Przywiozła go do nas na weekend i przedstawiła jako swojego prawie narzeczonego. „Prawie” robi wielką różnicę, pomyślałem i postanowiłem rozgonić ten związek. Nie od razu tak zdecydowałem, jednak kiedy odmówił wypicia zimnego piwka, potem skrzywił się na drinka przed obiadem, a w końcu zmartwił i zdenerwował moją żonę, oświadczając, że nie je mięsa i produktów odzwierzęcych, więc prosi tylko o ziemniaki i sałatę z oliwą, byłem pewien, że z tej mąki chleba nie będzie.
Dawno nie pamiętam tak drętwej atmosfery przy stole! Był u nas wtedy mój szwagier znany z tego, że świetnie opowiada kawały i potrafi rozbawić całe towarzystwo, ale i jemu się nie udało, bo po paru dowcipach musiał spasować, widząc zwieszony na kwintę nos tego odmieńca.
– Pana to nie śmieszy? – spytał szwagier.
– Nie bardzo – usłyszał od Michała. – Nie lubię świntuszenia, zwłaszcza przy kobietach. To nieeleganckie i niegrzeczne.
Szwagier poczerwieniał i chyba chciał mu pokazać, na czym polega prawdziwa niegrzeczność, bo właśnie się podnosił z krzesła, gdy moja córka powiedziała, że oni właśnie skończyli jeść, że przepraszają, ale mają w planie długi spacer i zwiedzanie okolicy. Nikt ich nie zatrzymywał, więc po chwili byliśmy sami…
– No, to ja wam nie zazdroszczę – sapnął szwagier. – Takiego chcecie wpuścić do rodziny? Na bank się nie dogadacie. Tylko współczuć!
Mam porywczy charakter i niełatwo ustępuję, a uparłem się, że tego odmieńca nie chcę u siebie widzieć. Na nieszczęście moja córka ma takie samo usposobienie, więc było oczywiste, że wcześniej czy później polecą wióry!
Więcej nie chcę go tu widzieć
Tak się stało. Prawda, że kiedy pod wieczór wrócili z tych wycieczek, byłem po sporym kielichu i złość we mnie aż buzowała, ale gdyby mi się nie postawił, to nie doszłoby do takiej awantury.
Najbardziej się wściekłem, że ona promieniała z radości i w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Skakała koło tego durnia, zaglądała mu w oczy i szczebiotała jak kanarek. Musiałem to przerwać!
– Masz się też przed kim tak wdzięczyć – powiedziałem i dodałem, że na szczęście dla wszystkich wizyta tego pana jest u nas pierwsza i ostatnia, bo ja go więcej nie zapraszam.
To był początek strasznej kłótni, a potem obcości między nami, która trwała przez długie miesiące. Oboje z córką jesteśmy zacięci i łatwo nie odpuszczamy, a moja żona ma zbyt łagodny charakter, żeby sobie z nami poradzić. Oczywiście próbowała nas godzić, ale tylko dolewała oliwy do ognia, namawiając to Monikę, to mnie, żebyśmy ustąpili i dali spokój. Efekt był wręcz odwrotny – jeszcze większy upór i przeświadczenie o własnej racji.
Kto wie, jak długo by to trwało, gdyby nie wypadek samochodowy. Wyłączył mnie z życia i pracy właśnie wtedy, gdy podpisałem nowe, korzystne, ale wymagające kontrakty i uruchamiałem w firmie nową produkcję. Na początku nie było wiadomo, czy wrócę do świadomości i sprawności fizycznej. Kiedy wreszcie zacząłem kontaktować, pierwszą myślą było, że grozi mi bankructwo, bo nie ma nikogo, kto by się zajął sprawami zakładu.
Wtedy się dowiedziałem, że Monika się tym zajęła i na początek pomyślnie wynegocjowała z kontrahentami zmiany terminów realizacji ich zamówień. Nie mogłem uwierzyć, że jej się to udało, bo jak dotąd nie bardzo się interesowała rodzinnym biznesem. Okazało się jednak, że i pod tym względem moja córka ma tatusiowe geny.
Prawda zawsze zwycięża
Znacznie później okazało się, że nie była w tym sama; pomagał jej narzeczony, ten sam, którego pogoniłem i którego nie chciałem znać. To był dopiero brylant w interesach. Biegle trzy języki, dwa dyplomy wyższych uczelni, instynkt, wyczucie rynku, odwaga i ekonomiczna perfekcja: wcześniej nie miałem o tym pojęcia, bo widziałem w nim tylko kogoś, kto według mnie do niczego sensownego się nie nadaje, bo nie pije wódy i piwa, nie żre golonek i nie rechocze z pieprznych kawałów.
Kiedy wreszcie do mnie dotarło, z kim mam do czynienia, musiałem przyznać, że to ja jestem idiotą oceniającym ludzi po jakichś kompletnie nieistotnych pozorach. Na szczęście przy całym swoim zacięciu i głupim uporze zachowałem resztki rozsądku i umiałem przeprosić, przyznać się do błędu i podziękować Michałowi za pomoc.
Nadal nie nadaję się do pracy zawodowej. Czeka mnie leczenie i bardzo długa rehabilitacja. Na szczęście nie muszę się o nic martwić, bo firma jest w najlepszych rękach, co ma obecnie wielkie znaczenie, bo niedługo na świecie pojawi się nowy spadkobierca rodzinnego interesu. Mam nadzieję, że będzie rósł zdrowo i że będzie podobny do swojego taty.
Czytaj także:
„Mój zięć uwielbiał mi umniejszać. Pajac lekceważył mój intelekt do momentu, aż nie wygrałam fortuny w teleturnieju”
„Nadopiekuńczy zięć odebrał nam prawo bycia prawdziwymi dziadkami. Najchętniej zamknąłby wnuczki pod kloszem”
„Myślałam, że zięć to rycerz na białym koniu, który uratował moją córeczkę. Okazałam mu zaufanie, a on wytarł nim tyłek”