„Córka zatrudniła mnie do opieki nad wnuczką. Sama wydawała kasę na drogie ciuchy, a mi skąpiła nawet na kajzerki”

babcia fot. Getty Images, Abraham Gonzalez Fernandez
„W pewnym momencie sytuacja zrobiła się tak zła, że Iza zalegała mi już z trzema pensjami. Ciągle tłumaczyła się, że mają trudniejszy okres, że Mateuszowi gorzej idzie w pracy i mniej zarabia. A ja przecież widziałam, że żyją ponad stan”.
/ 07.06.2024 21:15
babcia fot. Getty Images, Abraham Gonzalez Fernandez

Bywa tak, że własne dziecko sprawi przykrość. Nie chodzi mi o głupie wybryki dorastającego nastolatka ani nawet o malucha, który dobrał się do długopisu i pomazał ściany w salonie. Mówię o mojej córce, która ma już trzydzieści lat. Jest niezależna, ma skończone studia i dawno wyfrunęła z rodzinnego gniazda. A mimo to okazała mi brak szacunku. Miała czelność mnie szantażować, odwołując się do mojego poczucia winy i rodzicielskich uczuć.

Pomagałam córce w ciąży

Wszystko zaczęło się od bardzo szczęśliwego wydarzenia, jakim były narodziny mojej wnusi. Córka praktycznie aż do rozwiązania była aktywna zawodowo, dlatego musiałam jej pomagać.

Robiłam jej zakupy, przygotowywałam posiłki, aby miała pełnowartościową dietę, a czasami porządkowałam jej mieszkanie. Moje koleżanki z pracy twierdziły, że jestem naiwna i daję się wykorzystywać, ale ja widziałam to zupełnie inaczej.

Ona przecież spędzała w pracy o wiele więcej czasu niż ja i gdy wracała do domu, była kompletnie wykończona. Ja kończyłam zawsze o piętnastej i miałam jeszcze mnóstwo czasu, żeby jej pomóc.

Sytuacja Izy i Mateusza nie była łatwa – obydwoje mieli odpowiedzialne posady, które wymagały od nich poświęcenia i sporej ilości czasu. Kasy im nie brakowało, ale dni często okazywały się za krótkie.

Zostałam babcią

Iza poszła na urlop macierzyński, ale i tak jeszcze potrzebowała mojej pomocy, bo dziecko było dość absorbujące. Mała kaprysiła przy jedzeniu, miała problemy ze snem i wymagała ciągłego zainteresowania. Jakoś jednak dałyśmy sobie z tym radę. Gdy Amelia skończyła pięć miesięcy, Iza oznajmiła, że chce wracać do pracy.

Próbowałam ją przekonać, że to za wcześnie, że lepiej byłoby pobyć z córeczką do roku, a dopiero potem rozważyć żłobek, ale ona była nieugięta.

– Przykro mi, mamuś, ale to niemożliwe. Bardzo bym chciała, ale obecnie panują inne realia. Jeśli zależy mi na utrzymaniu stanowiska w pracy, muszę już wracać – tłumaczyła.

– Ależ ja to rozumiem, kochanie, tylko pamiętaj, że Amelcia wyrośnie z okresu niemowlęctwa w mgnieniu oka…

– Mamo, nie ujmuj tego w ten sposób, naprawdę cię proszę – irytowała się Iza.

Zaskoczyło mnie, że woli pracę od opieki nad córeczką, mimo że ich sytuacja finansowa była naprawdę dobra. Na urlopie macierzyńskim dostawała niezłą kasę, a jej mąż też przynosił do domu pokaźną sumkę. Iza była świetna w tym, co robiła i nawet jakby straciła obecną posadę, bez problemu znalazłaby coś innego.

Dotarło do mnie, że chodzi wyłącznie o jej ambicje. Ale to nie koniec niespodzianek, jakie mi sprawiła. 

Córka chciała mi płacić

Pewnego dnia zapytała, czy mogłabym zająć się Amelką, kiedy ona wróci do pracy.

– To znaczy jak? W godzinach popołudniowych? Kiedy miałabyś zostawać dłużej w pracy? – dociekałam.

– Nie, nie o to chodzi. Zależy nam, żebyś zajmowała się nią całe dnie.

– Ale ja przecież chodzę do pracy.

– No wiem, ale tak czy siak lada moment będziesz już na emeryturze. Poza tym sama wiecznie mówisz, że w tej pracy mało ci płacą. Rzuć to, a ja i Mateusz będziemy ci dawać tyle samo, co teraz dostajesz.

– Kochana, co ty opowiadasz? Do emerytury to mi jeszcze sporo czasu zostało, kilka lat! – starałam się ją przekonać.

– Ale właśnie o to chodzi, że przez ten okres zajmiesz się Amelką, a my będziemy ci normalnie płacić. Ona jest za malutka na żłobek. Poza tym w ogóle nie chciałabym jej tam posyłać. Niania też nie wchodzi w grę, bo ciężko o porządną opiekunkę. A za kogoś wartościowego trzeba naprawdę wykosztować się jak za zboże.

– A na mnie zaoszczędzisz? – rzuciłam uszczypliwym tonem.

– Ależ nie o tym mowa. Spędzisz czas z wnusią. To chyba fajniejsze niż harówka przy linii produkcyjnej, no nie?

Miałam wrażenie, że to jakaś manipulacja.

Nie podobał mi się ten pomysł

– Wiesz, ja bardzo lubię to, co robię. Mam tam swoje przyjaciółki. Słuchaj, a ty serio nie dasz rady wziąć dłuższego urlopu macierzyńskiego?

– Mamo, wiesz, że już o tym gadałyśmy. Dopiero raczkuję w tej branży i muszę być gotowa na każde zawołanie – ciężko westchnęła. – Ok, jak nie skorzystasz z tej oferty to nie ma sprawy. Wiem, że ciężko tak po prostu porzucić pracę. Ale rób, jak uważasz. Sama musisz zdecydować. Przysięgam, że jak odmówisz, to ja i Mateusz nie będziemy mieć do ciebie pretensji.

– Rozumiem, ale co w takim razie z Amelką?

– Cóż, jedyna opcja to oddać ją do żłobka. Nic innego nie mogę zrobić.

Zasugerowała, że poniekąd będę odpowiedzialna za to, iż mała będzie musiała iść do żłobka. W tamtej chwili jednak uległam presji. Przystałam na to, by zaopiekować się wnusią. Podjęcie tej decyzji przyszło mi z wielkim trudem, ale ostatecznie miałam niepowtarzalną szansę, by być przy wnuczce.

Chciałam pomóc

Chciałam spędzać z nią całe dnie, obserwować, jak poznaje otaczający ją świat, zabierać ją w nowe miejsca. Złożyłam wypowiedzenie w pracy i pożegnałam się z dziewczynami. Kiedy dowiedziały się, czemu odchodzę, usiłowały mnie odwieść od tej decyzji, ale dokumenty były już na biurku szefa.

Nadszedł czas odejścia. Skończył się miesiąc wypowiedzenia i w poniedziałkowy poranek tradycyjnie otworzyłam oczy o świcie, jednak zamiast ruszyć do pracy, udałam się do swojej córki. Miałam mieszane uczucia, kiedy oni szykowali się do wyjścia, a ja trzymałam na rękach Amelcię niczym etatowa niania. Ale gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, wszelkie rozterki uleciały. Wnusia bardzo szybko utwierdziła mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję.

Amelka tryskała radością, wprawiając mnie w dobry nastrój. Z każdym kolejnym dniem nasz wspólny czas był coraz lepszy, bo i ja stopniowo oswajałam się z rolą opiekunki. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do jej zwyczajów i nabrałam pewności siebie. Minęły raptem trzy miesiące, a ja znałam już moją wnuczkę jak własną kieszeń. Czas z nią mijał w mgnieniu oka. Tak bardzo się do siebie przyzwyczaiłyśmy, że gdy przychodziła pora rozstania, nawet późnym wieczorem, mała nie mogła zasnąć, bo szukała mnie wzrokiem.

Nie dostałam pieniędzy

Przeżyłam już trochę lat i doskonale zdaję sobie sprawę, że pieniądze potrafią zepsuć nawet najlepsze stosunki międzyludzkie i pokrzyżować świetnie zapowiadające się plany. Niestety, tak właśnie było w naszym przypadku.

Początkowo, przez pierwszych kilka miesięcy, moja córka przelewała mi ustaloną sumę. Jednak po upływie pół roku po raz pierwszy zdarzyło jej się zapomnieć, że oczekuję na pieniądze. Po trzech dniach musiałam jej o tym przypomnieć. Przepraszała mnie i pewnie na tym by się skończyło, gdyby podobne sytuacje nie zaczęły się powtarzać w kolejnych miesiącach. W końcu usłyszałam od niej wytłumaczenie.

– Wybacz mamo, ale aktualnie brakuje mi funduszy. Mateusz zmaga się z problemami w pracy. W ich przedsiębiorstwie drastycznie zmalał popyt, przechodzą kryzys i nie otrzymuje premii tak jak dawniej. Byliśmy zmuszeni zacisnąć pasa – powiedziała z przygnębieniem. – Ale kiedy tylko sprawy się unormują, wyrównamy zaległości.

– Czyli rozumiem, że w tym miesiącu w ogóle nie uregulujecie należności?

– Niestety, nie mam możliwości. Poradzisz sobie?

– W porządku, sądzę, że dam radę.

Zaczęło mnie to denerwować

Jakoś udało mi się przetrwać ten miesiąc, korzystając tylko z jednej wypłaty. Iza w końcu oddała mi zaległe wynagrodzenie, ale w następnym miesiącu znowu poprosiła o przesunięcie terminu płatności. Tym razem czekałam nie miesiąc, a półtora.

I tak powolutku opóźnienia zaczęły się wydłużać. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się tak zła, że Iza zalegała mi już z trzema pensjami. Ciągle tłumaczyła się, że mają trudniejszy okres, że Mateuszowi gorzej idzie w pracy i mniej zarabia.

Jeśli prowadziliby oszczędniejszy tryb życia, to może dałabym się nabrać na ich gadkę. Jednak dalej żyli ponad stan, tak jak do tej pory. Zakupy robili w markecie, który słynie z wygórowanych cen, a obiady z restauracji to u nich codzienność. Izabela co chwila paradowała w nowych fatałaszkach, a Mateusz wciąż opłacał sobie członkostwo w drogim klubie fitness. Na dodatek poruszali się dwoma samochodami, mimo że oboje mieli do pracy rzut beretem.

Dotychczas nie słynęli z oszczędności, jednak w końcu postanowiłam przedyskutować tę sprawę z Izabelą. Nie dało się utrzymać z jednej wypłaty męża.

Szastali forsą na lewo i prawo

– Kochanie, chciałam pogadać o tych pieniądzach dla mnie…

– No jasne, mamuś. Rozumiem. Daję ci słowo, że lada moment dostaniesz całość.

Kiedy ją o cokolwiek pytałam, nigdy nie udzielała konkretnej odpowiedzi. Było widać, że czuje się nieswojo. Mnie też było głupio, ale dłużej nie wytrzymałam i postanowiłam w końcu coś powiedzieć.

– Słuchaj, ja to wszystko rozumiem. Chciałam ci tylko zasugerować, że skoro macie problemy z kasą, to może warto by trochę odłożyć na czarną godzinę.

– Niby z czego mamy oszczędzać, skoro ledwo wiążemy koniec z końcem? – zareagowała zaskoczona.

– To może pora ograniczyć wydatki? Dać sobie spokój z drogimi sklepami i ciągłym kupowaniem ciuchów.

Pokłóciłyśmy się

Wlepiła we mnie wzrok, jakbym była istotą z obcej planety. Dotychczas nie ingerowałam w jej finanse. Naraz wybuchnęła:

– Przecież prowadzimy normalne życie! Z czego niby mam zrezygnować? Z posiłków, z noszenia ciuchów?!

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Masz pełno ubrań, a jedzenie można kupować w tańszych marketach. No i samemu przyrządzać, zamiast ciągle zamawiać na wynos.

– Podliczasz koszty naszego utrzymania? Masz pretensje?

– Ależ skąd, kochanie – odpowiedziałam trochę poirytowanym głosem. – Ale jeśli nie otrzymam od ciebie pieniędzy, będę zmuszona ponownie podjąć pracę zawodową. Wybacz, ale tak musi być.

– A co z naszą małą Amelią?

–No przecież  można ją zapisać do żłobka – oznajmiłam.

Nie dam się wykorzystywać

Ta wymiana zdań mocno nadszarpnęła nasze relacje. Iza długo się na mnie gniewała, a ja zaczęłam czuć się nieswojo, gdy ją odwiedzałam. Mateusz również zaczął się dziwnie zachowywać.

Odniosłam wrażenie, że specjalnie mnie unika. Po dwóch tygodniach takiej napiętej sytuacji ponownie poprosiłam Izę na rozmowę. Zależało mi, żeby dowiedzieć się, czy jest na mnie zła albo ma do mnie jakieś pretensje. Wtedy usłyszałam coś, co ostatecznie otworzyło mi oczy:

– Trochę mnie boli, że tak bardzo zależy ci na pieniądzach od nas. Przecież jesteś babcią Amelki, powinnaś się cieszyć z tego, że spędzasz z nią czas.

Ta sytuacja kompletnie mnie rozbiła. Iza zupełnie nie rozumiała, o co mi chodzi. Próbowałam jej wytłumaczyć raz jeszcze, że ja też potrzebuję pieniędzy na życie i że zaraz nie będzie mnie stać nawet na kajzerki, ale ona tylko machnęła ręką. Obojętnie stwierdziła, że kasę za bieżący miesiąc dostanę na czas. I faktycznie, słowa dotrzymali.

Ale to była ostatnia wypłata, jaką od nich wzięłam. Nie miałam zamiaru dalej zajmować się dzieckiem w takiej atmosferze, nie potrzebowałam ich ochłapów.

Musiałam to zrobić

Oświadczyłam im, że mam bardzo korzystną propozycję pracy i dałam im miesiąc na zastanowienie się, komu powierzą opiekę nad Amelką. Pożegnanie z małą było dla mnie bardzo trudne, ale nie widziałam innego wyjścia.

Gdybym tam została, uczucie rozczarowania tylko by rosło, a przepaść między nami stawałaby się coraz głębsza. Tymczasem po paru miesiącach od tych wydarzeń wszystko poszło w niepamięć i spotykamy się często, czerpiąc radość z przebywania razem, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.

Chociaż może nie do końca tak jest…

Gdzieś w środku czuję żal, że córka i zięć chcieli mnie tak potraktować. Że próbowali na mnie zaoszczędzić. Wiem to, bo widzę, że ich poziom życia wcale się nie zmienił. Zupełnie przypadkiem wygadali się, jaką stawkę dostaje nowa niania. Ta młodziutka osóbka zarabia prawie dwa razy więcej niż ja.

Patrząc wstecz zdaję sobie sprawę, że ta cała umowa to nie był najlepszy plan. Płacenie babci za zajmowanie się własną wnuczką – to dość ryzykowny układ. Ale ja po prostu liczyłam na to, że potraktują mnie w porządku…

Chyba nieprędko o tym zapomnę. Gdyby chodziło o kogoś obcego, po prostu bym to zignorowała. Ale moja własna córka, której poświęciłam wszystko, co najlepsze? Trudno, muszę jakoś przełknąć tę gorzką pigułkę i iść do przodu. Chociażby dla dobra wzajemnych relacji, chociażby dla mojej ukochanej wnuczki.

Jolanta, 58 lat

Czytaj także:
„Nie wierzyłam w troskę wnuczki. Czekała, aż wsiądę w pociąg do wieczności, by zgarnąć cały spadek”
„Samotny wyjazd na urlop okazał się przełomowy. Romans na stare lata smakuje lepiej niż świeże truskawki”
„W młodości byliśmy z bratem nierozłączni. Gdy dostaliśmy spadek, nasze żony skłóciły nas ze sobą na 20 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA