Byłam wściekła: co to znaczy „Wynik jest niejasny”?! To po to pozwoliłam sobie wbić szpilę w pierś, żeby usłyszeć taki bzdet? O co tu chodzi? Mam zapłacić lekarzowi, żeby rozwiać niejasności? Zaczął mi tłumaczyć, że są jakieś zmiany. Posługiwał się przy tym okropnym lekarskim żargonem, który mógł oznaczać wszystko lub nic. W końcu znowu skierował mnie na kolejne badania...
Przez kolejny miesiąc czułam się zupełnie rozbita, nie mogłam spać, wszystko leciało mi z rąk. Durna Reginka z biura nawet zaczęła domniemywać, że się zakochałam… Miałam nieodpartą chęć ją powiadomić, że prawdopodobnie mam raka, ale ponieważ za nic to słowo nie chciało mi przejść przez gardło – milczałam. I tylko od czasu do czasu wychodziłam do toalety sobie popłakać.
Jak sobie poradzą beze mnie?
Wreszcie przyszły wyniki i… zniknęły wszystkie wątpliwości. Nowotwór. I, rzecz jasna, operacja, zanim dojdzie do przerzutów.
Wyszłam z gabinetu i zorientowałam się, że świat się zmienił. Na korytarzach, schodach, w rejestracji – samo mięso obleczone w ubrania… Prawie czułam, jak się psuje, jak toczy je robak śmierci. Czy tylko tym jesteśmy? A moje plany, marzenia, sny? Czy naprawdę nie znaczą nic w obliczu tego czegoś, co namnaża się w komórkach wbrew mojej woli, żeby ostatecznie doprowadzić mnie do nicości?!
Wzięłam w pracy zaległy urlop. Spędzałam całe dnie, leżąc na kanapie i myśląc w kółko o tym samym… Dlaczego akurat mnie to spotkało? Przecież starałam się żyć zdrowo, chodziłam na siłownię, jeździłam na rowerze! Tyle wyrzeczeń na nic! Może dlatego, że paliłam kiedyś papierosy? Albo przez te kilka wypraw na plażę nudystów, w czasach, gdy nikt się jeszcze nawet nie zająknął o filtrach UV? Dlaczego? Dlaczego ja? – kołatało mi się po głowie. A może za wiele się martwiłam o bliskich i to stres spowodował chorobę?
Czułam, że jeśli komuś się nie zwierzę, nie dożyję nawet do operacji, lecz nie było obok mnie nikogo, kogo miałabym odwagę obarczyć takim ciężarem. Córka miała dość kłopotów ze swoim mężem, któremu wciąż się wydawało, że jest chłopcem, i spędzał życie na bezustannej zabawie. Syn był taki młody, nawet jeszcze nie skończył studiów! No i ta dziewczyna, z którą zamieszkał, też pstro w głowie, malarka, fotografka, cholera wie co jeszcze! Jak dzieci sobie poradzą, gdy mnie zabraknie; kto je będzie wspierał?
Nawet przeszło mi przez głowę, żeby napisać do byłego męża i poprosić, żeby się zainteresował, kiedy ja już… W końcu jednak pomyślałam, że skoro do tej pory tego nie zrobił, tym bardziej teraz nie powinnam na to liczyć. Drań, zawsze myślał tylko o sobie. To czego się spodziewam?
Tamtego dnia czułam się wyjątkowo podle, pewnie przez brak snu, bo ostatnio noce spędzałam głównie na przewracaniu się z boku na bok i snuciu ponurych scenariuszy. Rano wymyśliłam, że przejdę się na cmentarz i poszukam jakiejś przyzwoitej kwatery – pora zadbać o przyszłość, ułatwić życie dzieciom. To chyba z tego myślenia zemdlałam. Upadając, uderzyłam głową o czyjś pomnik i wylądowałam w szpitalu.
To miłe, że przyszła mnie odwiedzić
Kiedy się tam ocknęłam, przy łóżku siedziała moja córka.
– No! – odetchnęła z ulgą, widząc, że jestem przytomna. – Mamuś, można wiedzieć, co ty robiłaś na cmentarzu?
Przez chwilę czułam ogromną pokusę, żeby zrzucić z serca ciężar, jednak pomyślałam, że Kinga ma dość na głowie. I słusznie, bo zaraz zadzwonił jej telefon.
– Przepraszam, mamusiu, muszę odebrać – oznajmiła mi, wychodząc na korytarz.
Kilka minut później już musiała lecieć.
– Trzymaj się, kochana – rzuciła, całując mnie w czoło. – Paweł powinien tu zaraz być, nie zostawimy cię samej.
Pewnie ten jej Piotruś Pan się awanturuje, że mu nie ma kto obiadu podać! Trzeba przyznać, że córka trafiła tak jak ja, czyli fatalnie. Ciekawiło mnie, czy też będzie musiała przemęczyć się kilka lub kilkanaście lat, żeby zmądrzeć? To, co powiem, jest straszne, ale choć pragnę wnuków, oddycham z ulgą za każdym razem, gdy płacze, że nie udało jej się zajść w ciążę. W odróżnieniu od Kingi absolutnie nie wierzę, że pojawienie się dziecka może zmienić mężczyznę na lepsze.
– Dzień dobry – moje ponure refleksje przerwała stojąca w drzwiach Natalia, sympatia syna. – Paweł musiał zostać na uczelni, mogę zamiast…?
– Nie musisz – odparłam uczciwie, bo co się smarkata będzie męczyć z obcą babą. – Jak widzisz, żyję na razie.
Roześmiała się i usiadła mimo wszystko. Potem wyjęła z torby jakieś obrazki i pokazała mi, pytając, co o nich sądzę.
– To moje projekty kartek pocztowych – wyjaśniła. – Zaniosę je do butiku, trzeba koniecznie podgonić z kasą.
„Może wcale nie jest taka nieżyciowa, jak mi się na początku zdawało?” – przeleciało mi przez głowę. Miłe było, że wcale nie pytała, po co byłam na cmentarzu. Po prostu przyszła dotrzymać mi towarzystwa – i tyle.
Kiedy powiedziano mi, że muszę zostać na obserwacji, chciałam ją poprosić, żeby przywiozła mi z mojego mieszkania zmianę bielizny, ale się zawahałam. Mam tam taki wielodniowy bałagan, dziewczyna na pewno nabrałaby podejrzeń, że coś nie gra. Lepiej kupić…
– Zadzwonię do Pawła! – od razu złapała za telefon. – Niedaleko uczelni jest świetny sklep, i to wcale niedrogi.
Już myślałam, że nic mnie nie zdziwi, lecz teraz wytrzeszczyłam na nią oczy.
– Natalko, naprawdę chcesz, żeby Paweł kupował babskie majtki? I stanik?
A ona na to, że to żaden problem. Poda mu się tylko rozmiar i sprawa załatwiona! No tak, już ja to widzę! Przecież syn nawet o bokserki dla siebie wstydził się poprosić… Ba, nawet w markecie miał trudności z podobnym towarem!
Tym większe było moje zdziwienie, gdy jednak wszystko kupił. Ba, jeszcze się droczył z Natalią, że to doskonały sposób na podrywanie ekspedientek! Posiedzieli u mnie razem, wieczorkiem pojechali do siebie na stancję. I nawet dobrze, bo już chciałam trochę pobyć sama, myśli zebrać.
Jako pierwszej zwierzyłam się Natalii
Ten dzień w otoczeniu bliskich, choć w takich okolicznościach, dał mi dużo do myślenia. Może jednak nie powinnam ukrywać, że jestem chora? Jak ja właściwie to sobie wyobrażam: wymknę się na operację i nikt się o tym nie dowie? Tym bardziej że nie spodziewałam się sukcesu, a nawet rozglądałam za kwaterą na cmentarzu… No, do diabła, nie da się umrzeć tak, żeby nikt nie zauważył!
Z drugiej strony, rozum swoje, serce swoje – w żaden sposób nie potrafiłam dzieciom powiedzieć, co się dzieje. Żeby jednak choć trochę być w porządku i zająć czymś myśli, zaczęłam porządkować swoje sprawy. Z tyłu głowy miałam nadzieję, że jak już czymś się zajmę, to jakaś istota wyższa – Bóg, przeznaczenie, ktokolwiek – doceni mój trud i może odwróci karzący palec losu… Podzieliłam tę odrobinę dobytku, której się dorobiłam w życiu, pooddawałam długi, na końcu zaś postanowiłam wyrzucić stare listy od byłego męża i sukienkę ślubną, którą całymi latami kisiłam, nie wiadomo po co, na dnie szafy.
Nie zdążyłam jej wyrzucić, bo jak przyszło co do czego, to wpadł Paweł.
– Jezu, ale sajgon! – jęknął od progu. – Wyprowadzasz się, mamo? Do tej Australii pewnie, co ci się zawsze marzyła albo na inne Kanary – zażartował i od razu zaczął buszować w wielkiej stercie ciuchów leżących na podłodze.
– Taaa, na drugą stronę tęczy – burknęłam, chociaż na tyle cicho, że nie usłyszał.
– Kurczę, co to? – synek wywlókł mój nieszczęsny ślubny strój. – Ale bombowe koronki! Prawdziwe?
– A ty co? – zdziwiłam się szczerze. – Zmieniasz orientację seksualną czy kierunek studiów?
– Nie, no coś ty, mama! Ale Natalia byłaby zachwycona tą kiecką. Mogę po nią zadzwonić? Ona ma ostatnio fioła na punkcie szycia – pytlował jak najęty. – Skoro i tak chcesz tego łacha wyrzucić…
No i stało się. Godzinę później to właśnie tej prawie nieznajomej dziewczynie się zwierzyłam. Gdy już przyjechała, na chwilę zostałyśmy same, bo Paweł poleciał po pizzę. Tak jakoś zwyczajnie, od słowa do słowa, moja kłująca jak kaktus tajemnica przestała istnieć.
Od tej chwili sprawy nabrały rozpędu. Natalia powiedziała Pawłowi, ten przekazał wieści Kindze – i wkrótce życie wokół mnie tętniło jak w dawnych czasach, gdy jeszcze wszyscy mieszkaliśmy razem. Oczywiście wciąż się bałam, tymczasem moi bliscy znosili same dobre nowiny! Ciągle słyszałam o wyzdrowieniach, o nowych lekach i terapiach… Wreszcie po raz pierwszy zaczęłam brać pod uwagę fakt, że może mi się udać.
Nadszedł termin operacji, a ja nie zostałam z tym sama. Zawsze któreś z dzieci było przy mnie, interesowało się sprawą, rozmawiało z lekarzami. Nie wiedziałam, że potrafią być tacy zorganizowani, tacy rzutcy. Zdecydowanie ich nie doceniłam! „Doskonale by sobie poradzili beze mnie – pomyślałam nawet na moment przed narkozą. Ale daj Bóg, niech nie będzie takiej potrzeby. Proszę…”.
Życie toczy się dalej, a ja wciąż tu jestem
Gdy już wróciłam do domu, Kinga wzięła urlop i wprowadziła się do mnie, żebym miała porządną stałą opiekę.
– Mamo, chyba nie powinnam zawracać ci teraz głowy, ale wiesz, ja… Już od dłuższego czasu myślę o rozwodzie – wyznała mi po kilku dniach.
– O rozwodzie? – podtrzymałam ostrożnie temat.
Miałam przeczucie, że nadszedł czas zwierzeń Kingi, i nie chciałam jej spłoszyć.
– Michał jest bardzo niedojrzały i już się chyba nie zmieni. Nie zgodził się na badania, może on wcale nie chce dziecka?
Powiedziała jeszcze, że miał pretensje, że Kinga poświęca mi ostatnio tyle czasu. Gdyby im się udało doczekać potomka, też pewnie byłby o niego zazdrosny.
– To samolubne, mamo – przyznała córka – ale dzięki twojej chorobie dotarło do mnie, że życie jest zbyt krótkie, aby je marnować z kimś takim.
Wysłuchałam córki bez komentarzy. Obiecałam tylko, że zawsze będę ją wspierać, bo mam zaufanie do jej wyborów. Zrobi, co uzna za słuszne.
No i tak, powoli wracam do żywych. Badania wychodzą dobrze, na razie nie ma żadnych przerzutów. Oczywiście nigdy już nie będę pewna swojego życia, ale kto jest? Nawet zdrowego może przejechać samochód albo cegła mu spadnie na głowę…
Muszę brać leki, uczestniczyć w terapii, jednak jestem tutaj, mocniejsza niż kiedykolwiek. I chyba mądrzejsza – przestałam się już zamartwiać byle bzdurą. Ta straszna choroba uświadomiła i mnie, i mojej rodzinie, jak nietrwałe i cenne jest istnienie. Zbliżyliśmy się do siebie, poznaliśmy się lepiej – teraz jako dorośli, równi sobie ludzie…
A Paweł z Natalią biorą ślub! Niedawno przyszli mnie zawiadomić. Co jest najbardziej zaskakujące, uważam to za mądry krok, chociaż mój syn jeszcze nie ukończył studiów. Jestem dziwnie pewna, że nie zginie przy takiej żonie. Życie toczy się dalej, pełne niespodzianek, a ja wciąż tu jestem i mam nadzieję, że jeszcze długo będę.
Czytaj także:
„Zięć to miernota, nigdy groszem nie śmierdział. Zmajstrował mojej córce dziecko i teraz ja utrzymuję całą trójkę”
„Zięć to leń jakich mało. Zrobił dziecko mojej córce i zamiast zarabiać na rodzinę, jeszcze migał się od pracy”
„Mój zięć to prawdziwy łajdak. Zabrał moją córkę do miejsca, gdzie jej się oświadczył i oznajmił, że chce rozwodu!”