„Córka przy nikim nie chciała powiedzieć ani słowa. Myślałam, że jest wstydliwa. Myliłam się”

Matka z córką fot. iStock by GettyImages, Juanmonino
„Ania to prawdziwy aniołek. Jest ukochanym, długo wyczekiwanym oczkiem w głowie. Ja i mąż staraliśmy się o dziecko aż 4 lata. Teraz nasza słodka 5-latka chodzi do przedszkola. Jest bardzo grzeczna i ułożona, ale w jej zachowaniu jest coś niepokojącego”.
/ 24.11.2023 12:30
Matka z córką fot. iStock by GettyImages, Juanmonino

– Mój Boże, jaka ona jest grzeczna! – to często słyszę od moich koleżanek mających dzieci w wieku Ani.

Trudno się z tym nie zgodzić. W porównaniu z wieloma rówieśnikami moja Ania to istny skarb. Nie przysparza nam żadnych problemów. Czasami kiedy słucham znajomych mam, myślę, że jestem wielką szczęściarą.

Nie ukrywam, że rozpieszczamy małą – w końcu tyle na nią czekaliśmy. Niemniej nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednej sytuacji, kiedy córka przejawiała postawy roszczeniowe czy zachowała się w niewłaściwy sposób. To niezwykle wrażliwa, ale i uparta dziewczynka, z której ja i Piotr jesteśmy dumni.

Zwykle mówi do nas szeptem, a przy obcych milknie, co – przyznaję – zaczęło mnie niepokoić. Przez pewien czas sądziłam, że Ania ma po prostu taki charakter i jest nieśmiała. Sporo dzieci w jej wieku, zwłaszcza dziewczynek, tak ma. Do głowy by mi nawet nie przyszło, że sprawa jest o wiele poważniejsza, aniżeli mi się wydaje.

Ania miała problem

– Pani Doroto, czy możemy zamienić parę słów? – zapytała wychowawczyni Ani, kiedy przyszłam odebrać małą z przedszkola.

– Oczywiście – od razu się zdenerwowałam – a coś się dzieje?

– Zapraszam do mojego gabinetu – uśmiechnęła się pani Ewa, zachęcając gestem dłoni, abym weszła do wskazanego pomieszczenia.

Usiadłam w fotelu stojącym przy biurku i wyczekującym wzrokiem wpatrywałam się w nauczycielkę.

– Z pewnością pani zauważyła, że Ania jest nieśmiała – to, co usłyszałam, nie było dla mnie żadnym odkryciem.

– Naturalnie, ale ona taka po prostu jest – nie bardzo rozumiałam, co miała na celu ta rozmowa.

– Zauważyłyśmy, że unika kontaktów z pozostałymi dziećmi z grupy, natychmiast się wycofuje. Poza tym do nikogo się nie odzywa, ani do rówieśników, ani do nas – oznajmiła wychowawczyni.

– Ale że nic nie mówi? To niemożliwe, skoro ze mną i mężem normalnie rozmawia, co prawda zazwyczaj cicho, ale nie jest milczkiem – nie kryłam zdziwienia.

– No właśnie – podchwyciła pani Ewa – nie wydaje się to pani dziwne?

– Może trochę – przyznałam niechętnie.

– Sugerowałabym porozmawiać na ten temat z psychologiem – poradziła wychowawczyni. – Znam naprawdę świetną specjalistę, chętnie dam pani namiary.

– Dobrze – wyjęłam z torebki telefon, żeby zapisać sobie w nim numer do psycholożki. – Dziękuję bardzo.

Gabinet pani Ewy opuściłam z mieszanymi uczuciami. Pomogłam Ani się ubrać i udałyśmy się do domu. Wieczorem nie omieszkałam opowiedzieć Piotrowi o pogawędce z wychowawczynią naszej córeczki.

– Ona chyba trochę przesadza – tak oto mój mąż skwitował zasłyszane przed chwilą rewelacje.

– Sama już nie wiem, co myśleć… – miałam mętlik w głowie. – Może dla świętego spokoju umówmy się z tą specjalistką?

– Słuchaj, to na pewno nie zaszkodzi, chociaż nie wydaje mi się, abyśmy mieli powody do niepokoju – Piotr również nie miał nic przeciwko wizycie u psychologa.

Ania jest naszym jedynym dzieckiem. Kochamy ją nad życie, więc jeżeli rzeczywiście coś się dzieje, to wolelibyśmy wiedzieć o tym, zanim wydarzy się coś – odpukać – złego.

Ania cierpi

Na wizytę u psycholożki czekaliśmy niecałe 3 tygodnie. Pani Marta okazała się empatyczną i kompetentną osobą. Starała się nam wszystko jak najdokładniej wytłumaczyć i zadawała mnóstwo pytań dotyczących Ani.

– Już tłumaczę – uśmiechnęła się życzliwie psycholożka.

Wyjaśniła nam, że to na co cierpi nasza córka, jest zaburzeniem lękowym mającym różne przyczyny.

– Na podstawie tego, czego się od państwa dowiedziałam, mogę z niemalże stuprocentową pewnością stwierdzić, że Ania to właśnie taki przypadek – podsumowała.

– Na to są jakieś leki? – miałam cichą nadzieję, że istnieje jakaś magiczna tabletka, którą wystarczy połknąć i mieć problem z głowy.

– Niestety nie – pani Marta bezradnie rozłożyła ręce – ale to nie oznacza, że nic się nie da zrobić.

Zostaliśmy poinformowani, że czeka nas sporo ciężkiej pracy. Ania potrzebuje zarówno naszego wsparcia, jak i pomocy ze strony psychologa, terapeuty oraz logopedy. Musimy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ efekty nie pojawią się od razu. Niemniej przy podjęciu działań na wielu płaszczyznach pojawią się na pewno.

– To nie jest tak, że dziecko nie chce mówić – uspokoiła nas psycholożka. – Czuje lęk przed mówieniem, i celem terapii jest go przełamać. Pamiętajcie jednak, żeby w żadnym wypadku nie naciskać na małą i nie wywierać na nią presji.

– Zrobimy wszystko, co trzeba, aby było lepiej – zapewnił Piotr.

W domu na spokojnie powiedzieliśmy córce, że bardzo ją kochamy i będziemy przy niej przez cały czas. Przekonywaliśmy ją, że to dla jej dobra i po to, żeby nabrała większej śmiałości w kontaktach z innymi ludźmi.

Od tamtego momentu minęło 7 miesięcy. Tylko i zarazem aż, gdyż Ania poczyniła niemałe postępy. Jej terapia wywróciła nasze życie do góry nogami, ale też sprawiła, że jako rodzina mocniej zżyliśmy się ze sobą. Nie chcę w ogóle myśleć, co by się mogło stać, gdybyśmy nie podjęli pewnych kroków. Nie jest łatwo, ale się nie poddajemy.

Nie miałam bladego pojęcia o tym, jak zróżnicowane jest obecnie podejście do terapii dziecięcej oraz że my, rodzice, niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy z istnienia poważnego problemu.

To dzielna dziewczynka, która z każdą kolejną sesją terapeutyczną dosłownie zmienia się na naszych oczach. Dziś wiem, że warto bacznie obserwować własne dziecko i nie bagatelizować niczego, co chociażby w najdrobniejszym stopniu wydaje się podejrzane.

Czytaj także:
„Pragnąłem Weroniki całym sobą. Na jej widok cały sztywniałem. Jednak ta piękność była największą zołzą, jaką znałem”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Oszalałem na jej punkcie. Kiedy patrzyłem na jędrne, nagie ciało, nie mogłem się opanować”
„Uwielbiałam przygody na jedną noc. Musiałam zachorować, żeby wreszcie utrzymać kolana razem”
 

Redakcja poleca

REKLAMA