„Córka rozplanowała mi życie na emeryturze. Miałam być darmową niańką dla wnuków, bo przecież i tak się nudzę”

Załamana dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, aletia2011
„Każda babcia kocha swoje wnuki i uwielbia spędzać z nimi czas. Jednak niekiedy nawet babcie potrzebują chwili dla siebie… Starałam się, wytłumaczyć to córce, ale bez skutku. Mimo że staję na głowie, usłyszałam, że opieka nad wnukami to powinność każdej babci, a ja jestem egoistką”
/ 22.09.2021 13:47
Załamana dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, aletia2011

Przechodząc na emeryturę, sądziłam, że wreszcie będę mieć na wszystko czas. Na czytanie, oglądanie seriali, spacery z psem, może nawet na rozwinięcie jakiegoś nowego hobby. Nie wiedziałam tylko, że moja córka ma zupełnie inne plany co do zagospodarowania mojego czasu.

– Mamo, podrzucę ci rano Marysię i Pawła, dobrze? – zadzwoniła w pierwszych dniach września.– Odprowadź ich do przedszkola i szkoły, okej? Ja po prostu się nie wyrabiam, żeby potem zdążyć do pracy! Możesz, prawda?

Co miałam odpowiedzieć na tak postawione pytanie, czy raczej serię pytań? Zgodziłam się raz i drugi, potem trzeci i dziesiąty. I tak w połowie października odprowadzanie wnuków było już stałym punktem mojego poranka.

Potem Marysia się rozchorowała i Kasia nie miała z nią co zrobić, więc plan dnia trochę się zmienił. Pawełka odwoziła ona, bo ja zostawałam na cały dzień z Marysią. Kiedy wnuczka wyzdrowiała, wróciliśmy do poprzedniej rutyny. A przynajmniej usiłowaliśmy.

– Mamo, mam okropne problemy z Marysią po tej szkarlatynie… – wyznała mi córka któregoś razu. – Nie może się ponownie zaaklimatyzować w grupie. Wiesz, w końcu nie było jej trzy tygodnie. Panie mówią, że ciągle płacze, siedzi sama w kącie, nie chce się bawić z dziećmi…

Chciałam to skomentować, ale Kasia nie dała mi dojść do słowa. Nie potrzebowała rady, tylko pomocy.
A pomoc miała polegać na odbieraniu Marysi z przedszkola zaraz po obiedzie, przed leżakowaniem i spędzaniu z nią czasu do osiemnastej, kiedy ktoś mógłby po nią przyjechać.

Zaprosiła mnie do siebie w czwartek

Oczywiście się zgodziłam. Kochałam wnuczkę i serce mi się krajało na myśl o tym, że tak się męczy
w przedszkolu. Zaczęłam więc odbierać ją zaraz po dwunastej, kiedy tylko przedszkolaki zjadły obiad. Przy brzydszej pogodzie bawiłam się z nią w domu, a kiedy było ładnie, zabierałam na place zabaw. Czasami podczas tych spacerów spotykałam kogoś znajomego.

– Helenka, jak się masz? Jak ci się żyje na emeryturze? Pewnie nadmiar wolnego czasu, co? – zagadywała mnie na przykład Mira, która została emerytką trzy lata wcześniej.

– No jakoś nie dużo tego czasu, wyobraź sobie – mruknęłam, obserwując Marysię wdrapującą się na zjeżdżalnię. – Rano muszę odprowadzić wnuki do przedszkola, a potem mam je od południa do szóstej.

Mira zrobiła minę pełną zrozumienia, a potem zaproponowała, żebym w takim razie odwiedziła ją koło dziewiętnastej. A najlepiej, żebym zawsze wpadała o tej siódmej w czwartki, bo wtedy z kilkorgiem znajomych spotykają się „na grach”.

Kiedy zapytałam, co to znaczy, wyjaśniła, że ona, jej dwie koleżanki i ich mężowie wpadają do niej raz w tygodniu, żeby pograć w warcaby, karty albo gry planszowe.

–Nie rób takiej miny! Tak naprawdę to grają tylko chłopcy – miała na myśli swoich znajomych emerytów.

– My plotkujemy w kuchni.

Brzmiało kusząco, więc obiecałam, że wpadnę do niej w czwartek. Ten i może kilka następnych.
Niestety, w czwartek Kasia zapisała Pawła na bilans sześciolatka na siedemnastą trzydzieści, ale nie była w stanie wyjść wcześniej z pracy. Zadzwoniła, błagając mnie, żebym z nim poszła do przychodni, a tam wiadomo – kolejka, czekanie, opóźnienia…

Siedziałam z Marysią na kolanach i Pawłem usiłującym odczytywać literki z tabliczek na drzwiach gabinetów aż do za piętnaście siódma. Kasia przybiegła akurat, gdy wychodziliśmy od pani doktor. Byłam tak zmęczona, że nie poszłam do Miry, pocieszając się, że jeszcze wiele czwartków przede mną.

Zaczęła się zima. Dzieci coraz częściej chorowały. Za każdym razem Kasia wzywała do nich dwie osoby. Po pierwsze lekarza. Po drugie mnie.

– No, wszyscy zdrowi! – odetchnęłam, gdy któregoś dnia żadne z moich wnucząt nie miało temperatury, nie smarkało i nie prychało.

Miałam nadzieję, że teraz, kiedy już nie muszę poświęcać tyle czasu nad opiekę nad nimi, wreszcie zdołam trochę odpocząć, zająć się sobą. Od kilku tygodni nie miałam czasu nawet na to, by przeczytać od początku do końca numeru mojej ulubionej gazety z historiami i bardzo mi tego brakowało. W weekend kupiłam trzy różne czasopisma, wpadłam do Miry na kawkę i obejrzałam powtórki ulubionego serialu.

Odpoczywałam trzy dni. Potem Kasia wpadła na pomysł, żeby zapisać Marysię na zajęcia baletowe,
a Pawełka na modelarstwo. Niby lekcje miały się zacząć dopiero od przyszłego semestru, ale córka chciała, żeby jeszcze w starym roku dzieci zobaczyły, czy im się podoba.

No cóż, spodobało im się bardzo. Marysia była zachwycona nauczycielką, spódniczką z tiulu i samym tańcem. Paweł – kiedy zaglądałam przez szparę w drzwiach – kleił modele w ogromnym skupieniu.

Ponoć wyglądałam na bardzo zmęczoną

Tyle że ja nie za bardzo miałam co w tym czasie robić. Bo jakoś tak się złożyło, że zaprowadziłam dzieci pierwsze dwa razy „na próbę”, a potem tak już zostało.

Mój dzień był od początku do końca zaplanowany. Rano Kasia podrzucała mi wnuki, ja je prowadziłam do przedszkola, potem miałam całe cztery godziny przerwy i szłam po Marysię. W niektóre dni mała zostawała u mnie do popołudnia, ale dwa razy w tygodniu chodziłam z nią na balet. Trzecią wycieczkę do domu kultury robiłam w kolejne popołudnie, zaprowadzając tam Pawełka.

Na dzieci czekałam zwykle w holu, na niewygodnym krzesełku, w tłumie znudzonych, zmęczonych rodziców. Nie było wesoło…

– I jak tam, kiedy wreszcie wpadniesz? – zagadnęła mnie kiedyś Mirka, którą spotkałam na przystanku, odprowadzając dzieci do domu późnym wieczorem.

Kasia o to prosiła, bo w tym czasie sama chodziła na niemiecki. Zapisała się na kurs, żeby starać się o awans. Zajęcia oczywiście odbywały się po pracy, czyli to ja musiałam zajmować się dziećmi.

– Nie mam pojęcia – przyznałam szczerze. – Mam mniej czasu niż przed emeryturą… Ciągle przedszkole, balet, modelarstwo…

– Ha! Zostałaś „ubabciowiona”! – prychnęła śmiechem, ale zaraz spoważniała. –  To znaczy, że jesteś już tylko babcią i praktycznie nie masz własnego życia. Helena, widzę, że to cię męczy. Wyglądasz na padniętą. Powiedz córce, że za dużo na ciebie zrzuca… Musisz w końcu zrobić coś dla siebie, bo zwariujesz!

Wymamrotałam coś w odpowiedzi, bo nie chciałam, żeby Marysia słyszała, jak się skarżę, że męczy mnie ciągła opieka nad nią i jej braciszkiem. Przecież robiłam to, bo to były moje wnuki. Zasługiwały na domową atmosferę, zajęcia, dzięki którym się rozwijały, opiekę podczas choroby…

„No tak, a na co ja zasługuję?” – zadałam sobie w duchu pytanie, ale zaraz zepchnęłam je gdzieś w tył głowy. Nie miałam czasu o tym myśleć. Poza tym takie rozważania wpędzały mnie w nieprzyjemne poczucie winy.

Zajęcia z ceramiki? Bardzo chętnie!

W styczniu zajęcia w domu kultury rozkręciły się na dobre. Kiedy czekałam na wnuki, mijały mnie gromady rozbawionych dzieciaków spieszących się na zajęcia teatralne i tańca nowoczesnego. Widziałam też dorosłe kobiety przebrane w legginsy i koszulki, idące do sali, gdzie głośno grała rytmiczna muzyka. Dom kultury tętnił życiem! Tylko ja się tam straszliwie nudziłam i nie pomagały nawet ulubione gazety czytane na krześle w korytarzu.

– Przepraszam, czeka pani na zajęcia z ceramiki? – któregoś dnia stanęła przede mną wysoka kobieta o płomiennorudych włosach, ubrana w poplamiony czarny fartuch.

– Kto? Ja? – zdziwiłam się. – Nie, ja tylko czekam na dziecko…

Już miała odejść, ale nagle jakby jej coś przyszło do głowy. Powiedziała, że właśnie ma pierwsze zajęcia z ceramiki dla dorosłych, a skoro i tak już tutaj siedzę, to może bym chciała zobaczyć, na czym polegają.

Weszłam za nią do małej salki i z miejsca wiedziałam, że nie będę chciała wyjść. Było tam jeszcze kilka osób, w moim wieku i młodszych, wszyscy uśmiechnięci i podekscytowani. Obserwowałam, jak lepili z gliny i uczyli się obsługiwać koło garncarskie. Eleonora, owa ruda artystka prowadząca zajęcia, miała potem zebrać wytwory rąk swoich kursantów i wypalić je w profesjonalnym piecu.

Córka nie próbowała mnie zrozumieć…

Tydzień później znowu zajrzałam do salki. Wszyscy oglądali swoje dzieła i dumali nad wyborem kolorów dla wazoników i misek.

– O, chciałaby pani do nas dołączyć? – Eleonora wytarła ręce w jakąś szmatkę i podeszła do mnie.

Tak, chciałam. Jej zajęcia odbywały się dokładnie o tej samej godzinie, co balet Marysi, więc uznałam, że to niezły sposób na zagospodarowanie czasu. No a poza tym, muszę przyznać, bardzo mi się tam spodobało.

Dwa pękate wazony i trzy krzywe miski później byłam już, jak to się mówi, wciągnięta na całego. Lepienie z gliny stało się moją pasją, a przy tym mogłam porozmawiać z osobami w moim wieku i spędzić miło czas. Kiedy więc Eleonora zapytała, czy chcemy przychodzić na zajęcia dwa razy w tygodniu, razem z innymi wykrzyknęłam: „jasne!”.

– Ale mamo, w piątki Pawełek ma na osiemnastą. Jeśli będziesz mieć zajęcia na siedemnastą, to jak go przyprowadzisz? – Kasia otworzyła szeroko oczy, gdy podekscytowana powiedziałam jej o swoich planach.

Zrobiło mi się przykro. Tak się cieszyłam na tę drugą ceramikę w tygodniu, a tu klops! Przecież musiałam zajmować się wnukami…

W nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, że to niesprawiedliwe. Dlaczego miałam znowu rezygnować ze swoich planów? Dlaczego nie mogłam mieć własnych przyjemności?

– Przecież jesteś ich babcią! – zawołała oburzona córka, kiedy próbowałam z nią porozmawiać o tym, że narzuciła mi zbyt wiele obowiązków związanych z dziećmi. – Wszystkie babcie zajmują się wnukami! To całkowicie normalne!

Zmarszczyłam brwi. Czy naprawdę tak jest? No chyba nie. Na przykład Mira. Ma czworo wnuków i bardzo je kocha. Zaprasza na niedzielne obiady, wyjeżdża z nimi na wakacje. Ale nie dała się „ubabciowić”.

Ma znajomych i te swoje czwartki z grami i ploteczkami. Chodzi do kina na seanse dla seniorów, ma swoje życie. Jej znajome też. Nawet ludzie z ceramiki. Nikt nie miał problemów z przychodzeniem na drugie zajęcia w tygodniu, tylko ja. Próbowałam wytłumaczyć to córce.

– Kasiu, mogę ci pomagać, ale nie tyle, co do tej pory… – zaczęłam i od razu zobaczyłam, że nie pójdzie łatwo. – Chcę mieć popołudnia i wieczory dla siebie. Potrzebuję tego. Musisz to zrozumieć.

Córka wpadła w panikę. A jej niemiecki? A co, jeśli szef zatrzyma ją w pracy? Czy ja tego nie rozumiem?

– Masz męża – przypomniałam jej. – I teściową. Może byłoby dobrze dla dzieci, gdyby miały więcej kontaktu z drugą babcią? I spędzały trochę czasu z tatą? Przyda im się to.

Nadal im pomagam, ale już nie tak dużo

Obraziła się na mnie. Wykrzyczała mi, że jestem egoistką. Właściwie to nawet się nie zdenerwowałam. Faktycznie, trochę to było egoistycznie. Ale właśnie o to mi chodziło. Chciałam mieć czas dla siebie! Uważam, że to zdrowy egoizm.

Minęło trochę czasu i napięcie między nami zelżało. Kasia nadal rano przyprowadza dzieci, ale powoli odchodzimy od wcześniejszego odbierania Marysi z przedszkola. Owszem, malutka ma babcię w domu, ale w końcu będzie musiała nauczyć się przebywać w grupie i nie marudzić. Na balet dalej ją odprowadzam. Pokrywa się z moją ceramiką i tai-chi. Tak, zaczęłam ćwiczyć tai-chi!

To taka chińska gimnastyka, idealna dla osób w każdym wieku. No cóż, nasz dom kultury dba o stałe poszerzanie oferty dla seniorów… W środy na korytarzu mijam się z Pawełkiem. Ja idę na swoje zajęcia, jego tata przyprowadza na modelarstwo. Podobno w domu kleją razem samoloty. W czwartki chodzę do Miry na gry. Poznałam jej przyjaciół, teraz są także moimi znajomymi.

Wreszcie czuję się prawdziwą emerytką, mam czas na pasje, czytanie i odpoczynek. Jeśli to ma być egoizm, to polecam go wszystkim „ubabciowionym”. Bo naprawdę nie ma w nim nic złego!

Czytaj także:
„Chciałem raz poczuć jak to jest być z luksusową kobietą, a nie żoną. Jedna noc kosztowała mnie 3 tys. zł”
„Odkryłam seksualną tajemnicę mojej mamy. Prowadziła podwójne życie, a ja żyłam w domu pełnym obłudy!”
„Myślałam, że 50-latka taka, jak ja nie ma szans na gorący romans. Zenek rozbudził we mnie pełną pożądania 20-latkę”

Redakcja poleca

REKLAMA