„Zięć to leń jakich mało. Zrobił dziecko mojej córce i zamiast zarabiać na rodzinę, jeszcze migał się od pracy”

Kobieta, która nie lubi zięcia fot. Adobe Stock, highwaystarz
„Dorota zawsze murem stawała po jego stronie. Nieraz dochodziło między nami do kłótni. Potem przyszedł na świat Maksio. To jednak zaowocowało częstszymi kontaktami z zięciem i nowymi powodami do irytacji. Moja niechęć do niego wzrosła”.
/ 02.11.2021 08:41
Kobieta, która nie lubi zięcia fot. Adobe Stock, highwaystarz

Mój ojciec nie przeżył operacji. Stare serce nie wytrzymało, mimo że przedtem wiele tygodni tata spędził w szpitalu. Przez ten czas tak bardzo byłam zajęta opieką nad nim, że zeszły na plan dalszy moje skomplikowane relacje z córką i jej nową rodziną. Ponieważ nie można mnie było tak często jak poprzednio angażować do opieki nad dzieckiem, kontakty nasze generalnie osłabły.

„Może tak jest lepiej – myślałam, gdy napadały mnie wyrzuty sumienia, że nie pomagam Dorocie, która bohatersko próbuje łączyć obowiązki młodej matki ze studiowaniem. – Nie siedzę im na karku z tymi moimi uwagami, oczekiwaniami i nieustannymi pretensjami do zięcia”.

Bo też prawdą jest, że wybranek córki od początku nie przypadł mi do gustu. Uważałam go za niedojrzałego do małżeństwa, a tym bardziej do ojcostwa. Przelotny wakacyjny flirt zaowocował ciążą Doroty, a potem – cóż było robić?

Z teściami wynajęliśmy młodym małe mieszkanko, ja zadeklarowałam jak najszerszą pomoc przy dziecku, aby córka dalej mogła studiować. Tymczasem młody ojciec miał zarobić na rodzinę. Ale gdzie tam! Trafił się jej klasyczny leń i obibok, który przez cały czas jej ciąży gustował jedynie w grach komputerowych. Gdy tylko czegoś się od niego oczekiwało, oznajmiał, że musi się przygotowywać do egzaminów.

Alek też jest studentem, ale że nie zdał egzaminów na uczelnię w naszym mieście, przedsiębiorcza mamusia załatwiła mu studia zaoczne na jakiejś powiatowej uczelni, ponad 150 kilometrów stąd. Moim zdaniem, zięć niewiele się uczy, za to jeździ na uczelnię częściej, niż to jest konieczne. Za każdym razem gdy córka narzekała na problemy finansowe, on nagle przypominał sobie o jakimś zaległym egzaminie – i tyleśmy go widziały.

Trudno mi było zaakceptować tego chłopaka

Dorota wiedziała o tym, jednak zawsze murem stawała po jego stronie. Nieraz dochodziło między nami do kłótni, bo ja byłam pewna swoich racji. Tym bardziej że przecież starałam się pomóc mojej córce najlepiej, jak tylko umiałam. Potem przyszedł na świat Maksio. Zajęłam się małym z entuzjazmem, bo zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. To jednak zaowocowało częstszymi kontaktami z zięciem, a co za tym idzie, nowymi powodami do irytacji. Moja niechęć do niego jeszcze wzrosła. Szczerze mówiąc, wolałam, gdy Alek uciekał na tę swoją uczelnię.

Gdy pojawiły się problemy ze zdrowiem mojego ojca, musiałam ograniczyć pomoc dla młodych – teraz potrzebowałam zarówno więcej czasu, jak i pieniędzy. Właśnie wtedy pomyślałam, że jeśli ja będę rzadziej bywać w domu córki, zięć wreszcie weźmie na siebie odpowiedzialność za rodzinę. Pomyliłam się. Bywało tak, że Dorota szła na egzamin z niemowlakiem w wózku, a potem w nocy robiła tłumaczenia, żeby zarobić jakiś grosz na życie.

Na nic mi się nie skarżyła, bo nie znosiła „wściekłych monologów”, jak nazywała moje tyrady. Ja jednak nie mogłam się powstrzymać i ilekroć nadarzyła się okazja, wytykałam jej koszmarne lenistwo Alka, natomiast Dorota za każdym razem stawała w jego obronie. Najwyraźniej kochała swojego nieodpowiedzialnego męża tak bardzo jak ja ją!

W końcowej fazie choroby ojca wprost odchodziłam od zmysłów – ze zmartwienia i ze zmęczenia. Rozumiałam, że córka nie może mi pomóc, bo własnych problemów miała moc, ale raziła mnie jej obojętność na chorobę dziadka i perspektywę jego bliskiej śmierci. Ojciec umarł w sobotę nad ranem. Byłam w szoku, gdy koło ósmej dzwoniłam do Doroty. Odebrał Alek.

– Dziadek nie żyje – powiedziałam krótko, z trudem powstrzymując łzy.

– Już daję Dorotę – rzucił tylko.

„No tak, on prawie taty nie znał – pomyślałam. – Trudno, żeby się wzruszał”.

Ale potem odezwała się córka.

– To dobrze, mamo – usłyszałam. – Nareszcie przestał tak cierpieć. Na pewno jest już szczęśliwy z babcią.

Zaskoczył mnie chłód w jej głosie

Potem szybko musiałam o tej rozmowie zapomnieć, bo trzeba było zająć się pogrzebem. Jego termin ustalałam z rodziną z zagranicy, a także ze środowiskiem, z którym ojciec był związany zawodowo.
W tych kalkulacjach miałam też na myśli egzamin Doroty, o którym wiadomo było od dawna. Jedyna rzecz, której nie uwzględniłam, to terminy zajęć zięcia. Gdy więc zadzwoniłam do córki z wiadomością o dacie pochówku, usłyszałam:

– Ależ to niemożliwe, mamo. Alek musi wyjechać na uczelnię.

Aż mnie zatkało z wrażenia.

– Czy ja cię dobrze rozumiem…? – zapytałam osłupiała. – Ty nie przyjdziesz na pogrzeb własnego dziadka?

– A co mam zrobić?! – usłyszałam wybuch, po czym Dorota rzuciła słuchawką.

„Boże kochany, kiedy moje dziecko stało się tak nieczułe? Tak bezduszne? – rozmyślałam z bólem w sercu. – A może wszystkiemu winien jest dziadek, który nie uzgodnił z moją córką i jej mężem terminu swojej śmierci? Świat się kończy!”.

Nie spodziewałam się takiej atmosfery

Dorota zadzwoniła następnego dnia. Była w histerii. Powtarzała, że muszę ją zrozumieć i tak dalej. Byłam bezwzględna.

– Nie obchodzą mnie twoje problemy! – krzyczałam w słuchawkę. – I nie interesują mnie problemy ludzi, którzy zaniedbują nawet obyczaj składania kondolencji!

Dorota dobrze wiedziała, że mam na myśli nie tylko Alka, ale także jego rodziców. Musiała potem o tym z nimi rozmawiać, bo jakiś czas później zadzwoniła jej teściowa z wyrazami współczucia.

– Wiem o terminie pogrzebu – oznajmiła mi. – Alek wtedy zdaje egzamin. No właśnie… Teraz młodzi mają problem.

– Tak – odparłam. – Mają problem.

„Gdybyś była choć odrobinę przyzwoitym człowiekiem – pomyślałam potem pod adresem matki Alka – tobyś zaopiekowała się Maksiem, żeby twoja synowa wzięła udział w pogrzebie. Młodzi jeszcze mogą grzeszyć bezdusznością, ale ty, stara baba?! Mój Boże!”.

A jednak moja córka była na pogrzebie dziadka. Maksiem zajęła się jej koleżanka szkolna, chociaż z trudem radziła sobie nawet z wymianą pieluszki. Ale za to ceremonia pogrzebowa była niezwykle podniosła i poruszająca, a to za sprawą kolegów po fachu mego ojca, którzy zaskoczyli rodzinę starannością przygotowań. Był poczet sztandarowy, orkiestra dęta, wspaniałe kazanie księdza, który znał od dawna ojca i jego działalność, wreszcie pełne ciepła wspomnienia nad grobem…

Myśmy od lat w rodzinie przywykli do tego, że ojciec jest coraz bardziej bezradnym starszym panem. Tymczasem jego współpracownicy odnosili się do niego z szacunkiem i podziwem jako do wybitnego specjalisty i dobrego współpracownika. Ja sama byłam tymi słowami podziwu potężnie zdziwiona. Cóż więc mówić o wrażeniu, jakie ta ceremonia zrobiła na mojej córce. Nigdy nie widziałam Doroty tak poruszonej.

Jakby znienacka dotarł do niej i majestat śmierci, i nieuchronność tego rozstania, a także podziw dla niedocenianej na co dzień osoby… Dzielnie trzymała się podczas ceremonii, ale gdy zostałyśmy same, szlochając, wtuliła się we mnie. Poczułam, że oto w tym smutnym dniu, nad grobem dziadka, odnowiła się nasza więź. Tuląc Dorotę, poprzysięgłam sobie, że przestanę się wtrącać do jej małżeństwa. Będę trwała „na zapleczu”, gotowa do pomocy. Wiedziałam też, że po tym przeżyciu – śmierci bliskiej osoby – Dorocie będzie jeszcze trudniej, ponieważ właśnie uczyniła kolejny krok w stronę dorosłości. Każda z nas odebrała jakąś ważną przestrogę.

Czytaj także:
„Ożeniłem się, żeby zrobić na złość miłości mojego życia. Swoją żonę znałem przed ślubem 4 tygodnie”
„Kocham męża i kochanka. Obaj są mi potrzebni do życia jak powietrze. Nie mam zamiaru z tego rezygnować”
„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”

Redakcja poleca

REKLAMA