Historia mojego związku zaczyna się od pewnego rodzinnego zdjęcia. Wiedziałam, że od dawna się zaniedbuję – za mało się ruszam i sporo przytyłam. Ale dopiero gdy zobaczyłam się na fotografii z imienin cioci, zdałam sobie sprawę, jak jest źle. Byłam okrągła, rumiana i jakaś taka za szeroka. Wtedy zapadła decyzja, że najwyższy czas się za siebie zabrać.
Postanowiłam zacząć działać, choć wiedziałam, że może być ciężko. Kilka razy zaczynałam ćwiczenia w domu, ale zawsze po paru miesiącach traciłam zapał i rezygnowałam. Podzieliłam się tą refleksją z koleżanką, która właśnie zrzuciła parę kilo. Chciałam się dowiedzieć, jak udało się jej zmotywować do regularnych ćwiczeń.
– Jak to jak? Po prostu. Zapisałam się na fitness – odpowiedziała.
– Ja bym się wstydziła…
– Też tak myślałam, ale koleżanka podesłała mi kontakt do trenera, który robi bardzo fajną atmosferę na zajęciach. Jest sympatyczny i opiekuńczy, dba o to, żeby dziewczyny dobrze się czuły. Taki gość, któremu zależy. On wszystkich pamięta z imienia. Powiem ci, gdzie zapisać się do niego na zajęcia. Ma na imię Paweł. Naprawdę warto!
Co ja tu robię? Przecież mnie wyśmieją…
Przekonała mnie do tego rozwiązania. Zadzwoniłam. Byłam skrępowana, ale chłopak mnie rzeczywiście ośmielił, więc poszłam na umówione zajęcia. No i dopiero w szatni dopadł mnie prawdziwy stres. Wydawało mi się, że jestem wielka jak bela. Że z legginsów wystają mi ogromne boczki, że mam trzy podbródki i ten przemiły facet zaraz odeśle mnie do domu. Siedziałam przez piętnaście minut na ławce i zastanawiałam się, czy po prostu stąd nie zwiać.
Ale w końcu się przełamałam i poszłam na salę. Trener Paweł szybko zobaczył, że jestem zestresowana, i troskliwie się mną zajął. Wszystko powoli tłumaczył, co chwila do mnie podchodził, wyjaśniał kolejne ruchy, pokrzepiał. Cała grupa była bardzo przyjazna. Żadna dziewczyna nie spojrzała na mnie krzywo, raczej wszystkie starały się pomóc.
Na koniec Paweł podszedł do mnie jeszcze raz, żeby pogadać. Zapytał, jak było, jakie są moje oczekiwania, czy miałam jakieś kontuzje. No i zaskoczył mnie niezwykłą deklaracją:
– Możesz dzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy – powiedział.
Wtedy ja, głupia, pomyślałam, że próbuje się ze mną zaprzyjaźnić. Był bardzo przystojny i trochę mieszały mi się przy nim myśli.
– Ale żeby pogadać czy co…? – spytałam.
– Pogadać o twojej motywacji. Jak nie będzie chciało ci się trzymać diety albo przyjść na zajęcia – uśmiechnął się znowu. – Dzwoń do mnie po ratunek. Pocieszę, ale i obsztorcuję, jak będzie trzeba.
Zawstydziłam się, ale na szczęście rumieniec po wysiłku pokrył wypieki. Tak właśnie zaczęła się moja przemiana.
Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej
Mijały tygodnie, a ja trzymałam się rozkładu zajęć i diety. Na początku nie było widać żadnych efektów, więc to głównie Paweł motywował mnie do pracy. I nie tylko słowną zachętą, ale całą swoją osobą. Po trzech miesiącach poznaliśmy się dość dobrze i zauważyłam, że coraz bardziej niecierpliwie czekam na spotkania z nim. Że przed treningami mocniej bije mi serce i pocą mi się dłonie. I to nie ze strachu, bo przecież przyzwyczaiłam się do ćwiczeń i już sobie z nimi radziłam. To on tak na mnie działał.
Waga leciała w dół, a znajomość z Pawłem robiła się coraz bardziej zażyła. Interesowały go wszystkie dziewczyny, z każdą starał się zamienić kilka słów na treningu, ale odnosiłam wrażenie, że mnie upodobał sobie szczególnie. Po pięciu miesiącach zaczęliśmy do siebie esemesować i dzwonić już poza treningami. Rozmawialiśmy głównie o zajęciach, jednak coraz częściej tematy schodziły na sprawy życiowe. Ale za każdym razem, gdy zaczynałam z nim flirtować, zaczepiać w go w jednoznaczny sposób, on się peszył i ochładzał atmosferę.
– No, proszę, jakie masz bicepsy! W końcu się pojawiły – zaśmiał się Paweł któregoś razu, gdy zobaczył efekty naszej pracy.
– Co? Pojawiły? – popatrzyłam na niego zadziornie.
– No, wcześniej ich tam chyba nie było.
– Były, były.
– Świetnie. Cieszę się, że widzę kolejną twoją partię mięśniową.
– Ja też się cieszę na widok twoich partii mięśniowych – wypaliłam z zalotnym uśmiechem i zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu.
Miałam nadzieję, że coś powie, że odwzajemni się flirtem. Słowem, spojrzeniem. Ale nic. On dalej swoje:
– Dobra, ćwiczymy…
To była prawdziwa huśtawka nastrojów
Tym „dobra, ćwiczymy” ucinał wszystkie moje zaczepki. Po jakimś czasie uznałam więc, że go krępują, że czas przestać. Byłam pewna, że studzi moje emocje, bo nie jestem dla niego wystarczająco atrakcyjna. I nic dziwnego. Dlaczego taki przystojniak miałby umawiać się z kimś takim jak ja?
Tak, niezbyt dobrze o sobie myślałam. Trochę głupio, ale gdy człowiek ma nadwagę, traci poczucie własnej wartości. Sam się pognębia, uważa się za dwa razy większego, niż jest w rzeczywistości. Ale chwyta się też nadziei. Ja liczyłam na to, że jak schudnę, Paweł wreszcie będzie mną zainteresowany.
Walczyłam więc ze swoimi słabościami i trzymałam się piekielnego reżimu. Po roku tych morderczych zmagań spoglądałam w lustro i nie miałam żadnych wątpliwości. Zeszczuplałam. Byłam prawie taka, jak chciałam. Czyli szczupła i ponętna. Na tyle pewna siebie, że znów zaczęłam flirtować z Pawłem. Niezależnie od efektów postanowiłam się o niego starać. Zaczepiać, kusić i podrywać. Ale on dalej ucinał moje zaczepki…
Źle wspominam tę huśtawkę nastrojów. To było coś okropnego. Jednego dnia wydawało mi się, że Paweł jest mną zainteresowany, a potem – po kilku jego słowach – znów wracałam do punktu wyjścia. Wiele razy obiecywałam sobie, że porzucę te myśli, że może nawet przestanę chodzić do niego na treningi, ale nie potrafiłam.
Co dwa dni pakowałam torbę i dreptałam na zajęcia. Przysięgałam sobie wtedy, że ochłonę, że wejdę na salę bez żadnych oczekiwań. Ale gdy tylko go widziałam, natychmiast zapominałam o moim postanowieniu. Mam dwadzieścia pięć lat, a zachowywałam się jak nastolatka… Gubiłam się w tych reakcjach i zamierzeniach.
Tego się po nim nie spodziewałam
Aż w końcu na któryś zajęciach Paweł zupełnie mnie zaskoczył. Powalił mnie wyznaniem, na które czekałam, a w które nie mogłam uwierzyć.
– Ola, słuchaj, musimy pogadać… – powiedział, a ja od razu zrozumiałam, że chodzi o coś ważnego.
– Co tam?
– Chyba nie ma już sensu, żebyś ze mną ćwiczyła. Ja tu mam grupy początkujące, a ty już jesteś taka rakieta. Powinnaś iść na zajęcia do mojej koleżanki.
– Ale jak to? Zwalniasz mnie? – zażartowałam, choć wcale nie było mi do śmiechu. Pomyślałam, że chce się mnie pozbyć. Że stałam się zbyt natarczywa i moja obecność naprawdę go już krępuje…
– Nie. Tylko… No dobra, muszę być z tobą szczery… Uważaj, będzie wyznanie. Jesteś gotowa?
– Dawaj.
– Bo ja od bardzo dawna jestem tobą zainteresowany… Wiesz, w jaki sposób. Nie muszę chyba tego tłumaczyć – uśmiechnął się. – Podobasz mi się właściwie od chwili, gdy przyszłaś do mnie po raz pierwszy. No, ale polityka firmy jest jasna: żadnych flirtów ani romansów z klientkami. Gdybyś była chociaż w innej grupie, to problem byłby mniejszy. Dlatego chciałem cię komuś oddać…
Byłam zaskoczona i szczęśliwa jednocześnie. Czułam, że narasta we mnie radość i za chwilę nie będę w stanie się kontrolować. Ale szybko ochłonęłam, bo dotarły do mnie jego słowa. Coś mi tu nie pasowało… Podobałam mu się od początku? Jeszcze gdy byłam taka okrągła? Niemożliwe!
– Coś ściemniasz. Zwróciłeś na mnie uwagę rok temu, jak przyszłam?
– Tak.
– Jak byłam grubasem?
– Oj, nie przesadzaj. Do grubasa ci jeszcze sporo brakowało. Byłaś super. Właściwie to uważam, że teraz… No, teraz jesteś trochę zbyt szczupła…
– Co?! I tak mówi trener?
– No, owszem. Ja tylko spełniam prośby klientów. Chcą chudnąć, to im pokazuję, jak to zrobić. Taka robota. Ale prawdę mówiąc ja sam, tak prywatnie, to wolę takie pełniejsze dziewczyny…
– To znaczy, że ja ci się teraz nie podobam?! Przecież chudłam dla ciebie!
– Podobasz mi się. Nawet bardzo! Ale wtedy też mi się podobałaś… Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś znów trochę przybrała. Nie to, żebym chciał. Ale mogłabyś… Ech, przecież rozumiesz…
Rozumiałam. Uśmialiśmy się wtedy. No i poszliśmy na randkę. Jedną, drugą, trzecią, a teraz już jesteśmy ze sobą na stałe. Wypracowaliśmy też kompromis wagowy. Ja troszkę przytyłam (z wielką przyjemnością, bo już miałam dość tego reżimu), a on obiecał, że nie będzie mnie specjalnie tuczył. Bo próbował… Trzymam się więc w formie i jestem szczęśliwa. O ironio! – chciałoby się powiedzieć!
Czytaj także:
„Narzeczona widziała we mnie tylko portfel. Kiedy przestałem jej wystarczać, zamieniła mnie na ustawionego dyrektorka”
„Kolega z pracy wyświadczył mi drobną przysługę. Jego była żona zrobiła z tego aferę, a mnie wzięła za jego kochankę”
„Zaszłam w ciążę z młodszym o 7 lat przystojniakiem. Obiecał mi ślub, ale wyglądało na to, że nie mnie jednej”