„Mąż wyleciał z pracy i stał się rasowym kanapowcem. Spodobało mu się bycie utrzymankiem, ale ja to ukrócę”

załamana kobieta fot. iStock, vorDa
„– Co z ciebie za babka, że domu nie potrafisz utrzymać w czystości? Jak ci nie pasuję, to zaraz pójdę do innej!”.
/ 18.03.2024 13:25
załamana kobieta fot. iStock, vorDa

Za moich czasów mężczyzna miał zarabiać, a kobieta zajmować się domem i dziećmi. A co zrobić, gdy mężczyzna nie chce pracować? Jeszcze tylko ten paznokieć. Różowy, piękny... Na pewno spodoba się Markowi, przecież zawsze mi powtarzał, że lubi zadbane kobiety.

Miał nawet pretensję, że nie dbam o siebie tak, jak kiedyś. To prawda, nie chodzę w obcisłych spodenkach, bo lata nie te. A poza tym człowiek nie myśli tyle już o urodzie, bo zwykłe, codzienne sprawy wysunęły się na pierwszy plan.

Marek może się podobać

– Ale teraz to się zmieni! – bezwiednie powiedziałam na głos i aż się roześmiałam, że taka odwaga mi nie wiadomo skąd przyszła. – Ciekawe, co na to Maruś powie... zdziwi się chłopina, to pewne. Ale będzie się musiał przyzwyczaić. Oj, będzie musiał... – i znowu się roześmiałam. Czekał mnie ciekawy czas.

Trzeba przyznać, że mój Marek może się podobać. Wysoki, przystojny, wąsik czarny, garnitur dobrze skrojony, figurka jak trzeba, nie jak te cherlaki, co ich teraz pełno w telewizji pokazują. Nic dziwnego, że osiemnaście lat temu oczu od niego nie mogłam oderwać.

Poznaliśmy się w górach, w takim ośrodku, w którym kiedyś organizowano wczasy pracownicze. On prowadził tam wieczorki zapoznawcze, wycieczki, rozbawiał towarzystwo, a jak trzeba było, to i kielonek postawił... Ja przyjechałam dotrzymywać towarzystwa ciotce, siostrze mojej mamy.

Nic jednak z tego nie wyszło i kobiecina całe dnie musiała siedzieć sama, bo ja wychodziłam z przystojnym Marusiem – a to do kina, a to na spacer... Na pożegnanie wymieniliśmy się adresami. I choć dzieliła nas spora odległość, to ja postanowiłam, że nie dam Markowi o mnie zapomnieć. Dzwoniłam, pisałam, narzucałam się...

A jemu to się nawet podobało, bo znaczyło, że kobieta ze mnie przedsiębiorcza. Potem miałam się zorientować, że on po prostu lubi, jak babka wszystko za niego załatwi.

Zaczął przyjeżdżać do Warszawy, do moich rodziców zagadywać, i tak od słowa do słowa, wyszło, że się pobierzemy. Pewnie nie bez wpływu na to był fakt, że spodziewałam się już wtedy małego Piotrusia. Co tu kryć, czasy były takie, że jak jest dziecko, to musi być i ślub.

Wynajęliśmy kawalerkę na peryferiach miasta i zaczęło się to nasze wspólne życie. Przyszło jedno dziecko, potem drugie, a potem, Bóg dał i trzecie. Ciasno nam trochę było w tym jednym pokoju, ale człowiek wtedy nie był przyzwyczajony do wygód, jak teraz młodzi. Ja nie pracowałam, żyliśmy tylko z pensji Marka, więc i skromne to było życie, ale na chleb nigdy nam nie brakowało.

Nowe historie z życia wzięte:

Czy tatuś mnie nie lubi?

Marek pracował jako kierownik domu kultury i w tych czasach złego słowa nie mogłam na niego powiedzieć. A że przy dzieciach nie pomagał – takie czasy były – pieniądze do domu przynosił, to było najważniejsze. Wracał z pracy o osiemnastej, włączył telewizję, wyjął gazetę i tyle go było. Pewnie, nieraz się zżymałam, szczególnie jak mały Aruś, robił buzię w podkówkę i pytał żałośnie:

– Dlaciego tatuś zie mną nigdy się nie bawi? Czy tatuś mnie nie lubi?

Ale w sumie to nie miałam większych pretensji. Tak mnie wychowano, że mężczyzna jest od tego, żeby pracował i leżał na kanapie, a kobieta ma stać przy garach – zdrowa czy chora, chce czy nie chce. Taki to już jej babski los niefortunny i buntować się nie ma co.

Ale przyszły gorsze lata, a wraz z nimi kryzys. I wtedy dom kultury, w którym Marek pracował, zamknięto. Podobno za małe było zainteresowanie lokalnej społeczności. Nie znam się na tym za bardzo, ale teraz, jak trochę świata liznęłam i mydlić sobie oczu już dłużej nie dam, to tak sobie myślę, że chyba Marek za mało się starał i widocznie nic nie zrobił, żeby ludzi przyciągnąć.
No i spadło na nas to jego zwolnienie jak grom z jasnego nieba.

Dobrze, że dzieciaki już chodziły do szkoły, bo inaczej nie wiem, jakby to było. A tak, to jasnym się stało, że muszę pójść do pracy. Marek niby czegoś szukał, niby chodził, niby gazetę przeglądał, ale jakoś tak wszędzie mu odpowiadali, że lata nie te, że doświadczenie za małe, że języka nie zna. Więc on tak coraz mniej zaczął te ogłoszenia przeglądać, coraz mniej zaczął do urzędu pracy zachodzić, a coraz więcej polegiwał na kanapie. Nieraz do szwagra zaszedł do warsztatu, pogadał, po mieście się przeszedł, to i dzień mu zleciał.

Co dziwniejsze, wcale go to bezrobocie tak nie bolało. Po pierwszym szoku zaczął widzieć jego dobre strony. Słyszałam, jak przechwalał się kolegom, że nie musi wcześnie wstawać, żonka obiad ugotuje, a on sobie, jak ja pójdę do pracy, jakieś filmy na kasetach obejrzy. Już ja wolałam nie wnikać, co on ogląda, jak mnie i dzieci nie ma w domu.

Do pracy poszłam, jak tylko zobaczyłam, że na Marka pomoc to za bardzo liczyć nie mogę. Bo ja, oczywiście, nie mogłam w ofertach przeglądać jak w ulęgałkach, wzięłam co było – zatrudniłam się na kasie w takich małych delikatesach spożywczych. Dużo pieniędzy z tego nie było, ale na podstawowe sprawy starczało.

Ciągle leżał na kanapie

A czasami to i rodzice coś dorzucili wiedząc, że Maruś stracił pracę. A jak najstarszy syn, Piotrek zatrudnił się na weekendy w pizzerii, to już całkiem narzekać nie było na co. A zwłaszcza Maruś nie miał na co narzekać.
Myślicie, że jak pracowałam na pierwszą zmianę i wstawałam o piątej rano, to po powrocie do domu zastawałam obiad ugotowany i mieszkanie wysprzątane?

Skąd! Marek leżał jak zwykle na kanapie, a ja, ledwie stojąc na nogach, już od drzwi biegłam do kuchni, bo zaraz słyszałam:

– Ile tobie ten dojazd do pracy zajmuje, ja nie mogę! Ja to bym raz dwa obrócił, a ty to chyba wszystkie kąty po drodze obejdziesz... A na obiad co kupiłaś? Trzeci raz w tym miesiącu kurczak? Schabu mi się chce... ale niech będzie i kurczak, byle prędko, bo zgłodniałem!

Oczywiście, że próbowałam łagodnie protestować. Mówiłam na przykład:

– Mareczku, jutro muszę zostać na drugą zmianę, więc będę później, to żebyś nie siedział bez obiadu, obierz sobie kilka ziemniaków, mięso zostawię rozmrożone, to kotleta tylko usmaż...

Myślicie, że Marek zrobił tak, jak mu poleciłam? Ależ skąd! Wracam, a tu mięso kapie na podłogę, kartofle, jak leżały nieobrane pod zlewem tak leżą nadal, w mieszkaniu bałagan, zabłocone buty na środku przedpokoju, kurtka byle jak przewieszona przez drzwi, a w pokoju u dzieciaków prawdziwa Sodoma i Gomora. I w środku tego wszystkiego mój ślubny jak król, z nieodłącznym pilotem w jednej ręce i z puszką piwa w drugiej.

Marek dolewał oliwy do ognia

– Co ty robiłeś cały dzień?! – krzyczałam wtedy. – I co jadłeś?!

– Poszedłem sobie tutaj do takiej knajpki na dole – śmiał się wówczas Marek.

A we mnie aż się wszystko gotowało, bo na takie luksusy jak kotlety za osiem złotych, to nie było nas stać. A Marek jeszcze dolewał oliwy do ognia, mówiąc:

– Wiesz, jaka tam kobitka obsługuje?! Wszystko ma jak trzeba, na swoim miejscu, króliczku, mówię ci! Nic dziwnego, że chłopy tam latają jak muchy do lepu...

Nie byłam zazdrosna, bo kto by tam sobie zawracał głowę takimi głupotami po osiemnastu latach małżeństwa. Jednakże, na wszelki wypadek, następnym razem już dbałam, żeby kotlety były gotowe – tylko włożyć je do mikrofalówki, a zupa tylko ją na gaz podstawić... No bo po co licho kusić takimi paniami, co to "wszystko mają na swoim miejscu"? Chłop to wiadomo, tylko chłop.

I tak wracałam zagoniona z pracy, a w domu brałam się za sprzątanie, gotowanie, pranie. Na Marka w żadnej sprawie domowej liczyć nie mogłam.

– Moja matka nigdy w życiu by ojca nie poprosiła o takie rzeczy, wstydu nie masz! – krzyczał, kiedy raz nie wytrzymałam i wygarnęłam mu, że nic nie robi. Albo:

Co z ciebie za babka, że domu nie potrafisz utrzymać w czystości? Jak ci nie pasuję, to zaraz pójdę do innej!

Nieraz miałam ochotę mu powiedzieć, żeby poszedł nawet do samego diabła! Ale, koniec końców, nic nie mówiłam, bo charakterna to ja nigdy nie byłam i awantur w domu nie lubiłam.

I tak by to pewnie trwało, gdyby nie moja córka, Kasia. Poszła do szkoły do Katowic, znalazła tam sobie chłopaka, no i zaczęła z nim do nas przyjeżdżać. Niby nic dziwnego, w końcu dziewczynie dwudziesta wiosna szła. Ale jak ten Krzysiek zaczął się u nas pojawiać... wyjść z podziwu nie mogłam:

– Kasiu, usiądź sobie, ja pozmywam! – mówił na przykład, a moja córka wcale się nie rwała do pomocy ukochanemu, siadała na kanapie i czytała magazyn.

Początkowo wstyd mi było za nią, więc w kuchni mówię dyskretnie:

Kaśka, jak tak będziesz tym chłopem się wysługiwać, to on cię prędko rzuci, wspomnisz matki słowa...

Ale ona się tylko roześmiała i mówi:

– Niech się mamusia nie boi, teraz nie te czasy, żeby babki wokół facetów skakały, tak jak mama wokół taty. Takiego nieroba, co tylko umie leżeć na kanapie i piwko popijać, to ja bym prędzej popędziła, niżby się mamusia obejrzała. A Krzysiek wie, że nie tylko przed ślubem, ale i po ślubie będzie musiał połowę obowiązków wziąć na siebie, jeśli ja mam też iść do pracy – i wcale się temu nie dziwi! Teraz tak jest, mamuś – rów-no-up-raw-nie-nie

Najpierw pomyślałam, że świat do góry nogami się przewraca: bo jak to, chłop do dziecka ma wstać w nocy, obiad ugotować? A babka co? Ale potem zaczęłam widzieć, że jest w tym sens.

Marek tak naprawdę mnie wykorzystuje! Nic dziwnego, że pracy nie szuka, skoro wszystko za niego robię! Czy tak postępuje prawdziwy mężczyzna? A kiedy ja ostatnio byłam u kosmetyczki, u fryzjera, kupiłam sobie nowy ciuch? Kiedy miałam czas, żeby pójść z koleżanką na spacer? Nigdy, bo prosto po pracy biegnę ugotować obiad swojemu... dzidziusiowi! Tak, tak – taki mąż to przecież jak małe dziecko!

A ja już swoje dzieci odchowałam. Marek jest zdrowy jak koń, tylko po prostu patologicznie leniwy – a ja go jeszcze w tym lenistwie utwierdzam!

– Dosyć tego! – krzyknęłam do siebie.

Postanowiłam się zbuntować i na znak tego buntu pomalowałam paznokcie różowym lakierem z brokatem. Kiedyś podobał się Markowi, ale ja go nie nosiłam, bo przy pracach domowych mógłby mi się zniszczyć.

Początek nie był łatwy

W końcu Marek przez kilka lat był przyzwyczajany do tego, że traktuję go jak dziecko.

– Kochanie, dzisiaj będę późno – powiedziałam słodko, wychodząc następnego dnia do pracy. – Idę do kosmetyczki...

– Gdzie? – Marek dopiero co się przebudził. – Na stare lata na głowę ci padło? A komu ty się chcesz podobać? Wracaj szybko, bo kto mi obiad zrobi...
– Tobie się chcę podobać, kochanie – dalej nie przestawałam być słodziutka. – Zawsze powtarzasz, że lubisz zadbane kobiety. A obiad sam sobie musisz zrobić, i jeszcze Pawełkowi, bo przyjdzie popołudniu! Mięso masz w lodówce, a włoszczyznę musisz kupić... Pa! – krzyknęłam, nim Marek zdążył zaprotestować.

Tego dnia Marek nie zrobił sobie obiadu. Nie mógł jednak też nic kupić, bo zadbałam o to, by w domu nie było żadnych pieniędzy – koniec z jedzeniem na mieście z lenistwa! Kiedy wróciłam, czekał na mnie wściekły przy drzwiach:

– Umieram z głodu! Gdzie ty byłaś?!

– Ależ, kochanie – nie porzucałam słodkiego tonu. – Przecież umawialiśmy się, że zrobisz sobie sam! A ja teraz nie mam czasu, umówiłam się z Alą na plotki! Tyle czasu ze sobą nie gadałyśmy...– i wyszłam do sąsiadki.

Zawsze o tym marzyłam!

Po kilku dniach mój mąż zrozumiał, że, jak to się wyraził, "żona mu się znarowiła" i na obiadki nie ma co liczyć. Nadszedł czas, by po tylu latach nauczyć się obsługiwać kuchenkę gazową! Zrozumiał też, że jeśli naśmieci, będzie siedział w bałaganie, bo ja skończyłam ze sprzątaniem po pracy! Musiał zakasać rękawy i polubić odkurzacz. Przyznam, że szybko uczył się ten mój mężulek!

Po kilku tygodniach zauważyłam, że przegląda w gazecie oferty pracy. Gdzieś dzwonił, z kimś rozmawiał i... w końcu znalazł pracę jako ochroniarz na parkingu. Nie skomentowałam tego, ale w myślach uśmiechnęłam się do siebie: "Ha! To moja strategia zadziałała! Lepiej być ochroniarzem i siedzieć w ciepłym pomieszczeniu z telewizorkiem, niż zasuwać cały dzień w domu, co?".

A dodatkowe pieniądze bardzo się przydadzą. Zamierzam iść w końcu na jakiś kurs... Zawsze o tym marzyłam!

Czytaj także:
„Dla męża byłam planem awaryjnym. Gdy nudziło mu sie fikanie z kochankami, wracał do małżeńskiego łoża”
„Kumpel myślał, że żona go zdradza, a ja wybijałem mu to z głowy. Nie mógł się dowiedzieć, że jestem jej kochankiem”
„Spod klosza rodziców trafiłam do wielkiego świata. Ciągła impreza i obcy faceci w łóżku – tak wyglądała moja wolność”

Redakcja poleca

REKLAMA