Przez osiemnaście lat pracy w firmie nie brałam udziału w żadnym wyjeździe integracyjnym ani imprezie z okazji świąt czy rocznicy firmy. Nasz szef, dżentelmen starej daty, nie uznawał takich atrakcji, szanując nasz czas poza pracą. Za to mieliśmy hojne dodatki wakacyjne i bożonarodzeniowe, a co roku z okazji urodzin firmy dostawaliśmy kartki z odręcznie wypisanymi podziękowaniami i całkiem przyjemną kwotę w nowiutkich banknotach.
Ale nasz mądry, dystyngowany szef odszedł na emeryturę, a na jego miejsce do stylowego gabinetu pełnego kaktusów i reprodukcji Modiglianiego wprowadził się młody, energiczny facet z modną fryzurą i kolorowym szalikiem zamotanym na szyi.
– Cześć wszystkim, jestem Łukasz – przedstawił się. – Mówmy sobie po imieniu. Bardzo chcę was poznać. Dlatego za tydzień zapraszam na firmowy wypad do kręgielni. Będzie trochę zabawy i open bar. A dwudziestego grudnia wpiszcie sobie do kalendarzy… – zawiesił głos dla lepszego efektu – przyjęcie gwiazdkowe w hotelu Plaza. Oczywiście nasza firma dba o równowagę między pracą a życiem osobistym, więc zapraszamy was z rodzinami. Szczegóły wkrótce dostaniecie mailem. Dzięki za spotkanie i jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować albo zwyczajnie chcieć pogadać, drzwi do mojego gabinetu zawsze są dla was otwarte!
Rozległy się niemrawe oklaski
To nie tak, że nowy szef nam się nie podobał. Po prostu byliśmy przyzwyczajeni do innego stylu zarządzania. Pan Jakub nigdy nie pojawiłby się w biurze ubrany inaczej niż w garnitur i w życiu nie zaproponowałby nam mówienia sobie na „ty”. Mówiło się do niego „panie prezesie”, a w mniej formalnych chwilach „szefie”. Nikt nie zawracał mu głowy bez potrzeby, a w jego gabinecie byłam może kilka razy w życiu. Naszych rodzin nie znał i bardzo wyraźnie wyznaczał granicę pomiędzy życiem prywatnym a pracą. Nie byliśmy znajomymi od kręgli i piwa. Łukasz najwyraźniej chciał zostać kimś w rodzaju naszego kumpla.
– Teraz to normalne – rzucił ktoś przy ekspresie do kawy. – U mojego męża w korporacji wszyscy są na ty, nawet jak przyjeżdża sam największy prezes ze Stanów, to mówią mu po imieniu. A takie wyjścia pracownicze to mają minimum raz w miesiącu. Do tego wyjazdy, firma za wszystko płaci: hotel, jedzenie, morze alkoholu… Dzisiaj tak się pracuje. Trzeba odreagować.
W kręgielni stawili się wszyscy pracownicy. Mieliśmy wrażenie, że nieobecność mogłaby urazić Łukasza. Z dwudziestu pięciu osób tylko trzy wiedziały, jak trzymać kulę.
– Dobra, w końcu nie przyszliśmy tu grać, tylko się integrować – skomentowała koleżanka z mojego działu, prosząc barmana o kolejne białe wino. – Ja tam uważam, że jest w porządku. Wiedzieliście, że Łukasz ma siedmioletnią córkę? Właśnie pokazał mi jej zdjęcia.
– Ja wiedziałam – odpowiedziała recepcjonistka. – Słyszałam, jak rozmawiał z byłą żoną, że zabiera ją na weekend.
– Ooo, to on rozwiedziony, znaczy? – zainteresowały się młodsze koleżanki.
Dzisiaj lider to taki dawny kierownik?
Mnie życie prywatne szefa i prawdę mówiąc, życie innych pracowników niewiele obchodziło, ale robiłam to, co wszyscy. „Integrowałam się”. Po wieczorze w kręgielni Łukasz kolejno zapraszał nas do swojego gabinetu, żeby omówić nasz „plan kariery”, jak to nazywał. Kiedy przyszła moja kolej, omal nie westchnęłam na głos, widząc jak bardzo zmienił się gabinet.
Zniknął Modigliani i kaktusy nadające mu domowy charakter, pojawiły się za to jakieś abstrakcyjne bohomazy oraz półka z książkami o rozwoju osobistym i motywacji w biznesie. Nawet stary skórzany fotel dawnego szefa został wymieniony na nowoczesny mebel. A w nim zamiast dystyngowanego pana w garniturze zasiadał facet w kolorowej koszuli i okularach w czerwonych oprawkach. I ten facet uznał, że koniecznie chce się dowiedzieć, gdzie widzę siebie w firmie za rok.
– Chyba tu, gdzie jestem teraz… – odpowiedziałam niepewnie. Pracowałam jako samodzielna specjalistka i ścieżka awansu była tu praktycznie żadna.
– Mario, mówię poważnie – po jego minie zorientowałam się, że to była zła odpowiedź. – Pracujesz w tej firmie… ile? Piętnaście lat? – zapytał.
– Osiemnaście… – odparłam.
– Właśnie! Jesteś naszym skarbem narodowym, że tak powiem! Sądzę, że za rok, góra dwa, powinniśmy pomyśleć o tym, żebyś została liderką działu. Widzę cię jako naszą siłę szkoleniową! Miałabyś pod sobą cztery, no może sześć osób. Trzeba jakoś wykorzystać twoją ekspercką wiedzę. W firmie poprawi się wydajność, a dla ciebie będzie się to wiązało z gratyfikacją finansową. Czy podwyżka o dwadzieścia pięć procent na takim stanowisku byłaby, według ciebie, odpowiednia?
Zakręciło mi się w głowie. Nie dostałam podwyżki od siedmiu lat. Zwyczajnie nie przyszło mi do głowy, żeby o nią poprosić. Pensja o jedną czwartą wyższa? Własny zespół? Poczułam, że podobają mi się te nowe porządki! Może mogłam zrobić karierę po pięćdziesiątce?
W domu podzieliłam się tymi nowinami z Asią. Córka była pod wrażeniem. W jej firmie takie rozmowy z przełożonym odbywało się co pół roku. Pracownik musiał mieć konkretną wizję swojej przyszłości w firmie, zgłaszać pomysły i sugestie, jak może poprawić wydajność zespołu, a w zamian szefostwo proponowało mu przewodzenie jakimś zespołem do spraw nowych rozwiązań albo awans na lidera.
– Lider to teraz taki dawny kierownik? – wolałam się upewnić.
Asia wszystko mi wytłumaczyła. Powiedziała, że dyrektorzy potrzebują liderów, czyli takich łączników między nimi, a szeregowymi pracownikami. Lider zgodnie z tymi założeniami musiał być osobą otwartą, mającą dobry kontakt z szefem, a jednocześnie potrafiącą odpowiednio zmotywować kolegów z zespołu do lepszej jakościowo pracy. Aż musiałam to sobie zapisać.
Niedługo potem miało się odbyć przyjęcie gwiazdkowe, na które mieliśmy stawić się ubrani wieczorowo w towarzystwie naszych rodzin. Miała być specjalna salka z opiekunką dla małych dzieci, koncert kolęd, a potem zabawa przy muzyce na żywo. Jako że byłam wdową, uznałam, że zaproszę Asię, żeby mi towarzyszyła.
Dostanę awans, bo córka ma romans?
Nawet nie wiem, jak i kiedy to się stało, ale kiedy w którymś momencie oderwałam się od przepysznego tatara z łososia, zobaczyłam moją córkę tańczącą na parkiecie z Łukaszem.
– Oho! Widzę, że Joasia wpadła w oko naszemu szefowi! – skomentowała moja dobra koleżanka z pracy.
Z przyjęcia wyszłam z kolegami i koleżankami. Joasia przyjęła zaproszenie Łukasza na jeszcze jednego drinka na mieście. Rano zadzwoniła i powiedziała, że było miło, on zachowywał się jak dżentelmen i odwiózł ją taksówką do domu.
– Spotkasz się z nim jeszcze? – zapytałam, nie do końca pewna, jaką odpowiedź chciałabym usłyszeć.
– On też o to pytał – roześmiała się.
– Dlaczego nie? Jest miły i inteligentny, wiesz, że lubię takich facetów.
I tak moja córka zaczęła umawiać się na randki z moim nowym prezesem. Z początku nie miałam pojęcia, jak się zachować. Czy w takich sytuacjach obowiązuje dyskrecja? Może powinnam udawać, że o niczym nie wiem? Ale Łukasz szybko rozwiązał moje dylematy. Wcale nie zamierzał ukrywać swojego związku. Potrafił na przykład zapytać mnie w jadalni, przy innych, czy Asia od dawna jest wegetarianką.
– Od jakichś dziesięciu lat – wymruczałam, niezbyt zadowolona, że wszyscy się temu przysłuchują.
– Szkoda! Chciałem ją zabrać na najlepsze steki w mieście – cmoknął z rozczarowaniem. – Jeszcze nawrócę ją na mięso, ha, ha! No nic, wracam do roboty. Smacznego wszystkim.
Zostałam w jadalni, znosząc ciekawskie spojrzenia kolegów. Wiedziałam, że gdy wyjdę, dokładnie przeanalizują każde słowo mojej rozmowy z Łukaszem. Po jakimś czasie każda sensacja staje się starą plotką i nikt już się nią nie ekscytuje. Tak było i w tym przypadku.
Ludzie w pracy przestali reagować na to, że Łukasz rozmawiał ze mną poufalej niż z nimi. W końcu każdy wiedział, że rozmowę o planie kariery przeprowadził ze mną, zanim poznał moją córkę. I nikogo specjalnie nie dziwiło, że mam dostać awans. W końcu byłam najstarsza stażem w firmie.
Nie byłam obiektem zazdrości, nikt nie sugerował, że robię karierę dzięki romansowi córki z szefem. Tym bardziej że ta kariera miała jeszcze poczekać. Pracowałam tak samo jak przez ostatnie osiemnaście lat, jak wszyscy inni. Ale denerwowało mnie co innego. Zachowanie Łukasza.
On może wejść do mojej rodziny!
Nie trzymał się granicy pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Ciągle rozmawiał ze mną o Asi w biurze. Pytał, jaki prezent jej kupić na urodziny i czy lubi psy. Potrafił żartobliwie powiedzieć do mnie „mamo”. Co chwila mailem wzywał mnie do siebie, a tam rozmawiał ze mną, jakbyśmy byli na rodzinnej imprezie. Szybko zaczęłam mieć tego dosyć.
– Marysia, jest taka sprawa – rzucił raz, kładąc swoją dłoń na mojej. – Szykuję niespodziankę dla Asi. Weekend w Rzymie. I muszę cię prosić o pomoc. Spakuj ją do małej walizki, ale tak, żeby o tym nie wiedziała, dobrze? Ja po nią przyjadę w piątek, znaczy, po walizkę. Potem zajadę po Asię i powiem jej, że zabieram ją do włoskiej knajpy. Dopiero jak zajedziemy na lotnisko, przyznam się, że lecimy do Rzymu! Fajny plan, nie?
Szczerze mówiąc, był beznadziejny. Moja córka nienawidziła niespodzianek. Od małego musiała mieć wszystko z góry zaplanowane i przygotowane. Nawet nie umiałam sobie wyobrazić jej złości, gdyby musiała przez trzy dni chodzić w ubraniach, których sama nie wybrała! Nie miałam najmniejszej ochoty brać w tym udziału.
– Słuchaj, to fajny pomysł, ale Asia…
– Tak, wiem, nie lubi niespodzianek! – przerwał mi. – Ale musi być trochę bardziej spontaniczna! Na tym polega życie! Pomóż mi, Marysiu. Spakuj ją i tyle. Żałujesz córce przygody, mamuśka, he, he?
Wyszłam stamtąd wściekła. Łukasz miał swoją wizję i musiałam się do niej dostosować. Gdyby chodziło tylko o mnie, odmówiłabym mu bez problemu. Ale był chłopakiem Asi. Nie chciałam psuć ich relacji. Uznałam, że miałaby do mnie pretensje, gdybym nie wzięła udziału w tym planie. Oczywiście plan okazał się być katastrofą. Mimo że starałam się spakować ulubione rzeczy córki, i tak na lotnisku dostała histerii. Nie była w stanie ucieszyć się, że nagle zamiast iść na pizzę, wyjeżdża z kraju. Zadzwoniła do mnie i nakrzyczała, jak mogłam jej nie powiedzieć o tej niespodziance.
Następnym razem jej powiedziałam. Miała dostać małego pieska. Wiedziałam, że Łukasz chce go jej kupić, bo wypytywał mnie, czy Asia lubi yorki, czy większe rasy. Tłumaczyłam mu, że ona na razie nie chce mieć psa. A gdyby chciała, to by adoptowała ze schroniska.
– Jestem pewien, że jak zobaczy taką puchatą kuleczkę, to będzie zachwycona – uznał, a ja nie miałam wyjścia. Powiedziałam o tym pomyśle córce.
– Cholera, co za idiota! – krzyknęła. – Nie chcę psa! Nie będę mieć dla niego czasu! I co, jak gdzieś wyjedziemy?
– Wtedy pies miałby zostawać u mnie – odpowiedziałam kwaśno. – Łukasz już mi to zapowiedział.
Potem dowiedziałam się, że pomysł z psem upadł. Asia musiała mu go wyperswadować. Łukasz był wyraźnie zły, że zepsułam niespodziankę. Kiedy rozmawialiśmy po raz kolejny, rzucił coś, co mnie z lekka zmroziło.
– Miałem nadzieję, że z tym psem będą bawić się moje dzieci, a twoje wnuki. Ale zniszczyłaś to marzenie.
Nagle zdałam sobie sprawę, że on naprawdę może pewnego dnia wejść do mojej rodziny. Córka wprawdzie nie mówiła, że planują się pobrać, ale to było możliwe. Byli ze sobą już rok. Postanowiłam delikatnie podpytać Asię.
– Ale że ślub? Co ty, mama! – niemal się wystraszyła na tę myśl. – Ja w ogóle nie zamierzam na razie wychodzić za mąż, a co dopiero za Łukasza! Teraz jest fajnie, ale ślub?! Ja mam czas!
Ulżyło mi, chociaż z tym „mam czas” to bym akurat nie przesadzała. Asia miała dwadzieścia siedem lat. Jakoś tak miałam wrażenie, że gdyby była związana z innym chłopakiem, sama bym ją pytała, na co jeszcze czeka. Ale mieć Łukasza w rodzinie? To nie była miła myśl.
Dlaczego? Ponieważ Łukasz przy bliższym poznaniu okazał się być facetem, który zawsze musi stawiać na swoim, tak jak z tym weekendem w Rzymie. Wiedziałam, że nie akceptuje wegetarianizmu Asi i ciągle usiłuje nawrócić ją na mięso. Wszystko musiał kontrolować, o wszystkim decydować. Prawdę mówiąc, dziwiłam się, jak ona to wytrzymuje. Gdyby mnie facet zabronił chodzić na solarium, bo jego zdaniem to powoduje raka, albo z uporem maniaka kupował mi ubrania, w których źle się czuję, dawno bym go zostawiła!
Z drugiej strony, gdyby poprzedni szef pozwalał sobie na uwagi typu „Marysia coś dzisiaj nie w sosie” przy moich współpracownikach albo wypytywał mnie o życie prywatne mojej rodziny, z pewnością oznajmiłabym, że sobie tego nie życzę. A gdyby nie zrozumiał, wytłumaczyłabym mu to dobitniej, ryzykując nawet zwolnienie z pracy.
Nie cierpiałam sytuacji, kiedy musiałam znosić coraz bardziej irytujące zachowania Łukasza w imię tego, że chciałam chronić córkę. Byłam pewna, że gdybym ja mu dopiekła, Joasi jakoś by się za to oberwało.
Co za perfidny manipulator!
Zbliżał się mój obiecany termin awansu. Dwie osoby z firmy już dostały nowe przydziały obowiązków wraz z podwyższoną pensją. Ja byłam następna w kolejce. Dlatego, kiedy Łukasz mnie wezwał, byłam pewna, że tym razem chodzi o sprawy czysto zawodowe. Nic z tego! On znowu miał plan na życie moje i mojej córki.
– Kupuję mieszkanie – oznajmił. – Rozmawiałem z Asią i ona mówi, że jeszcze nie jest gotowa, żeby się do mnie wprowadzić. O co chodzi? Możesz z nią o tym porozmawiać?
W tym momencie skończyła mi się cierpliwość.
– Łukasz, nie będę z nią o tym rozmawiać – postawiłam sprawę jasno. – To są sprawy między wami. Sam ją zapytaj, o co chodzi. Mnie w to nie mieszaj.
Nie spodobała mu się moja odpowiedź. Najpierw naciskał, a potem, wobec mojego uporu, zaczął ostentacyjnie przeglądać moje wyniki w pracy za ostatni rok. Mruczał przy tym coś z niezadowoleniem, unosił brwi z teatralnym zdziwieniem, by w końcu stwierdzić, że spodziewał się po mnie czegoś więcej. Zrozumiałam aluzję. Albo nakłonię córkę, żeby z nim zamieszkała, albo nie dostanę awansu! Ooooo niedoczekanie! Tego było już za wiele!
– Wiesz co? – wstałam i oparłam się dłońmi o jego biurko. – Mam wrażenie, że uzależniasz obiecany mi awans i podwyżkę od tego, czy zrobię to, co sobie wymyśliłeś w życiu prywatnym. Mylę się? Naprawdę tak chcesz to rozegrać? To powiem ci coś! Może i jestem babką przed emeryturą, ale jestem też wysokiej klasy specjalistą i nie będę miała problemu ze znalezieniem nowej pracy. Za to ty będziesz bardzo długo szukał na moje miejsce kogoś, kto ma pojęcie o wszystkich procedurach, aspektach prawnych i do tego będzie miał takie doświadczenie jak ja. Zastanów się, czy naprawdę chcesz, żebym odeszła? Bo, słowo daję, że mam dosyć tej chorej sytuacji!
Wściekł się. Praktycznie wyrzucił mnie z gabinetu. Wreszcie ukazał mi swoją prawdziwą wykrzywioną, czerwoną twarz tyrana, któremu ktoś ośmielił się postawić. Wyszłam z biura i od razu zadzwoniłam do córki. Spotkałyśmy się u niej w mieszkaniu godzinę później. Kiedy tam dojechałam, zdążyłam pożałować swoich słów.
– Córcia, przykro mi, że teraz ty będziesz mieć z nim przeprawę – zaczęłam się tłumaczyć. – Naprawdę nie powinnaś być w to zamieszana, ale to nie…
Byłam wstrząśnięta!
– Mamo! – przerwała mi gwałtownie. – Mam to w głębokim poważaniu, ba, nawet się cieszę, że mu tak powiedziałaś! – przyznała. – Od kilku miesięcy zastanawiam się, jak z nim zerwać, żebyś na tym nie ucierpiała. Wiedziałam, że czekasz na ten awans, a dobrze go poznałam! Wiem, że by ci go nie dał, gdybym go rzuciła. Miałam nawet taki pomysł, żeby się do niego wprowadzić do czasu, aż byś została tym całym liderem… – przyznała.
To ona była z tym despotą tylko dlatego, żeby nie narobić mi problemów? Tymczasem ja go znosiłam, żeby oszczędzić kłopotów jedynej córce… Dopiero wtedy obie zdałyśmy sobie sprawę, jak wyrachowanym manipulatorem jest Łukasz. Tak naprawdę trzymał w szachu nas obie. Dostawał to, co chciał, a my godziłyśmy się na wszystkie jego fanaberie.
Asia zerwała z Łukaszem przez telefon jeszcze tego samego dnia wieczorem. Ja złożyłam wypowiedzenie nazajutrz. Zażądałam należnej mi trzymiesięcznej odprawy oraz ekwiwalentu za niewykorzystany urlop. W sumie dostałam cztery i pół pensji. Nie szukam nowej pracy, otwieram własną działalność. Mam już dosyć bycia czyjąś podwładną. Zamierzam mieć własny gabinet. Taki z Modiglianim i z kaktusami!
Czytaj także:
„Gdy zmarła babcia, nie miałam już na świecie nikogo. Zaopiekował się mną… jej >>chłopak<<. Dbał, jak o prawdziwą wnuczkę”
„Wnuczka okłamuje mnie i wyciąga ode mnie pieniądze. Udaję, że we wszystko wierzę, bo tylko dzięki temu mam z nią kontakt”
„Tatusiowi mojego dziecka znudziło się bycie dorosłym już miesiąc po porodzie. Zwiał i zostawił wszystko na mojej głowie”