Kiedy córka poinformowała mnie, że spodziewa się dziecka, to nie posiadałam się z radości. Jednak kiedy w następnych latach mówiła mi, że na świat przyjdą kolejne jej pociechy, to zaczęłam się martwić, czy sobie poradzi. A kiedy podrzucała mi całą gromadkę na kilka dni, to uznałam, że to ciężka i przede wszystkim kosztowna robota. Dlatego powiedziałam jej, że ma mi zapłacić za dni mordęgi z wnukami.
Cieszyłam się, że będę babcią
Doskonale pamiętam dzień, w którym córka poinformowała mnie, że spodziewa się pierwszego dziecka. Właśnie wróciłam z wakacji i jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do córki, aby zapytać jak się miewa. Już od kilku miesięcy wiedziałam, że razem z mężem starają się dziecko, ale jak na razie niewiele z tego wychodziło. A ja bardzo ją wspierałam.
– Nie uwierzysz! – usłyszałam w słuchawce podekscytowany i szczęśliwy głos Basi, która odebrała połączenie jeszcze przed upływem pierwszego dzwonka. – Nie uwierzysz w to, co się stało – powtarzała w kółko.
– Wygrałaś w totolotka? – zapytałam ze śmiechem.
Już od dawna nie słyszałam tak szczęśliwej Basi i byłam przekonana, że musiało się wydarzyć coś naprawdę fantastycznego.
– Nie, lepiej – odpowiedziała. A potem wypaliła, że jest w ciąży. – To piąty tydzień. Nawet nie wiesz jak się cieszę. To spełnienie moich marzeń.
Aż zamilkłam z wrażenia. I oczywiście serdecznie jej pogratulowałam.
– A jeżeli będziesz potrzebowała pomocy przy dziecku, to ja na pewno ci pomogę – zapewniłam ją. I wtedy właśnie tak myślałam. Byłam przekonana, że opieka nad wnukiem lub wnuczką da mi wiele radości i satysfakcji. I chociaż wcale nie czułam się na swoje lata, to i tak uważałam, że będę świetną babcią. Niestety nie przewidziałam, że córka postara się o całą gromadkę i będzie wymagała ode mnie tej obiecanej pomocy.
Rodzina szybko się powiększyła
Kiedy na świat przyszła Kasia, to wszyscy oszaleliśmy na jej punkcie
– Jak chcesz, to mogę z nią posiedzieć – proponowałam córce za każdym razem, gdy musiała coś załatwić.
I Basia chętnie z tego korzystała. Jednak ja byłam bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy, bo wnusia była najcichszym i najgrzeczniejszym dzieckiem na świecie, a zajmowanie się nią było zupełnie bezproblemowe. A potem wszystko się zmieniło.
Kilka miesięcy po urodzeniu Kasi córka oznajmiła, że spodziewa się kolejnego dziecka.
– Tak wyszło – powiedziała, gdy zapytałam ją czy to jeszcze nie za wcześnie. – Ale my się się z Markiem cieszymy. Zawsze chcieliśmy mieć gromadkę dzieci.
Tylko przytaknęłam, a w głębi duszy pomyślałam, że to może i nie taki zły pomysł. "Będą pieluchy za jednym razem, a potem święty spokój" – pomyślałam. I nawet ucieszyłam się, że Kasia będzie miała rodzeństwo w zbliżonym wieku, z którym będzie mogła się bawić, a potem uczyć. Jednak zupełnie nie przewidziałam tego, że moja córka nie poprzestanie na tej dwójce.
Tego nikt się nie spodziewał
Gdy Kasia i niewiele od niej młodsza Gabrysia miały kilka lat, to Basia oznajmiła, że znowu jest w ciąży.
– Tym razem to bliźniaki – poinformowała mnie na niedzielnym obiedzie, na który przyszła razem z mężem i dziewczynkami.
A ja niemal nie zachłysnęłam się herbatą, którą akurat przełykałam.
– Bliźniaki?! – wykrzyknęłam ze zdziwieniem.
Co jak co, ale tego to się nie spodziewałam. Z tego co wiedziałam, to w naszej rodzinie nie zdarzały się ciąże mnogie.
– To już pewne? – zapytałam nieco spokojniej.
Od razu zwizualizowałam sobie córkę z gromadką małych dzieci, która nie będzie wiedziała, w co włożyć ręce. A o powrocie do pracy w takiej sytuacji raczej nie było mowy.
– Tak, pewne – przytaknęła Basia. – I też jestem zaskoczona. Ale bardzo się cieszę – dodała natychmiast.
A potem pogłaskała się po brzuchu z uśmiechem od ucha do ucha.
Chłopcy przyszli na świat nieco za wcześnie, ale na szczęście szybko doszli do siebie i mogli wrócić do domu. A moja córka całkowicie poświęciła się wychowaniu dzieci. Ale nawet jeżeli była zmęczona, to wciąż zapewniała mnie, że to najlepsza decyzja w jej życiu.
Obiecałam, że pomogę
Kiedy dzieciaki trochę podrosły, to córka postanowiła rozważyć powrót do pracy.
– Na razie tylko na pół etatu – mówiła. – Nie jestem w stanie pracować więcej – wyjaśniała swoją decyzję.
A ja pytałam ją, jak zamierza to poukładać.
– Będzie ci ciężko pogodzić opiekę nad czwórką dzieci z pracą – martwiłam się. – Nawet jeżeli będzie to praca tylko na kilkanaście godzin w tygodniu. A co jeżeli maluchy zachorują? Albo jak zamkną przedszkole? – pytałam ją. Ale Basia miała już plan.
– Miałam nadzieję, że ty mi pomożesz – usłyszałam.
A potem napotkałam wzrok córki, w którym kryła się niewypowiedziana prośba.
– No dobrze, jakoś to ogarniemy – westchnęłam.
Ale w głębi duszy miałam nadzieję, że nie będzie to nagminne. Owszem, bardzo kochałam swoje wnuki, ale już wielokrotnie przekonałam się, że opieka nad nimi to istna mordęga. I czasami autentycznie zastanawiałam się, jak moja córka daje sobie radę z tą całą gromadką.
Byłam zła i zmęczona
Jednak córka chętnie skorzystała z mojej obietnicy pomocy. Na początku dzwoniła do mnie okazjonalnie i tylko wtedy, gdy naprawdę nie miała innego wyjścia. Ale z czasem działo się tak coraz częściej.
– Odbierzesz dzieciaki z przedszkola? – zapytała mnie któregoś popołudnia.
Okazało się, że musi zostać dłużej w pracy, a Marek akurat wyjechał w delegację. I może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że w ciągu ostatniego miesiąca już wielokrotnie chodziłam po dzieciaki do przedszkola, a potem spędzałam z nimi popołudnie i często wieczór. A nie było to wcale takie proste. Moje wnuki były żywymi i rozbrykanymi przedszkolakami, które nieźle dawały mi w kość. A przecież wcale nie byłam już najmłodsza i taka opieka nad czwórką maluchów odciskała na mnie swoje piętno. Byłam po prostu zmęczona.
– A nie poradzisz sobie sama? – zapytałam. Tak naprawdę to na to popołudnie miałam inne plany.
– Proszę – usłyszałam błagalny głos Basi.
I ponieważ nie potrafiłam jej odmówić, to chcąc nie chcąc kolejne popołudnie spędziłam z rozbrykaną grupą kilkulatków.
Mój dom był jak przedszkole
Z każdym kolejnym miesiącem córka coraz bardziej przyzwyczajała się do mojej pomocy i coraz częściej z niej korzystała. A ja nie potrafiłam jej odmówić, co kończyło się tym, że chodziłam zła, zmęczona i sfrustrowana.
Aż któregoś razu postanowiłam porozmawiać z Basią i ustalić jakieś zasady mojej pomocy. Jednak nie zdążyłam tego zrobić, bo córka wpadła do mnie któregoś wieczoru i od razu przystąpiła do rzeczy.
– Muszę wyjechać na dwa dni. Zaopiekujesz się dzieciakami? – zapytała.
A kiedy już chciałam odmówić, to usłyszałam błagalny głos córki.
– Ta delegacja to dla mnie ogromna szansa. Pomożesz mi? – spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi oczami. A ja nawet nie miałam jak odmówić.
– Dobrze – zgodziłam się.
Ale w głowie już miałam plan, jak rozegrać tę sytuację i pokazać córce, że nie może tak mnie wykorzystywać.
Dzieciaki zostały u mnie dwa dni, podczas których miałam już wszystkiego dosyć. Nie tylko byłam zmęczona i obolała, ale także uboższa o sporą kwotę pieniędzy. Wprawdzie córka zostawiła jakieś pieniądze, ale to była kropla w morzu potrzeb. Dlatego postanowiłam skończyć z tym raz na zawsze.
Zażądałam kasy
– Musimy porozmawiać – oznajmiłam Basi, gdy zjawiła się w moim mieszkaniu po powrocie z delegacji.
Wyglądała na zadowoloną i wypoczętą. A ja miałam wrażenie, że niedługo padnę i już się nie podniosę.
– Stało się coś? – zapytała córka z niepokojem.
– To dla ciebie – powiedziałam, wręczając jej kopertę.
W środku były dokładne rachunki, ile w ciągu ostatnich miesięcy wydałam na wnuki. Dodatkowo doliczyłam też zapłatę za opiekę.
– Co to jest? – zapytała Basia z niedowierzaniem, gdy zapoznała się z moimi wyliczeniami.
– Kwota, jaką wydałam na twoje dzieci – odpowiedziałam spokojnie.
– To żart? – zapytała.
– Nie – odpowiedziałam. – I jeżeli chcesz, abym jeszcze opiekowała się wnukami, to powinnaś uregulować ten dług – dodałam.
Basia spojrzała na mnie jak na wariatkę. Potem szybko spakowała i ubrała dzieciaki i ruszyła w stronę drzwi.
– Myślałam, że mogę na ciebie liczyć – odpowiedziała na odchodne.
– Możesz – odpowiedziałam. – Ale to nie znaczy, że masz mnie wykorzystywać.
Córka tylko prychnęła z oburzeniem i wyszła nie mówiąc już ani słowa. Teraz się do mnie nie odzywa. Jednak ja wiem, że przyjdzie taki czas, gdy do mnie zadzwoni i poprosi o pomoc. A ja się zgodzę jej pomóc, ale na własnych warunkach. Nigdy więcej nie dam się tak wykorzystywać.
Teresa, 63 lata
Czytaj także: „Mąż krzyczał na syna, że każda jedynka w szkole to grzech. Nie widział, że tylko mu szkodzi takim gadaniem”
„Poznałam w saunie faceta marzeń i zaczęłam go podrywać. Miałam gdzieś, że ma żonę i dwójkę dzieci”
„Późne macierzyństwo ma swoje zalety. Szkoda tylko, że sąsiadki przewracały oczami na mój widok z wózkiem”