Mamą zostałam młodo, zaraz po maturze. Dwadzieścia pięć lat temu na ciężarne uczennice nie patrzono zbyt przychylnie… Ale na szczęście miałam wspaniałą wychowawczynię. Pomogła mi. Udało mi się zdać maturę w szóstym miesiącu ciąży.
Zuzia urodziła się we wrześniu. Ze szpitala odebrali mnie rodzice. Kuba, ojciec Zuzi, dał mi do zrozumienia, że nie jest gotowy do roli ojca. Jego bogaci rodzice załatwili mu studia w Berlinie, byle go odsunąć jak najdalej ode mnie.
– Moi rodzice będą płacić na dziecko – zapewniał mnie Kuba, ale poprosiłam, żeby im przekazał, że dam sobie radę bez nich. Więcej się do mnie nie odezwał. Zuzia nigdy go nie poznała.
Wiedziałam, że na studia dzienne nie mam szans. Musiałam iść do pracy, żeby utrzymać siebie i Zuzię. Moi rodzice bardzo nam pomagali, ale sami zarabiali niedużo, a na utrzymaniu mieli jeszcze moje młodsze rodzeństwo.
Spędzałyśmy razem dużo czasu
Znalazłam pracę w recepcji dużej firmy handlującej komputerami. Żłobek był po drugiej stronie ulicy. Zawsze byłam dobra z matematyki, zaczęłam myśleć o studiach informatycznych. Udało mi się zrealizować marzenia trzy lata później. Zuzia była już wtedy w przedszkolu. W weekendy, gdy ja miałam zajęcia na uczelni, małą zajmowała się moja siostra Agata.
Od początku z braku innych możliwości zabierałam Zuzię, gdzie tylko się dało. Miała pół roku, gdy poszła ze mną na pierwszą imprezę. Spała grzecznie w wózku schowanym w sypialni znajomych. Wielu gości nawet się nie zorientowało, że na imprezie jest niemowlak.
Poznawanym facetom od razu mówiłam, że mam dziecko. Większość grzecznie się zmywała. Pierwszym, który nie uciekł, był Krzysiek.
– Hej, mogę cię odprowadzić? – zapytał po jakiejś studenckiej imprezie, na której akurat byłam sama, bo Zuzi pilnowała Agata.
– Jasne. Tylko raczej nie zaproszę cię na górę, bo śpi tam moja czteroletnia córka. To co, dalej chcesz mnie odprowadzić? – zapytałam zaczepnie.
– Czemu nie.
Z Krzyśkiem byliśmy razem cztery lata. Był dla Zuzi pierwszym i jedynym ojcem, jakiego znała. Ale nie oszukiwałam jej. Liczyłam się z tym, że możemy się rozstać. Wolałam, żeby moja córka znała prawdę. Mówiła do niego wujku.
To był mój ostatni stały związek
Rozstaliśmy się w przyjaźni. Po prostu przestało nam się układać.
– Wiem, że nie mam do niej żadnych praw, ale pozwolisz mi się z nią czasem spotkać? – zapytał.
Zgodziłam się. Koleżanki mówiły mi, że to błąd, że mieszam dziecku w głowie. Ale ja czułam, że robię dobrze. Nie myliłam się. Zuzia ma z Krzyśkiem dobry kontakt do dziś.
Po Krzyśku miałam kilku mężczyzn, ale nigdy nie zdecydowałam się już z żadnym zamieszkać. Ze względu na córkę. Wiedziałam, że to nie są związki na zawsze, wolałam, żeby się już do nikogo nie przywiązywała tak jak do Krzyśka.
Po ośmiu latach studiowania udało mi się zrobić dyplom. Znalazłam pracę w małej firmie informatycznej. Poznałam tam fajnych ludzi, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Część dawno zmieniła pracę, ale i tak dalej trzymamy się razem. To z nimi spędzam weekendy i wakacje. Długo Zuzia była jedynym dzieckiem w towarzystwie, więc wszyscy traktowali ją jak małą księżniczkę.Czasem wiedziałam, że powinnam zareagować na jej wyskoki ostrzej, ale nie umiałam. Starałam się załatwić wszystko rozmową, a nie karami i szlabanami.
Moje metody wychowawcze wcale nie okazały się najgorsze. Zuzia wyrosła na rozsądną młodą kobietę. Gdy miała 16, 17 lat i wracała z imprez, wiedziałam, że piła alkohol. Ale nie robiłam z tego dramatów. To byłoby nieuczciwe – bo sama w jej wieku robiłam to samo. Prosiłam ją tylko, by była ostrożna. Nie brała drinków od obcych i nie piła za dużo.
Trochę się bałam, że ją za bardzo rozpuszczamy
Postanowiłam też wcześnie porozmawiać z nią o antykoncepcji. Bardzo kocham moją córkę, ale wiem, że mamą zostałam za wcześnie. Nie chciałam, żeby przytrafiło jej się to samo. Zuzia była na pierwszym roku studiów, gdy zwierzyła mi się, że się zakochała i że jest gotowa na ten pierwszy raz.
– I nic się nie martw, jestem przygotowana! – uprzedziła moje pytanie.
Kilka tygodni później poznałam Kornela. Sympatyczny okularnik. Byli razem do końca studiów. Potem on wyjechał na studia podyplomowe. Próbowali związku na odległość, ale nie wyszło. Zuzia, choć już dorosła i z własnymi znajomymi, ciągle lubiła spędzać czas z moim towarzystwem. Wyjeżdżała z nami na weekendy, czasem zabierała jakiegoś chłopaka, czasem nie.
Pod koniec września ubiegłego roku pojechała ze mną na weekend na wieś do Tamary. Na miejscu okazało się, że jej mąż Jacek zaprosił też swoich znajomych.
– Hej, to jest Anka, Paweł i Szymon, a to są wszyscy – po tym szybkim przedstawieniu wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Jedni poszli popływać łódką, inni pojeździć na rowerach.
Po południu zaszyłam się na kanapie w salonie z książką. Było chłodno, więc postanowiłam rozpalić w kominku. Po kilku minutach cały pokój był zasnuty dymem, ale ognia nie było widać.
– Hej, mogę pomóc? – w drzwiach stał jeden z kolegów Jacka. Nie pamiętałam, czy to Paweł czy Szymon.
– Jasne, proszę – odsunęłam się. – Kominek jest cały twój.
Zamiast czytać, myślałam tylko o nim
Facet uwinął się z tematem szybko. Po chwili w kominku wesoło tańczył ogień.
– Szymon, prawda? – zaryzykowałam.
– Tak, a ty jesteś jedną z wszystkich – facet się uśmiechnął.
– Marta – przedstawiłam się.
Szymon zostawił mnie samą, ale zamiast czytać, myślałam o nim. Zastanawiałam się, ile ma lat. Wyglądał na trochę młodszego od Jacka, ale jak bardzo? Niedawno skończyłam 43 lata. Nie przejmowałam się tym wcześniej, ale nagle poczułam się staro.
Wieczorem panowie rozpalili ognisko. Po kolacji przysnęłam. Nim dołączyłam do reszty, impreza trwała w najlepsze.
– O, nasza Śpiąca Królewna! – przywitała mnie Tamara.
Rozejrzałam się dookoła. Zastanawiałam się, co robi Zuzia. Trochę ją od przyjazdu zaniedbałam, miałam wyrzuty sumienia. Usłyszałam jej śmiech. Rozmawiała z chłopakiem w bluzie z naciągniętym na głowę kapturem. Skąd ona go wytrzasnęła? Wcześniej nie było tu żadnych rówieśników Zuzi. Podeszłam bliżej.
– Mamcia, wstałaś, nareszcie. Już chciałam iść cię budzić, bo wiem, że byłabyś wściekła, gdybyś przespała taką imprezę.
– Ojej, jesteś córką Marty? W sumie powinienem się domyślić. Jesteście bardzo podobne – towarzysz Zuzi się odwrócił i rozpoznałam w nim Szymona.
Zupełnie irracjonalnie rozzłościłam się na Zuzię. Teraz facet pomyśli, że mam na karku pięćdziesiątkę, i nici z przygody. A ja już sobie w myśli ostrzyłam na niego zęby. Uśmiechnęłam się krzywo i chciałam wrócić do wszystkich, gdy znowu odezwał się Szymon.
Zuzi w jednej chwili zrzedła mina
– Dobrze że jesteś, bo czekaliśmy na ciebie. Jacek wymyślił wyścig kajakowych dwójek. Potrzebuję partnerki. Tamara mówi, że świetnie wiosłujesz.
Chyba chciała zawołać, że ona też jest niezła, ale Szymona już nie było. Puściłam do córki oko i pobiegłam za nim. Zawody wygraliśmy, ale to nie było ważne. Po drodze trochę pogadaliśmy. Ten Szymon podobał mi się coraz bardziej. Przy ognisku stała nadąsana Zuzia.
– Dobrze się bawiłaś? – warknęła.
Choć wydało mi się to niemożliwe, wyczułam, że jest zazdrosna. Oszalała? Przecież Szymon był pewnie z dziesięć lat starszy od niej. Ale po chwili przyszło mi do głowy, że może też być dziesięć lat młodszy ode mnie…
Żeby nie drażnić córki, starałam się unikać Szymona. Odetchnęłam z ulgą, gdy zniknął. Uznałam, że poszedł spać. Zuzia też musiała to zauważyć, bo oświadczyła, że idzie do łóżka. Po godzinie zostałam przy ognisku sama.
– Mogę się przysiąść? – z mroku wyłonił się Szymon. Miał mokre włosy. – Pływałem. Lubię zimną wodę. Zimą trochę morsuję – wytłumaczył się.
Rozmawialiśmy prawie do świtu
Szymon dorzucił do ognia szczapę drewna i usiadł koło mnie.
– Przepraszam, że tak obcesowo, ale ile ty masz właściwie lat? – wypaliłam.
– Hm, ciekawa zagajka – Szymon się uśmiechnął. – Ale pytanie niezbyt trudne. 35. Może być?
– Ujdzie – odpowiedziałam. – Tylko nie myśl, że teraz ja ci odpowiem na takie samo pytanie. Co to, to nie.
– Nie musisz. Masz 43, Zuzia mówiła.
„A to bestyjka! – pomyślałam. – Sprytny ruch”.
– No to dobrze, że mamy to już za sobą – uśmiechnęłam się krzywo.
Ale doszłam do wniosku, że skoro wie, ile mam lat, i ciągle tu jest, to może nie jestem bez szans? W końcu był tylko siedem lat młodszy ode mnie i prawie dwa razy tyle starszy od Zuzi – pocieszałam się w duchu.
Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się z Szymonem od dawna. Spałam jak zabita prawie do południa. Gdy wstałam, w domu było cicho. Większość gości wygrzewała się na leżakach. Nigdzie nie było za to widać ani Zuzi, ani Szymona.
– Pojechali na wycieczkę rowerową – poinformowała mnie Tamara. – Wrócą na obiad.
Próbowałam się dobrze bawić, ale humor miałam popsuty na dobre. Zuzia i Szymon wrócili koło 16. Uśmiechnięci od ucha do ucha.
– Ale ta młoda ma power – zawołał Szymon. – W drodze powrotnej ledwie za nią nadążałem!
Nie wiedział, że podoba się Zuzi
Starałam się nie zwracać na niego uwagi do końca dnia. Wieczorem Tamara wymyśliła tańce.
– Panie proszą panów – rzuciła i już po chwili Zuzia wywijałam hołubce z Szymonem. Wytrzymałam kwadrans.
Już byłam w drzwiach, czy ktoś złapał mnie za rękę.
– Ten kawałek chcę zatańczyć z tobą – szepnął mi do ucha Szymon.
To była nastrojowa piosenka z lat 60. Bardzo romantyczna. Honor nakazywał mi odmówić, ale Szymon nie czekał na moją zgodę, tylko przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy tańczyć.
– Dlaczego się do mnie nie odzywasz? – spytał w którymś momencie. – Wydawało mi się, że mnie lubisz.
– Ale ty chyba bardzo lubisz moją córkę – wypaliłam.
– Jezu, o nią jesteś zazdrosna? Przecież to dziecko. Bardzo miłe, ale dziecko. Pomyślałem, że jak się chce wkraść w łaski mamusi, to trzeba córkę mieć po swojej stronie.
– Dziecko? – nie wytrzymałam i odsunęłam się od niego. – Ślepy jesteś? Nie widzisz, jak ona na ciebie patrzy?
Szymon wydawał się naprawdę zdziwiony tym, co powiedziałam.
– Nie, no przestań, to niemożliwe. Porozmawiam z nią jutro. Ale obiecaj mi, że się spotkamy po powrocie. Proszę.
Wtedy już byłam na dobre zakochana
Szymon dotrzymał słowa i porozmawiał z Zuzią. Ale osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. Moja córka spakowała się i kazała się Jackowi natychmiast zawieźć na stację kolejową. Ze mną w ogóle nie chciała gadać.
Po powrocie do domu zastanawiałam się, czy spotkać się z Szymonem. Ale pomyślałam, że Zuzi przejdzie, nie może być wiecznie zazdrosna. Nie przeszło jej. W listopadzie wyprowadziła się do koleżanki.
– Nie chcę ci przeszkadzać – to było jej jedyne wyjaśnienie.
Wtedy już byłam na dobre zakochana. Bałam się, że stracę córkę, ale jednocześnie nie umiałam zrezygnować z Szymona. Cały czas miałam nadzieję, że Zuzia zaraz pozna jakiegoś chłopaka i wkrótce będziemy się wspólnie śmiać z tego naszego „trójkąta”.
Ale nic takiego się nie stało. Zuzia odwiedza mnie raz w tygodniu, upewniając się wcześniej, że nie ma u mnie Szymona. Zjada obiad, mówi, że u niej wszystko dobrze, i znika. Mam przyjaciółki, mam z kim pogadać – ale bardzo mi brakuje Zuzi. Z Szymonem jestem szczęśliwa, ale coraz częściej zastanawiam się, czy dokonałam właściwego wyboru.
Czytaj także:
„Marzyłam, by jakiś przystojniak dostrzegł we mnie piękno i powab. Tymczasem męża poznałam, bo... zrobiło mu się mnie żal”
„Po śmierci męża musiałam nauczyć się żyć na nowo. Samotność leczyłam zakupami, a nową miłość dostałam do nich w promocji”
„Warszawa miała dać mi szansę, a stłamsiła mnie jak dziecko. Na każdym kroku słyszałem, że zawsze będę tylko wieśniakiem”