„Uwielbiałam przygody na jedną noc. Musiałam zachorować, żeby wreszcie utrzymać kolana razem”

Atrakcyjna kobieta fot. iStock by GettyImages, raw
„Myślałam, że ludzie wokół po prostu nie umieją się bawić. Ja nie miałam żadnych granic, więc oni za mną nie nadążali. Musiałam uderzyć głową w mur, żeby dostrzec, że to ja się powoli staczam na dno i szukam pocieszenia w jednorazowych przygodach”.
/ 23.11.2023 22:30
Atrakcyjna kobieta fot. iStock by GettyImages, raw

W klubie było jak zwykle głośno. Hałaśliwa muzyka wdzierała się w uszy, łomotała w głowie, a światło stroboskopu odbijało się w wiszących na ścianach lustrach.

Lubiłam ten klimat. Napełniał mnie energią, sprawiał, że chciało mi się żyć. Zeszłam z parkietu i ruszyłam w stronę stolika, który zajmowałyśmy razem z koleżanką.

Nie zamierzam dziś wracać do domu

– Nie tańczysz? – rzuciłam do siedzącej nad drinkiem Uli.

– Za głośno tutaj – odpowiedziała, patrząc zmęczonym wzrokiem na salę. – Nie gniewaj się, ale chyba wolę wrócić do domu.

– No coś ty! – prychnęłam. – To jeden z najlepszych klubów w mieście!

– Co mówisz? – Ula zmarszczyła brwi. – Prawie cię nie słyszę.

Westchnęłam ciężko. Nie wiem, czego się spodziewałam, zabierając tutaj Urszulę. Ani nie dało się z nią pogadać, ani potańczyć, ani pożartować.

– To idź do domu – rzuciłam do niej obojętnie. – Ja mam na oku tamtego blondyna – ruchem brody wskazałam stojącego nieopodal baru przystojniaka.

Ulka pokręciła głową. Z trudem usłyszałam, jak oponuje nieśmiało: – Przecież on ma nie więcej niż dwadzieścia lat...

– A co mnie to obchodzi?! – krzyknęłam do niej przez ogłuszającą muzykę. – Przyszłam tu zaszaleć! A ty rób, co chcesz: siedź z miną zgorszonej zakonnicy albo wracaj do domu.

Ula spojrzała na mnie smutno. Domyśliłam się, że zrobiłam jej przykrość, ale... Po co chciała tu przyjść? Sama poprosiła o wspólny wypad na miasto, bo nudziła się w domu. No to wzięłam ją ze sobą.

Myślałam, że obie się dobrze zabawimy, napijemy czegoś mocniejszego, zatańczymy, a na koniec poderwiemy jakieś ciacha, spędzimy miłą noc i wrócimy do domu. Jednak Ula w międzyczasie zmieniła zdanie.

– Poczekam na ciebie, baw się – powiedziała, jak mi się wydawało, łaskawie.

– Ulka, ja nie wracam dzisiaj do domu. Dopiero jutro rano... – puściłam oko do blondyna.

Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem. Najwidoczniej też mu się spodobałam. Nic dziwnego. Byłam zgrabna, ładna, a ubranie więcej odsłaniało, niż zasłaniało. Pomachałam do przystojniaka.

– Aha – Ulka przyglądała się, jak wymieniam gesty z blondynem. – Wiesz, że źle robisz?

Oho, pomyślałam, Urszuli włączył się tryb moralizatorski.

– Niby co źle robię? – pochyliłam się nad stolikiem, pozwalając blondynowi podziwiać moje krągłe pośladki.

– Zabawiasz się z małolatami, często imprezujesz, nocujesz nie wiadomo gdzie, sypiasz nie wiadomo z kim.

Spojrzałam na nią nieprzyjemnie.

– To po co się za mną przywlokłaś?

– Nie wiem… Może chciałam cię lepiej zrozumieć. Może myślałam, że to nie będzie tak źle wyglądać, ale wygląda… słów brak. Żal mi ciebie. I martwię się...

– To przestań! – warknęłam. – To moje życie. Rozumiesz? Nie mieszaj się. Jeśli będę chciała wstąpić do zakonu, to zapytam cię o zdanie. A teraz pa, lecę – odwróciłam się i kołysząc biodrami, ruszyłam w stronę przystojnego blondyna.

Nie przyjechałam tu rozmawiać

Zatrzymałam się przed nim i zlustrowałam go wzrokiem. Podobał mi się. Wyglądał na silnego, wysportowanego chłopaka.

Widać zainteresowanie było obustronne, bo dostrzegłam w jego oczach charakterystyczny błysk.

– Postawić ci drinka? – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Pewnie – stanęłam obok niego. – Wódkę z sokiem pomarańczowym.

Palce młodzieńca zacisnęły się na moim prawym pośladku. Był bezpośredni. Lubiłam to.

– Może darujmy sobie drinka i... – przytknęłam palec do ust blondyna – pojedźmy do ciebie?

Nie wyglądał na zaskoczonego. To też mi się podobało. Nie znosiłam gadek typu: Już? Szybka jesteś! Nie mieszkam sam…

– Jasne – zgodził się na moją propozycję.

Niedługo potem wylądowaliśmy w jego kawalerce.

Nie traciliśmy czasu na rozmowy. W końcu nie po to tam przyjechałam... Później, zmęczona przyjemnościami, szybko zasnęłam.

Gdy się ocknęłam, wskazówki zegara wskazywały piątą rano. Ubrałam się prędko, doprowadziłam do porządku i podeszłam do łóżka.

– Ej, młody – szturchnęłam śpiącego blondyna.

Z trudem otworzył oczy i przypatrywał mi się z pytaniem w oczach.

– Kim jesteś? – najwyraźniej nie kojarzył, co zaszło.

– Nikim – mruknęłam. – Wychodzę. Wstań i zamknij za mną drzwi.

– Jak masz na imię? – budził się powoli.

– Nieważne – uśmiechnęłam się. – Do zobaczenia w klubie albo gdzieś indziej – powiedziałam.

Wyszłam z mieszkania, nie zaprzątając sobie więcej głowy swoim młodym kochankiem. Uwielbiałam takie akcje. Niestety, z powodu pracy nie mogłam sobie pozwolić na zbyt częste zabawy w klubie. Wiadomo, trzeba było stawić się rano w robocie i odbębnić swoje.

Jednak kiedy nadchodził weekend, cała aż drżałam z podniecenia.

Wszyscy wiedzą

– Nie myślałaś o tym, żeby zagrać w filmie dla dorosłych? – spytał mnie tydzień później kolejny z moich kochanków. Taki bardziej kojarzący i bystry. – Masz świetne ciało i jesteś dobra w te klocki – dodał.

Roześmiałam się.

– Chyba zgłupiałeś. Sama wybieram, z kim chcę się przespać. Robię to, co lubię, a nie to, co ktoś każe mi lubić. Jasne?

Mężczyzna przyglądał mi się uważnie.

– Jak tam uważasz, mała.

Też mi pomysł! Filmy dla dorosłych?!

Wtedy połowa miasta będzie wiedziała, że uwielbiam zabawiać się z nieznajomymi. Nie potrzebowałam takiej reklamy. I nie zamierzałam tracić czasu na palantów takich jak ten „filmowiec”. Życie miałam tylko jedno i zamierzałam je przeżyć tak, by pod koniec niczego nie żałować. A weekend był długi.

– I tak wiedzą – mruknęła Ula, z którą zdążyłam się pogodzić i której przy kawie opowiedziałam o niecodziennej propozycji.

– Jak to wiedzą? O czym niby? – zapytałam.

– Klaudia, to może jest duże miasto, ale takie rzeczy szybko się rozchodzą, i to nie tylko wśród bywalców klubu. Myślisz, że u nas w firmie nikt nie wie, jak szalejesz, co lubisz, że faceci tego nie komentują?

Zamrugałam, zaskoczona i o dziwo zmieszana.

– Przecież... – zająknęłam się.

– Co przecież? Nie ukrywasz się. Powszechnie wiadomo, że z Klaudią można się zabawić. Nazywają cię jednorazówką. Wiedziałaś? – słowa Uli cięły jak brzytwa.

– Nie sądziłam, że będziesz powtarzać jakieś chamskie plotki! – zawołałam oburzona.

Ula spojrzała na mnie smutno.

– Plotki? Żyjesz jak... – zawahała się – jak żyjesz. Ludzie lubią gadać, a pikantne wieści rozchodzą się najszybciej. A mają o czym gadać – dodała. – Nie pamiętasz już, jakie oburzenie wywołałaś, gdy przespałaś się z Andrzejem? Albo z Markiem? Żona Marka omal się z nim nie rozwiodła.

– Bo głupia – wzruszyłam lekceważąco ramionami. – I o co to wielkie halo? Nic imponującego nie zaprezentował…

– Klaudia! – spokojna dotąd Ula podniosła głos. – Ogarnij się. Krzywdzisz siebie i innych. Kompletnie z nikim się nie liczysz. A jeśli któryś z twoich kochasiów będzie na coś chory? Jeśli czymś cię zarazi?

– No wiesz... – spojrzałam na nią wrogo.

Nie cierpiałam tego jej świętoszkowatego, moralizatorskiego wcielenia. A ostatnio wciąż się mnie czepiała. Jak nie przestanie, dam sobie z nią spokój na dobre.

– Wybieram same zdrowe okazy, zapewniam cię – powiedziałam.

– Zdrowe? A ciekawe, jak to sprawdzasz? Jak weryfikujesz, czy twój okaz nie ma jakiejś choroby wenerycznej czy innej skazy? Może organoleptycznie?

– Ulka, ostrzegam cię! Ja cię nie pouczam. Żyj sobie dalej w swoim świecie dobra i wierności. Ja nie zamierzam zachowywać się jak dewotka. Więc daruj sobie.

Ula podniosła się od stolika i po prostu wyszła.

Byłam zaskoczona. Zwykle miła, spokojna, dobrze wychowana, a przede wszystkim – mimo całego trucia i nawracania – wyrozumiała, teraz po prostu wyszła i zostawiła mnie samą w kawiarni! Co ją napadło? Nagle postanowiła mnie wychowywać? I zamierza stosować taktykę cichych dni czy coś? Chyba oszalała!

– Baba z wozu, koniom lżej – mruknęłam pod nosem. – Niepotrzebna mi taka koleżanka.

Nie miałam nikogo bliskiego

Tyle że innej koleżanki, o przyjaciółce już nie wspominając, nie miałam.

Kobiety za mną nie przepadały. Dziewczyny z pracy wręcz mnie unikały, a niektóre ostentacyjnie się odwracały, gdy przechodziłam korytarzem. Jakbym była trędowata.

O pożyczeniu szklanki cukru od sąsiadki mogłam zapomnieć. Od kiedy przespałam się z jednym z żonatych sąsiadów, reszta kobiet w moim bloku trwała w cichym bojkocie. Podejrzewam, że nawet gdyby ktoś mnie mordował i błagałabym o pomoc, palcem by nie kiwnęły.

Tylko Urszuli na mnie zależało. Tylko ona wciąż się ze mną zadawała, choć nie pochwalała mojego trybu życia. Czemu? Może dostała od proboszcza zadanie: nawrócić grzesznicę, zadrwiłam w myślach.

Czy naprawdę byłam grzesznicą? Latawicą?

Siedziałam wieczorem sama w domu i choć nie chciałam myśleć o rozmowie z Ulą, to jej słowa wciąż do mnie wracały. „Jednorazówka. Powszechnie wiadomo, że z Klaudią można się zabawić. A jeśli ktoś cię czymś zarazi?”.

Nie będę się przejmować głupim gadaniem – pomyślałam. Niech każdy pilnuje swojego nosa. Nie zamierzałam się zmieniać. Lubiłam swoje szalone, swobodne, niech będzie – również rozwiązłe życie. Zawsze jednak pilnowałam, by facet użył prezerwatywy, choćbym nie wiem jak była pijana czy napalona. Więc czego tu się bać?

A jednak za którymś razem coś zawiodło...

Czułam się na niekomfortowo – byłam ogólnie obolała, tu mnie piekło, tam szczypało i jeszcze te niepokojące pękające pęcherzyki…W końcu zapisałam się na wizytę u ginekologa.

Badania wykazały opryszczkę. Wredną chorobę, która lubi nawracać. Na szczęście ja się zgłosiłam we wczesnym stadium.

– Cóż... – lekarz wypisywał receptę. – Przez najbliższy miesiąc pełna wstrzemięźliwość. A mąż niech się zgłosi do dermatologa. Być może zaraziła się pani od niego albo on od pani.

– Nie mam męża – bąknęłam, nagle onieśmielona i zawstydzona, jakbym robiła coś złego.

– To narzeczony czy partner. Albo partnerka.

– Nie mam…

– Droga pani, cudów nie ma. Jakoś się pani zaraziła – uniósł głowę i spojrzał na mnie uważnie.

– Chodzi o to, że nie mam nikogo na stałe – wyznałam.

– Aha. A ilu jest tych nie na stałe? – zapytał lekarz.

– Bo każdego powinna pani powiadomić o swojej chorobie. To w końcu zaraźliwe – dodał.

– Każdego? – zrobiłam wielkie oczy.

Znowu to uważne, świdrujące spojrzenie.

– Przynajmniej tych z ostatnich czterech tygodni, bo opryszczka może się wykluwać do dwudziestu sześciu dni. Aż tylu ich było?

Nie wyczułam w głosie lekarza pogardy czy potępienia, raczej troskę i współczucie. Jak u Uli. Mnie samą ogarnął zaś taki strach i żal, że aż się rozpłakałam.

Przez miesiąc zero seksu? Jak ja to wytrzymam? Czym wypełnię pustkę? Lekarz patrzył i czekał. Nie ponaglał, nie naciskał, nie wyganiał…

I sama nie wiem, jak to się stało, ale zdobyłam się na szczerość i odwagę, by opowiedzieć mu, co lubię robić, co nadaje sens mojemu życiu, dostarcza mi ekscytacji, energii. Opowiedziałam, że ostatnio budzą się niechciane wyrzuty sumienia, więc by je stępić, szaleję jeszcze bardziej. Nieważne, z kim i gdzie.

Anonimowość i nietrwałość tych seksualnych przygód – nie wymieniamy się numerami telefonów, adresami e-mailowymi, czasem nawet imionami – wyklucza poinformowanie każdego z moich kochanków o możliwości zarażenia. Nie wytropię też tego, który mnie zaraził.

Ale gorsza niż wstyd, niż lęk przed chorobą, niż kac moralny była wizja życia bez seksu. Bez intymności, dotyku, dreszczy spełnienia. Tylko wtedy, chwilę po, gdy cała dygotałam, czułam, że żyję, że tylko tego potrzebowałam...

Nie miałam problemów z seksem

Lekarz podał mi chusteczkę. Otarłam oczy i wysmarkałam nos.

– Myli pani pojęcia. Seks w pani przypadku to rodzaj uzależnienia, chora potrzeba – powiedział. – Intymność to coś, co łączy dwoje ludzi silną więzią emocjonalną. Pani się z nikim nie wiąże. Proszę się tam zgłosić – podał mi wizytówkę. – Jeśli im pani pozwoli, pomogą.

– Ośrodek leczenia uzależnień? – odczytałam ze zdziwieniem.

– Mają tam grupę dla seksoholików – oznajmił spokojnie lekarz. – Śmiało, nie ma się czego wstydzić. Nie pani pierwsza, nie ostatnia.

Wahałam się długo, czy w ogóle tam pójść. Przecież ja nie miałam problemów z seksem. Wręcz przeciwnie, kochałam seks!

Problemy zaczęły się wtedy, gdy z powodu choroby i resztek odpowiedzialności zastosowałam się do zalecenia lekarza, by zachować wstrzemięźliwość. Zero kontaktów cielesnych, a więc też zero adrenaliny, dreszczyku, wciągającej jak bagno przyjemności…

Byłam zupełnie jak narkoman na głodzie. Dlatego w końcu poszłam na terapię.

Dziś powoli dostrzegam inne swoje potrzeby, nie tylko nieustającą chęć na seks. Uczę się znajdować przyjemność w innych sferach, odkrywam, co lubię… Kawę z czekoladą, zapach asfaltu po burzy, zmęczenie mięśni po ćwiczeniach, dobry dowcip, szczery uśmiech mojej przyjaciółki...

– Może jeszcze będą z ciebie ludzie – powiedziała mi ostatnio jedna ze znajomych z grupy. Może będą...

Czytaj także:
„Byłam pewna, że trafiłam szóstkę w totka. Zamiast fortuny, odebrałam miłość”
„Przyjaciółka odebrała mi faceta. Cierpiałam, jak diabli, ale przynajmniej dostałam awans”
„Po śmierci męża straciłam wigor i chęć do życia. Przypadkiem wróciłam do dawnej pasji, i codzienność znów nabrała kolorów”

Redakcja poleca

REKLAMA