedną dziewczynę!
– Próbowałem, Marek, ale kiedy pomyślę, jak będzie cierpiała, to nie mogę. Nie mogę jej tego zrobić. No i duszę to w sobie. Chłopie, ja posiwiałem, patrz! – odsunął włosy na skroni, żeby pokazać mi białe pasemka. Rzeczywiście, było ich sporo.
– Trzeba było pomyśleć o tym na wyjeździe. Jak wlazłeś do wyra tej zdzirze!
– Chciałbym, naprawdę chciałbym, żeby było inaczej…
Siedział tak z głową zwieszoną na klatce piersiowej, z rękami zaciśniętymi na oparciach fotela. Z pustym kieliszkiem i resztką śledzia na talerzu. I wiedziałem, że nie udaje. Byłem pewny, że jego żal jest szczery, że jest na granicy depresji.
I choć dalej miałem ochotę dać mu wycisk, porządnie przywalić, zacząłem myśleć o Iwonie. O tym, co powiedział Marek. O cierpieniu, którego przysporzy jej wiadomość o zdradzie. Dotarło do mnie, że ona mu nigdy nie wybaczy. Że na pewno od niego odejdzie. A jednocześnie wiedziałem, jak strasznie będzie cierpieć. Ile czasu upłynie, zanim się pozbiera, zanim odzyska chęć do życia? To była dziewczyna twardego charakteru, ale kochała tego idiotę ponad wszystko. On ją chyba też…
Patrzyłem na niego, myślałem o siostrze i zaskoczyłem sam siebie. Nie wiem, czy odwagą, czy głupotą. Nie wiem, czy przemawiał przeze mnie alkohol, czy strach o nas wszystkich, czy troska o siostrę. W każdym razie powiedziałem mu tak:
– Nie możesz jej powiedzieć!
– Cooo?
– To, co słyszysz, durniu! Nie możesz jej powiedzieć. Zniszczysz wszystko. Wasz związek, przyszłość dziecka. Wszystko, co zbudowaliście. Co my zbudowaliśmy!
– Ale jak mam jej nie mówić? Trzeba, należy jej się prawda…
– Należy jej się dobry mąż. I takim mężem będziesz. Do końca życia. Wiernym, kochającym, oddanym. Facetem, którego można sobie tylko wymarzyć. I nigdy, przenigdy nie spojrzysz na żadną dziewczynę! Rozumiesz?
– Ja i tak zrobiłbym wszystko, żeby jej ułatwić życie. Nawet jakby ode mnie odeszła. Ja ją naprawdę kocham ponad wszystko!
– Dlatego właśnie jej nie powiesz.
– Ale Jacek… Ja nie mogę. Mnie ta tajemnica zabija. Muszę…
– Nic nie musisz. Ja ci każę milczeć! Na mnie spadnie odpowiedzialność za trzymanie tego świństwa w tajemnicy. Ja to biorę na siebie, rozumiesz? Gdyby kiedykolwiek coś się dowiedziała, powiesz, że ja ci kazałem. Ja cię z tego rozgrzeszam, jej brat. Mam prawo, rozumiesz..?
– Jacek, nie wiem.
– Ale ja wiem. Dlatego zrobimy tak, jak ja mówię…
Zgodził się. Długo jeszcze o tym gadaliśmy, długo mu tłumaczyłem, ale widziałem, że ta rozmowa przynosi mu ulgę. Przyjął moje argumenty i zrzucił część odpowiedzialności na moje barki. Pozbył się sporej części winy.
W końcu poszedł spać, bo ledwo stał na nogach, a ja sprzątałem i myślałem o tym, co się stało. O tym, że wziąłem na siebie okropną tajemnicę, że będę dźwigał to brzemię do końca życia. Patrząc na siostrę, zawsze będę miał poczucie winy, że ją okłamałem.
Ale nie mogłem zrobić inaczej. Musiałem ratować szczęście mojej siostrzyczki. Bo byłem niemal pewny, że on już drugi raz tego nie zrobi. Znałem go dobrze i wiedziałem, że nie jest typem kobieciarza. Że ta zdrada to był przypadek i jednocześnie wystarczająca nauczka. Moje milczenie miało uratować jego rodzinę.
Gdy obudziliśmy się rano, otrzeźwienie spowodowało, że nasz wczorajszy plan wydał się jeszcze bardziej przerażający i podły. Ale mimo to pozostawał najlepszym rozwiązaniem. Przegadaliśmy go jeszcze raz, ale w naszej rozmowie po raz pierwszy od lat nie było serdeczności.
Zapadła rzeczowa decyzja – milczymy
No i od tego czasu tkwimy w tej smutnej zmowie. Kłamstwie dwóch pijanych szowinistów ratujących swoją wygodę.
Na szczęście Marek wziął się w garść i został przykładnym mężem. Starał się tę skrywaną krzywdę Iwonie wynagrodzić. Wrócił do swego dawnego humoru i nigdy – a od tego zdarzenia minęły już trzy lata
– nie spojrzał na inną kobietę.
Nie pojechał też więcej na żadną imprezę integracyjną. Po prostu się pilnował. Ale też strasznie kochał moją siostrę. Dostrzegałem to na co dzień, w każdym jego spojrzeniu.
Inaczej sprawa miała się z nami – mną i Markiem. Nie było już tak samo, nie widywaliśmy się tak chętnie jak kiedyś. Spotykaliśmy tylko na rodzinnych imprezach. We dwóch już prawie wcale. Nie mówiliśmy też o tym wszystkim. Nigdy. Tylko od czasu do czasu Marek spoglądał na mnie wymownie. Wiedziałem, że myślimy wtedy o tym samym.
I tak to wygląda....
Wziąłem na siebie odpowiedzialność, żeby oni mogli być razem. I nie ma w tym żadnego bohaterstwa.
Bardzo często czuję się jak świnia. Jak cwaniak, jak tchórz i krętacz. Ale muszę to znosić, żeby oni byli dalej szczęśliwi. Doskwiera mi też milczenie. Bo nikomu naszej tajemnicy nie wyznałem. Nawet żonie.
Ten sekret przytłacza, dlatego musiałem się nim podzielić chociaż anonimowo. W nadziei, że nie wszyscy, którzy poznają tę historię, potępią moją decyzję. Że znajdą się tacy, którzy mnie zrozumieją. Którzy uwierzą, że zrobiłem to w dobrej wierze…
Czytaj także:
„Nie ufaliśmy naszemu dozorcy, bo wyglądał jak zwykły menel. Pan Józef uratował nasz dobytek, narażając własne życie”
„Mój mąż jest idealnym ojcem. Ma tylko jedną wadę - klnie jak szewc. Oczywiście przy dzieciach”
„Byłam załamana wyprowadzką naszego jedynaka. Mój mąż jednak zaproponował ciekawy układ...”