Tego dnia obudziły mnie wrzaski z głośnika ustawionego tuż przy mojej głowie, a następnie moja dłoń w odruchu obronnym dotknęła czegoś rozgrzanego, momentalnie zdałam sobie sprawę, że czeka mnie trudny dzień.
Zrobili mi niespodziankę
– Ała! – wrzasnęłam i uniosłam powieki.
Taka pobudka okazała się skuteczna. Moi synowie, dziesięcioletni Antoś i jego starszy brat Kuba, który skończył już dwanaście lat, marzyli o tym, żebym ten wyjątkowy dzień zaczęła od przesłuchania mojego ukochanego kawałka muzycznego. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o wybór numeru, to chłopaki wykazali się nie lada wyczuciem. Zapomnieli tylko o jednym – wcześniej nie zerknęli na to, jak ustawiona jest głośność.
Rezultat okazał się oszałamiający. Parujące kakao to także świetna propozycja (tym bardziej, że przepadam za gorącym kakao), ale dlaczego kubek musiał być napełniony aż po same brzegi i stać tuż przy skraju szafki nocnej?! Z drugiej jednak strony, dlaczego mnie to tak zaskoczyło?
Czy to nie ja, bez przerwy narzekałam, że nikt nie przynosi mi śniadania do łóżka i że chociaż raz na jakiś czas chłopcy mogliby mnie porozpieszczać, serwując smakołyki, zanim jeszcze opuszczę ciepłą pościel?
W końcu spełnili to, o co tak prosiłam. I stwierdzili, że moje urodziny będą do tego wprost wymarzone. „Liczy się to, co w sercu” – przeszło mi przez myśl, gdy posłałam im uśmiech i podniosłam się, żeby usiąść.
Nigdy nie brałam urlopu
Jako zapracowana singielka z dziećmi muszę być twarda. To nie kwestia osobowości, tylko życiowa potrzeba. Nie mam czasu, by się nad sobą użalać. Od kiedy samotnie wychowuję synów, zdarzały się lepsze i gorsze momenty, ale z biegiem czasu jakoś wszystko ogarnęłam i radzę sobie całkiem dobrze. Mimo to zdarzają się takie chwile, gdy i ja marzę o oparciu w silnych, męskich ramionach. Albo przynajmniej o odrobinie lenistwa.
Chłopaki niewątpliwie zdawali sobie z tego sprawę, bo, jak się okazało, kakao i mój kawałek numer jeden stanowiły jedynie wstęp do niespodzianek, które dla mnie przyszykowali.
– Mamo, możesz się teraz delektować śniadaniem i zrelaksować. Nigdzie nie musisz się spieszyć – rzucił Jakub z figlarnym uśmiechem – masz dziś wolne w pracy.
Na te słowa zamarłam.
– Co masz na myśli, mówiąc, że mam wolne w pracy? – zapytałam zaskoczona.
– Zadzwoniłem do twojej szefowej i powiedziałem, że źle się czułaś w nocy, a teraz śpisz, bo potrzebujesz odpocząć i odzyskać siły – wyjaśnił Kuba. – Sama zaproponowała, żebyś dziś nie przychodziła do pracy.
– Słucham? – byłam w totalnym szoku.
Byłam pracoholiczką
– Wiesz co, mamo? Przecież ty prawie w ogóle nie korzystasz z urlopów na życzenie albo jakichkolwiek innych wolnych dni, więc ten jeden raz na pewno ujdzie ci na sucho… Jak weźmiesz zwolnienie tylko na jeden dzień, nic się nie stanie – stwierdził przytomnie mój potomek. – I tak naprawdę twoja przełożona to całkiem miła kobieta. Przecież w sumie dobrze się dogadujecie.
– No bez przesady! – zerwałam się z miejsca, ale moi synowie szybko mi przerwali.
– Mamo, błagam, nie zepsuj tego dnia – odparł Kuba. – Weź trochę zluzuj, dobrze? Jasne, nie powinienem rozmawiać z twoją szefową, ale powiedz mi, jak inaczej dałbym radę zorganizować ci dzień wolnego, no?
– Posłuchaj, nie musisz mi niczego organizować, a już na stówę nie powinno cię być w moich sprawach zawodowych. I co teraz, będę musiała ciągnąć tę ściemę, tak? – czułam się wściekła.
– Oj, mama… – obaj wydali z siebie jęk.
Popatrzyłam na nich uważnie. Stali przy łóżku, wpatrując się we mnie z niepokojem. W ich oczach malował się taki smutek i obawa, że zrobiło mi się przykro. Skapitulowałam. W gruncie rzeczy Kuba słusznie postąpił. Niedobrze, że okłamał moją przełożoną, ale w ostatnim czasie nawet ona mnie zachęcała, żebym wzięła parę dni wolnego.
W firmie mamy właśnie mniej roboty, dlatego nie muszę mieć wyrzutów sumienia, że odpuszczę sobie ten jeden dzień. Musiałam jednak przywołać do porządku mojego syna.
Chcieli jak najlepiej
– Cóż, mleko się rozlało. Chcę cię tylko prosić, żebyś już więcej nie wywijał mi takich numerów, dobrze?
– Dobrze mamo, ale sama też powinnaś o siebie zadbać – stwierdziła moja pociecha.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy.
– To co, chłopaki, przygotowani już na szkolną przygodę? – zwróciłam się do nich z pytaniem.
Jak się okazało, byli w pełni gotowi.
Synowie od dawna mieli pełne brzuchy, a ja w kuchni znalazłam nie tylko posiłek, ale i tajemniczą przesyłkę. W środku krył się bilet do kina na dość wczesną godzinę. To był bilet na film, o którym było teraz głośno, a grał w nim mój ukochany gwiazdor. Poczułam, jak wzruszenie ściska mnie za gardło.
– Jestem wam wdzięczna, moi drodzy – rzekłam, całując każdego z nich.
– Mamo, to nie wszystko – uzupełnił Antoś, dając mi do rąk bukiecik oraz niewielkie, gustowne pudełeczko. – Urządzisz sobie taki… no wiesz… dzień relaksu w domu.
– No, no – moja twarz rozpromieniła się w uśmiechu. – Obawiam się, że za bardzo mnie rozpieszczacie.
Wszystko zorganizowali
W pudełeczku znajdowała się ogromna, różana kula musująca do kąpieli, której zapach był niesamowicie słodki, a do tego krem, także pachnący różami, przeznaczony dla bardzo dojrzałej skóry. No cóż, mój dobry nastrój trochę przygasł. Czyżby moje pociechy sądziły, że jestem już aż tak wiekowa? Szybko się jednak ogarnęłam i okazałam entuzjazm.
– Fantastycznie! Dziękuję wam za prezenty! No ale teraz zmykajcie już do szkoły.
Kiedy tylko opuścili dom, zasiadłam przy kuchennym blacie. Skoro mnie do tego zmusili, to faktycznie powinnam ten dzionek spędzić po prostu się relaksując i odpoczywając. Ledwo skończyłam jeść, a tu nagle dzwoni moja przełożona. Brzmiała na zaniepokojoną zupełnie serio.
– Zrób sobie przerwę, zasługujesz na nią – oznajmiła, po czym od razu dorzuciła: – I tak niczego nie przegapisz, a przynajmniej unikniesz tych idiotycznych upominków. No wiesz, goździka i czekolady.
Fakt, nasi współpracownicy za każdym razem, gdy któraś z nas miała urodziny, uparcie kultywowali tradycję rodem z PRL-u, wręczając nam identyczne prezenty. Początkowo wydawało się to nawet całkiem sympatyczne, ale ile razy można dostawać to samo?
Udało mi się jakoś dobrnąć do końca konwersacji, nie pogrążając się w jeszcze większych kłamstwach. Z pewną ulgą odłożyłam telefon. Mimo iż próbowałam brzmieć słabo i „chorowicie”, to przecież nie mam talentu aktorskiego. Zależało mi na tym, żeby szefowa nie połapała się, że cała ta moja rzekoma choroba to jedno wielkie oszustwo.
Nie potrafiłam wyluzować
Ku mojemu zdziwieniu, w pokojach chłopaków panował nienaganny porządek. Normalnie gdy tam wchodzę, to zawsze zastaję totalny chaos i rozgardiasz. Niby wszystko wyglądało idealnie, ale jak się okazało, to była tylko iluzja.
Niepotrzebnie zajrzałam do szafki wiszącej nad sprzętem komputerowym Antka… Rąbnęła mnie prosto w czerep paczka papieru, a zaraz potem kupa luźnych kartek i innych szpargałów. Kiedy z kolei uchyliłam drzwi do szafy Kuby, wyleciała z niej na mnie cała masa przepoconych ciuchów, które ledwo się tam mieściły.
„O mały włos i faktycznie miałabym kiepskie samopoczucie przez solidną kontuzję – przeszło mi przez myśl – Ale sama jestem sobie winna! W końcu miałam odpocząć, a nie dom sprzątać. Dziś moje święto, czyż nie?”.
Przezwyciężyłam zatem awersję do różowego klopsa i wrzuciłam go do wanny. Zapach był tak mocny, że po rozpuszczeniu kulki odlałam połowę pachnącej wody i uzupełniłam wannę świeżą. Mimo to nie wytrzymałam zbyt długo w tym różanym spa. Poczułam, że głowa mi pęka, dlatego sięgnęłam po tabletkę przeciwbólową i poszłam się zdrzemnąć. Zasnęłam w mig. W końcu ostatnimi czasy krótko śpię.
Dopadła mnie melancholia
Nic dziwnego, że o mało co nie zaspałam na film. W popłochu narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i niemal wybiegłam z domu. Kino mieści się raptem dwa bloki dalej, więc udałam się tam pieszo. Film niestety okazał się totalną klapą, nawet mimo obecności w nim mojego ulubionego aktora, który okazał się już nie taki fenomenalny, jak go zapamiętałam z poprzednich produkcji.
Może kiedyś coś w nim widziałam, ale teraz ewidentnie dojrzałam i jestem chyba po prostu za dorosła, żeby ekscytować się gwiazdorami. Zauważyłam, że strasznie się zestarzał… Dopiero co oglądałam jego pierwsze filmy! Wtedy prezentował się tak świetnie i młodo…
W jednej chwili odczułam smutek i naszły mnie niezbyt optymistyczne myśli. Czyżbym również aż tak się zestarzała? Całkiem prawdopodobne… Na debiutancki film mojego kinowego ulubieńca dawno temu wybrałam się z Krzysztofem, tatą moich chłopaków. Ogarnął mnie smutek i tęsknota…
„Przeszłość to przeszłość. Nie ma sensu tracić czasu na wspominki” – stwierdziłam w myślach i zdecydowałam, że nie dam się dopaść chandrze. – Każde urodziny to powód do świętowania, nawet jak się kończy czterdzieści jeden lat i nie ma partnera… W sumie ja wcale nie jestem singielką. Przecież mam aż dwóch wspaniałych facetów!
Byłam zbyt oschła
Mimo że starałam się dodać sobie otuchy, melancholia uparcie trzymała się mnie przez całą drogę powrotną do mieszkania. Minęło już parę lat, od kiedy Krzysztof odszedł do innej. Według niego za mało poświęcałam mu uwagi, za bardzo skupiałam się na pracy, pieniądzach i załatwianiu codziennych spraw. Ale jakbym nie miała tego praktycznego zmysłu… nigdy bym nie dała rady jako samotna matka.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nią jestem: samotną matką, która musi dzieciom zastąpić i tatę, i mamę. Krzysztof może i nie był zbyt wiernym mężem, ale był dobrym, serdecznym ojcem. Może nawet miał w sobie więcej tej serdeczności niż ja. Wiem, że synkowie strasznie za nim tęsknili, zwłaszcza od kiedy wyjechał za granicę.
Od czasu naszego rozstania całą swoją energię wkładałam w to, by nasze dzieci miały wszystko, czego potrzebują. Zastanawiam się teraz, czy przez to nie okazywałam im za mało serca i troski. Czy możliwe, że wpadłam w tę samą pułapkę, co wcześniej w małżeństwie?
Dzisiaj moje pociechy tak bardzo o mnie dbały i robiły wszystko, żebym czuła się zaopiekowana i wręcz rozpieszczona. To uświadomiło mi, że sama powinnam być dla nich taka znacznie częściej. Czasami dzieciaki bardziej ucieszą się, jeśli mamusia poświęci im cały dzień, nie zerkając co chwilę na smartfona, niż gdyby dostały buty do biegania z najnowszej kolekcji…
Nie mogę stracić synów
Po powrocie do mieszkania zastałam moich chłopaków. W powietrzu unosił się zapach obiadu: na kuchennym blacie leżał talerz z pysznym, przygotowanym w domu makaronem z sosem…
– Ależ ten sos jest przepyszny! – byłam pod wrażeniem smaku, a mój starszy synek się rozpromienił.
– Smakuje ci, mamo?
Przytaknęłam.
– Przygotowaliśmy go dokładnie według twoich wskazówek!
Delektowałam się posiłkiem, ignorując fakt, iż był odrobinę za słony…
– Serio, wyborny. Ależ wy utalentowani jesteście! Nie mam pojęcia, jak bym sobie poradziła bez waszej pomocy. Ten dzień był niesamowity – oznajmiłam, nakładając sobie kolejną porcję.
Spoglądając na ich twarze jaśniejące szczęściem, zdałam sobie sprawę, że takiej właśnie mamy pragnęli.
Renata, 41 lat
Czytaj także:
„Gdy dostałam awans i podwyżkę, mąż stał się zazdrosny. Ubzdurał sobie, że na pewno załatwiłam to przez łóżko”
„Ojciec chciał, byśmy zabawili się w detektywów i ukrył spadek w domu. Nie sądziłam, że zagadka tak bardzo nas podzieli”
„Teściowie i rodzice wymuszają na mnie żałobę po mężu. Chcą, żebym do końca życia była cnotliwą wdową ubrana na czarno”