Czy moja córka nie powinna się cieszyć, że odnalazłam w końcu na nowo radość w życiu? Że znowu czuję się kobietą? Nie wiem, skąd u niej taka dulszczyzna w głowie...
Długo cierpiałam po stracie Leona
Mąż nie odszedł nagle i bez ostrzeżenia, ale nadal – o wiele szybciej niż bym pomyślała. Późno zdiagnozowana choroba zabrała mi go w kilka miesięcy, a ja bardzo długo nie mogłam pogodzić się z tym, że od teraz będę sama.
Przez kilka miesięcy nie mogłam zebrać się do uporządkowania jego rzeczy. W dalszym ciągu kładłam się do łóżka, przy którym stały jego kapcie, leżały jego przeczytane w połowie gazety. Nawet nie potrafiłam pomyśleć o oddawaniu jego ubrań, o pozbieraniu jego papierów z biurka, choć były mi już zupełnie niepotrzebne. To wszystko było dla mnie święte.
– Mamo, tak nie można... Musisz przecież żyć dalej. Nie możesz zrobić z domu muzeum po ojcu – prosiła mnie córka.
– Dagmarko, ja jeszcze nie jestem gotowa. Proszę cię, daj mi czas – odpowiadałam za każdym razem.
Musiałam dalej żyć
Stopniowo się przełamywałam. Najpierw pozbyłam się bieżących śmieci i pochowałam wszystko, co należało do męża i od miesięcy leżało ciągle na wierzchu. Złapałam się na tym, że te otaczające mnie przedmioty tylko coraz bardziej mnie przygnębiają. Pozbyłam się ich jednak zupełnie dopiero kolejne kilka tygodni później.
– Brawo, mamo, jestem z ciebie bardzo dumna – chwaliła mnie córka, gdy wywoziłyśmy z domu worki niepotrzebnych przedmiotów.
Poczułam się lżejsza. Jakby spadł ze mnie wielki ciężar. Zobaczyłam też przed sobą drzwi do przyszłości bez męża. Fakt, na razie były jedynie lekko uchylone, ale były. Nie oznaczało to jednak, że całkowicie otrząsnęłam się ze straty Leona.
Tak naprawdę lepiej zrobiło mi się dopiero po pierwszej rocznicy jego śmierci. To od tego momentu czas przestał w końcu niemożliwie się wlec, a ja zaczęłam mieć coraz większą ochotę na wychodzenie do ludzi. Spotkałam się znowu na mieście z przyjaciółką, po raz pierwszy od choroby Leona. Poszłam na licealny zjazd absolwentów, który odbywał się co roku. Chętniej korzystałam z zaproszeń córki do jej domu. Zaczynałam znowu żyć.
Nie chciałam nikogo innego
Oczywiście, daleko mi było do dawnej siebie, tej sprzed śmierci męża. Nie potrafiłam pozbyć się uczucia, że Leon zabrał ze sobą do grobu także jakąś cząstkę mnie.
– Mamo, wiem, że tata był dla ciebie wszystkim, ale przecież on chciałby, żebyś ruszyła do przodu – pocieszała mnie Dagmara, gdy któregoś razu znowu przyszło załamanie.
Chociaż córka bardzo starała się wyciągnąć mnie z żałoby, tak naprawdę najbardziej pomogła mi przyjaciółka.
– Kasia, jesteś jeszcze młodą kobietą. Po raz pierwszy od studiów jesteś znowu singielką. Kto ci broni poszukać jakiegoś towarzysza na pocieszenie? A nawet nie na pocieszenie, zwyczajnie dla towarzystwa – radziła mi Irena.
– Co ty opowiadasz? – roześmiałam się.
– Mówię zupełnie poważnie! A dlaczego nie? Przecież atrakcyjna i ciekawa z ciebie babka – argumentowała.
– No, może i tak... Ale randkowanie? Coś ty, kto szuka babki w moim wieku?
– Wielu facetów, zdziwiłabyś się! I to nawet nie takich w naszym wieku. Moja koleżanka na przykład regularnie robi sobie schadzki ze swoim ogrodnikiem, który jest wyjątkowym amatorem dojrzałych kobiet... – puściła do mnie oko Irena. – Mogę dać ci do niego numer!
– I co mu powiem? "Dzień dobry, jestem samotną starszą babką, ja na schadzkę"? – wybuchłam śmiechem.
– Nic mu nie musisz mówić. Z tego co słyszałam, on sam doskonale rozpoznaje które kobiety potrzebują pocieszenia lub towarzystwa – zachichotała przyjaciółka.
Córka mi nie wierzyła
Wzięłam ten numer. Może dla świętego spokoju, a może dlatego, że... naprawdę coś mnie w tej wizji kusiło? Jednocześnie zaczęłam spotykać się z Ireną coraz częściej. Jej obecność dobrze mi robiła. Przypominała mi o mojej wartości i wprowadzała radosną, zupełnie beztroską atmosferę. Musiałam więc zacząć odmawiać regularnym propozycjom Dagmary, która zaczęła coraz częściej zapraszać mnie do siebie, do kina czy do teatru.
– Dziękuję, kochanie, ale dziś mam już plany z Ireną – odpowiedziałam jej, odrzucając kolejne zaproszenie.
– Znowu z Ireną? – zapytała podejrzliwie. – Mamo, jeśli nie masz ochoty, to nie musimy, ale nie musisz kłamać... Przecież w życiu nie spotykałaś się z Ireną tak często.
– Co ty opowiadasz! Dlaczego niby miałabym cię okłamywać? – zdziwiłam się.
– Nie wiem, może znowu czujesz się gorzej i wolisz siedzieć w domu i rozpamiętywać ojca zamiast wyjść do ludzi?
– A gdzie tam, naprawdę czuję się już dużo lepiej! – zaprotestowałam, ale Dagmara nie wyglądała na przekonaną.
Wynajęłam polecanego ogrodnika
A ja sama, chyba tylko po to, żeby udowodnić sobie, że mówię córce prawdę... zadzwoniłam wkrótce do słynnego ogrodnika. Damian miał 30 lat i z chęcią przyjął ofertę zaopiekowania się moim ogrodem.
Zastanawiałam się jednak czy przypadkiem któraś z moich koleżanek nie przestrzegła go przed moim telefonem, bo już od pierwszej wizyty zachowywał się wobec mnie niesamowicie uprzejmie i ewidentnie ze mną flirtował... Ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie.
Gdy podczas trzeciej wizyty wszedł do mojego domu z prośbą o zimną wodę, aż oniemiałam. Nie miał na sobie koszulki, a jego ciało przypominało bardziej te, które widywałam na greckich rzeźbach podczas wakacji. Od razu zauważył mój przeciągły wzrok, więc wiedziałam, że musiał zaplanować to "wystąpienie" świadomie.
Czułam się jak nastolatka
– Pani Kasiu, nie czuje się pani samotna w takim dużym domu? – zagadnął mnie, gdy wyciągałam szklanki na wodę.
– Ech, może trochę... Długo przechodziłam żałobę po mężu, ale ostatnio zaczynam na nowo odkrywać uroki niezależnego życia – odpowiedziałam nieco drżącym głosem.
– I bardzo słusznie. Jest pani niezwykle piękną kobietą. Aż szkoda, żeby ukrywała to pani przed światem i siedziała w domu – uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko, a ja poczułam jak robi mi się gorąco.
– To bardzo miłe, dziękuję... – odparłam, pąsowiejąc jak nastolatka.
– Postawię sprawę jasno: gdyby kiedykolwiek czuła się pani zbyt samotna i potrzebowała męskiego towarzystwa, proszę dać mi znać. Jeśli jestem impertynencki, proszę o wybaczenie. Po prostu musiałem spróbować – odezwał się, lekko spuszczając wzrok.
– Ja... Chyba... – zaczęłam się jąkać. – Myślę, że mogłabym być zainteresowana...
Pocałowałam go
Po czym, niewiele myśląc, podeszłam powoli do Damiana i... pocałowałam go. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje i kim jest ten demon, który przejął moje myśli i czyny. W przeszłości nigdy w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego! Ale teraz? Kiedy nie musiałam się już martwić właściwie o nic? Co mi szkodziło?
Ogrodnik odwzajemnił mój pocałunek wyjątkowo namiętnie, co sprawiło, że aż zakręciło mi się w głowie z emocji. Już kilka minut później byliśmy w mojej sypialni.
To był gorący romans
Od tamtego czasu, Damian stale gościł w mojej sypialni przy wizytach w celu odświeżenia ogródka. Ale krzewami i trawnikiem zajmował się przez jakieś dwie godziny, a później cały czas poświęcał mnie. Czułam się naprawdę cudownie. Nie byłam w nim zakochana, żadne takie rzeczy, ale po prostu dobrze mi było z poczuciem, że nadal mogę być dla kogoś pociągająca i atrakcyjna.
Podczas któregoś z naszych spotkań, usłyszałam jednak trzask drzwi i kroki na schodach. "Kto to może być? Drzwi na pewno zostawiliśmy otwarte, ale kto miałby tutaj wejść i od razu kierować się na górę?", pomyślałam. Chyba że...
– Dagmara! – wykrzyknęłam zaskoczona, gdy zobaczyłam córkę w progu mojej sypialni.
Obydwoje z Damianem zaczęliśmy się pospiesznie ubierać, co tylko spotęgowało niedorzeczność tej sytuacji. Matka przyłapana z kochankiem, spanikowana ubiera się przed wkurzoną córką? Aż chciało mi się śmiać. Ale Dagmarze ewidentnie nie było do śmiechu.
Córka była w szoku
– Mamo, co ty wyprawiasz?! Czyś ty oszalała? – napadła na mnie.
– Dagmara, spokojnie... Wiem, że to dość niezręczna sytuacja, ale uspokój się, przecież jestem dorosła. Samotna – zaczęłam się spokojnie tłumaczyć.
– To ja tu drżę o twoje zdrowie, twoje samopoczucie, zamartwiam się, że siedzisz całymi dniami i płaczesz za ojcem, a ty zabawiasz się z jakimś małolatem?! – krzyknęła.
– No, wypraszam sobie! Przypominam, że jestem dorosłą osobą i nie życzę sobie takich ocen! – zaprotestowałam.
Córka posłała mi tylko zniesmaczone i jakieś takie zawstydzone spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
No naprawdę, jak można mieć taki tupet? Spodziewała się, że do końca życia będę siedzieć w czerni i płakać? Niby chciała, żebym się poczuła lepiej, ale czy na pewno?
Katarzyna, 59 lat
Czytaj także: „Wuj chciał oddać mężowi stary dom >>na piękne oczy<<. Bez spisanej umowy nie dam na remont tej rudery ani grosza”
„Dałam wnuczce 100 zł na urodziny, a ona mnie wyśmiała. Nie wie, że oddałam jej resztę emerytury”
„Nie daję rady jako samotny ojciec. Muszę zajmować się dziećmi, a po śmierci żony sam ze sobą nie mogę dojść do ładu”