– Wiesz, że na majówkę Julka jedzie do Hiszpanii? – zapytała mnie córka z wyrzutem. Ostatnio wciąż miała o coś pretensje.
Wszystko się zaczęło, kiedy ta cała Julka przeniosła się do jej klasy. Patrycja tak się nią fascynowała, że przypominało to już jakąś niezdrową obsesję. Odkąd się poznały, codziennie słyszałam tylko, że Julka ma firmowe buty, okulary przeciwsłoneczne, ciuchy ze sklepów, do których my nawet nie wchodzimy, była u najmodniejszego fryzjera w mieście, a teraz jeszcze jedzie na drogie wakacje.
– My przecież też wyjeżdżamy – powiedziałam, nie przerywając tłuczenia schabowych na obiad. Nie miałam zamiaru dać po sobie poznać, że jej fochy robią na mnie jakiekolwiek wrażenie.
– Wielkie mi coś. Do cioci w Koszalinie! – parsknęła oburzona.
Nie mogłam uwierzyć! Zawsze uwielbiała jeździć do mojej siostry. Z Koszalina jest rzut kamieniem do Mielna i do Kołobrzegu, więc często jeździliśmy nad morze, a poza tym Patrycja miała tam kuzynostwo w swoim wieku i spędzali zawsze razem mnóstwo czasu.
Kiedy byli mali, bawili się w ogrodzie, teraz coraz częściej wychodzili razem na miasto. Do tej pory bardzo się cieszyła na te wyjazdy, ale najwyraźniej w porównaniu z ekskluzywnymi podróżami jej nowej koleżanki wydały jej się nagle takie „tanie”.
To było jej nowe ulubione słowo, którym obrażała wszystko i wszystkich. Aż przykro było słuchać, gdy spoglądała na siebie w lustrze i zamiast doceniać to, jaka jest piękna, młoda i szczupła, z dezaprobatą rzucała: „ale tanio wyglądają te ciuchy!”.
Z mojego punktu widzenia wyglądały bardzo dobrze, a że nie były firmowe? Nie miałam zamiaru zarzynać się i wydawać ostatniej złotówki na logo drogiego producenta. W efekcie Patrycja cały czas siedziała naburmuszona. Teraz znów przyglądała mi się wyczekująco.
– Coś ci się nie podoba? – zapytałam już w zasadzie retorycznie, bo dobrze wiedziałam, co mi odpowie.
Chciała jechać do Hiszpanii i to najlepiej z Julką, ale mnie nie stać na zafundowanie jej takich wakacji. Miałam pewność, że byłyby droższe niż wyjazd całej naszej rodziny do siostry, a przecież młodszy syn, Jakub, też uwielbiał tam jeździć.
Dobrze wiedziałam, skąd Julka ma tyle pieniędzy, ale nie chciałam nic mówić Patrycji, bo mogłaby puścić tę informację dalej jako niemiłą plotkę. Rodzice Julki byli dobrze znani w naszym mieście. Kilka lat wcześniej wzbogacili się bardzo szybko na piramidzie finansowej.
To nie było uczciwe. Bardzo wielu ludzi nabrało się na ich wizję łatwych pieniędzy i więcej na tym stracili niż zyskali. Nie wszystkim uśmiechało się namawianie rodziny i znajomych na wstąpienie do tej podejrzanej firmy sprzedającej podróbki luksusowych perfum.
Poza tym pamiętałam dobrze mamę Julki ze swojej szkoły. Już wtedy kombinowała. Ściągała na sprawdzianach, paliła za szkołą i często zwiewała na wagary, ale zawsze wszystko jej uchodziło na sucho, bo była zdolną uczennicą i potrafiła nieźle mydlić oczy nauczycielom.
W czasach, gdy nikt nic nie miał, opływała w luksusy. Miała bogatą ciocię w Niemczech, która wysyłała jej paczki. Jako jedyna w szkole nosiła prawdziwe dżinsy i przynosiła pomarańcze, które obierała na przerwach, aż pachniało na całym korytarzu. Świetnie się bawiła, widząc, jak wszystkim cieknie ślinka.
Doskonale więc wiedziałam, co czuje Patrycja. Nie miałam jednak zamiaru rywalizować z kimś, kto uwielbiał popisywać się swoimi pieniędzmi.
– Jak nie chcesz jechać do Koszalina, nie musisz. Twoja sprawa. Ale na Hiszpanię nie licz – oświadczyłam.
– A czy wtedy będę mogła jechać na letni obóz sportowy Anny Lewandowskiej? Julka jedzie – nie ustępowała.
– Obóz sportowy? Od kiedy jesteś taka wysportowana? – zaśmiałam się. – Wciąż kombinujesz, jak się wywinąć od wuefu.
Patrycja zrobiła nadętą minę, krzyknęła, że ma dość tego ciągłego biedowania i mnie, bo na nic jej nie pozwalam, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Tego było już za wiele.
Sama jeszcze na to nie wpadła
Jej zachowanie było niedopuszczalne. Zaczynałam się obawiać, że jej nowa przyjaźń może źle wpłynąć na nasze relacje. Poszłam za nią i zastałam ją w ostentacyjnej pozie wszystkich zbuntowanych nastolatek. Leżała na swoim łóżku z głową przykrytą poduszką.
– Pati! Co się z tobą dzieje? Przecież wiesz, że nie zarabiamy kokosów. Stać nas na wszystko, co wam potrzebne, ale takie luksusy jak markowe okulary przeciwsłoneczne czy obozy z celebrytami to jest kosmiczny wydatek. Jeśli chcesz, możesz poszukać sobie pracy na wakacje. W końcu masz już siedemnaście lat! To, co zarobisz, wydasz, na co zechcesz – powiedziałam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
Chyba sama nie pomyślała, że mogłaby pójść do pracy. Odparła, że tak zrobi, ale pozycji nie zmieniła. Wiedziałam, że muszę dać jej chwilę i choć przemilczenie jej nerwowej reakcji dużo mnie kosztowało, postanowiłam, że jej odpuszczę, bo wiem, jak w jej wieku szaleją hormony.
Od tej pory Patrycja zaczęła wydzwaniać do różnych restauracji i hoteli w poszukiwaniu dodatkowej pracy. Po kilku dniach dostała propozycję kelnerowania w pizzerii kilka ulic obok nas. Była taka szczęśliwa, jakby wygrała los na loterii.
– Miałaś zacząć w wakacje, Patrycja! Nie chcę, żeby nauka ucierpiała przez twoje zachcianki – przypomniałam.
– Nie ucierpi, obiecuję. Do wakacji będę pracować tylko dwa razy w tygodniu i dodatkowo na weselach – wyjaśniła.
Zgodziłam się pod warunkiem, że jeśli jej oceny nagle się pogorszą, ma zrezygnować. Uścisnęła mnie szczęśliwa i już następnego dnia ruszyła po raz pierwszy do pracy. Nie powiem, że nie zakręciła mi się łezka w oku. Poczułam właśnie przedsmak jej dorosłości i aż mi się zrobiło smutno, że to się dzieje tak szybko.
Patrycja bardzo poważnie traktowała zarówno naszą umowę, jak i pracę. Wracała do domu, siadała do lekcji, robiła zadania a później pędziła do pizzerii. Zarobki może nie były wielkie, ale dostawała niemal drugie tyle z napiwków, więc zostawała jej całkiem niezła kwota.
Wszystko odkładała do swojej puszki. Wiedziałam, że świetnie sobie radzi, przyznała też, że szef bardzo ją chwali. W szkole dzięki systematycznej nauce poprawiła oceny, więc byłam z niej bardzo dumna.
Na majówkę do Koszalina nie pojechała, choć miałam wrażenie, że miała ochotę na ten wyjazd. Jednak szef pizzerii poprosił ją o pomoc przy imprezie, proponując wyższą stawkę, więc się zgodziła.
– Jesteś pewna? Wszystkie twoje kuzynki tam będą – dopytywałam.
– Jestem. Obiecałam szefowi, że będę, więc muszę dotrzymać słowa – odparła.
Mimo tej nagłej zmiany, trochę bałam się zostawiać ją samą na kilka dni, żeby nie wpadła na jakiś głupi pomysł. Przysięgała jednak, że będzie rozsądna.
No proszę, co za zmiana!
Kiedy wróciliśmy, nie mogłam uwierzyć! Mieszkanie było wysprzątane, a na obiad córka przyniosła nam dużą pizzę. Hawajską. Byłam pod wrażeniem. Nie chciałam zapeszać, ale ostatnimi czasy coraz rzadziej wspominała o Julce. W wakacje biegała do pracy już na pełen etat, a nawet robiła nadgodziny. Pomyślałam, że chyba faktycznie zależy jej na tym obozie sportowym.
– To, co? Kiedy jedziesz? – zapytałam, kiedy pewnego dnia zauważyłam, jak przelicza z dumą zawartość puszki.
– Jak to? Nigdzie się nie wybieram – spojrzała na mnie zaskoczona.
– Przecież chciałaś pojechać na obóz z Anną Lewandowską…
– Zwariowałaś? Nie wydam na to moich ciężko zarobionych pieniędzy. Chcę pracować przez rok, zrobię prawko i kupię używany samochód – oświadczyła.
– No proszę, co za zmiana – zaśmiałam się. – A okulary od Dolce & Gabbana? – zapytałam i puściłam do córki oko.
Patrycja spojrzała na mnie rozbawiona.
– Sorry, mamuś. Musiałabym wydać miesięczną pensję, żeby sobie takie kupić. Prędzej bym rękę sobie odgryzła. Poza tym one chyba wcale nie były oryginalne. Nie obchodzi mnie to zresztą. Nie gadam z Julką, bo śmiała się z mojej pracy, a wszyscy wiedzą, że jej rodzina ma forsę z jakiegoś przekrętu.
Powstrzymałam się od komentarza, podeszłam i mocno ją przytuliłam. Poczułam się naprawdę bardzo dumna, że mam taką wspaniałą córkę.
Czytaj także:
„Żona narzeka na zmęczenie, a przecież nic nie robi, tylko siedzi w domu z córką. Co to za problem zająć się dzieckiem?”
„Zwierzyłem się kumplowi z rodzinnych waśni. Ten drań mnie wykorzystał i naciągnął moje ciotki na grubą kasę”
„Biegałam od pracy do pracy, żeby przeżyć do pierwszego, a mąż leżał na kanapie i narzekał. Musiałam przerwać tę farsę”