Najpierw, gdy Magda powiedziała, że chce razem z Robertem wynająć mieszkanie i wyprowadzić się z domu, poczułam ucisk w sercu. Nawet się popłakałam, bo czas jej dzieciństwa tak szybko przeleciał. Ot, syndrom pustego gniazda.
Z jej ojcem rozstałam się kilka lat temu. Zakochał się, a ja nie rozpaczałam, bo między nami zostało tylko przyzwyczajenie, żadnej miłości. Gdy się wyprowadził, zrobiło się ciut luźniej. Przez lata gnietliśmy się w trójkę na 42 metrach, w dwóch pokojach. Magda zawsze miała własny, ale mój – a wcześniej nasz – był jednocześnie salonem, jadalnią, suszarnią, prasowalnią.
Córka wynajęła mieszkanie
Gdy córka wyniosła się do swojego, choć na razie wynajmowanego mieszkania, najpierw byłam smutna, ale później przyszło olśnienie: nareszcie mogę mieć własną sypialnię! Zanim zabrała ostatnie pudło, zapytałam ją, czy na pewno chce takiej zmiany.
– Jasne, mamo! – zawołała. – Najwyższy czas. Mam 21 lat, jestem w poważnym związku.
– Więc nie wrócisz?
– No nie… – uśmiechnęła się do mnie pocieszająco – Ale to przecież naturalne. Dziwne byłoby, gdybym cały czas mieszkała z tobą. Jak niektórzy moi znajomi z rodzicami – dorzuciła.
– To co z twoim pokojem?
– Zrób, co chcesz… O, możesz tam urządzić składzik.
Moja córka wyprowadziła się w czwartek, a w piątek, kiedy wróciłam po pracy, z przyzwyczajenia usiadłam w swoim stałym miejscu, w rogu kanapy. Na stole postawiłam kubek herbaty i rozejrzałam się wokół. To niesamowite. Po tylu latach miałam dla siebie całe 42 metry!
I nagle zamarzyła mi się własna sypialnia w kolorze przydymionego różu i czekolady. Jasna lampa i stolik obok łóżka, gdzie będę mogła ułożyć stosik książek. I bezkarnie porozkładać swoje ciuchy na fotelu! Może ustawię sobie też odtwarzacz, żeby zaraz po przebudzeniu i przed snem słuchać muzyki? Kocham jazz, szczególnie ten z lat 50., amerykański swing. Córka zawsze mi kazała wyłączać te starocie. Ale teraz mogłam robić, co chciałam, jeść, o której chciałam, chodzić nago po domu – i słuchać jazzu!
Wreszcie miałam mieszkanie tylko dla siebie
Gdy do mnie to w końcu dotarło, tak mnie niesamowicie ucieszyło, że wymierzyłam pokój Magdy i pojechałam kupić pędzle, farbę i nową wykładzinę. Miałam wizję i zamierzałam ją natychmiast zrealizować. Zaabsorbowana moimi planami na drugi dzień zapomniałam zadzwonić do córki. To ona odezwała się pierwsza.
– No co ty, mamo? – spytała z lekkim wyrzutem. – Czemu do mnie nie dzwonisz i nie pytasz, jak mi jest na nowych śmieciach?
– Właśnie miałam to zrobić – skłamałam, bo cała byłam zakurzona i brudna, ale szczęśliwa.
Akurat odrywałam starą wykładzinę i wyganiałam pająki.
– To jak ci tam, córeczko?
– Świetnie. Właśnie malujemy kuchnię, bo obydwoje z Robertem stwierdziliśmy, że tamten grafit nie bardzo pasuje. A ty co robisz?
– Ja… – już miałam wiedzieć, że też maluję, jednak coś mnie powstrzymało; nie chciałam, żeby pomyślała, że tylko czekałam, aż się wyprowadzi. – Sprzątam.
– To ja wpadnę któregoś dnia! – zawołała na pożegnanie. – A jak tu wszystko uporządkujemy, to zaprosimy cię na kolację.
Trzy dni później miałam nową wykładzinę, nowe rolety w oknach, a delikatnie czekoladowe ściany wprawiły mnie w doskonały nastrój. Pokój pachniał świeżością. Ustawiłam sprzęt grający, głośniki. Na parapecie postawiłam donicę z bluszczem, zapaliłam świecę. Włączyłam jazz i padłam na łóżko zmęczona, lecz pierwszy raz od dawna niemożliwie szczęśliwa. Nie miałam pojęcia, że posiadanie tylko dla siebie kilkudziesięciu metrów tak może człowieka uradować.
Przez moment poczułam się nawet trochę winna. Zganiłam siebie, że przecież w jakimś sensie straciłam już córkę, bo przeszła na stronę dorosłości, i teraz już będę tylko samotną panią w średnim wieku, a nie mamą, która jest zawsze potrzebna…
Kilka dni później Magda wpadła z niezapowiedzianą wizytą.
– O! – zrobiła wielkie oczy na widok swojego pokoju – Szybko się z tym uwinęłaś! – w jej głosie było trochę podziwu, trochę niezadowolenia. – Czyli teraz nie mam już pokoju? – zakończyła niby żartobliwie, ale gdzieś na dnie pobrzmiewała pretensja.
Szybko skończyły im się pieniądze
– Powiedziałaś, że mogę zrobić, co chcę – odparłam lekko. – Więc nareszcie mam własną sypialnię.
Magda jakby się zmitygowała.
– Jasne, jasne – powiedziała szybko. – Należy ci się po tylu latach mieszkania w przechodnim.
A potem już tylko mówiła o sobie i Robercie. Jak im się cudownie mieszka, jaki mają piękny widok z okna. Na park, a w parku staw. Jak blisko wszędzie.
– Przyjdziesz do nas wieczorem w sobotę na kolację? – poprosiła. – Będzie też mama Roberta z Jurkiem. Wiesz, to jego brat. W końcu się poznacie.
– Oczywiście!
Ciekawa byłam mieszkania. Ciekawa rodziny Roberta.
– Ugotujemy coś pysznego – obiecała Magda już przy progu i cmoknęła mnie w policzek. – Pa!
Mieszkanie rzeczywiście było urocze. Mama Roberta miła, brat trochę dziwny, ale co mnie to właściwie obchodziło? Kolacja przy świecach jak z najdroższej restauracji. Robert gotował świetnie. Cieszyłam się, że moja córka trafiła na fajnego faceta.
Wyglądał na odpowiedzialnego. Studiował zaocznie architekturę i pracował w sklepie muzycznym. Z jego pieniędzy płacili za wynajem. Niezbyt dużo, bo je remontowali. Zwykła cena za takie lokum byłaby dla nich zaporowa. Pieniądze Magdy przeznaczali na życie i przyjemności. Takie przynajmniej były plany. Bo po trzech miesiącach coś zaczęło zgrzytać. Magda zadzwoniła do mnie z płaczem.
– Roberta wywalili z pracy! Niby to redukcja etatów, ale z plotek wiemy, że musiało się znaleźć miejsce dla siostrzenicy szefa – chlipała. – Jasna cholera!
Pocieszałam ją, że Robert jest młody, zna języki, inną pracę szybko znajdzie. Nie znalazł. Pieniądze skończyły się im po dwóch kolejnych miesiącach.
Jestem coraz bardziej zmęczona i zła
– Mamo, nie mamy wyjścia, musimy się wyprowadzić – znów słyszałam, jak Magda połyka łzy.
– Dokąd? – spytałam.
– Szukamy czegoś tańszego, ale to nierealne, bo sama wiesz, że płaciliśmy grosze po znajomości. Teraz nawet tyle nie mamy.
– Może wprowadźcie się na chwilę do mnie – sama nie mogłam uwierzyć, że to mówię! – Na jakiś czas… Dopóki Robert nie znajdzie pracy.
Magda się tak ucieszyła, jakby wygrała w totka.
– O rany, mamo, kocham cię! – Dziękuję! No i oczywiście, że tylko na jakiś czas.
Przyjechali z rzeczami zaraz następnego dnia. Robert uścisnął mnie serdecznie i zapewnił, że to tylko chwilowe, że szuka pracy, a ofert jest mnóstwo. Byłam dobrej myśli, jednak na razie moją czekoladową sypialnię diabli wzięli – czy raczej Magda z narzeczonym. Ja znowu przeniosłam się do starego kąta.
Zagęściło się tak jak wtedy, gdy jeszcze mieszkał z nami Rysiek. Znów stałam w kolejce do łazienki. O chodzeniu nago po domu i słuchaniu jazzu mogłam zapomnieć. Tylko że po tym jak już tego wszystkiego posmakowałam, było mi trudniej i – co tu dużo mówić – wkurzałam się…
Denerwowały mnie brudne naczynia, hałasy do nocy. Ich znajomi, którzy wpadali co piątek. Dni mijały, Robert szukał pracy, jednak ofert wcale nie było aż tyle. Zawsze robotę dostawał kto inny. Albo on nie miał szczęścia, albo się specjalnie nie starał. Raz, kiedy szansa była ogromna, bo szukali kogoś do branży muzycznej – zaspał na rozmowę kwalifikacyjną! Odniosłam wrażenie, że Robertowi jest całkiem dobrze. Posprzątają, ugotują. Ktoś zapłaci za czynsz, gaz, światło. Aż mnie skręcało ze złości, bo do rachunków się nie dokładali.
Po pięciu miesiącach wspólnego życia na kupie miałam dość. Gdzie ta ich samodzielność? Dlaczego 23-letni facet i prawie 22-letnia kobieta nie potrafią sobie dać rady, kiedy mają na utrzymaniu tylko siebie? Jestem zmęczona, rozdrażniona, nie mówiąc o tym, że finansowo już ledwo ciągnę. Chyba powinnam im „wypowiedzieć umowę”. Tylko czy wtedy nie stracę córki? Czy Magda nie odbierze tego jak wyrzucenie na ulicę?
Czytaj także:
„Zięć to miernota, nigdy groszem nie śmierdział. Zmajstrował mojej córce dziecko i teraz ja utrzymuję całą trójkę”
„Mąż stracił pracę i nie spieszy mu się do nowej. W domu palcem nie kiwnie, więc utrzymuję dom, sprzątam i gotuję sama”
„Zaślepiona miłością sprowadziłam do domu nieroba i jego synalka pasożyta. Zrobili sobie ze mnie skarbonkę”