„Córka uznaje tylko drogie, markowe prezenty. Gdy kupuję wnukowi zwykłą zabawkę, zarzuca mi, że oszczędzam na dziecku”

babcia, która myśli o prezencie dla wnuka fot. Adobe Stock, spaxiax
„Pamiętam pierwszy upominek dla wnuczka, który wręczyłam córce zaraz po jej powrocie ze szpitala. Kupiłam kilka zmian śpioszków. Były miłe w dotyku, sto procent bawełny. Córka podejrzliwie spojrzała na metkę i powiedziała, że nie słyszała o tej firmie, a poza tym >>sztuczne<< kolory, to pewnie efekt toksycznych barwników. Zrobiło mi się przykro”.
/ 15.10.2022 15:15
babcia, która myśli o prezencie dla wnuka fot. Adobe Stock, spaxiax

Zbliża się Dzień Dziecka, a ja nie mam pojęcia, co kupić mojemu pięcioletniemu wnuczkowi. Powiem więcej, zastanawiam się, czy w ogóle mu coś kupię. Nie chodzi o to, że jestem ubogą, albo co gorsza, skąpą babcią, ale raczej o postawę mojej córki Kariny...

Nigdy bym nie powiedziała o mojej córce, że jest snobką ani osobą uzależnioną od modnych czy drogich marek. Nie jest to także wpływ zięcia. Mam z nim zresztą dobry kontakt, to bardzo miły chłopak. Lubię również jego rodziców, a oni z kolei świetnie dogadują się z synową. Jednak odkąd na świecie pojawił się Kubuś, moja córka wręcz obsesyjnie realizuje program „wszystko, co najlepsze dla mojego synka”.

Uznaje tylko niektóre firmy. Te najdroższe

Niby nic w tym złego. To naturalne, że matka chce swojemu dziecku nieba przychylić. Ale to, jak histerycznie reaguje moja córka na „nieodpowiednie” jej zdaniem prezenty dla Kubusia, jest chyba przesadą. Próbowałam jej o tym delikatnie powiedzieć, ale skończyło się tylko przykrą dla nas sprzeczką.

– Mamo, ja wcale nie dlatego kupuję produkty pewnych marek, bo są modne, tylko wiem, że ci producenci dbają o standardy jakości – tłumaczyła mi córka. – Kiedyś wystarczyło, że jakiś ciuszek był kolorowy i ładny, ale teraz jest tyle zagrożeń. Wiesz, że niektóre tanie ubrania, szczególnie te z Dalekiego Wschodu, są produkowane z toksycznych materiałów. Ciągle się o tym czyta. Więc żeby mieć spokojną głowę, lepiej ograniczyć zakupy do produktów tych firm, które są pewne.

Pamiętam, że już pierwszy upominek dla wnuczka, który wręczyłam córce zaraz po powrocie ze szpitala, został przyjęty z wahaniem. Kupiłam kilka zmian śpioszków. Były miłe w dotyku, sto procent bawełny. Córka podejrzliwie spojrzała na metkę i powiedziała, że nie słyszała o tej firmie, a poza tym „sztuczne” kolory, to pewnie efekt toksycznych barwników. Zrobiło mi się przykro, ale złożyłam to na karb niestabilności emocjonalnej młodej mamy. Myślałam, że jest niewyspana i rozdygotana burzą hormonalną. Zabrałam ciuszki i kupiłam coś innego firmy, do której córka miała zaufanie.

Kiedy Kubuś miał dwa latka, spędził ze mną i mężem tydzień nad morzem. Córka wtedy już wróciła do pracy. Byłam szczęśliwa. Mieliśmy wspaniałą pogodę, co nad Bałtykiem nie jest wcale normą. Całe dnie spędzaliśmy na plaży albo na spacerach. Widziałam, że Kubuś często mruży oczka. Wiadomo, ostre słońce. Córka wprawdzie zaopatrzyła go w kilka czapeczek z daszkami, ale Kuba nie chciał ich nosić. Aby słońce nie świeciło mu w oczy, kupiłam mu dziecięce okulary przeciwsłoneczne. I to wcale nie od ulicznego sprzedawcy. W sklepie dla dzieci. Ale kiedy wróciliśmy i córka zobaczyła ten zakup, bardzo się zdenerwowała.

– Mamo, a co to za firma? – spytała.

– Nie pamiętam – odparłam zgodnie z prawdą. – Ale kupiłam w sklepie dla dzieci. Sprzedawczyni mówiła, że są bardzo dobre i cieszą się dużą popularnością. Zresztą widziałam inne dzieci na plaży, które nosiły podobne.

– Ale nawet nie wiadomo, czy mają filtr przeciwsłoneczny – narzekała córka. – Wiesz, że jeśli nie mają, to takie okulary nawet bardziej zaszkodzą, niż pomogą.

– Dlatego właśnie nie kupowałam ich na ulicy, kochanie, a informacja o tym, że jest filtr, była na szybce, tylko ją odlepiłam – broniłam się jak mogłam.

Mimo to córka zdecydowała, że Kubuś  nie powinien nosić okularów, które mu kupiłam. Tydzień później wyposażyła go w bardzo drogą parę, której jednak on nie chciał nosić, bo wolał te „od babuni”. Karina pozostała nieugięta. Skończyło się na tym, że nie nosił żadnych.

Mogę kupować tylko to, co jest na liście

Kolejna sprawa to zabawki. Jeśli klocki – to tylko te od kilku najlepszych producentów na rynku. Absolutnie nie te drewniane, malowane z supermarketu, bo są toksyczne. Samochodziki tak samo – muszą być takiej a takiej firmy.

Któregoś dnia zobaczyłam na wystawie sklepowej śliczny czerwony traktor i pod wpływem impulsu kupiłam go dla Kubusia. Kiedy go zobaczył, oszalał z zachwytu. Od razu zaczął się nim bawić, a inne samochodziki rzucił w kąt. Jednak córka miała zastrzeżenia, bo znów nie znała producenta. Powiedziała mi, że tanie zabawki bardzo łatwo się psują, pękają albo kruszą i może dojść do nieszczęścia, gdy dziecko połknie jakiś drobny element.

– No, ale ja nie mam pod nosem firmowych sklepów z zabawkami, tylko takie całkiem zwyczajne – powiedziałam córce.

– Mamo, jak chcesz oszczędzać na dziecku, to daj sobie spokój – powiedziała. – Po prostu zamiast mu kupować mu kiepskie zabawki, lepiej mu ich nie kupuj wcale.

– Kochanie, wierz mi, ja przy wyborze prezentu nie kieruję się ceną, bo nie o to chodzi, ile coś kosztuje, tylko o to, żeby zabawka była ładna, bezpieczna i żeby się dziecku podobała. Jednak mam trochę związane ręce, bo jak dotąd nic, co kupiłam Kubusiowi ci się jeszcze  nie spodobało.

Córka zwiesiła głowę.

– Oj, mamo, nie bierz tego do siebie. Moje pokolenie zwraca uwagę na pewne kwestie, na które twoje nie zwracało.

– Tak, bo my byliśmy szczęśliwi, jeśli w ogóle coś mogliśmy naszemu dziecku kupić do zabawy i...

– Wiem, wiem – przerwała mi. – Ale czasy się zmieniły. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile teraz jest toksycznego chłamu. Trzeba bardzo uważać.

Rezultatem tej rozmowy był pomysł stworzenia listy zabawek (z podaną nazwą firmy). Przed różnymi uroczystościami, na przykład przed gwiazdką, my i drudzy dziadkowie dostajemy spis prezentów do wyboru. No i książeczki. To też podlega surowej cenzurze mojej córki. Preferowane są tylko egzemplarze wybranych wydawnictw, bo jak mówi Karina, chciałaby odciąć dziecko od tandety cukierkowych obrazeczków „na jedno kopyto”.

Takich cudów u nas nie ma

– Chciałabym, żeby moje dziecko mogło stykać się z książkami dobrze wydanymi, na pięknym papierze. Żeby widziało ilustracje w różnych stylach. Zrobiłam już nawet listę książek z uwzględnieniem wydawnictw, bo wiesz, znana bajka, jak „Kopciuszek”, „Pinokio” czy „Czerwony Kapturek”, może być wydana albo beznadziejnie albo naprawdę pięknie. I ja już wiem, które konkretnie wydania chciałabym dla Kubusia, więc darujmy sobie eksperymenty.

To mnie jakoś szczególnie dotknęło. Czy moja córka sądzi, że ja chcę eksperymentować na własnym wnuku? Zawsze mam najlepsze intencje. Nie mieszkam w stolicy, jak córka, tylko w małej podwarszawskiej miejscowości, gdzie jest tylko jedna księgarnia i tylko dwa sklepy z ubrankami i zabawkami dla dzieci, nie ma więc aż tak wielkiego wyboru.

Ale czy to oznacza, że nie mogę po prostu spontanicznie kupić czegoś wnusiowi? Czy wszystko muszę uzgadniać z córką albo sprawdzać, czy znajduje się na jej liście? Zwłaszcza że naprawdę niewiele rzeczy z tej listy mogę w naszych sklepach znaleźć. I to nawet nie chodzi o ceny, ale o to, że są to zabawki firm, których produkty nie zawsze są dostępne poza dużymi sieciami, a przez Internet boję się kupować.

Pozostaje mi więc dawać wnukowi pieniądze. I tak właśnie robię. Córka jest zadowolona, bo może kupić Kubusiowi to, co wydaje jej się najlepsze. I niby w tej sytuacji jest to rozwiązanie optymalne, ale jakoś mi smutno, bo kupowanie prezentu osobie, którą bardzo się kocha, to wielka przyjemność. A ja zamiast czerpać z tego radość, jestem w stresie, czy to, co kupuję dla wnuka, spodoba się mojej córce.

Czytaj także:
„Teściowa okradła mojego synka, bo mściła się, że żyjemy w dostatku. Kładła nam kłody pod nogi, bo mąż nie został rolnikiem”
„Ojciec zamiast prezentu z Niemiec przywiózł mi... macochę. Choć była dobra i ciepła, widziałam w niej >>złodziejkę tatusiów<<”
„Rodzice zrobili z mojego brata maminsynka. Był starszy, a to ja musiałem się nim opiekować i wiecznie mu pomagać”

Redakcja poleca

REKLAMA