Zawsze współczułam ludziom, którzy starości doczekali bezdzietnie. Bo przecież na kogo mogą liczyć seniorzy, jeżeli nie na swoje dzieci? Tak już jest ten świat ułożony, że najpierw to my opiekujemy się młodym pokoleniem, a później młodzi muszą opiekować się nami.
Żyję ze skromnej emerytury, a we znaki dają mi się problemy zdrowotne. Co miesiąc z apteki wychodzę z siatką leków i ledwo wiążę koniec z końcem. Czasami bywa tak, że brakuje mi pieniędzy, a wtedy muszę z czegoś rezygnować. Gdy córka dostała niespodziewany zastrzyk gotówki, liczyłam że pomoże schorowanej matce, ale ona wypięła się na mnie.
Nie miałam lekkiego życia
Niektórzy ludzie rodzą się uprzywilejowani, ale takie szczęście mają tylko nieliczni. Pochodzę z chłopskiej rodziny, która od pokoleń żyła z pracy na roli. Moje wykształcenie nie było ważne dla rodziców. Musiałam walczyć, by nie zakończyć edukacji na poziomie podstawowym, bo przecież w polu byłam bardziej potrzebna niż w szkole. Naciskałam, by móc pójść do zawodówki i dopięłam swego.
Gdy skończyłam szkołę, spakowałam wszystko, co było moje i wyniosłam się do miasta. Harowałam w szwalni i jakoś dawałam radę związać koniec z końcem. Gdy miałam dwadzieścia lat, poznałam Zdzisława. Zaszłam w ciążę, a wtedy on ulotnił się jak kamfora. Zostałam sama, bez pomocy z żadnej strony.
Córka zawsze była najważniejsza
Asia rosła jak na drożdżach, a wraz z nią rosły też jej potrzeby. Gdy była już na tyle duża, że mogłam zastawiać ją samą na trochę dłużej, poszłam do drugiej pracy. Nie miałam innego wyjścia. W pojedynkę jakoś wyżyłabym z jednego etatu, ale nie byłam już odpowiedzialna wyłącznie za siebie.
Harowałam przez pierwszą część dnia w szwalni, a później w przetwórni owoców. Pewnie niektórzy chcieliby mi zarzucić, że nie troszczyłam się o córkę, bo „przecież dziecko potrzebuje matki”. Nie mogę się z tym nie zgodzić, ale ja to wszystko robiłam dla niej. Nie samą miłością rodzicielską dziecko żyje. Musi mieć przecież dach nad głową, co włożyć do ust i w co się odziać. Wiem, że łatwo kogoś krytykować, nie nosząc jego butów, ale w mojej sytuacji to było jedyne wyjście.
Było ciężko, ale biedy nie klepałyśmy. Oczywiście, nie opływałyśmy w wygody, ale w naszym mieszkaniu zawsze było to, co do życia potrzebne. Asia nie chodziła głodna, a to dla mnie było najważniejsze. Nie musiała nosić podartych butów i trząść się z zimna, gdy kończyło się lato. Zadbałam też o jej wykształcenie. To było dla mnie bardzo ważne. Chciałam, żeby miała lepsze życie niż ja.
Z moim zdrowiem było coraz gorzej
Lata ciężkiej orki musiały się odbić na moim zdrowiu. Już po pięćdziesiątce zaczęłam mieć problemy z kręgosłupem i stawami, a każdy kolejny rok był jak dodatkowa tona ciężaru na moich barkach. Ale cóż mogłam począć? Dalej z pokorą cierpiałam swoją niedolę, odliczając lata do emerytury. W końcu się doczekałam, ale jesień mojego życia wcale nie mieniła się złotem, jak w telewizyjnych reklamach.
Po sześćdziesiątce byłam już bardzo schorowana. Coraz częściej zdarzało się, że nie mogłam podnieść się z łóżka. A moje świadczenia? To jakaś kpina? Po zapłaceniu czynszu i rachunków ledwo starczało mi na życie, a przecież musiałam jeszcze wykupywać lekarstwa. Od tamtego czasu emerytury były już kilkukrotnie waloryzowane, ale co to zmieniło, skoro opłaty ceny w sklepach jeszcze bardziej poszły w górę?
Byłam dumna z córki
Asia ciężko pracowała, by zdać maturę z wysoką średnią i dostać się na studia. Byłam z niej bardzo dumna, gdy obroniła dyplom. Nikt z mojej rodziny nie zdobył wyższego wykształcenia. Ona była pierwsza. Została nauczycielką wczesnoszkolną i usamodzielniła się w 2008 roku. Wtedy poczułam, że warto było tak harować.
Jako pedagog nie zarabiała fortuny, ale wystarczało jej od wypłaty do wypłaty. Prawie nigdy nie prosiłam jej o pieniądze. Nie miałam sumienia. Przecież ona dopiero układała swoje życie. Musiała martwić się przede wszystkim o siebie, nie o starą matkę. Tylko raz poprosiłam ją o wsparcie. To było w zeszłym roku.
Miała zaskakującą nowinę
To była majowa sobota. Asia przyszła do mnie, jak zawsze bez zapowiedzi. Nie musiała wcześniej dzwonić. Wiedziała przecież, że prawię nie wychodzę z domu.
– Jak się czujesz, mamusiu? – zapytała.
– Dobrze, skarbie – skłamałam, bo nie chciałam nadmiernie obarczać jej swoimi problemami.
– Chcesz, żebym poszła na zakupy?
– Jest taki ładny dzień. Chętnie się przejdę sama. Ale będzie mi miło, jeżeli pójdziesz ze mną.
– Oczywiście, ale najpierw muszę przekazać ci dobrą wiadomość?
– Jaką? Czyżby Sebastian wreszcie dał ci pierścionek? – zapytałam i zaczęłam przyglądać się jej dłoni.
– Nie, mamo. Na to chyba jeszcze za wcześnie. Ale wydarzyło się coś dobrego.
Cieszyłam się z jej wygranej
– Co takiego? Asieńko, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.
– Wygrałam w totka! – oznajmiła podekscytowanym głosem.
– Naprawdę? Trafiłaś główną wygraną?
– Nie, nie główną, ale niewiele zabrakło. Trafiłam piątkę.
– Wspaniała wiadomość! – ucieszyłam się.
– A żebyś wiedziała. Po odtrąceniu podatku zostanie mi kilka ładnych tysięcy, ale to i tak całkiem niezła sumka, zwłaszcza że nie spodziewałam się przypływu gotówki.
Miałam swoje problemy
Cieszyłam się jej szczęściem, bo dodatkowe pieniądze zawsze się przydają.
– Wspaniale, kotku. Poprawiłaś mi humor tą nowiną.
– A co było nie tak z twoim humorem? – zmartwiła się. – Dokuczają ci plecy, tak?
– Troszkę, ale nie przejmuj się tym.
– Bierzesz leki, mamo?
– Zazwyczaj tak, ale w tym miesiącu nie wykupiłam wszystkich recept.
Poprosiłam ją o pomoc
– Oj, mamo! Dlaczego?
– Leki są drogie, a i tak niewiele mi pomagają. Lekarz powiedział, że lepsze rezultaty dałaby fizjoterapia, ale ubezpieczenie tego nie refunduje w takiej ilości, jaka rzeczywiście by mi pomogła.
– Co za kraj! – zdenerwowała się.
– No właśnie. Całe życie płaciłam składki, a gdy przyszło co do czego, wypinają się na człowieka.
Wtedy przyszło mi do głowy, że skoro Asi niespodziewanie wpadły do kieszeni pieniądze, mogłaby mi trochę pomóc.
– Córeczko, a może mogłabyś zapłacić za te zajęcia?
– Z czego, mamo? Przecież z pensji nauczycielki nie pozwolę sobie na to.
– Wiem, ale pomyślałam, że może mogłabyś uszczuplić nieco wygraną?
– Chciałabym, ale czekają mnie pilne wydatki.
– Jakie? Czy coś się stało? – zaniepokoiłam się.
– Nie, nie. Po prostu ustaliłam z Sebastianem, że na wakacje polecimy na Majorkę.
– I to kosztuje aż tak dużo?
– Zdziwiłabyś się.
– Skarbie, naprawdę nie chcę wam psuć planów, ale może udałoby ci się wygospodarować parę złotych, żeby mi pożyczyć? Ta fizjoterapia jest mi naprawdę potrzebna.
Zrobiła mi dużą przykrość
Niepotrzebnie naciskałam. Gdybym nie zadała tego pytania, nie byłoby problemu, ale ja musiałam kłapnąć dziobem. Przez to dowiedziałam się, że córka skrywa w sobie duży żal do mnie.
– O co ci chodzi, mamo? Czy twoim zdaniem ja nie zasługuję na odpoczynek?
– Ależ skąd! Ja tylko...
– Gdy byłam dzieckiem, nigdy nie zabrałaś mnie na wakacje. Wszyscy gdzieś jeździli, a ja nie widziałam nawet zapyziałego polskiego morza. A teraz, gdy mam szansę zwiedzić trochę świata, ty chcesz mi pokrzyżować plany.
– Asiu, ja nie chcę ci psuć żadnych planów. Jedź, dziecko. Jedź i wypocznij. Ja tylko zapytałam, czy możesz mi dać albo nawet pożyczyć, ale skoro nie, to przecież nie będę nalegać.
– Wiesz co? Chyba już pójdę – rzuciła i wyszła.
Do oczu napłynęły mi łzy. Było mi bardzo przykro. Częściowo dlatego, że wakacje były dla niej ważniejsze niż stara, schorowana matka. Ale to jej pieniądze i może nimi dowolnie dysponować.
Bardziej zabolało mnie, że Asia nosi w sobie nieuzasadniony żal. Przecież ja zaharowywałam się dla niej. Żeby miała, co jeść i w co się ubrać. Nie było mnie stać, by zabrać ją na wczasy, ale przecież nie to jest w życiu najważniejsze. Krwi bym sobie dla niej upuściła, a ona potraktowała mnie, jakbym z premedytacją ją zaniedbywała.
Maria, 64 lata
Czytaj także: „Zamieszkałam z narzeczonym i to był gwóźdź do trumny naszego związku. Nie ożenię się z kimś, kto mną pomiata”
„Lubiłam zarabiać i wydawać pieniądze. Kupiłam sobie wszystko oprócz miłości. Gdy sobie to uświadomiłam, było za późno”
„Szwagier wyżerał nam lodówkę. Gdy to my potrzebowaliśmy wsparcia, karmienie darmozjada odbiło nam się czkawką”