„Chciałem raz poczuć jak to jest być z luksusową kobietą, a nie żoną. Jedna noc kosztowała mnie 3 tys. zł”

Historia mężczyzny, który zdradzał żonę fot. Adobe Stock
Wierzcie mi, była warta grzechu, ale to jak mnie potraktowała... Przepuściłem na nią rodzinne oszczędności, pieniądze na studia dla dzieci i ogołociłem też teściów z zaskórników. Wszystko dla niej. Byłem głupi, myślałem nie głową, a czymś innym.
/ 21.09.2021 12:33
Historia mężczyzny, który zdradzał żonę fot. Adobe Stock

Byłem głupcem, który za dużo się naoglądał ckliwych wyciskaczy łez. To one kazały mi wierzyć, że miłość góry przenosi, a cuda się zdarzają. Słono za tę naiwność zapłaciłem.

Pamiętacie tę amerykańską komedię romantyczną z Richardem Gere i Julią Roberts? Przystojny biznesmen wynajmuje piękną prostytutkę, żeby towarzyszyła mu podczas służbowych spotkań. Ona okazuje się ciepłą wrażliwą kobietą, on romantykiem, który ma dość samotności. Zakochują się w sobie na zabój i mimo kilku nieporozumień wszystko kończy się happy endem.

Od początku byłem przekonany, że tak samo będzie między mną a Ivette. Ivette, prześliczną blondynką o arystokratycznym pochodzeniu. Poznaliśmy się w restauracji. Siedziała tam z koleżanką, długowłosą brunetką. Obie niezwykle piękne i eleganckie, chociaż może nieco za swobodnie ubrane. Towarzyszyły równie eleganckiemu mężczyźnie, starszemu od nich o co najmniej dwadzieścia lat.

Wysoki, krępy, w garniturze, z wyglądu trochę jak gangster. Blondynka siedziała z jego lewej strony i głaskała go po dłoni. Brunetka siedziała z prawej i głaskała go po udzie. Widać było, że mężczyzna woli po udzie, bo się bardziej do brunetki przysuwał. Ja byłem z kolegami, lecz nie mogłem od tej trójki oderwać wzroku. To co się między nimi działo, było tak czytelne, w sposób oczywisty erotyczne…

Te dwie kobiety musiały przychodzić tu dość często

Kelnerzy traktowali je z dyskretną poufałością, ale i szacunkiem właściwym wysokim napiwkom. Tak jak traktuje się luksusowe call girls. Blondynka zauważyła, że się im przyglądam. Spojrzała mi w oczy, potem przeniosła wzrok na moje buty, uśmiechnęła się i znów spojrzała mi w oczy. Zrozumiałem. Dała mi znak, że to nie moja liga.

Miałem na sobie zwykłe adidasy, a mężczyzna, który jej towarzyszył, błyszczące sztyblety. Takie, co to kosztują z tysiąc złotych albo i więcej. Zepsuła mi cały wieczór. Chłopaki śmiali się, dowcipkowali, lecz ja nie mogłem przestać myśleć o tym jej spojrzeniu. Nagle facet w sztybletach zaczął brunetkę całować. Blondynka, wyraźnie niezadowolona, sięgnęła po papierosa, a kelner wskazał jej drogę do palarni.

Nie wiem, co mi odbiło, bo przecież nie palę, jednak poszedłem za nią. Chyba chciałem się z tych butów jakoś wytłumaczyć. Minęła palarnię, wyszła na zewnątrz. Ja za nią. Wyciągnęła papierosa.

– Przepraszam, może mnie pani poczęstować? – zapytałem, żeby mieć jakikolwiek pretekst do rozmowy.

– Proszę – podała mi paczkę, uśmiechając się z tą samą ironią co w sali. Zapaliłem papierosa, a ona roześmiała się, widząc jak nieporadnie usiłuję ukryć fakt, że od wielu lat nie jarałem.

– Zawsze ocenia pani ludzi po butach? – spytałem ją nieco zirytowany.

– Tak. Po butach i po dłoniach. Poczułem się trochę pewniej. Mam ładne dłonie. Szczupłe, o długich palcach.
– I co pani wyczytała z moich butów?

– Ma pan ładniejsze dłonie. Niech pan zostawi te nieszczęsne buty w spokoju. Jak kobiety to robią, że w ciągu sekundy cała złość może facetowi minąć?

Uśmiechnąłem się pod nosem i spytałem:

– Uważa pani, że mam ładne dłonie?

– Owszem – przytaknęła, patrząc mi głęboko w oczy.

– Na pewno są bardzo ciepłe i niezwykle delikatne, prawda?

I tak zaczęła się nasza znajomość

Porozmawialiśmy trochę, po czym dała mi swoją wizytówkę i wróciła do restauracji. Różową karteczkę obracałem w palcach przez kilka minut. „Ivette Medinsky”, numer telefonu. W głowie zakręciło mi się, jakbym wypił kilka lampek szampana. Wciąż słyszałem jej głos, miękki i spokojny.

Czułem dotyk palców, którymi przez sekundę dotykała mojej dłoni. Zamknąłem dłoń, jakbym ten jej delikatny dotyk chciał zatrzymać na dłużej. Wieczorem długo wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze. Patrzyłem na czterdziestoletniego mężczyznę. Dość zadbany, nie licząc lekkiej fałdy tłuszczu na brzuchu. Żona, dwójka dzieci, w miarę dobra praca. Przeciętniak. „Czy ja jeszcze mógłbym podobać się kobietom?” – zacząłem się zastanawiać.

Długo leżałem w łóżku, patrząc w sufit. Ivette. Ciekawe, czy to prawdziwe imię… Ładnie brzmi, tak niecodziennie. Ivette. Ładna dziewczyna. Pachnąca. Przez dwa dni myślałem tylko o tym, żeby zadzwonić i się z nią spotkać. Ale miałem wątpliwości. Przecież żona, dzieci! Nie powinienem, nie wolno mi. Ale gdyby chociaż raz?… Tylko raz, żeby zobaczyć, jak to jest z taką luksusową kobietą...

Trzeciego dnia nie wytrzymałem. Drżącymi dłońmi wybrałem numer telefonu. Natychmiast odebrała. Nie poznała mnie po głosie, nie skojarzyła imienia. Trochę byłem rozczarowany. Skojarzyła dopiero, gdy wspomniałem o adidasach.

– Ach, mężczyzna o ładnych dłoniach! – roześmiała się. – Miło, że zadzwoniłeś.

A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Okazało się, że do domu ta piękna kobieta zaprasza tylko tych, do których ma pełne zaufanie. Muszę na nie zasłużyć, więc na razie możemy się spotkać w hotelu. Hotel ma być minimum trzygwiazdkowy, pokój z podwójnym łożem, najlepiej apartament. Taksówką nie muszę się martwić, ona ma zaprzyjaźnionego kierowcę.

Za dwie godziny możemy się spotkać. Byłem podekscytowany jak przed pierwszą randką. Za dwie godziny! Rzuciłem się do internetu w poszukiwaniu odpowiedniego hotelu. W końcu zdecydowałem się. Apartament, cztery gwiazdki. W promocji 450 złotych za dobę. Drogo, ale na pierwszym spotkaniu chciałem wypaść jak najlepiej.

„To przecież będzie pierwszy i ostatni raz” – szybko poprawiłem się w myślach i wyszedłem z domu. Przyjechałem pół godziny przed czasem. Niecierpliwiłem się bardzo. W końcu usłyszałem cichutkie pukanie do drzwi. Skoczyłem do nich jednym susem i aż zamarłem z wrażenia.

Miała na sobie śliczną, czerwoną, obcisłą sukienkę ukazującą nogi po pępek. Włosy długie, puszyste, rozpuszczone. Niesforne kosmyki miękko opadały na jej kształtne piersi. Cudowna! Zaschło mi w gardle.

Bez słowa podszedłem i położyłem ręce na jej biodrach.

– Nie śpiesz się tak, słoneczko – powiedziała tym swoim seksownie szeleszczącym głosem.

– Jestem głodna, zjedzmy coś najpierw. Myślałem, że pójdziemy od razu do łóżka, a nie na kolację… Ale co miałem robić, skoro kobieta mówi, że jest głodna? Zeszliśmy do restauracji. Zamówiła sobie łososia w białym winie, do tego butelkę białego wina. Żeby pasowało. Nieźle. Ja wziąłem tylko sałatę po grecku, tłumacząc, że jestem już po kolacji.

Tak naprawdę, to bałem się o wysokość rachunku. I słusznie, bo potem Ivette zamówiła tiramisu i espresso oraz lampkę koniaku. Ja poprosiłem jeszcze tylko o wodę mineralną, ale i tak miałem zapłacić za wszystko 250 złotych. Dałem kelnerowi 300 i nieopatrznie powiedziałem „dziękuję”, odpowiadając na jego „dziękuję”, więc skłonił się nisko, uznając, że cała reszta to napiwek.

Było już po dwudziestej drugiej, powoli się niecierpliwiłem. Wydałem w sumie 750 złotych, a jeszcze nawet się nie pocałowaliśmy. Otarłem pot z czoła, zerknąłem na zegarek. Zrozumiała. Wstała i wzięła mnie pod rękę.

– Chodźmy do pokoju, bo już nie mogę się ciebie doczekać – zamruczała. W życiu nie miałem takiego seksu. W zasadzie to mogłem nic nie robić, leżeć jak ten wór, a Ivette sama się mną zajmowała. Pieściła czule, całowała... Opowiedziała mi przy tym o sobie. Okazało się, że jej dziadek był arystokratą na Słowacji. Miał nawet jakiś zamek, ale zabrali go komuniści. Przyznam, to była bardzo interesująca historia. O drugiej w nocy ktoś zapukał do drzwi. Zerwałem się z łóżka zaniepokojony.

– Bez nerwów – uspokoiła mnie Ivette. – To Karl, mój kierowca i ochroniarz. Podeszła, otworzyła drzwi. Do pokoju wszedł Karl, w którym natychmiast rozpoznałem mężczyznę w sztybletach. Tego, którego widziałem podczas pierwszego spotkania w restauracji.

– Wszystko w porządku? – spytał i rozejrzał się po pokoju. – Tak, mój bodyguardzie. W najlepszym.

– Zostajesz tu do rana?

– Chyba tak. Śpiąca już jestem. Mężczyzna podszedł do mnie.

– Pan rozumie, nie znamy się jeszcze, to i zaufanie mam małe – oświadczył na wstępie.

– Muszę zainkasować za tę panią. Taki księgowy jakby jestem.

– Jasne – wyjąkałem, nieco skołowany takim obrotem sprawy.

– Ile się należy?

– Dwa tysiące – wypalił.

Zatkało mnie. Sprawdzałem ceny takich usług w internecie. Średnio tysiąc za noc. Myślałem, że spędzę z Ivette ze trzy godziny i zapłacę najwyżej 500 złotych… Poprosiłem Karla do przedpokoju.

– Nie da rady mniej? – zapytałem.

– To już jest mniej – warknął Karl.

– Płacisz czy robimy awanturę? Oczywiście, że zapłaciłem. Tyle że musieliśmy podjechać do bankomatu. Nie wróciłem już do hotelu. Czułem niesmak. Prawie trzy tysiące złotych za tych parę chwil? Nie na moją kieszeń takie zabawy. Miało być raz i było. Koniec. Starałem się zapomnieć o tej przygodzie, lecz kiepsko mi szło.

Takie ciało, jakie ma Ivette, trudno wymazać z pamięci. Po tygodniu zadzwonił telefon. Ze zdumieniem usłyszałem jej głos.

– Dlaczego się do mnie nie odzywasz? – spytała słodko. – Tęsknię. Taka kobieta jak ona dzwoni do takiego faceta jak ja? I mówi, że tęskni?! – Spotkajmy się – zaproponowała.

– Nie bardzo mam jak… – zacząłem szukać wymówki, bo wstyd mi było powiedzieć, że trzy tysiące za spotkanie to dla mnie stanowczo za dużo.

– Dam ci adres. Przyjedź do mnie. – powiedziała. – Oczywiście, tym razem nie ma mowy o żadnych pieniądzach.

Byłem w szoku

Ivette chyba naprawdę za mną tęskniła! Spodobałem się jej! Umówiliśmy się na weekend. Żonie powiedziałem, że mamy z kolegami poprawiny wieczoru kawalerskiego. Niczego nie podejrzewała, bo nigdy nie dałem jej powodu do zazdrości. Ufała mi. Choć było mi wobec niej głupio, emocje związane z Ivette okazały się silniejsze.

Czułem się zafascynowany tamtą kobietą. Jej ciałem, sposobem bycia, wyuzdaniem. Entuzjazmem, z jakim podchodziła do seksu. Z moją żoną na przykład nie kochaliśmy się oralnie. Kiedyś próbowałem ją do tego skłonić, ale była tak niechętna, a przy tym niezręczna, że dałem spokój. A Ivette robiła to w sposób naturalny, zupełnie jakby to było drapanie po plecach.

Kupiłem butelkę wina i pojechałem do niej. Spędziłem z nią całą noc. Jeszcze piękniejszą niż tamta. Mówiła, że jestem wyjątkowy, że w życiu nie spotkała takiego mężczyzny. Byłem w siódmym niebie. Odtąd spotykaliśmy się co tydzień. Jak nie mogłem w domu wymyślić żadnej wymówki, to umawialiśmy się na kilka godzin w dni powszednie, po pracy. Ivette zaczęła mnie pytać o możliwość rozwodu.

Chciała, bym z nią zamieszkał. Żal mi było żony, a jeszcze bardziej dzieci, ale po miesiącu naszych spotkań pokochałem Ivette miłością szaleńczą. Zrobiłbym dla niej wszystko.

Mówiłem jej to, a ona całowała moje dłonie i zapewniała, że zostaniemy ze sobą na wieki. Wstrząs nastąpił nagle. Po jednej listopadowej nocy spędzonej u Ivette zastałem moją rodzinę zapłakaną, siedzącą w kuchni.

Gdy wszedłem do pokoju, zobaczyłem, że szyby w oknach są powybijane. Nasze mieszkanie mieściło się na piętrze. Żona, łkając, opowiadała, że wszystkie szyby wyleciały niemal w jednym momencie, jakby grupa chuliganów na czyjąś komendę razem wystrzeliła z proc. Wziąłem kij bejsbolowy, który trzymam w przedpokoju na wszelki wypadek, i wybiegłem z domu. Myślałem, że zobaczę ich gdzieś w pobliżu i te głupie mordy im porozbijam. Przed bramą wpadłem jednak na Karla. Wyglądał, jakby na mnie czekał.

– Ktoś ci szyby powybijał? – zarechotał obrzydliwie. – No popatrz. Ty sobie tam bezkarnie dymasz moją lalę, a tu ktoś pod twoimi oknami chodzi, rodzinę ci straszy.

– Czego chcesz? Mam pójść na policję? Spoważniał.

– Układ jest taki – zaczął. – Ivette chce z mojej stajni odejść. Mówi, że się w tobie zakochała. Kij z nią. To się zdarza. Ale wykupne to 40 tysięcy złotych. Pierwszą ratę płacisz jutro. Dziesięć tysięcy. To za korzystanie z jej usług bez mojej zgody.

Nie miałem pojęcia, co robić. Zadzwoniłem do Ivette. Płakała. Mówiła, że Karl groził jej śmiercią. Jeśli nie zapłacę, to ją zabije. I zrobi też krzywdę mojej rodzinie. Muszę ją wykupić – w imię naszej miłości. Wystarczy, że dam mu 30 tysięcy, ona dołoży resztę ze swoich oszczędności. Więcej nie ma, Karl jej wszystko zabierał.

Byłem przerażony, ale i szczęśliwy. Ivette mnie kocha! Muszę tylko gdzieś natychmiast zdobyć marne 30 tysięcy! Z pierwszą ratą nie było problemu: rozwiązałem fundusz stypendialny młodszej córki. Akurat jedenaście tysięcy. Wręczyłem dziesięć Karlowi, resztę przeznaczyłem na wprawienie wybitych szyb. Powiedział, że czeka dwa tygodnie, potem zabiera Ivette i nigdy jej nie zobaczę. Myśl, że nie spotkam już mojej ślicznej kochanki, bolała mnie bardziej niż wyrzuty sumienia. I dlatego to zrobiłem...

Moi rodzice są biedni, ale teściowie mają szklarnię; od nich mógłbym pożyczyć. Zadzwoniłem i poprosiłem o dyskrecję. Skłamałem, że trafia się niebywała okazja, kolega sprzedaje tanio szeregówkę. Brakuje mi 20 tysięcy na zaliczkę. Oddamy od razu po sprzedaniu mieszkania, ale niech nie mówią mojej żonie, bo to ma być niespodzianka z okazji naszej rocznicy. Dziesiątej rocznicy naszego ślubu. Uwierzyli.

W umówionym dniu spłaciłem Karla i od razu pojechałem do Ivette. Pukałem, dzwoniłem, waliłem w drzwi. Cisza. Jej telefon również milczał. Niech to szlag! Naturalnie pojechałem na policję. Bałem się, że Karl trzyma Ivette uwięzioną, może zrobić jej krzywdę. Próbowałem tak to policji opowiedzieć, żeby ukryć przed nimi historię z okupem, ale sprytnie podpytywali i w końcu ujawniłem prawdę. Jeden z policjantów sięgnął wówczas do jakichś grubych akt i wyciągnął zdjęcie.

– Poznaje pan tę kobietę? – spytał. – Tak, to moja Ivette! Ivette Medinsky. Córka słowackiego arystokraty!

– Arystokraty? Słowackiego? – zdziwił się policjant.

– Nie, proszę pana. To Iwona M. z Sieradza, z domu Kiełbasa. Żona Karola. Oboje poszukiwani są za wyłudzenia, szantaże i oszustwa. Jest pan ich czwartą ofiarą w tym mieście. Co mogę napisać... Z posterunku policji wróciłem parę dni temu. Wciąż nie mam odwagi opowiedzieć o wszystkim żonie. Paraliżuje mnie strach. Jak mam jej to wszystko wytłumaczyć?!

Że pozbawiłem dziecko funduszu stypendialnego, a od teściów pożyczyłem fortunę na szeregówkę, która nie istnieje? I to wszystko dla jakiejś dziwki, która mnie oszukała... Wiem, że Hania mi nie przebaczy. Wiem, że to koniec mojego spokojnego, szczęśliwego życia. Na razie jednak udaję, że wszystko jest w porządku. Moje dzieci są wciąż ufne i szczęśliwe. Jeszcze nic nie wiedzą.

Moja żona codziennie się uśmiecha do mnie, tak jak zawsze się uśmiechała. Czuję, że ją kocham. Ivette była chwilowym zauroczeniem. Dopiero teraz jestem tego pewien. Tym większy rośnie we mnie ból. Mam wrażenie, że w końcu mnie rozsadzi. Pewnie tak właśnie boli serce, które za chwilę pęknie z rozpaczy. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja przyjaciółka zakochała się w psychopacie
Nie wiem, czy dam radę być samotną matką
Wujek chciał oddać babcię do domu starców

Redakcja poleca

REKLAMA