„Córka w Dzień Matki wykrzyczała mi w twarz, że mnie nienawidzi. Moje serce rozbiło się jak kryształowa waza”

Zraniona matka fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„I wtedy postanawiam, że wszystko jej opowiem. Jak bardzo jej pragnęłam, jak na nią czekałam. Może powinnam to już dawno powiedzieć?".
/ 21.05.2022 13:30
Zraniona matka fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Mrok dawno już zapadł, a majowe dni są przecież długie, więc musi być już bardzo późno. Pojawia się niepokój i mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Myślę ze smutkiem, że Karina znów nie dotrzymała słowa. Wiem, wiem, trzynaście lat to trudny wiek.

Powinnam być wyrozumiała, cierpliwa i mieć do niej zaufanie. I taka staram się być. Ale ona ma przecież dopiero trzynaście lat. A świat nie jest przyjazny. Zwyczajnie się o nią boję. Czy to takie dziwne?

Jestem normalną matką, przynajmniej za taką się uważam. Nie jestem matką-wariatką, nie jestem też nadpobudliwa ani nadwrażliwa. A miałabym przecież powody, żeby taką być. 

Bardzo długo czekałam na Karinę. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę tulić w ramionach własne dziecko. A jednak udało się! Po dwunastu latach czekania, kiedy już właściwie straciłam nadzieję, pojawiła się Karina. Wyczekana, wytęskniona, upragniona.

Szalałam ze szczęścia. Na świecie wybuchła wiosna, ludzie zakochiwali się na potęgę… i ja też wpadłam. Utonęłam w czarnych oczach mojej córki.

Czy nie da się uniknąć tej pokoleniowej walki?

Rozumiem, że moja maleńka córeczka powoli staje się kobietą. Że zmienia się jej ciało i psychika. Wiem, że jestem jedną z wielu matek, które muszą przetrwać ten trudny okres, kiedy ich słodkie maleństwa przekształcają się w pyskate, pewne siebie nastolatki.

Zazwyczaj ten ciężki czas mija i odzyskujemy nasze dzieci z powrotem. Ale czy możemy mieć pewność, że tak się stanie? A najgorsze jest to, że ta zmiana spada na nas znienacka.

Jeszcze wczoraj wszystko było w porządku, pozwoliła się przytulać, rozmawiałyśmy o wszystkim, prosiła o radę i pomoc w najróżniejszych sprawach, a dzisiaj oddaliła się ode mnie o milion lat świetlnych. Nasz kontakt stał się nagle powierzchowny i wymuszony. I te jej skrajne emocje, foch za fochem.

Starałam się raczej iść na kompromisy, niż stanowczo zakazywać. Dzisiaj też pozwoliłam jej wyjść, chociaż czułam, że kręci, gdy pytałam, gdzie się wybiera.

– Do koleżanki – cedzi.

– Do której?

– I tak nie znasz, to po co pytasz?

– Pytam, bo chcę wiedzieć, z kim i gdzie spędzasz czas i…

– Nie zaczynaj znowu, cześć – przerywa mi w pół zdania.

– Karina! O dziewiątej masz być w domu! – mój głos drży.

– Jasne, uhmm… – mruczy i zanim zdążę zareagować, już jej nie ma.

Staram się zapanować nad własną złością. Czuję żal, łzy kapią mi na koszulę. Po powrocie, spóźniona o dwie godziny, zachowuje się jak gdyby nigdy nic.

– Umawiałyśmy się inaczej – zaczynam rozmowę, tłumiąc gniew.

– To ty się umawiałaś! – podnosi głos.

– Karina, nie możesz wracać do domu, o której ci się podoba. To nie w porządku. Czekałam na ciebie, martwiłam się, myślałam, że coś ci się stało, naprawdę tak trudno to zrozumieć? Nie możesz się tak zachowywać. To mnie męczy…

– Trzeba mnie było wyskrobać, nie męczyłabyś się teraz, matko Tereso!?

Zanim docierają do mnie słowa Kariny, jej już nie ma. Trzaskają drzwi i słyszę, jak zbiega po schodach. Nie mogę się ruszyć, moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Zamykam oczy. Tępy ból rozsadza mi czaszkę.

Jak mogła powiedzieć mi coś takiego?

Gdyby wiedziała, jaką trudną drogę przeszłam, żeby mogła się urodzić… Ile bolesnych zabiegów przeszłam i jaki strach towarzyszył mi przez dziewięć miesięcy, czy wszystko się uda.

I wtedy postanawiam, że wszystko jej opowiem. Jak bardzo jej pragnęłam, jak na nią czekałam. Może powinnam to już dawno powiedzieć?

„Naprawię to – myślę. – Niech tylko wróci do domu. Każde słowo można cofnąć, jeśli naprawdę się kocha. Powiedziała to w złości, na pewno tak nie myśli. Znam ją. To wrażliwa, kochająca dziewczyna, po prostu przechodzi teraz trudny okres. Nie ona jedna nie radzi sobie z hormonami. Muszę jej pomóc. Jeszcze bardziej się postarać…”.

– Mamo, przepraszam, nie wiem, co mnie napadło… – Karina ma w oczach łzy; trzyma w rękach białe tulipany, które kładzie mi na kolana. – Czasem nie wiem, co się ze mną dzieje. Powiedziałam ci coś strasznego. Czy będziesz mogła o tym zapomnieć? – przytula się do mnie z całej siły, jak dawniej. – I to jeszcze w takim dniu… Przecież dzisiaj jest Dzień Matki. Wszystkiego najlepszego, mamo. Jestem okropna, wiem, ale bardzo cię kocham.

– Ja też cię kocham, córeczko. Wszystko się ułoży, zobaczysz. A teraz muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego…

Czytaj także:
„Gdy usłyszałem, że mam 1% szans na zostanie ojcem, załamałem się. Żadna kobieta nie chciałaby mieć takiego męża”
„Mój brat przegrywał w karty oszczędności na przyszłość swoich dzieci. Myślał, że dorobi się na oszukiwaniu staruszków”
„Moi rodzice żyją jak pies z kotem. Z dzieciństwa pamiętam wieczne kłótnie. Może dlatego nie potrafię okazywać uczuć?”

Redakcja poleca

REKLAMA