„Córka rodzi dzieci na potęgę, choć ledwo umie zadbać o samą siebie. Doskonale wie, że mamusia jak zwykle ją uratuje"

Kobieta wściekła na córkę fot. Adobe Stock, nat2851terry
„Byłam wściekła. Moja córka zmieniała skórę jak kameleon. Odkąd powtórnie wyszła za mąż, w ogóle nie mogłam jej poznać. Owszem, Joanna zawsze była mistrzynią gry aktorskiej. Zupełnie jak mój mąż. Oni są siebie warci...".
/ 21.10.2022 11:02
Kobieta wściekła na córkę fot. Adobe Stock, nat2851terry

– Myślałam, że się zabezpieczasz. Zapomniałaś połknąć pigułkę? – spytałam wzburzona, kiedy  tylko zostałyśmy z córką same w kuchni.

– Nie, mamo, to jest planowana ciąża – oświadczyła Joasia.

– Nie mówiłaś, że masz takie plany. W twoim wieku to ryzyko… Poza tym Karola dopiero wyszła z pieluch, a ty pewnie myślisz, że następne też ja będę ci chować!? – denerwowałam się dalej.

– Właśnie idzie o wiek, mamo – rzuciła stanowczym tonem, a po chwili zmieniła głos i zapiszczała do wchodzącego do kuchni zięcia: – Misiaczku, pójdziemy już do naszego domku, prawda? Asia się trochę zdrzemnie, a ty zajmiesz się Karolcią… – córka pogłaskała Michała po twarzy.

Zwyczajnie szlag mnie trafiał

Moja córka zmieniała skórę jak kameleon. Odkąd powtórnie wyszła za mąż, w ogóle nie mogłam jej poznać. Owszem, Joanna zawsze była mistrzynią gry aktorskiej. Zupełnie jak mój mąż. Kiedy coś od kogoś potrzebował, robił się bardzo miły, dopóki tego nie dostał. A gdy już trzymał zdobycz w garści, odwracał się od dobroczyńczy i zapominał o nim do następnego razu. Strasznie nie lubiłam tej cechy u męża, ale po 40 latach z Witkiem przywykłam. Ma inne zalety…

A może zostałam z nim tak długo tylko dlatego, że stworzył mi wygodne życie? Było mi z tym dobrze. Przyznaję. Mój spokój i wygodę zburzyła córka. Zaraz po studiach wyszła za mąż za Jacka i zaczęły się ciągłe żądania: „Mamo, zrób naleśniki z serem… Robisz takie pyszne” – ćwierkała. Albo; „Jedziemy z Moniką i Piotrem na Mazury, na łódkę. Zrobiłabyś mięsko w wekach? Tak na dziesięć dni dla czterech osób”.

No i zawekowałam mięsko. A potem to już poszło! Kiedy urodziła Kamila, nie było dnia, żebym nie nosiła do niej wałówek, nie zajmowała się dzieckiem!

– No wiesz, mamuś, muszę się uczyć do specjalizacji… Przecież chcesz mieć dobrego lekarza w rodzinie – przymilała się i ćwiczyła na mnie te swoje sztuczki…

A kiedy się z Jackiem rozwiedli, przejęłam całkowitą opiekę na dzieckiem! Byłabym niesprawiedliwa, gdybym teraz mówiła, że nie chciałam. Kamil to grzeczne dziecko, a poza tym tak się wtedy złożyło, że przeszłam na wcześniejszą emeryturę, więc mogłam więcej czasu poświęcić wnukowi. Potem było coraz mniej obowiązków, bo najpierw przedszkole, potem szkoła… Co prawda trzeba było go wozić w tę i z powrotem: do szkoły, na angielski, na tenisa, ale dawałam radę.

Mąż tylko okazjonalnie mnie wyręczał

Córka miała już specjalizację i stała się cenionym kardiologiem, kiedy napatoczył się ten szczeniak. Michał jest o 8 lat młodszy od Joanny. Z początku myślałam, że to jakiś korepetytor Kamila, bo pierwszy raz widziałam go u córki, kiedy tłumaczył wnukowi coś
z angielskiego.

Jednak okazało się, że Michał pracuje w kancelarii adwokackiej, która Joannie przeprowadzała podział majątku z pierwszym mężem. Kiedy trzy lata temu oświadczyła nam, że jest w ciąży i w sylwestra bierze ślub, oboje z Andrzejem myśleliśmy, że nie znamy jeszcze jej wybranka. Tymczasem okazało się, że to Michał.

– Mamo, młodszy to żaden wstyd… A poza tym dziecko będzie miało zamożnego tatę – powiedziała z uśmiechem.

Liczyłam na to, że mój młody zięć przejmie część obowiązków, a przynajmniej będzie zawoził Kamila na tenisa. Niestety, tak jak moja córka był bardzo zapracowany… No i jeszcze bardzo polubił moją kuchnię. Uwielbienie zięcia dla moich zdolności kulinarnych było tak wielkie, że na swoje urodziny zażyczył sobie w prezencie ode mnie… sto pierożków i barszczyk.

Kiedy zaprotestowałam, córka zrobiła mi awanturę:

– Są Michała urodziny, przychodzą jego rodzice i siostra z mężem… Wyobrażasz sobie, że ja z tym brzuchem będę stała kilka godzin przy kuchni, żeby ulepić sto pierogów! – wrzeszczała, a ja stałam jak zamurowana i nie mogłam słowa z siebie wydusić.

Wtedy wtrącił się mój małżonek.

– Nie rób dramatu – powiedział.

– Uwiniesz się raz–dwa, a Joasia rzeczywiście ma kłopot.

Odzyskałam mowę i wyjaśniłam córce, że nie ma obowiązku podawać pierogów,  jeśli nie ma siły i ochoty na pracę w kuchni, że może zamówić catering.

– Stać cię na to! – oświadczyłam stanowczo. – Dość już mam obowiązków związanych z twoją rodziną i nie będę brała na siebie kolejnych, dlatego że ty podejmujesz teściów, szwagierkę i Bóg wie kogo jeszcze.

Obraziła się i wyszła. Mój mąż też miał mi za złe

Zaszył się w swoim pokoju i przez kilka dni mijaliśmy się bez słowa. W sumie było mi to na rękę. Przynajmniej mogłam odpocząć. Rozmawiałam tylko przez telefon z wnukiem, który poinformował mnie, że Michał, jego nowy tatuś, zawozi go na tenisa i pomaga w lekcjach. Te wiadomości pozwoliły mi odzyskać spokój i pomyślałam, że może ten mój zięć nie jest taki zły. Tylko co się stało z córką?

Narodziny Karoliny przebiegły bez większych emocji. Wnusia urodziła się śliczna i zdrowa. W pierwszych tygodniach życia małej chętnie odciążałam Joannę, aby mogła wydobrzeć po porodzie. Zresztą, bez względu na jej różne wyskoki, kocham córkę i pragnę jej szczęścia. Tym razem jednak postanowiłam, że nie dam się wykorzystać i pozwolę, aby córka sama spełniała się w roli matki.

Niestety, Joanna nie zamierzała wytrwać w domu z maleństwem nawet do końca urlopu macierzyńskiego. Stwierdziła też, że nie będzie karmić piersią Karolci tak długo, jak karmiła Kamila.

– Muszę wrócić jak najszybciej do pracy. Wiesz, mamo… Nie mogę zagrzebać się w domu, bo Michał ma różne służbowe obowiązki, powinien pokazywać się z żoną, więc muszę się wziąć za siebie.

Od razu zaświtało mi w głowie, że córka już dawno wykombinowała, że to ja zajmę się wychowywaniem jej drugiego dziecka. Zgodziłam się, naiwnie określając pewne warunki: Joanna nie bierze w szpitalu żadnych dyżurów; nie ma wieczornych wyjść, o których nie jestem uprzedzona z dwudniowym wyprzedzeniem; nie gotuję obiadów dla całej jej rodziny, a tylko przygotowuję posiłki dla dzieci.

Na początku wszystko grało. Byłam zadowolona, widząc radość córki, kiedy każdego dnia wracała do swojej gromadki. Usuwałam się wtedy szybko, żeby dać jej szansę spełniać się jako matka, żona i pani na włościach. Niedługo okazało się jednak, że w domu córki nie ma gorących posiłków, i to właściwie moja wina, bo kiedy ona ma niby gotować? Poza tym wyszło na jaw, że córka zaniedbuje Kamila, nie tylko nie dając mu porządnego obiadu. Wnuk bardzo opuścił się w szkole, nie był dopilnowany…

Wróciłam do córki na pełny etat. Miało być na chwilę… Karolcia na wiosnę skończy trzy lata. Teraz częściej wnuki są u mnie. Czasem zostają na noc, gdy ich rodzice gdzieś balują albo wyjeżdżają. Często sama je odwożę. Pakuję też wałówkę na kolację dla córki i zięcia, jadę do jej eleganckiej willi. Dziś sami przyjechali po dzieci, żeby nam przekazać radosną nowinę…

Jak ona wyobraża sobie moją opiekę nad trójką?!

– Skąd ten pomysł na trzecie dziecko? Masz czterdzieści lat, kiedy je wychowasz? – spytałam, gdy po wielu namowach udało mi się ją wyciągnąć w niedzielę na spacer z Karolcią.

– No właśnie. Muszę się odmłodzić, a ciąża jest lepsza niż botoks.

– Chcesz kolejne dziecko, żeby się odmłodzić? Masz już dwójkę, którą się nie zajmujesz. Karolcia wciąż się myli i do mnie mówi „mamo”, bo ciebie prawie nie ogląda.

– Jesteś okropna! – żachnęła się Joasia. – To normalne, że dziadkowie pomagają w wychowaniu wnuków.

Pomagać a wychowywać to co innego. Poza tym, jak można rodzić dziecko tylko po to, żeby się odmłodzić?!

Tym razem nie ustąpię. Dla dobra maleństwa nie będę znów zastępczą matką. No i ja też mam prawo do życia!

Czytaj także:
„Narzeczony pracował po nocach, patrzył na mnie z obrzydzeniem i nie dotknął mnie od tygodni. Było dla mnie jasne, że ma kochankę"
„Chciałam zemścić się na koleżance z pracy, ale przesadziłam. Teraz modlę się za jej zdrowie i płaczę pod szpitalem”
„Siostra to hipokrytka. Od lat nie postawiła nogi w kościele, a córkę zmusza do wiary. Boi się, że ludzie będą wytykać ją palcami”

Redakcja poleca

REKLAMA