Kiedy odebrałam Krysię, na pytanie „co tam w szkole?” tym razem nie odpowiedziała wzruszeniem ramion.
– Przyszła do nas nowa dziewczynka – oznajmiła z umiarkowanym entuzjazmem. – Taka Diana. Ale nie jak z „Ani z Zielonego Wzgórza”, bo ma jasne włosy.
Uśmiechnęłam się, słysząc to literackie nawiązanie mojej dziewięciolatki.
– I jaka jest ta Diana? – chciałam poznać szczegóły.
– Nie wiem, nie rozmawiałam z nią. – Krysia wzruszyła ramionami i przeszła do standardowych pytań o to, kiedy będzie mogła mieć psa.
Następnego dnia uzyskałam nieco więcej informacji o sytuacji w klasie. Okazało się, że ponieważ dzieci jest nieparzysta liczba, to wychowawczyni zarządziła, że nie będzie stałych par w ławkach, aby nowa uczennica nie siedziała sama.
Dzieci miały się zmieniać w taki sposób, żeby przez cały rok każde siedziało z każdym. Moja córka wylądowała w ławce z niejakim Ksawerym, a przez kolejny tydzień miała siedzieć właśnie z nową dziewczynką. O Ksawerym wiedziałam tylko tyle, że „jest głupi i ciągle mówi o wężach”, więc moja latorośl nie mogła się doczekać zmiany.
– I jak ci się siedziało z Dianą? – zapytałam tydzień później.
– Super! Miała takie zdrowe ciasteczka na śniadanie! Na razowej mące i miodzie! – moja zwykle małomówna córka tym razem była bardzo skrupulatna. – Dała mi połowę i powiedziała, że jutro przyniesie zdrową czekoladę. Mamo, czy ja mogę jeść skorupiaki? – zadała dość nieoczekiwane pytanie. – Bo Diana ma w piątek przynieść takie ciasteczka z krewetkami i krabami i jej mama musi wiedzieć, czy ja nie mam alergii na te skorupiaki.
Domyśliłam się, że chodziło o skorupiaki i zaimponowała mi troska mamy Diany. Pomyślałam nawet, że też powinnam dać Krysi na śniadanie coś do podzielenia się z nową koleżanką, ale nie miałam pomysłu, jak dorównać „zdrowym czekoladkom” oraz ciasteczkom z krabami…
Cholera, ale jak my mamy się jej odwdzięczyć?
Pod koniec „wspólnego” tygodnia moja córka dostała od Diany nie tylko wspomniane ciasteczka, a raczej minitartaletki, jakie serwuje się na eleganckich bankietach, ale też zaproszenie do parku linowego. Spotkałam mamę nowej uczennicy w szatni i zapytałam, czy Diana organizuje tam urodziny, ale okazało się, że nie. To był po prostu pomysł na to, żeby dziewczynki spędziły miło czas w weekend.
Czułam się nieco skrępowana, że obcy ludzie płacą kilkadziesiąt złotych za rozrywkę mojej córki, ale uznałam, że przecież się jakoś zrewanżuję. Kiedy odbierałam zachwyconą Krysię z parku, zaprosiłam Dianę do nas na wspólne robienie pizzy w kolejną sobotę.
Nowy tydzień moja córka spędziła w ławce z inną dziewczynką, ale – jak mi opowiadała – wszystkie przerwy spędzała z Dianą. Mówiła o niej z entuzjazmem, opowiadając o smakołykach, którymi się z nią dzieli i fajnym błyszczyku o smaku Coca Coli, którym pozwoliła jej pomalować usta.
Trzy dni później Diana sprezentowała jej identyczny błyszczyk.
– Będziemy jak bliźniaczki! – Krysia była uszczęśliwiona kosmetykiem. – I jeszcze obiecała mi bransoletkę z delfinkami, taką jak ona ma!
Nie jesteśmy biedni, na pewno stać mnie na to, by kupić dziecku pomadkę czy koralikową bransoletkę, ale u nas prezenty raczej daje się z jakiejś okazji, nie tak po prostu. Nie wiedziałam za bardzo, jak powinnam się zachować w tej sytuacji.
– Może też coś kup tej małej? – zaproponował mąż. – Jeśli dziewczynki są takimi przyjaciółkami, to niech mają te identyczne rzeczy. Nie wiem, może jakieś naklejki?
Naklejki wręczyłam Dianie, kiedy przyszła do nas robić domową pizzę. Diana była rezolutną dziewczynką, by nie powiedzieć „małą profesorką”. Miała bardzo poważne przemyślenia i swoje zdanie na każdy temat, dyskutowała z nami, dorosłymi, jak równy z równym.
Z Krysią układały puzzle, rysowały. Kiedy tata Diany ją odbierał, wyglądał na szczęśliwego, że córka tak miło spędziła czas. W poniedziałek Krysia dostała kartkę z podziękowaniami za miłą sobotę. Do kartki dołączone było zaproszenie do parku dinozaurów oraz numer do mamy Diany.
Zadzwoniłam natychmiast po odebraniu córki
– Tak, pozwoliliśmy sobie zaprosić Krysię, żeby z nami pojechała na wycieczkę – wyjaśniła przemiła pani Aleksandra. – Wyjeżdżamy o ósmej rano, tam spędzimy dzień, zjemy obiad i wrócimy koło dziewiętnastej. Mam nadzieję, że się państwo zgodzą, bo małe bardzo się zaprzyjaźniły.
Oczywiście, Krysia nie brała pod uwagę, że możemy jej nie puścić. Nie mówiła o niczym innym, tylko o dinozaurach. Spakowałam jej więc plecaczek i rano oddałam w ręce rodziców Diany. Wróciła zadowolona i pełna wrażeń.
Po kilku miesiącach przestałam praktycznie zauważać prezenty i zaproszenia, którymi Diana obsypywała moją córkę. Soboty z przyjaciółką i jej rodzicami stały się normą, tak samo jak fikuśne przekąski podczas przerwy śniadaniowej i drobne upominki.
Diana czekała na Krysię w szatni każdego poranka, a kiedy przychodziłam po lekcjach, odprowadzała ją do drzwi świetlicy i przytulała na pożegnanie. Czasami zaglądałam przez okna albo obserwowałam dzieci ze świetlicy na szkolnym placu zabaw i zauważyłam, że Krysia bawi się tylko z Dianą.
– A co z Zuzią i Gabi? – zapytałam o „stare” przyjaciółki małej. – Kiedyś ciągle bawiłyście się razem.
– Diana ich nie lubi – mruknęła Krysia. – W sumie to ona nikogo nie lubi. Tylko mnie. Chce siedzieć ze mną na stałe. Mówi, że jej mama to załatwi.
We wszystkim ważny jest umiar
Zdziwiłam się, bo sądziłam, że rotacyjność w ławkach miała być zasadą do końca roku. Ale kilka dni później córka powiedziała mi, że dla niej i dla Diany pani zrobiła wyjątek. Mogły siedzieć razem na stałe.
Zapytałam córkę, czy to jej odpowiada, i mruknęła, że woli siedzieć z Dianą niż z chłopakami, a koleżanki niespecjalnie chcą się z nią bawić i żadna się ostatnio nie cieszyła z jej przymusowego sąsiedztwa w ławce.
– Ale to nic, bo przecież na lekcjach nie wolno rozmawiać, a na przerwach i tak jestem tylko z Dianą – dodała.
To mnie zaczęło niepokoić. Ta zaborczość Diany, odcięcie Krysi od dawnych przyjaciółek. Pomyślałam, że może czas ograniczyć trochę te wspólne wycieczki i zasugerowałam, żeby Krysia zaprosiła na weekend Zuzię i Gabi. Tak po prostu, żeby odnowić relację.
Dziewczynki były zdziwione, ale przyjęły zaproszenie na „dzień z grami” i wspólne pieczenie babeczek. Kiedyś wszystkie trzy to bardzo lubiły. Ale zanim przyszła sobota, spotkałam w szatni mamę Diany. Była wyraźnie poruszona.
Jej matka to manipulantka!
– Może mi pani wyjaśnić, co się dzieje? – zapytała tonem surowej nauczycielki. – Córka wróciła wczoraj ze szkoły zapłakana, nie chciała jeść ani z nikim rozmawiać. Siłą wyciągnęłam z niej, że Krysia nie zaprosiła jej na przyjęcie. Co się dzieje? Skąd to nagłe wykluczenie?
Odpowiedziałam, że to żadne wykluczenie. Po prostu Krysia zna tamte dwie dziewczynki od pierwszej klasy i kiedyś spotykały się po szkole dużo częściej, więc to takie odświeżenie starej przyjaźni.
– Ale co z Dianą? – pani Aleksandra była nieustępliwa. – Jak mam wyjaśnić dziewięciolatce, że jej jedyna przyjaciółka woli bawić się z kimś innym? Ona jest w traumie! – oznajmiła.
Zrobiłam więc to, co uznałam za najlepsze w tamtym momencie: powiedziałam, że Diana też jest zaproszona na „dzień gier i babeczek”. Jej mama wyszła z szatni usatysfakcjonowana. Ale kiedy powiedziałam o tym Krysi, zareagowała nagłą złością.
– Dlaczego tak powiedziałaś?! To miało być tylko nasze spotkanie! Nie chcę, żeby Diana przychodziła! – krzyczała, bardzo zdenerwowana.
Próbowałam córkę uspokoić, powtarzałam, że przecież przyjaźni się z Dianą, że ją lubi, ale Krysia protestowała coraz głośniej.
Dopiero wtedy otworzyły mi się oczy
– Od dawna jej nie lubię! – wypaliła w końcu. – Po prostu ona ciągle jest przy mnie, ciągle mi coś daje… Nie mogę nawet porozmawiać z innymi dziećmi… Zuzia i Gabi chciały ze mną grać w gumę, ale Diana zaczęła płakać i przyszła pani i zapytała, o co się pokłóciłyśmy, i że mamy się pogodzić…
Dopiero wtedy otworzyły mi się oczy. Nie miałam pojęcia o szantażach emocjonalnych ze strony Diany ani o interwencji wychowawczyni, chociaż mogłam się domyślić, że Aleksandra nieźle ją zmanipulowała, skoro tylko dla jej córki zgodziła się zmienić zasady dzielenia ławek.
Żeby uspokoić Krysię, ale nie ranić Diany, która przecież też jest tylko dzieckiem, odwołałam wizytę wszystkich dziewczynek.
Trochę odczekamy, potem zaprosimy tylko te, które będzie chciała zaprosić Krysia. Muszę też porozmawiać z wychowawczynią. Wiem, że czeka mnie również bardzo trudna rozmowa z mamą Diany, ale jestem na nią gotowa.
Swoją drogą, nie sądziłam, że ja – babka po trzydziestce – dam się tak łatwo nabrać na ciasteczka, upominki i zaproszenia na atrakcje, żeby nie zauważyć, że moje dziecko wcale nie cieszy się z nowej „przyjaźni”, tylko czuje się do niej zobowiązane.
Na szczęście Krysia znowu bawi się z dawnymi przyjaciółkami, a i Diana chyba nie czuje się już „straumatyzowana”. Krysia mówi, że z nią wprawdzie nie rozmawia, ale teraz przynosi przysmaki i obsypuje prezentami niejaką Oliwię. Ponoć w ten weekend jadą do parku dinozaurów…
Czytaj także:
„Przespałam się z facetem, w którym podkochiwałam się jako nastolatka. I w jednej chwili cały mój sentyment zniknął...”
„Miałem udane małżeństwo, ale na widok Natalii znów poczułem motyle w brzuchu. Moja licealna miłość była wolna i... chętna”
„Sekta wykorzystała moją samotność po śmierci męża. Tak mnie zmanipulowano, że… przepisałam dom obcym ludziom!”