„Córka zażądała wyprawki szkolnej za grube tysiące. Podobno bez markowych rzeczy nie ma co pokazywać się w klasie”

Kobieta z obrażoną córką fot. iStock by Getty Images, LittleBee80
„To już nie te czasy, że dzieciaki ekscytują się nowym, kolorowym piórnikiem czy pachnącą gumką do ścierania. Teraz patrzy się na markę plecaka, butów, a nawet... bidonu na wodę. Tylko skąd ja mam na to wszystko wziąć pieniądze?”.
/ 10.09.2024 22:00
Kobieta z obrażoną córką fot. iStock by Getty Images, LittleBee80

Jeszcze rok temu kompletowanie wyprawki do czwartej klasy szkoły podstawowej polegało głównie na zakupie nowych zeszytów, okładek na książki i uzupełnieniu zapasów długopisów, ołówków i gumek do ścierania. Dlatego ze sporym zaskoczeniem przyjęłam listę zakupów, którą zaprezentowała mi córka w pierwszym tygodniu nowego roku szkolnego.

Zmiana przyszła zupełnie znienacka

– Nowy plecak, nowe trampki, nowy bidon na wodę... Kotek, ale po co to wszystko? Przecież masz plecak w zupełnie dobrym stanie, nawet nigdzie się nie uszkodził – bąknęłam nieśmiało.

Ale on jest dziecinny i zupełnie niemarkowy! – obruszyła się moja Klara.

– A to takie ważne, żeby był markowy? – zapytałam zaskoczona.

– No tak! – zareagowała żywo, po czym zaczęła wymieniać nazwy butików, w których rzekomo zaopatrywały się w plecaki, a nawet skórzane torebki (!) koleżanki z jej klasy.

Na chwilę mnie zamurowało.

– Ale skarbie, czy w plecaku nie chodzi o to, żeby był jak najwygodniejszy? Żeby miał masę kieszonek, nie brudził się, wygodnie leżał na plecach? Żadna dziewczynka w twoim wieku nie powinna nosić torebki wypchanej zeszytami każdego dnia! Powykrzywia ci się kręgosłup! – zaoponowałam.

– No to nie musi być torebka, ale chociaż plecak. Tylko taki, żeby nie było mi wstyd z nim iść do szkoły – mruknęła Klara.

– No dobrze, zostawmy ten nieszczęsny plecak. A nowe trampki po co? I do tego takie drogie? Przecież biegacie na przerwach, gracie w jakieś gry na boisku... Te droższe zaraz wybrudzisz, podziurawisz albo zetrzesz.

No to kupimy wtedy nowe – nadąsała się córka.

– No pewnie! Za pieniądze z loterii? Tobie się wydaje, że ile my zarabiamy? – zapytałam z przekąsem.

– Chyba za mało, skoro nawet na porządną wyprawkę do szkoły nie macie, a przecież nawet nie mam rodzeństwa! – warknęła nieprzyjemnie Klara.

– O nie, w ten sposób nie będziemy rozmawiać. Proszę do swojego pokoju, zastanowić się nad tym, jak powinno się odzywać do mamy – odparłam twardo.

Klara odwróciła się na pięcie i podreptała do pokoju, mrucząc coś pod nosem.

Skąd te nagłe życzenia?

Następnego dnia nie kontynuowała tematu, ale ten, niestety, sam wrócił, gdy poszłam na pierwszą wywiadówkę.

– Daj spokój, Marzena! Kamil zażyczył sobie w tym roku takich butów i jakichś innych fanaberii, że wydałam już dwa tysiące. A jeszcze nawet nie mamy wszystkich książek! – usłyszałam rozmowę między dwiema matkami siedzącymi w ławce przede mną.

– Ech, wiem, wiem... Antosia też próbuje mnie naciągnąć na jakieś bajery, ale na razie się nie daję. Tylko wiesz, z jednej strony nie chcę jej rozpuszczać, a z drugiej, mam dziecku żałować? Przecież nie chcę, żeby czuła się gorsza – odparła druga kobieta.

– Przepraszam, że się wtrącę – zaczęłam uprzejmie. – Ale czy wasze dzieci też dostały takiego kręćka na punkcie markowych rzeczy? Plecaki, akcesoria, buty... Niektóre są droższe od rzeczy, które sama noszę – wyżaliłam się.

Ach, czyli i ciebie to dopadło! Jak mi Kamilek pokazał buty za tysiąc złotych to mowę mi odjęło! Rzekomo jakieś kolekcjonerskie, edycja limitowana... Ja naprawdę wszystko rozumiem, i ja w dzieciństwie chciałam mieć niektóre bajery, ale żeby za takie pieniądze? To naprawdę przesada. Wszystko przez ten internet, influencerów i inne bzdury, mówię wam! – parsknęła jedna z mam i pogroziła palcem w powietrzu.

– Może i tak... Ale wiecie, w końcu któryś rodzic się złamie i kupi. A może dla niektórych to nie będą tak duże wydatki, jak dla nas. I wtedy reszta będzie zazdrościć i naciągać... – westchnęłam.

W tamtym momencie do sali weszła wychowawczyni, więc byłyśmy zmuszone zakończyć swoje żale. Gdy wróciłam do domu, Klara nadal była nadąsana, ale nie ośmieliła się już nieładnie pyskować, jak poprzedniego dnia. Postanowiłam więc podejść do niej pedagogicznie.

O co w tym wszystkim chodzi?

– Klarcia, powiedz mi, która z tych rzeczy jest dla ciebie najważniejsza. Może kupimy jakąś jedną nową rzecz w tym roku, a następne, jeśli dalej uznasz, że ich potrzebujesz, za rok? – zaproponowałam.

– No, nie wiem... Bo ja wybrałam taki plecak, że do niego idealnie pasuje nowy bidon, ale te buty, co teraz mam, są zupełnie nie pod kolor... – córka od razu zaczęła wymyślać.

– Dobra, dosyć. Możesz wybrać nowy plecak, buty albo bidon i jakiś dodatek. W ogóle o co chodzi z tym bidonem? Nie masz w czym wody pić? – zniecierpliwiłam się nieco.

Ale to taki specjalny! Wszyscy w internecie go mają. On jest bardzo pojemny i można na nim zaczepiać różne breloczki, tacki i opakowania... Zobacz, ile ma funkcji! – ożywiła się nagle Klara, otwierając w telefonie folder pełen filmików z rzeczonym bidonem w roli głównej.

– Kotek, wszystko fajnie, ładnie, ale kubek na wodę czy inny soczek za ponad dwieście złotych? Przecież mamy w domu z cztery inne tego typu butelki. Jest taka lekka, plastikowa, jest termiczna, jest ten kubeczek bambusowy... – zaczęłam wyliczać.

Ech, nic nie rozumiesz – westchnęła teatralnie córka.

– No nie, nie rozumiem – przyznałam.

Klara wydęła tylko wargi i spojrzała na mnie z irytacją.

– Daj mi znać, jak się namyślisz, co wybierasz – odparłam wzruszając ramionami, po czym zwróciłam się w stronę łazienki.

Nie chciała być gorsza

Po kilku minutach ciszy, usłyszałam dźwięk kroków za sobą. Klara stała w drzwiach, z telefonem w ręku, tym razem już nie tak gniewna jak wcześniej.

– Wiesz, mamo... – zaczęła niepewnie. – Ja wiem, że to kosztuje. Ale ja po prostu... nie chcę czuć się inna. Połowa osób w szkole ma te rzeczy, ci fajni ludzie... I jak tego nie masz, to tak jakbyś była... niewidzialna. Ja chcę być fajna.

Spojrzałam na nią i poczułam ukłucie w sercu. Zrozumiałam, że to nie kwestia rzeczy, ale potrzeby akceptacji, wpisania się w grupę. W moich czasach to była paczka kolorowych długopisów czy świecący breloczek, bo i czasy były biedniejsze. A dziś... modne bidony reklamowane przez celebrytki, plecaki i trampki za setki złotych.

– Klara – zaczęłam powoli. – Ja rozumiem, że chcesz się dopasować, że to dla ciebie ważne. Ale czy naprawdę musisz mieć dokładnie to, co wszyscy? Nie uważasz, że ważniejsze jest to, jaką jesteś osobą, niż to, w czym nosisz zeszyty i z czego pijesz wodę na przerwie?

Klara przygryzła wargę, zastanawiając się przez chwilę.

– Ale wtedy nikt nie zwróci na mnie uwagi...

– A nie wolałabyś, żeby zwracali uwagę na to, jaka jesteś, a nie na to, co masz? – zapytałam, podchodząc bliżej i patrząc jej w oczy. – Powiedz mi, ile razy usłyszałaś, że ktoś się z tobą przyjaźni, bo jesteś mądra, zabawna i miła?

– No... Kilka – przyznała ostrożnie.

– A ile razy ktoś ci powiedział, że lubi się z tobą spotykać, bo masz modne buty czy fajną sukienkę? – zapytałam.

Ani razu – odpowiedziała cicho.

– Więc rozumiesz, o co mi chodzi? Plecak z czasem się zniszczy, a buty zetrą, ale to, jak traktujesz innych, to, co masz do zaoferowania, to jest powód, dla którego ludzie cię lubią.

Klara westchnęła.

– Może masz rację. Ale... – spojrzała na mnie z chytrym uśmieszkiem – mogę chociaż ten plecak? No i bidon? Ale obiecuję, że na trampkach oszczędzimy!

To normalne, że dzieci mają zachcianki

Zaśmiałam się.

– Kupię ci plecak. Na trampki dołożę ci połowę, jeśli drugą uzbierasz z kieszonkowego albo zarobisz wyprowadzając pieski. Zgoda? – zaproponowałam.

– Zgoda!

– Ale będziesz pamiętać, o czym rozmawiałyśmy, prawda?

– Prawda, obiecuję! Bo wiesz, fajowo być modną... Wszyscy się zbiegają dookoła ciebie i pytają, co to za model plecaka, skąd te buty i czy to te same, które nosi ta blogerka, co ją wszyscy oglądamy. Ale dzisiaj Karina przyszła do szkoły w takich kolekcjonerskich tenisówkach i wszyscy się zachwycili, a potem i tak ją obgadywali, bo jest wredna, rozpuszcza plotki i nikt jej nie lubi. Więc chyba wolę, żeby mnie lubili.

Uśmiechnęłam się szeroko, po czym uścisnęłam ją mocno. „A więc coś zrozumiała”, pomyślałam z ulgą.

Może nie zmienię od razu całego świata ani oczekiwań dzieciaków, a i Klara nie porzuci wszystkich marzeń o modnych gadżetach, ale przynajmniej dziś udało się nam znaleźć jakiś złoty środek. Całe szczęście.

Magdalena, lat 41

Czytaj także:
„Córka poszła do szkoły ze starym plecakiem. Wróciła zapłakana, bo dzieci ją wyśmiały, że jest biedna”
„Synowie skłamali, żeby zatrzymać mnie w domu. Wtedy do mnie dotarło, że istnieje inne życie poza pracą”
„Gotowałem obiadki i latałem ze ścierą po domu. Zamiast podziękowania i czułości dostawałem od żony kolejne listy zadań”

Redakcja poleca

REKLAMA