Gosia zaszła w ciążę gdy chodziła jeszcze do liceum. Dziecko było owocem jej związku z kolegą z klasy. Kiedy tylko jego rodzice dowiedzieli się, że spodziewa się dziecka, natychmiast przenieśli go do innej szkoły. Mój mąż przez moment obstawał przy tym, żeby wystąpić na drogę sądową i zmusić go do płacenia alimentów, ale córka poprosiła, żebyśmy odpuścili. Stwierdziła, że nie chce utrzymywać z nim żadnych kontaktów i da sobie radę sama z wychowaniem synka.
Pomagaliśmy jak mogliśmy
Pragnęłam wesprzeć moją córkę i zależało mi na tym, aby kontynuowała naukę i podeszła do egzaminu dojrzałości, ale ona się zawzięła. Znalazła pracę w pobliskim markecie, a swojego synka oddała do żłobka. Oczywiście staraliśmy się ją wspierać, ale prawdę mówiąc naprawdę nieźle dawała sobie radę.
Wkrótce Małgosia poznała niejakiego Patryka. Jeździł wypasioną bryką i nosił markowe ciuchy, ale nikt nie miał pojęcia, skąd miał na to kasę. Moja córka straciła dla niego głowę. Po paru miesiącach oświadczyła nam, że zamierza z nim zamieszkać.
– A co z małym? – zaniepokoiłam się.
Niełatwo mi było oswoić się z myślą, że wnuczek, z którym widziałam się codziennie, nie będzie już tak blisko mnie. W głębi serca jednak zdawałam sobie sprawę, że maluch powinien dorastać u boku swojej mamy.
– Karolek zamieszka z wami, ponieważ Patryk nie przepada za dziećmi. Poza tym tutaj ma własny pokoik i przedszkole tuż obok. Daję wam słowo, że będę go odbierać każdego dnia i przyprowadzać do was. Obiecuję też wpadać w każdy weekend. To tylko tymczasowa sytuacja, potem jakoś się wszystko poukłada.
Oczywiście, wszystko się ułożyło. Gosia wraz ze swoim partnerem przeniosła się do Wrocławia, ponieważ on rzekomo znalazł tam doskonałą posadę. Karolek bardzo tęsknił za mamą, ale z każdym kolejnym dniem zdawało się, że odczuwa to coraz słabiej.
Wnuk za nią tęsknił
Zaraz po tym, jak Gosia wyjechała, kontaktowała się z nami każdego dnia przez komunikator internetowy.
– Mamusiu, kiedy znowu cię zobaczę? – za każdym razem dopytywał Karol.
Wizyty córki z czasem stawały się coraz rzadsze – najpierw pojawiała się u nas raz na tydzień, później już tylko co drugi.
To ja zaprowadziłam Karola do szkoły w dniu jego pierwszych zajęć. Radził sobie całkiem dobrze z nauką, ale zdarzało się, że budził się w nocy z płaczem. W takich sytuacjach zabieraliśmy go do naszego łóżka i po jakimś czasie się uspokajał. Niestety, żadne z jego rodziców nie mogło przy nim być.
Kiedy Gosia przyjechała do nas na święta, przywożąc mnóstwo upominków, chłopiec nie odstępował jej na krok. Chodził za nią niczym mały piesek, a gdy tylko przysiadła gdzieś choć na chwilę, od razu wdrapywał się jej na kolana.
– Zostań, proszę – nalegał.
Starała się wytłumaczyć, że nie ma innego wyjścia, musi wyjechać do pracy, ale obiecała, że wróci na święta Wielkanocne. Po jej kolejnym wyjeździe Karol stał się zamknięty w sobie. Pojawiły się problemy w szkole. Parę razy zostaliśmy wezwani do placówki, ponieważ nasz wnuk wdał się w bójkę. A to przecież dopiero pierwszoklasista!
Zaczął sprawiać problemy
– Ciągle słyszę, jak obrażają moją mamę. Mówią, że mnie porzuciła – poskarżył się.
– Jesteś dla niego bardzo ważna – mówiłam do córki. – Martwię się o niego. Może powinien z tobą zamieszkać we Wrocławiu? Urósł już i nie marudzi tak jak kiedyś. Zobaczysz, że Patryk go polubi.
Gosia bez przerwy znajdowała jakieś wymówki.
– Mamo, chwilowo to kiepski pomysł, poza tym przeniesienie go do innej szkoły niezbyt mi odpowiada. W tej ma już kolegów i zna nauczycieli. Tak będzie lepiej. Daję słowo, że będę wpadać do ciebie częściej. No i oczywiście będę ci przesyłać kasę.
Fakt faktem, Małgosia przez parę miesięcy przesyłała nam jakieś pięć, może sześć stówek. Wysłaliśmy Karola na angielski i judo. Podczas szkolnego Dnia Sportu nasz wnuk był jedynym dzieciakiem bez żadnego z rodziców. Mąż dwoił się i troił, dał z siebie wszystko – wziął udział w wyścigu w workach, rzucał piłką palantową i skakał w dal. Rywalizacja z o dwie dekady młodszymi facetami mało nie skończyła się dla niego zawałem serca.
Przestała nas odwiedzać
Gosia coraz mniej czasu spędzała z synem, kontaktowała się z nim sporadycznie, choć wcześniej zapewniała, że będzie inaczej. Z jednej strony cieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo Karol przestał dopytywać o matkę tak często jak kiedyś. Zaczynałam sądzić, że to korzystna zmiana.
Jednak w środku lata niespodziewanie pojawiła się u nas. Karol oszalał z radości. Był przekonany, że mama zabierze go wreszcie na wymarzone wakacje nad Bałtykiem, które mu obiecała. Córka miała jednak inne plany. Gdy minął weekend, zaczęła się szykować do wyjazdu.
– Skarbie, w przyszłym roku wybierzemy się nad morze, teraz muszę się skupić na pracy. Jesteś dla mnie najważniejszy, słuchaj się dziadków – powiedziała, kierując się w stronę drzwi, ale chłopiec wpadł w rozpacz.
– Mamo, obiecałaś, czemu przestałaś mnie kochać?! – wrzeszczał, chwytając ją za dłonie.
Małgorzata uwolniła się z uścisku i wyszła.
Przeglądając profil społecznościowy Gosi (pewnie nawet nie wiedziała, że znam te aplikacje) zobaczyłam, jaki był powód jej wizyty w stolicy. Okazało się, że z lotniska poleciała na wczasy do Egiptu razem z Patrykiem. My natomiast wybraliśmy się z Karolem nad morze, na Hel. Zdaję sobie sprawę, że to nie to samo, co wakacje z mamą, ale mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze się bawił.
Zaczęłam się martwić
Od córki nie miałam żadnych wieści aż do następnych świąt Bożego Narodzenia. Nie próbowałam się z nią kontaktować, ani telefonicznie, ani przez wiadomości. Stwierdziłam, że tak będzie korzystniej dla Karola i się poddałam. Przestała też przysyłać nam pieniądze, ale poradziliśmy sobie z tą sytuacją.
W przeddzień Bożego Narodzenia dotarła przesyłka. W środku był drewniany pociąg dla wnusia i krótka, enigmatyczna wiadomość: „Nie przejmujcie się mną, u mnie w porządku. Niech święta będą radosne. Karolek, mama bardzo cię kocha”. Zabawkę schowałam pod świątecznym drzewkiem.
Mały wciąż myślał, że prezenty przynosi Mikołaj, więc nie musiałam nic wyjaśniać. Karteczkę wyrzuciłam do kosza. Mimo że czułam, iż brak kontaktu z matką wyjdzie chłopcu na dobre, zaczęłam się o nią niepokoić. To, że nie dzwoniła, to jedno. Ale do tego zauważyłam, że od dłuższego czasu nic nie udostępniała w mediach społecznościowych.
Próbowałam się z nią skontaktować przez telefon komórkowy. Wybrałam numer kilka razy, ale był nieaktywny. Zdecydowałam, że lepiej nie informować o tym Janka, żeby go nie denerwować. Wiedziałam, że ma zapisany numer do Patryka w swojej komórce. Odszukałam go i nawiązałam połączenie. Ktoś odebrał, jednak gdy tylko powiedziałam, kim jestem, momentalnie się rozłączył. Później już nikt nie odbierał, chociaż próbowałam dzwonić jeszcze parę razy.
Nie mogłam w to uwierzyć!
W kolejnych tygodniach próbowałam dodzwonić się do Gosi i Patryka niemal co drugi dzień. Bez skutku. Naprawdę zaczęłam się niepokoić. Myślałam już nawet o tym, czy nie zgłosić tego na policję. Ale co mogłabym im powiedzieć? Przecież nie miałam nawet pojęcia gdzie dokładnie we Wrocławiu mieszka moja córka.
Sprawdzałam również jej konto w mediach społecznościowych. Nic. A jeszcze niedawno dodawała tam posty praktycznie non stop, czasem nawet kilka jednego dnia. Pewnego wieczoru, z braku innych zajęć, zaczęłam przeglądać profile jej koleżanek. Miała ich całkiem sporo, więc trochę mi to zabrało. W końcu ją wypatrzyłam.
Moja córka widniała na fotografii profilowej pewnej Kasi. Trzymała na rękach pulchniutką małą dziewczynkę, pozując do zdjęcia. Myślałam, że to może córka jej znajomej. Ale nie! Wyszło na jaw, że Małgosia założyła nowy profil. Jest na nim cała masa fotek z tą małą. No i z Patrykiem. Tym samym, który podobno nie znosił dzieciaków!
Co się z nią stało?
Przeglądałam te zdjęcia dość długo. Gosia na każdym z nich prezentowała się niczym gwiazda wybiegów, a nie świeżo upieczona mama. Jej córeczka również zawsze wyglądała jak z okładki, a w tle widniał cudowny pokój dziecięcy.
Na paru fotkach pojawiał się też Patryk, wzorowy tatuś: w nienagannej jasnoniebieskiej koszuli podawał małej soczek albo karmił ją zupką. W końcu nie zdołałam się powstrzymać. Pod jej najnowszym, perfekcyjnym zdjęciem wystukałam komentarz: „Cudowna rodzinka, prawda? Tylko czy ta mała wie, że gdzieś tam ma brata, który wciąż czeka, powoli zapominając, jak wygląda jego własna mama? Gosiu, jak mogłaś to zrobić?”.
Zdecydowałam się na ten krok w ostateczności. Szczerze mówiąc nie liczyłam na jakikolwiek odzew. Jakieś pół godziny po tym wydarzeniu usłyszałam dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer, który nic mi nie mówił. Mimo że przeważnie nie odbieram od nieznajomych, tym razem postanowiłam zrobić wyjątek.
– Coś ty najlepszego zrobiła! Całkowicie rozwaliłaś moją pracę! Masz pojęcie ilu followersów straciłam przez twój tekst? Byłam o włos od nawiązania współpracy z paroma markami. Robię to dla Karola, mamo, zdajesz sobie sprawę ile kasy można zgarnąć w ten sposób? – Córka darła się na mnie przez kilka minut. Mało co do mnie docierało, poza tym że najwyraźniej zniszczyłam jej karierę „influencerki”.
Nie współczułam jej
– Gośka, dość tego! – wrzasnęłam, bo miałam serdecznie dość słuchania tych głupot. – Zostawiłaś własne dziecko, staram ci się o nim opowiedzieć, a ty przejmujesz się jakimś kontem? Kompletnie cię nie poznaję! Zaczynam wątpić, że w ogóle jesteś moim dzieckiem.
Wyłączyłam się, bo czułam, że jak powiem coś jeszcze, to nie wytrzymam i się rozkleję. Byłam pewna tylko jednej rzeczy, która mogłaby mnie pocieszyć w tej sytuacji. Udałam się do sypialni Karola i wślizgnęłam się pod kołdrę obok niego. Przekręcił się, mruknął coś przez sen, obrócił w moją stronę i przytulił mnie mocno. Rozpłakałam się wtedy na dobre. Ze wzruszenia, irytacji i poczucia, że nic nie mogę zrobić.
Kiedy nastał poranek, zobaczyłam, że Gosia skasowała mój wpis. Nic już nie burzyło perfekcyjnego wizerunku nowej rodziny mojej córki. I nic nie stało na drodze firmom produkującym soczki dla niemowląt, butelki i kocyki, by opłacać Gosię za „rekomendowanie” ich cudownych wyrobów.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jakie dochody można z tego uzyskać. To nie moja działka. Niemniej jednak nie zobaczyłam ani grosza przeznaczonego dla Karola. Nic nie wpłynęło po tygodniu, miesiącu, a nawet po kwartale.
Trzy dni temu powzięłam niezwykle trudną decyzję. Udałam się do prawnika z prośbą o wsparcie. Chcemy, aby Gosia straciła prawa rodzicielskie, a ja i Janek zostalibyśmy rodziną zastępczą dla Karola. Zdaję sobie sprawę, że to czasochłonny proces. Będzie on też bolesny dla każdego z nas. Jednak zarówno ja, jak i mąż jesteśmy przekonani, że dla dobra Karola musimy podjąć te kroki. W końcu, realnie rzecz biorąc, może liczyć tylko na nas.
Izabela, 62 lata
Czytaj także:
„Żona i teściowa uknuły spisek, żebym wziął się do roboty. Połknąłem haczyk, ale jednego na pewno się nie spodziewały”
„Po rozwodzie umówiłam się z byłym chłopakiem na wspominki. Już wiem, czemu nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki”
„Znalazłam bogatego faceta, żeby żyć na poziomie. Nie sądziłam, że do jego portfela nie pozwoli mi się dobrać teściowa”